Recenzja: LST (Linear-S-Transformer) wersja ostateczna

Genealogia i technologia

LST 

   Zręby genealogii już przedłożyłem – Linear-Stax-Transformer ma być remedium na niewystarczającą jakość energizerów Staksa. Sam, jako wyrób, ma z kolei genealogię dość długą, sięgającą źródłowo wprawdzie nie tych zamierzchłych transformatorów Staksa, niemniej także liczących ładnych latek parę prac inżyniera Andrei Ciuffolliego, autora analogicznych, ale bardziej zaawansowanych transformatorowych obwodów. Na bazie jego ogólnodostępnych schematów powstała przez lata udoskonalana konstrukcja klasy szczytowej, od strony komponentów bazująca na transformatorach znanego szwedzkiego producenta, Pera Lundhala.

    Prace nad recenzowanym teraz transformatorem dopasowującym dla elektrostatów podjęto w latach 2011-12 w Berlinie. Pierwsza wersja nosiła nazwę Lundhal-R-Transformer (LRT), obecna, datowana na 2013 i po tej dacie dalej rozwijana, nosi nazwę Linear-S-Transformer (LST). Na liczne po drodze zmiany złożyły się po stronie obudowy chassis z 3-milimetrowej gatunkowej stali, wzmacniające je ceowniki z MU-metalu oraz skuteczniej tłumiąca wibracje podstawa. Wewnątrz natomiast udoskonalone i lepiej od zakłóceń odseparowane płytki obwodów, także kondensatory tantalowe i diody Zenera, prócz tego poprawiony obwód masy, a przede wszystkim w kolejnych wydaniach coraz doskonalsze same transformatory. Opracowano przy tym szereg wersji urządzenia, uwzględniających dopasowanie do typu wzmacniacza (lampowego lub tranzystorowego), a także jego mocy (małej, średniej lub dużej). Wersje obecne są finalne, nie przewiduje się dalszych udoskonaleń.

    Urządzenie okazuje się duże i wykonane starannie. Gruby, anodyzowany na czarno i szczotkowany front aluminiowy łączy się z masywną pokrywą wierzchnią lakierowaną matowym „barankiem” i grubożebrowymi radiatorami boków. Podstawki to chromowane walce na centymetrowych podkładkach z miękkiego tworzywa, a całość sztywna, solidnie skręcona, ciężka, respekt budząca.

   Na dużym froncie trzy obsługowe akcenty: po lewej podświetlany ciemnoniebieską obwódką włącznik POWER, centralnie umieszczone pojedyncze gniazdo 5-pinowe STAX i z prawej mała, analogicznie ciemnoniebieska dioda aktywacji. (De facto zbędna przy potencjometrze podświetlanym.) Matową czerwienią czcionek naniesiono u góry napisy: po lewej – „LRT HBZ”; po prawej –„advanced audio technology”. Z tyłu samo 3-bolcowe gniazdo prądowe z komorą bezpiecznika i jeden komplet głośnikowych przyłączy, nie ma więc funkcji przelotu.

Wersja finalna.

    Urządzenie ważyć będzie na wadze 18 kg, w portfelu 1800 EUR. Czas pełnego wygrzania to circa 200 godzin, producent daje wieloletnią gwarancję na podzespoły i opatruje produkt sygnaturą „Made in Germany”. Ważna uwaga dotycząca użytkowania też z jego strony pada, że mianowicie słuchawki powinny być podpinane dopiero po uruchomieniu i odpinane przed wyłączeniem.  

    Od siebie dodam ogólniejszą, tyczącą każdego użytkownika elektrostatów niezależnie od formy napędu: po zakończonej sesji odsłuchowej dobrze będzie dotykać przez kilkanaście sekund wszystkimi pinami zwilżonego wacika, co pozwoli usunąć z elektrod wałęsające się prądy resztkowe.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: LST (Linear-S-Transformer) wersja ostateczna

  1. PiotrM pisze:

    Panie Piotrze, poluję na tę końcówkę od paru lat, gdzie to można nabyć, proszę o wskazówki co do kontaktu z producentem?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Podjąłem już działania, kontakt niedługo podam.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Podaję kontakt mailowy: refugium99@gmail.com

  2. ductus pisze:

    Drogi Piotrze, co do użytych wzmacniaczy: Abstrahując od Twojego referencyjnego Crofta, to reszta była chyba mało trafiona. Sam wiesz, że słuchawki to ścieżka prawdy dla wzmacniaczy, prawie żadne kolumny nie są w stanie oddać tylu niuansów co elektrostaty, więc wzmacniacz czy monobloki o ogromnej mocy nie załatwiają sprawy, ba, mogą popsuć. Ale sądzę, że nie miałeś nic lepszego pod ręką, a przecież nawet byle stary Accuphase, czy jakiś inny z tzw. vintage serii z zeszłego wieku pokazałby lepiej co umie. Także, każdy musi próbować znaleźć optimum dla siebie i w tym cała zabawa. Pozdrawiam, S.

    1. whero pisze:

      z własnych doświadczeń określiłbym adaptery SRD/LRT/LST itp. jako rozszerzające gamę dostępnych na rynku wzmacniaczy do słuchawek elektrostatycznych o wszelkie wzmacniacze głośnikowe (jak i po przygotowaniu odpowiedniego okablowania – słuchawkowe) – co zwiększa możliwości dostosowania toru słuchawkowego w znacznie większym stopniu pod swoje preferencje ~ co więcej kosztowo po zakupie 2-3 wzmacniaczy/końcówek mocy ze średniej półki „zwraca” nam się zakup adaptera w porównaniu kosztowym z zakupem 2-3 dedykowanych wzmacniaczy do słuchawek elektrostatycznych – a rynek sprzętów przeznaczonych do napędzania głośników jest znacznie większy, bogatszy, barwny ~ osobiście bardzo podeszły mi do gustu (LRT + sr404le) japońskie końcówki mocy z początku lat 80s grające w głębokiej klasie A ~ 15-30W

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Słuchałem monobloków Karan napędzających kolumny i grało to pierwszorzędnie. Ale dla LST mocy mają za dużo. Odnośnie Accuphase, to pełnię klasy tej marki pokazują jedynie końcówki mocy w klasie A. Z ich sprowadzeniem byłoby jednak za wiele zachodu. Ogólnie zaś sprawa wyglądała tak, że posłuchawszy własnego wzmacniacza nie czułem potrzeby uzupełnień. Gdyby z nim pod jakimś względem wadliwie zagrało, wówczas poszukiwania alternatyw byłyby uzasadnione. Ale tak nie było.

  3. phoenix_pl pisze:

    Czy recenzowane urządzenie ma jakąś stronkę w necie gdzie producent się nim chwali?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      O ile wiem, to nie. Produkcja już się kończy, może jeszcze jakieś zlecenie zrealizują, proszę się kontaktować pod wskazanym adresem mailowym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy