Budowa
Genalex ECC83/B759 GOLD LION
Mała, przesławna trioda, ale z rosyjskiej a nie angielskiej fabryki, należącej do Amerykanina, który wykupił prawa do legendarnej nazwy. Sprzedawana po $42 za sztukę, a u nas po 160 PLN i reklamowana jako wierna fizyczna, a przede wszystkim brzmieniowa replika.
Sądząc po zdjęciach anoda rzeczywiście została wiernie lub niemal wiernie odwzorowana, ale w nieco innym, minimalnie ciemniejszej barwy materiale, a napis Genalex pozbawiony jest teraz czerwonego tła, jakim odznaczał się oryginał. Co do brzmienia owych oryginałów, to zachowały się relacje o doskonałym wypełnieniu, niemałej dawce ciepła oraz słodyczy, a przede wszystkim wyjątkowo przestrzennym, trójwymiarowym dźwięku.
Poza wzmiankowanymi różnicami rosyjskie kopie mają przyciągające wzrok złocone nóżki, których oryginały z zakładów Brook Green Works, Hammersmith, London nie miały oraz logo złotego lwa a nie wielki na całą niemal wysokość lampy napis Gold. Odnotować też trzeba, że odziedziczone po oryginale anody są przedłużonej ale nie maksymalnej długości, podobnie jak to ma miejsce u Telefunkenów 803S.
Sophia Electric 12AX7
Ceniące się przeszło trzykroć wyżej chińskie i niczego nie kopiujące Sophie anody mają jeszcze krótsze – o jakieś dwa milimetry – ale za to szersze i zdecydowanie grubsze patrząc z boku. Takie obecne na całym obwodzie a nie w postaci dwóch osobnych, oddzielonych od siebie pustką plasterków. Także opatrzono je w złocone nóżki, a surowiec anod mają minimalnie jaśniejszy, bliższy temu z oryginalnych Genalex. Całościowo są minimalnie niższe, tak o tą długość anody, i tak samo jak te rosyjskie wyposażone w obfity, głęboko sięgający getter.
Mullard branded Amperex Buggle boy ECC83 „long plate”
Nie dość że sławne same z siebie, to jeszcze te właśnie, przebrandowane, uchodzą za wyjątkowo dobre. Powiązane kapitałowo z Philipsem marki Mullard (Anglia) i Amperex (Holandia) często świadczyły sobie nawzajem usługi produkcyjne i tylko po oznaczeniach kodowych można odszyfrować rzeczywiste miejsce narodzin. Te właśnie są rodem z Anglii, o czym zaświadcza kod z Blackburn, ale z nadrukiem holenderskim i famą szczególnie udanych. Czas powstania to połowa lat 50-tych, a wygląd bardzo zbliżony kształtem anody względem tych skopiowanych Gold Lion, tyle że w Mullardach są te anody jeszcze dłuższe, o jakieś kolejne półtora milimetra (czyli trzy i pół w porównaniu do chińskich Sophii). Lecz długość anody, podobnie jak złoto na nóżkach, o niczym nie przesądza, albowiem miałem kiedyś parę wybitnie długoanodowych 12AX7 Brimara i z uwagi na jakość brzmienia się ich pozbyłem, jako że grały zdecydowanie gorzej od wyjątkowo z kolei „krótkich” Mullard M8137/CV4004, które także posiadam.
Względem lamp nowszych te dawne, sześćdziesięcio już letnie, odznaczają się jeszcze jedną cechą – mianowicie mają D-getter, czyli obszar getteru o wiele mniejszy, coś jakby na pół główki. Można więc do nich zaglądać od góry, czego w przypadku pozostałych nie da się zrobić.
Generalnie jednak różnice kształtów i długości, a także wydające się już kompletnie nie mieć znaczenia odmienności getteru, zdają się być marną przesłanką, by mogły wraz z nimi zaistnieć jakiekolwiek odczuwalne różnice brzmienia. Milimetr czy dwa długości i nieco inna konstrukcja elektrod – czyżby to się dało usłyszeć? Na tak mikrej fizycznej bazie?
Mała poprawka: dziewięciopinowy cokół lampy elektronowej to noval.
Faktycznie – napisałem oktalowym. Coś mi na mózg padło.
O, nie, nie – cała dalsza część recenzji temu przeczy. To grające akapity – czytam i słyszę. Dziękuję i pozdrawiam.
… i jeszcze: ECC83 to podwójna trioda o pośrednim żarzeniu.