Recenzja: Kinki Studio THR-1 Headphone Amp

Budowa, wygląd, ekonomia

Kolejny wzmacniacz słuchawkowy.

  Wzmacniacze słuchawkowe to ostatnimi czasy w setki liczne stado, i wciąż jacyś technologiczni kowboje przyganiają mu nowe sztuki. Od byków jak te MSB, po kosztujące paręset złotych muchy, albo i nic nie kosztujące drobinki wbudowane w smartfony. Z modą dosyć powszechną na płaskość i dołożenie przetwornika D/A, tak żeby na biureczko – i gramy, gramy, gramy… W gry gramy lub muzykę, a Ryka nie byłby sobą, gdyby przy tej okazji nie zauważył wielkiej grandy na rynku kart graficznych, która wywindowała ich ceny powyżej dziesięciu tysięcy. O której to grandzie prasa komputerowa wysila się nie pisać, udając, że jej nie ma. Albowiem z wolności słowa (która jak zawsze w rozkwicie zdaniem jednych, w zapaści według drugich) należy korzystać rozsądnie, tak by nie drażnić większych ryb, przez które można być połkniętym. Jak zatem krytykować, to tylko z jakimś pomysłem, z jasną wizją korzyści z tego – i tym bardziej nie krytykować, gdyby to miało przynieść stratę.

Dobrze, to nie dotyczy Kinki Studio, ono nam daje słuchawkowy wzmacniacz. A te trzymają ceny z grubsza w granicach rozsądku i stale poprawiają jakość. Gdzie się podziały tamte czasy, dla recenzentów tak łaskawe, kiedy ten albo tamten wzmacniacz można było wziąć za przykład tandety i pojeździć po nim krytyką. Kiedy, dla przykładu, też chiński pierwszy Vincenta ciął po uszach jak brzytwą, a teraz takich tnących nie uświadczysz nawet od samego Vincenta. Tnie po uszach jedynie Vincent Rostowski w państwowej telewizji, tym przeszłym już do historii – że „nie ma i nie będzie”. Natomiast wzmacniacze do słuchawek – te wszystkie zyskały kulturę i nie uświadczysz od nich podłego brzmienia na całym przekroju rynku. Co jednak nie oznacza, że nie ma między nimi różnic; że można sobie wejść na pierwszą lepszą sprzedażową stronę i kupić bez wahania, co pierwsze wpadnie w oko.

Czy może wpaść ten Kinki, czy jest na tyle ładny? Owszem, wygląda niczego, w każdym razie mnie się spodobał. Wygląd ma smaczny i krzepiący, bo nie jest chudeuszem. Nie zajmie też zbyt wiele miejsca, a jednak się zaznaczy. Gdyż ma wymiary 270 x 210 x 100 mm i waży 6 kilogramów. Gabaryty zatem w sam raz – nie straszy znikomością ani przesadnym rozmiarem. Wykończenie może mieć srebrne albo czarne, a cała obudowa jest z metalu, z ładnie prążkowanym frontonem. Jeszcze do tego ładne podstawki w kształcie walców, poprawiające wygląd, a nie jakieś gumowe piksele. A i światełka łagodne, co moim zdaniem znamionuje osobę konstruktora o dużym wyczuleniu na bodźce, co się dźwiękowi powinno przydać.

W zgrabnym

Przejedźmy poprzez ten fronton. Po lewej niewielki włącznik główny, znaczony bursztynowym indykatorem, obok pojedyncze gniazdo słuchawkowe 4-pin (urządzenie jest symetryczne), za nim dwa słuchawkowe wyjścia na duży jack – i wszystkie mogą pracować naraz. Dalej taki sam przycisk jak włączenia, ale z zielonym indykatorem, a tak naprawdę z dwoma, podświetlającymi aktywne wejście. Następnie spory potencjometr, chodzący z dobrze dostrojonym oporem, a całkiem z prawej skobelkowy pstryczek przełączania z wyjść słuchawkowych na tryb przedwzmacniacza. Takie wyjście jest jedno i oczywiście z tyłu – jest symetryczną parą XLR-ów. Oprócz niego są tam jeszcze dwa wejścia (te, między którymi się przełączamy) – jedno także na XLR-y, drugie na wtyki RCA. Do kompletu gniazdo prądowe z łatwo dostępnym bezpiecznikiem, a zatem – podsumowując – w pełni wyposażony słuchawkowy wzmacniacz, mogący także pełnić rolę przedwzmacniacza. (A wówczas gniazda słuchawkowe zostają dezaktywowane, pracuje tylko potencjometr.)

Wszystko to mi się spodobało – takie urządzenie w sam raz. Całe porządne, ładne, zgrabne, w pełni wyposażone i niespecjalnie drogie. W tym punkcie napatocza się jednak stosunek jakości do ceny, który dla bycia przyzwoitym w przypadku sześciu tysięcy musi na przeciwwadze położyć naprawdę dobre brzmienie. Producent nas zapewnia, że z tym nie będzie problemu, bo ta wysoka technologia plus same markowe podzespoły. Tu następuje wyliczenie marek: Alps, Exicon, Epcos, Wima, Neutrik, Amplimo i Furutech. Szczególna przy tym waga jakościowa przyłożona zostaje do pochodzącego z Holandii toroidalnego transformatora Amplimo oraz brytyjskiej produkcji nadwymiarowych tranzystorów Exicon Lateral MOSFETs. Transformator gwarancją jakości prądu w obwodach, a tranzystory dające moc oraz jakość sygnału wyjściowego na tyle obie wysokie, że nie tylko można będzie z dziecinną łatwością i w świetnym stylu napędzać wszystkie słuchawki dynamiczne albo planarne, ale będzie tej mocy i jakości dosyć dla niebywale prądożernych AKG K1000. (Wspomnienie o nich w firmowych materiałach pozwala się domyślać, że mistrz Liu miał z nimi do czynienia i wywarły wrażenie.)

Konkrety odnośnie mocy, to wartości 2,2 W dla oporności 300 Ω i 1,3 W dla 600 Ω, a więc naprawdę imponują.

średniej wielkości

Montaż wewnętrzny – powierzchniowy w oparciu o płytki drukowane – to prawdziwy popis schludności, że już się lepiej nie da, choć transformator, tak na wszelki wypadek, mógłby być osłonięty ekranem, a osłonięty nie jest. Ja wiem, że nie ma śladu brumu, że tego transformatora nie słychać w sensie jawnym, ale pytaniem pozostaje, czy w razie osłonięcia jakość brzmieniowa by nie wzrosła. Tego się nie dowiemy, sami ekranu nie zrobimy, zostaje sprawdzić tą. I już do tego przechodzimy, ale jedno uzupełnienie. Instrukcja wspomina o pilocie, a tego pilota brak. Podobno wkrótce będzie, na razie próżno szukać. Póki co za dodatkowe wyposażenie musi wystarczyć kabel zasilania – w instrukcji widnieje adnotacja, że przyszły użytkownik powinien się zaopatrzyć w audiofilski, gdyż to poprawi dźwięk.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Kinki Studio THR-1 Headphone Amp

  1. Piotr pisze:

    Witam. Jak opisywany wzmacniacz wypada w porownaniu do Trilogy 933 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wypada dwa razy taniej. Poza tym ten Trilogy nie jest już produkowany (niedługo ma być następca). Jak chodzi o walory soniczne, to Trilogy był całościowo trochę lepszy. W końcu zasilanie miał wyrzucone na zewnątrz. Rewelacyjny wzmacniacz, ale miniony.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak może jeszcze uzupełnię: ze zbioru Trilogy, Sugden, Phasemation, Kinki ten ostatni jest najbardziej uniwersalny w sensie łatwości dobrania toru. Nie przeszkadza mu ani zbytnia techniczność źródła, ani zbytnie jego melodyjne uspokojenie. To i to dobrze skompensuje, bo sam jest dobrze wyważony i wolny od własnych błędów. A, przykładowo, Phasemation ma tendencję do rozjaśniania sopranów. Z kolei Sugden bywa za leniwy, trzeba go sygnałem uszczypnąć w tyłek, a Trilogy w przeciętnym torze sam potrafi zabrzmieć przeciętnie.

        1. Piotr pisze:

          Dziękuję Piotrze za odpowiedź.

  2. pawelB pisze:

    Jak kinki jest symetryczny to ja jestem Pamela Anderson.Nawet wejscie xlr ma tylko wlutowane 2 piny.Wzmak kosztuje w CH. 1800 pln. Nie fair porownywac z wzmakami za 6000pln.
    Co najwazniejsze, po xlr gra najgorzej, a xlr jest niejako pod akg k1000.Najszersza i najglebsza scene ma na wyjsciu LOW.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest symetryczny w sensie wejść i wyjść XLR. Prawdziwie symetrycznych wzmacniaczy na rynku prawie nie ma. Na wyjściu XLR ma trochę więcej mocy i to się może przydać. Kultura dźwięku przy niższym ustawieniu wzmocnienia jest u wzmacniaczy mających taki przełącznik z reguły lepsza, ale co to obchodzi słuchawki potrzebujące większej? I dlaczego non fair porównywać ze wzmacniaczami kosztującymi tyle samo na naszym rynku? Ty wiesz, ile dany wzmacniacz swojego producenta kosztował? Dopiero gdyby porównać prawdziwe koszty wytworzenia i uwzględnić różnice kosztów robocizny i wysokości podatków w danym kraju, byłoby całkiem fair. A tak nigdy nie było i nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy