Recenzja: iFi Pro iDSD Signature

     Znane audiofilom, zwłaszcza świeżego chowu (czyli głównie młodszym i często słuchawkowym) – lubiane i cenione brytyjskie iFi – się napięło. Napięło, i wyrzuciło z siebie serię „Signature”, obejmującą przetwornik i słuchawkowy wzmacniacz. Jedno i drugie urządzenie już od jakiegoś czasu bytuje na rynku, ale to nie oznacza, że wystarczy o nie poprosić i już piszemy recenzję. Powodem mała dostępność i też niemałe pieniądze – dwie specjalnie sygnowane maszynki z rodziny Pro kosztują po kilkanaście tysięcy. W dodatku czasy nam nastałe, sygnowane pandemią i wojną, ograniczają dostępność – wszystko drożeje i się ślimaczy jak chodzi o dostawy. (Docierają mnie głosy, że brak nawet cementu.) Bądź nawet zupełnie znika, jak stało się z iESL – i to jest jakaś klątwa. Bo kiedy coś mi się spodoba, to zaraz tego nie ma: lubiłem wodę po goleniu Del Pozo Quasar Adventure – produkujący ją stylista Jesus del Pozo umarł, wody nie ma. Lubiłem markę Saab – i nie ma już tej marki (odnośnie samochodów osobowych, myśliwce pozostały). Podobały mi się słuchawki Audio-Technica ATH-L5000 – nie ma już tych słuchawek, były limitowane. Nie mówiąc o pamiętnych Sony MDR-R10, które zaraz bym sobie kupił, ale ich nie ma od bardzo dawna; młodsze pokolenie designerów od Sony wykoncypowało następcę Sony Qualia 010-MDR1, całkowitą porażkę. Przeszkadzała też komuś produkcja i sprzedaż AKG K1000 (za 2700 złotych), i nie kupicie już odtwarzaczy ani słuchawek OPPO, mimo iż były jednymi z najlepszych. Obecnie znika z rynku iFi iESL, odnośnie którego byłem zdania, że to jedno z najlepszych, najbardziej użytecznych na audiofilskim polu urządzeń.

    Wygląda w tej sytuacji na to, że jestem dość pechowy i jednocześnie nietypowy – podobają mi się produkty, które nie zyskują popularności, albo od firm źle zarządzanych, kiepsko sobie radzących. Lecz może tak to już jest, że jeśli któraś za bardzo się stara, usiłując dać produkt rzeczywiście najwyższej klasy, to źle na tym wchodzi – znacznie lepiej wychodzą na swoje producenci badziewia.  

    Zostawmy badziewiaków, nie z nimi teraz sprawa. Oto stoi koło mnie i błyszczy złoconymi rantami iFi Pro iDSD Signature, solo już stanowiące pełny tor słuchawkowy, ale dodatkowo wspierane przez iFi Pro iCAN. Lecz przez Pro iCAN „goły”, bez znaczka „Signature”, gdyż tylko takim dystrybutor dysponuje, ma na stanie wyłącznie zwyklejsze. iFi iESL nie ma natomiast już wcale, nie ma go u żadnego dystrybutora, ponieważ definitywnie wypadły z rynku, zaś następcy nie będzie. A to jest bardzo szkoda, ponieważ mógłbym dzięki niemu wypróbować z pozostałymi iFi elektrostatyczne słuchawki Audeze CRBN, a nie dość na tym – poprzez iESL (jako transformator wyjściowy) też pozostałe iFi lepiej grają; tak było zapowiadane i to rzeczywiście słychać. Trudno, jakoś się obejdziemy, i tak jest co testować. Na miejscu dużo słuchawek – same asy – powodów do pisania nie braknie.

Budowa i te rzeczy  

Signature oznacza również najlepsze zasilacze.

     iFi Pro iDSD Signature, podobnie jak to bez oznaczenia Signature, pasuje idealnie wzorniczo do całej serii Pro. Ale nie, przepraszam, błąd – nieidealnie pasuje, ponieważ ma te same gabaryty i identyczny krój, ale aluminium przedniego panelu nieco ma inną fakturę – jest co prawda też srebrne, ale gładsze, bardziej błyszczące i ze złotawą poświatą. Ta poświata się bierze i od niego samego, i też od złocistych rantów dokoła okrągłego ekranu oraz słuchawkowego gniazda. Prócz tego z rzeczy złotych jest pod tym obwiedzionym wyświetlaczem mała, złota plakietka, a na niej zawadiacką czcionką grawerowany napis „Signature”. Mniejszymi złotymi obwódkami okolono także wszystkie pokrętła, też złota trochę dodają.

Ekranik leży pośrodku, po obu stronach okolony przez dwa duże regulatory: lewy to wybór wejść, a prawy potencjometr. Mniejsze pokrętło obok wyboru wejść dedykowano wyborowi filtrów, poniżej niego charakterystyczny dla iFi pstryczek pozwala wybrać tryb lampowy, tranzystorowy lub mieszany. Taki sam pstryczek po drugiej stronie to preselektor wzmocnienia: 0, +9, +18 dB. Po jego lewej jego stronie słuchawkowe gniazdo 3,5 mm, po prawej symetryczne Pentaconn 4,4 mm, powyżej, w złotej obwódce, duży jack. Całkiem po lewej mały włącznik i w górnym rogu nad nim podświetlające się logo informujące o włączeniu, a całkiem po prawej na dole okienko komunikacji z pilotem. Który to pilot jest niewielki, ale aluminiowy i obsługujący sporo funkcji, a nie jedynie głośność.

Na grzbiecie i po bokach charakterystycznie łukowe szczeliny wentylacji, oparciem zaś dla całości elastomerowa poduszka.

Najwięcej dzieje się z tyłu, gdzie złącza BNC dla zewnętrznego zegara, wejścia cyfrowe AES/EBU, USB, S/PDIF i Ethernet, antena Wi-Fi, gniazdo karty pamięci Micro SD (o przyjmowanej pojemności maksymalnej 128 GB) oraz po jednym wyjściu analogowym XLR i RCA. Oprócz tego dwa gniazdka prądowe – wejściowe na 15V oraz wyjściowe ładujące.

Najlepsze zasilacze oznaczają specjalny kabel. (Ale z typowym wtykiem.)

Ekran świeci białymi czcionkami na czarnym tle, dużą lub małą taką czcionką komunikując o aktywnym wejściu, transformacji plikowej i rodzaju stosowanego filtra.

W komplecie oprócz samego urządzenia dostajemy zaawansowany technicznie, mający stosunkowo spore gabaryty ultra-niskoszumny zasilacz, pilota, antenę, instrukcję obsługi i trzy łączówki.

Od wersji bez „Signature” odróżnieniem lepszy zasilacz, też lepsze lampy (General Electric 5670), kondensatory ELNA Silmic i 16-rdzeniowy procesor XMOS XU216 X-Core 200 Series.

Największą jednak chlubą inżynieryjną poczwórny „stos” przetworników DAC Bit-Perfect DSD i DXD od Burr-Brown: „w konfiguracji z przeplotem oznaczających, że można używać i miksować do 8 par sygnałów różnicowych, co odpowiada 4 parom sygnałów na kanał”. (To z pewnością mądrzejsze ode mnie.)

Recenzja tego cuda okazuje się w zasadzie zbyteczna, ponieważ sam producent wylicza jego zalety. Robi to w punktach, zacytujmy:

  • ciemniejsze tło za dźwiękiem
  • mocniejszy bas
  • najwyższej klasy zewnętrzny zasilacz iPower Elite
  • ulepszone komponenty wewnętrznego zasilania w celu obniżenia ogólnego hałasu systemu o 300%
  • precyzyjnie dopasowane lampy NOS GE5670s
  • wsparcie dla USB 1.0 (PS4/PS5)
  • nowy, teraz aluminiowy pilot

Złote dodatki i ładniejsza faktura panelu.

Urządzenie zapewnia obsługę plików o poziomie do 32-bit/768kHz PCM, DSD512, 2xDXD i pełne dekodowanie MQA. Dzięki cyfrowemu silnikowi Crysopeia FPGA udostępnia też remastering DSD klasy studyjnej z towarzyszeniem jednego z pięciu filtrów, potrafiąc konwertować w locie pliki PCM i zwykłe DSD do DSD512 lub DSD1024.

O zastosowanych filtrach czytamy, że „Gibbs Transient Optimised (GTO) dodaje powagi i tworzy nowy wymiar brzmienia, a Bit Perfect, Bit Perfect+, Apodising i Transient Aligned dodatkowo zwiększają możliwości dostrajania dźwięku do własnych upodobań.

Przetwornik jest kompatybilny z serwisami strimingowymi i łącznością bezprzewodową, może czerpać sygnał z routera, dysku HDD albo macierzy NAS i będzie bezproblemowo współpracował z tabletem lub smartfonem. Duża moc wbudowanego wzmacniacza i zestaw trzech słuchawkowych gniazd zapewni mu kompatybilność z prawie każdymi słuchawkami (ale nie z elektrostatycznymi, skoro już nie ma iESL).

Redukcję jittera zapewnia wbudowany zegar Global Master Timing®, do którego, jako bufora, płyną sygnały ze wszystkich wejść, które to wejścia – każde jedno – są też izolowane galwanicznie, co eliminuje zniekształcenia ze strony zawsze obecnych prądów błądzących.

Pokrywa wierzchnia jest typowa.

Wbudowany słuchawkowy wzmacniacz pracuje w klasie A, obwód jest w pełni dyskretny, w pełni zbalansowany i buforowany tranzystorami MOS-FET.

Wszystko to umieszczono na dwóch półkach płyt powierzchniowego montażu i wszystko to można sobie sobie pooglądać na stronie producenta.

Odsłuch

Bestyjka nie jest duża, ale smaczna i mocna.

   Puśćmy w ruch słuchawkową kolekcję, idąc od najtańszych ku coraz droższym. A w takim razie na początek AudioQuest NightHawk, czyli kolejny przykład na to, że kiedy coś mi się spodoba, to zaraz tego nie ma. Najlepsze po AKG K1000 z genialnych za umiarkowane pieniądze, widocznie też były aż za dobre, produkcję zarzucono. A może to rynek się nie poznał, nie dość na przykład głupio wyglądały? Nie podejmuję się zgadywać, odnotowuję fakt. Fakt, że na rynku już ich nie ma, i fakt, że są w mojej kolekcji.

 

AudioQuest NightHawk

Kolejne fakty do odnotowania:

– Różnica pomiędzy podpięciem symetrycznym (Pentaconn 4,4 mm) a niesymetrycznym (jack 6,35 mm) okazała się bardzo podobna do tej odnotowanej niedawno odnośnie dzielonego wzmacniacza Accuphase. Przez symetryczne grało głośniej, ofensywniej, bardziej dudniąco i twardziej. Nie odnotowałem jednak różnicy odnośnie trójwymiarowości brzmienia, która u Accuphase była czytelna, faworyzując pod tym względem symetryczne. Tutaj takiej nie było, natomiast lepsza melodyjność i mniejsze zniekształcenia basu u niesymetrycznego ponownie oczywiste, podobnie jak większa głośność i drapieżność symetrycznego. Z uwagi przede wszystkim na mniej dudniący bas, ale też mniejszą twardość, bardziej spodobał mi się brak symetrii.

– Teraz rzecz chyba najważniejsza, tycząca używania albo nie wzmacniacza iCAN Pro. Ku memu zaskoczeniu okazała się tak minimalna, że wzmacniacz prawie niepotrzebny. Zapewne inaczej będzie się działo przy prądożernych słuchawkach, ale dla łatwych AudioQuest wzmacniacz był niemal zbędny. Jedyne, co on dodawał, to nieco większy poszum tła oraz nieznacznie większa koherencja – muzyka poprzez zewnętrzny układ wzmacniający troszeczkę bardziej była organiczna w sensie jedności wyrazu. Ale tego tak mało, że rzecz właściwie pomijalna odnośnie wyjść niesymetrycznych, natomiast niepomijalnie poprawiająca odnośnie symetrycznego.

Okazuje się nawet bardzo mocna.

W przewrotny sposób, ponieważ porównania iDSD Signature solo vs wspierane przez iCAN wyłoniły jako najlepsze połączenie pomiędzy dwoma Pro kablem niesymetrycznym (interkonektem RCA) i wychodzenie z iCAN gniazdem symetrycznym 2 x 3-pin. Najmniejsze przy tej  konfiguracji zniekształcenia, subtelna płynność melodyczna, duża dynamika, bogaty koloryt, podkreślająca się trójwymiarowość, ślad ciepła, brak twardości i ładnie pulsujący, pozbawiony dudnienia bas. – W świetną całość to się składało, choć inne ustawienia nie były wyraźnie gorsze. Jedyny przy tym minus i kolejne dziwactwo, to fakt, że najładniejsze brzmienia z ustawionym we wzmacniaczu wzmocnieniem wstępnym na +18 dB, czyli dla tych słuchawek za mocnym, przez co w muzycznych pauzach lekki szmer pracującej lampy w lewym kanale.

Sennheiser HD 800

Tego klasyka ulepszono do wersji z dopiskiem „S”, która sprawdza się lepiej od pierwotnej ze słabszymi torami, ale generalnie ma niższe osiągi. Dlatego nie używam, pozostając przy dawnym klasyku, wspieranym jakość podnoszącym kablem Tonalium-Metrum Lab. Z grubym kabliskiem onym to słuchawki że hej, potrafiące się nierzadko wysuwać przed zdecydowanie droższe. Lecz o wysokiej impedancji, nietypowej dla naszych czasów. Jakie odnośnie tego fakty?

– Przede wszystkim fakt taki, że nic ta impedancja nie przeszkadzała; zarówno iDSD solo, jak i łączony z iCAN, zagrały z HD 800 świetnie.

– Fakt drugi: cóż, dla miłośników taniości zła wiadomość – te słuchawki zagrały lepiej. Podobnie, ale lepiej; lepiej o coś takiego, co można nazwać pietyzmem w podchodzeniu do dźwięku. Generowane przez nie brzmienia formowane były misterniej – z większym pietyzmem odnośnie powierzchni tekstur i łączenia tych tekstur z przestrzenią. Więcej na tej granicy się działo, pojawiały się wzbudzające ciekawość strzępienia, a także sam brzmieniowy miąższ był subtelniejszy w smaku. Tak jakby do sporządzenia tej muzycznej potrawy użyto więcej przypraw, a i panierka były bogatsza. To w sumie głupie porównanie, ale muzyka faktycznie była i subtelniejsza, i zarazem smaczniejsza.

I bogato wyposażona.

– Fakt trzeci: odnośnie zawirowań z łączami i używania iCAN lub nie, nic nie uległo zmianie – także tu niesymetryczne dawały więcej muzyki, a najlepszą oferowała dziwna kombinacja interkonektu RCA z wyjściem symetrycznym zewnętrznego wzmacniacza. Na dokładnie tej samej zasadzie: bardziej spójnego i jednocześnie wyrafinowanego dźwięku, który był i prawdziwszy, i jednocześnie ciekawszy. Ogólnie zaś świetne granie także bez iCAN – na pewno dużo lepsze, aniżeli się spodziewałem. Dość ciemne, trójwymiarowe, intensywne odnośnie bogactwa, wyrafinowane zarówno na powierzchni, jak i we wnętrzu dźwięków. Odsłaniające też w całej pełni sceniczne walory tych słuchawek – wielkie obszary, potęgę brzmienia i kolumnowy styl. Też doskonałą separacją i precyzję – wypowiadanie dźwięków do brzmieniowego końca i bez uproszczeń po drodze.

Ultrasone Tribute 7

Ultrasone T7 (kabel Tonalium-Metrum Lab) to trzecie z rzędu w tym zestawieniu słuchawki nieprodukowane. Ale, jak wspominałem, to ani trochę moja wina, że najlepsze wypadają z produkcji, do kogo innego z pretensjami. Sam zaś nie zamierzam ich zamieniać na któreś aktualne a gorsze, ani mi takie coś w głowie. Zamieniać przykładowo wymarłe T7 na aktualne Focal Stellia? – Nonsens. 

– T7 były pierwszymi, odnośnie których można by się zastanawiać, czy lepiej słuchać poprzez symetryczny Pentaconn, czy poprzez duży jack. Fakt, że przez niesymetryczny też grały melodyjniej i jednocześnie nieco cieplej, ale ich melodyjność własna na tyle była duża, że jej nieznaczna redukcja to była mała strata – wyjście symetryczne akurat w ich przypadku dawało znaczny przyrost trójwymiarowości i też pewien dynamiki. Długo nie musiałem się zastanawiać – czynniki  trójwymiarowości i dynamiki w sposób istotny potęgowały i bez ich udziału wyjątkową u tych słuchawek potęgę, znaczoną też nieosiągalną dla innych gęstością brzmienia i ciśnieniowym charakterem medium. – Wolałem tryb symetryczny.

Mocno się też rozgrzewająca i dlatego wentylowana.

– Pozostawała kwestia udziału, albo nie, zewnętrznego wzmacniacza. Znów po raz pierwszy z tymi słuchawkami dał się wyraźnie odczuć wzrastający pod jego udział dystans do pierwszego planu i powiększenie sceny. Ten dystans niekoniecznie korzystny, ale kiedy ktoś lubi…

– Ostatnia kwestia: po interkonekcie symetrycznym, czy może cieńszym,  niesymetrycznym? To niemal bez różnicy, ale jednak po RCA troszeczkę mniej dudnienia, tak więc po niesymetrycznym. Jednakże kiedy wychodzić nie z 4-pinu tylko z 2 x 3-pin, to ta różnica śladowa, więc można tak lub tak. 

– A samo brzmienie?  – Znakomite – zarówno z samego iDSD, jak i wspierane przez iCAN. Wszystkie (bardzo niezwykłe) zalety tych słuchawek zostały ujawnione, a sama muzyczna tkanka odznaczała się największą z dotychczasowych złożonością; z niej budowana muzyka, włożona w aurę ocieplenia, na ciemne tła kładziona i z własnym światłocieniem, niosła największą energię, najmocniej się prężyła i miała przede wszystkim niesamowitą intensywność. Nie ma i nie było w historii słuchawek drugich, mających tak gęste i nasycone brzmienie.

Odsłuch

Dan Clark Audio STEALTH

Z tyłu to wszystko co potrzebne.

Nareszcie takie, które można nabywać nowe. Akurat sobie sprawiłem, ponieważ mają elektrostatyczną szybkość i precyzję formowania dźwięku, jak również niesamowitą rozdzielczość i rzadko spotykaną umiejętność odwzorowywania indywidualizmu brzmień. Mają też coś, co można określić jako pojemną akustykę – ich brzmienie potrafi przybierać dalece różne formy. 

– Odmienność względem Ultrasone? – Analogiczny poziom jakościowy, na co innego kładziony nacisk. U Ultrasone przede wszystkim na forsowanie mocy elementów głównych – wokalisty i wiodącego instrumentu. Forsowanie poprzez zgęszczanie, nasycanie i dominację nad resztą, zarówno w odniesieniu do brzmień towarzyszących, jak i umniejszania (w sensie poziomu głośności) udziału medium, jeśli pomijać jego wyjątkowo ciśnieniowy charakter. Ten sam materiał muzyczny STEALTH realizowały inaczej: mniej zgęszczając, mniej nasycając i nie sforując tak pierwszego planu. U nich pierwszoplanowe dźwięki jawiły się jako jaśniejsze (ale nie jasne), delikatniejsze, mniej naprężone, mniej oprawione echowo i jako w wyraźny sposób toczące pewną rozgrywkę z medium – medium będące czymś cały czas obecnym i też zwracającym uwagę. 
Pisząc to wszystko kładę nacisk na stylistyczną różnicę większy niż wynikałoby ze słuchania, zwłaszcza kiedy bezpośrednio nie porównywać. A jednak ta różnica była i była wielopostaciowa. – Brzmienie STEALTH  jawiło się jako delikatniejsze, a dzięki większej rozdzielczości oraz słabszemu zespalaniu w wyrazową jedność bardziej rozciągało się w czasie i bardziej uwzględniało obecność otoczenia. (Po części za sprawą samej separacji brzmienia od medium.) Jednocześnie STEALTH mniej były gładkie i ciepłe – bardzie zbliżając się do tego, co audiofile zwykli nazywać neutralnością. Przez co też oddalając od tego, co zwiemy zaangażowaniem.

Wszystkie te różnicujące akcenty (i to jest najważniejsze) świadczyły o stopniu doskonałości testowanego przetwornika i jego słuchawkowego wzmacniacza. Wszystko to bowiem działo się na bardzo wysokim poziomie odtwórczym, pozwalającym wychwytywać nawet subtelne różnice. A przy tym – co jeszcze ważniejsze – cały czas ta muzyka, niezależnie od użytego wariantu połączeń i słuchawek, dawała słuchaczowi radość.

Abyss AB-1266 PHI TC

Ze słuchania najdroższych słuchawek zrobimy sobie drobiazgowe porównanie do dwóch poprzednich, ponieważ wszystkie trzy z iCAN i iDSD złączonych kablem symetrycznym i same podpinane symetrycznymi kablami o końcówkach 2 x 3-pin grały mocno podobnie, ale nie identycznie.

Combo nie okazało się wyraźnie lepsze od iDSD Signature solo. 

Abyss w takiej konfiguracji z kablem własnym JPS Labs Superconductor HP grały najbardziej spójnym (w sensie brzmieniowego związania) i jednocześnie najgładszym dźwiękiem. Ciemnym przy tym i nasyconym, mocno także akcentującym linię basową, natomiast trochę redukującym rolę penetrującą i indywidualizującą sopranów. Nie poprzez to, że tych sopranów brakowało w sensie stwarzania samych siebie, ale na pozostałym obszarze pasma mniej się angażowały w tworzenie indywidualizmu brzmień, w ich separację i w produkcję pogłosów. Niemniej wszystko to było – i separacja, i pogłosy, i dobry indywidualizm, tyle że brzmienie z rodzaju tych, u których gładkość wyżej od analiz. Gładkość, spójność i gęstość pośrodku świetlistego mroku – to było zarazem piękne i o tej specyfice. Słuchanie zatem łatwe i jednocześnie imponujące melodyczną klasą, cofające natomiast na dalszy plan analizy i rozróżnienia.

Alternatywny kabel Luna Cables Gris Headphone te rozróżnienia i analityczną rolę sopranów przywrócił, ujmując jednocześnie nieco gładkości, ale nie głębi ani gęstości. Bliższe to było moich upodobań i dla siebie ten kabel bym wybrał, niemniej jedno i drugie brzmienie syciło najwyższą klasą.

Mając już takie dwa u Abyss nieco odmienne style, możemy zacząć się odnosić do słuchawek wcześniejszych.

Ultrasone T7 względem Abyss z okablowaniem Luny zagrały ciemniej, gęściej i na nieznacznie mniejszej obszarowo scenie, o bliższym, ale też tylko nieznacznie, pierwszym planie. Stopień indywidualizowania głosów był przy tym bardzo podobny, natomiast to Ultrasone oferowały mocniejszy, bardziej akcentujący swój udział bas.

Nieobecne w opisie Fosteksy własnością fotografa.

Z okablowania Superconductor zarysowała się ta sama różnica odnośnie basu, a jednocześnie Abyss zagrały podobnie nasyconym i ciemnym, ale delikatniejszym, gładszym i bardziej rozfalowanym dźwiękiem. Cokolwiek także mniej echowym, ale na wzór najlepszych elektrostatów melodyjnym i płynnym, a bez deficytu basu. (Który tylko na tle basujących arcypotężnie Ultrasone mógł się wydawać skromniejszy.) Gładkość i delikatność dominowały u Abyss jeszcze bardziej, gdy były napędzane z wyjścia niesymetrycznego iDSD, natomiast redukowały dominację, nawracając ku chropawości, przy wyjściu przez Pentaconn.

Z tego samego Pentacona Dan Clark Audio STEALTH (z własnym okablowaniem VIVO Audio) zagrały trochę chłodniej, ale – o dziwo! – jeszcze gładziej i jeszcze delikatniej. O wiele też bardziej pogłosowo i poprzez te pogłosy na większej, lepiej odwzorowującej wnętrza scenie. Z kolei z wyjścia niesymetrycznego via przejściówkę na duży jack – podobnie jak Abyss ciepło, podobnie melodyjnie, a całkiem bez pogłosowych i chropawiących zniekształceń.

Dłuższą chwilę przysłuchiwałem się naprzemiennie Abyss i Dan Clark Audio STEALTH z ich własnymi kablami, grającym prosto z iDSD poprzez dające mniej zniekształceń wyjście niesymetryczne. Dochodząc ostatecznie do wniosku, że lepszy opis sceny i jej większa powierzchnia, podobnie jak lepsze indywidualizowanie głosów i lepsza separacja, to przewagi każące woleć STEALTH. (Ale jak ktoś woli mniej pogłosów, to Abyss.) Chwilę potem Abyss odkuły się przy porównaniu z wyjścia symetrycznego 2 x 3-pin w iCAN, podając zbliżonej wielkością scenę, a jednocześnie grając bliżej słuchacza i troszkę melodyjniej (głównie za sprawą nieco niższej, mniej podkreślającej udział sopranów tonacji). Jeszcze niższą miały zaś Ultrasone, oprócz tego najwięcej pogłosów i najmocniejsze kontrasty pomiędzy sopranem a basem. Wraz z tymi pogłosami największe jednak zniekształcenia oraz najtwardszy dźwięk. Trzeba było zatem wybierać pomiędzy ich popisowością oraz potęgą ich basu, a lepszą melodyką tamtych.

Na koniec odróbmy lekcję dla tej recenzji kluczową – powiedzmy coś nareszcie o samym iDSD.  (Choć bez słuchawek on milczy, niczego nam nie powie.)

Jak one grały – nie wiem.

Przetwornik pod wieloma względami, w tym wszystkimi zasadniczymi, prezentuje szczytową klasę. Przy korzystaniu z odpowiednio zorganizowanego sygnału (tu był to konwerter M2TECH HIFACE EVO TWO z zewnętrznym zasilaczem) i za pośrednictwem rasowych słuchawek (wcale nie samych drogich) podawał brzmienie ciemne, gęste, melodyjne, wybijające się na pełny indywidualizm i znakomitą witalność. A jednocześnie było to brzmienie drążące – przenikające na wskroś struktury i obnażające całą paletę nawet najdrobniejszych szczegółów. Popisowej jakości okazała się przy tym zarówno sekcja przetwarzania D/A, jak i też wbudowany słuchawkowy wzmacniacz. Który radził sobie tylko śladowo gorzej od zewnętrznego iCAN – i to zarówno gdy chodzi o klasę brzmienia, jak i siłę napędu. Bez trudu na poziomie gain +18 dB wysterowywał nawet skrajnie trudne słuchawki, jak Abyss czy Dan Clark, a jednocześnie przy gain 0 dobrze współpracował z bardzo czułymi Ultrasonami. Wyposażenie w aż trzy słuchawkowe wyjścia, w tym symetryczne Pentaconn, pozwoli i pod tym względem zaspokoić wybrednych, pozwalając zarazem czerpać bądź z bardziej melodyjnego i mniej zniekształcającego stylu wyjść niesymetrycznych, jak i z drapieżniejszego, bardziej chropawego i bardziej kanciastego via ścieżkę wzmacniaczowej symetrii.

Ogólnie biorąc wraz z tym urządzeniem nabywamy cały tor komputerowego audio, zdolny też posługiwać się modną teraz łącznością bezprzewodową. Efektowny design, wybór filtrów cyfrowych, konwersja do DXD 768 kHz, skuteczny pilot i trzy tryby własne – lampowy, tranzystorowy lub mieszany – dopełniają zadowolenia. Cena do niskich nie należy, ale to w końcu popis firmy i seria „Signature”. Pasuje do niej zaawansowany technicznie, niskoszumny zewnętrzny zasilacz, wykwintny polerunek panelu i aluminiowość pilota.

Podsumowanie

   Wraz z testowanym nie tak dawno, podobnie kosztującym Matrix Audio Element X to bodaj najlepszy kombajn do obsługi słuchawek w cenie poniżej piętnastu tysięcy. Ma możliwości, ma parę, ma najnowocześniejszą technikę i ma za sobą renomę popularnej, wybijającej się marki. Oczywiście tego rodzaju urządzeń jest teraz na rynku bez liku, jednak nieczęsto w jednej skrzynce znajdziemy taki DAC i taki słuchawkowy wzmacniacz. Pytaniem pozostaje, na ile słabszy (bo przecież chyba) jest ten sam wyrób iFi bez oznaczenia Signature. Nic o tym nie wiem, nie porównywałem, mogę jedynie powtórzyć plotkę, że w tym wypadku różnica okaże się prawdopodobnie większa niż między iFi iCAN z i bez Signature.

Plotki plotkami, a życie życiem. Na pewno panowie z iFi cośkolwiek chociaż zadbali, by ich wyroby z serii Signature wykazały się jakąś lepszością. Mnie, pośród tej całościowej lepszości, pozbawionej jednego słabszego punktu, najbardziej zaimponowało to, że wzmacniacz wbudowany w iDSD dał radę – i to napełniając szlachetnym brzmieniem – napędzać słuchawki aż tak trudne, jak Abyss 1266 i Dan Clark Audio SATEALTH. Jedne i drugie bowiem naprawdę z rodzaju trudnych, niełatwe nawet dla dużych, w osobnych obudowach wzmacniaczy. Tymczasem niewielki gabarytowo wzmacniacz wbudowany nie tylko moc dał wystarczającą, ale pozwolił wypróbowywać na wysokich obrotach pracę alternatywnych wyjść Pentaconn i duży jack. A to już nie błahostka, bo każde daje dźwięk inny, jakby to były dwa wzmacniacze. Co można dodatkowo urozmaicać korzystając z trzech ustawień lampa-tranzystor i pięciu filtrów cyfrowych. A jednocześnie mały pstryczek wstępnego ustawienia mocy (0, +9, +18 dB) daje faktycznie duże skoki, ale nie skoki jakości. Albowiem często się zdarza, tak nawet jest zazwyczaj, że wzmacniacz gra najlepiej na jednym z dwóch albo trzech poziomów, a tu na każdym świetny. Tyle, że na najniższym łagodniejszy, na najwyższym bardziej dosadny; niemniej każdego dobrze się słucha, żaden nie jest od pozostałych gorszy. Toteż w przypadku słuchawek akceptujących wszystkie trzy (a takich będzie najwięcej), można o trzy kolejne warianty pomnażać ilość brzmień, będzie ich w sumie kilkadziesiąt.

 

W punktach

Zalety

  • Przetwornik klasy high-end, nawet jeden z najlepszych.
  • Niewiele mu ustępujący, o włos tylko słabszy jakościowo od iCAN, wbudowany słuchawkowy wzmacniacz.
  • Brzmienie ciemne, gęste, sycące.
  • Jednocześnie nad wyraz melodyjne, zwłaszcza na wyjściach niesymetrycznych.
  • Szczegółowe.
  • Potrafiące być wręcz drążące na potrzeby analiz.
  • Trójwymiarowe.
  • Znakomicie używające pogłosów.
  • Szybkie.
  • Dynamiczne.
  • Opakowane dużymi scenami, których rozmiar i uporządkowanie zależy od samych słuchawek.
  • Duża moc wbudowanego wzmacniacza.
  • Trzy tego wzmacniacza tryby lampowy-tranzystorowy.
  • Konwersja do DXD 768.
  • Praca bezprzewodowa.
  • Trzy wstępne poziomy wzmocnienia.
  • Pięć zaawansowanych filtrów cyfrowych.
  • Trzy wyjścia słuchawkowe, w tym symetryczne Pentaconn.
  • Wszystkie podstawowe wejścia cyfrowe.
  • Wyjścia analogowe RCA i XLR.
  • Wysokiej klasy potencjometr.
  • Zaawansowany technicznie, niskoszumny zasilacz.
  • Gatunkowe i bardzo trwałe lampy.
  • Efektowny design.
  • Ładniejszy panel przedni niż w wersji podstawowej.
  • Łagodnie świecący wyświetlacz.
  • Aluminiowy pilot.
  • Dopasowany wizualnie zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy – iCAN Signature.
  • Łączący je firmowy stelaż (nieobecny w teście).
  • Znana marka.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Wersja podstawowa jest dużo tańsza, a prawdopodobnie niewiele gorsza.
  • Wypadł już z oferty iESL, wyraźnie poszerzający możliwości.[1]

 

Dane techniczne iFi Pro iDSD Signature:

  • Próbkowanie: PCM 768kHz / DSD 49.152MHz (DSD 1024) / MQA 352.8KHz/DXD (2xDXD)
  • Inputs   USB / AES3 (XLR) / S/PDIF (coaxial/optical combo) BNC / Ethernet / Wi-Fi / Micro SD
  • Filters   Bit Perfect / Bit Perfect+ / Gibbs Transient Optimised / Apodising / Transient Aligned
  • Gain: 0dB, +9dB, +18 dB
  • Dynamika: 119 dB
  • Moc wyjściowa: >4,200 mW Pentaconn />1,575 mW niezbalansowane
  • Konsumpcja mocy  50 W max
  • Wymiary: 213 x 220 x 63 mm
  • Waga: 1980 g

Cena: 14 600 PLN

 

System:

  • Źródło: PC (TIDAL, YouTube, gęste pliki z dysku).
  • Przetworniki: iFi iDSD, PrimaLuna EVO 100
  • Konwerter: M2TECH HIFACE EVO TWO
  • Kabel USB: iFi Gemini + iUSB3.0
  • Kabel AES/EBU: Acrolink 7N-DA2090
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: iFi iCAN, Phasemation EPA-007
  • Słuchawki: Abyss 1266 Phi TC, AudioQuest NightHawk (kabel FAW, Dan Clark Audio STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Interkonekty: Next Level Tech (NxLT) Flame, Sulek Edia, Sulek 6×9.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

2 komentarzy w “Recenzja: iFi Pro iDSD Signature

  1. Marcin pisze:

    Witam,

    Odnośnie dobrych rzeczy, a wycofanych ze sprzedaży – cierpię na podobną dolegliwość, a obecne czasy niestety wzmagają problem. Polub coś człowiecze, a skończą to produkować…

    Dwie sprawy odnośnie recenzji:
    Zasilacz iFi Elite przegrał u mnie, i to dość mocno ze złotym zasilaczem GFmod (nie pamiętam nazwy zasilacza) – ten ostatni wyśmienitą naturalność i prawdziwość dodał do systemu względem iFi. Głosy, instrumenty akustyczne – wszystko zagrało kilka kroków bliżej prawdy. Zasilacze testowane przy streamerze Bryston, DACu Reimyo oraz Trafomatic 300B (przy okazji – słyszał Pan kiedyś ten serbski lampowiec?).

    Druga sprawa – czy byłby cień szansy na porównanie recenzowanego tu comba do innego od iFi – też Signature, też iDSD, ale bez PRO? Ten maluch świetnie u mnie się sprawdza jako przenośniak, a i filmy oraz gry konsumowane z jego udziałem to rzecz bardzo przyjemna.

    Tym bardziej, że już chyba wszystkie iDSD u Pana gościły, oprócz właśnie iDSD Signature (bez PRO).

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Zasilacz GFmod jest u mnie, ale do zasilania M2Tech. Serbskiego lampowca słyszałem, ale na 2A3 i od firmy Auris. Co do tego mniejszego iFi Signature, to muszę skonsultować się z dystrybutorem. Niczego nie obiecuję, ale jest szansa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy