Recenzja: iFi Audio Pro iESL

Odsłuch cd.: Przy odtwarzaczu

xxx

Najlepsza możliwa konfiguracja z też rewelacyjnie grającymi w niej planarnymi HiFiMAN HE-6.

    Na koniec przerzuciłem się z zestawem iCan+iESL pod odtwarzacz, by sprawdzić bardziej tradycyjną konfigurację. Gdyby mnie uprzedzono o potrzebie kabla dwustronnie 4-pinowego, zostałby taki wysokojakościowy wykonany i można by sprawdzić brzmienie iESL z Twin-Head i Pathosem, a tak pozostał jedynie iCan z sygnałem CD i system głośnikowy. Ale i tak się podziało.

W odniesieniu do pierwszej konfiguracji, testowanej wcześniej z La Voce, można śmiało powiedzieć, iż potwierdziła zdiagnozowane wcześniej walory, na czele z tą wciąż cieszącą i wręcz podziwu godną umiejętnością trójwymiarowego modelowania źródeł dźwięku  oraz nadawania scenie wybitnie holograficznego charakteru. Bo można się spierać, czy ta trójwymiarowość aktorów i ich środowiska była tutaj jak z życia, i szczerze powiedziawszy mam co do tego poważne wątpliwości, bo w bezpośrednich życiowych kontaktach tak się nawzajem ani też otoczenia nie postrzegamy, i dopiero w akustycznie aktywnych warunkach – specjalnych salach, kościołach, niektórych wąwozach, wysoko sklepionych grotach i innych takich nietypowych miejscach doświadczamy pogłosowej specyfiki, jawnie odstępnej od normy codziennych kontaktów. Niemniej należy zauważyć, że trójwymiarowy modelunek w słuchawkach elektrostatycznych nie bazuje na tego rodzaju makroskopowym pogłosie, tylko na czymś dużo bardziej subtelnym, bliższym codziennym interakcjom i jednocześnie niezwykle przyjemnym. Można dyskutować, czy naturalnym, ale niewątpliwie potęgującym przyjemność obcowania z tak podawaną muzyką. Szkoda zatem, że nie będący czymś w słuchawkach elektrostatycznych zawsze obecnym, ale dobrze, że obecnym w zestawie iCan+iESL. Odnośnie pozostałych parametrów brzmienia mogę być zwięzły i napisać, że były analogiczne jak w najwyższej klasy słuchawkach dynamicznych, plus ta niezwykła przestrzeń i szczególnie, wręcz zjawiskowo przestrzenny bas. A zatem nasycenie, barwność, realizm, piękne operowanie światłem i cieniem (bez uciekania w mroczność i bez jaskrawości) misterność, detaliczność, niezachwiane poczucie obecności wykonawców, a także fantastyczna muzykalność, czyli siodła i gładzie melodyki, chropawość tekstur, odpowiednia grasejacja, koronkowość i strzelistość sopranów, właściwe dociążenie dźwięku.

xxx

Głośnikowy Sulek 9×9 kosztuje majątek, ale sprawdził się znakomicie.

W przypadku słuchawek King Sound to wszystko nieco pospolitsze; nie tak wyrafinowane, niemniej też trójwymiarowe, a w przypadku Omegi II wyrafinowane już maksymalnie i podawane bez pośpiechu, jakby radujące się własną poetyką i pięknem. Bo często, kiedyś zwłaszcza, słuchawki elektrostatyczne obdarzane były walorem niezwykłej szybkości, ale pod tym względem współczesne dynamiki i planary je doścignęły, a takie HE-6 czy T1 potrafią nawet stwarzać wrażenie szybszych, natomiast Omega II brylowała na ich tle spokojnym wyrafinowaniem, któremu się donikąd nie śpieszy i woli skupić się na oddawaniu niuansów oraz klarownej dokładności wypowiedzi, a nie na szybkości.

Aż nadszedł moment podpięcia systemu głośnikowego. Cały tor, włącznie z kablem głośnikowym, pospinany został najnowszymi, skandalicznie drogimi przewodami Sulek 9×9; i szczerze mówiąc nie oczekiwałem niczego nadzwyczajnego, natomiast podpinaniu towarzyszyły obawy, czy aby wszystko pójdzie gładko i żeby nie wyskoczyła jakaś awaria, bo ten PRO iESL nigdy wcześniej w takiej konfiguracji nie grał. Cichuteńko więc odpalałem i oczywiście nie pożyczone Omegi a King Sound dystrybutora, ale wszystko przebiegło bezproblemowo i obawy okazały się zbędne. W sumie nie zaskoczenie, bo przecież iESL to przede wszystkim zestaw wysokojakościowych transformatorów dopasowujących prądy słuchawkom elektrostatycznym, a zatem prosta konstrukcja (jeśli nie liczyć tej wielofunkcyjności i licznych regulacji), a przy okazji jawny konkurent recenzowanego kiedyś, o wiele większego i bardzo chwalonego LRT (Lundhal-Rill Transformer for Stax).

Tak więc od strony technicznej wszystko przebiegło bez przeszkód, a co od dźwiękowej? Od tej, jak zawsze gdy rzecz ku temu zmierza, mam obawy, by nie przesadzić z pochwałami, ale słowo „uczta” wydaje mi się mimo wszystko na miejscu. Dla nabrania apetytu mogę zacząć od tego, że z Twin-Head i Croftem poprzez iESL zagrały słuchawki King Sound lepiej od Omeg we wcześniejszych konfiguracjach. A jednocześnie Omegi bezproblemowo utrzymały prymat, wciąż darząc większą urodą i wyrafinowaniem.

xxx

Firmowy set w całej krasie.

Lecz teraz brzmienie było inne. Nie tylko ujmujące najwyższą klasą plus szczególne walory przestrzenne, lecz także super dynamiką, szybkością, energią, mocą i aż jarzącą się ekstensją dźwięku. Błogo się uśmiechałem, gładząc w myślach swych wzmacniaczowych podopiecznych, którzy tak wiele życia i tyle dodatkowego piękna tchnęli w PRO iESL i elektrostatyczną klasykę. Bo z iCan, mimo że ten ostatni ma przy najwyższym ustawieniu aż 18 W mocy, nie był to popis siły, a jedynie głośne i fascynujące urodą granie. Na cicho nagranych płytach i plikach gałkę potencjometru trzeba było elektrostatom (dynamikom nie) odkręcać bardzo daleko, a to oznacza sytuację, że mocy ledwo, ledwo. Trochę to dziwne, zważywszy te 18 W, ale zapewne jako następstwo jednozakresowego przystosowania iESL do każdej mocy wzmacniacza, skutkujące efektem, że dopiero takie mocniejsze pluną ci w twarz energią. Croft ma nominalnie dwadzieścia pięć watów, a po przeróbce pewnie z trzydzieści, ale z nieznanych mi powodów wyjątkowo jest sprawny i nawet wielkie Lumen White Anniversary gnały z nim jak bizony przez prerię. Być może w grę wchodzi także zbytnia redukcja mocy na złączu ESL-Link, przez które a nie odczepy głośnikowe komunikuje się iESL z iCan. Jeżeli tak, to nieco więcej pary to złącze powinno przepuszczać, bo szkoda tracić te walory, które z Twin-Head i Croftem aż przytłaczały urodą.

Nie przesadzam. To było granie na miarę w tym samym torze AKG K1000 (oczywiście bez iESL); cokolwiek inne stylistycznie, ale naprawdę eksplozyjne. Bajecznie urodziwe, wszechstronnie wyrafinowane i jednocześnie naładowane energią prawdziwej, żywej muzyki. Albowiem ta energia jest w żywej muzyce pierwszym i najważniejszym z atutów, toteż kluczowym probierzem dla chcących oceniać aparaturę audio powinna być właśnie ona, a nie spłaszczone taśmy matki, jak się niektórym zdaje. A żywa muzyka z bliska słuchana w normalnym pomieszczeniu, to pomijając ciche instrumenty (flet, harfę czy klawesyn) jest istny wulkan energii i szarża, a nie rachityczne plumkanie. Odarcie muzycznej reprodukcji z waloru ciśnienia i ataku, nawet przy zachowaniu wszystkich pozostałych piękności, jest jakże bolesną stratą.

xxx

I z tańszymi słuchawkami.

To się natychmiast pokazało i wbity zostałem w fotel elektrostatyczną potęgą brzmienia słuchawek uważanych za łagodne. Na pewno to było najlepsze z tych wszystkich badań i porównań, i długo mógłbym chwalić, ale wystarczy kiedy powiem, że było to jedno z kilku najlepszych grań na słuchawkach jakie w życiu słyszałem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: iFi Audio Pro iESL

  1. Karol S pisze:

    Recenzja jak zawsze super 🙂 Pozdrawiam Karol

  2. Stefan pisze:

    Szkoda, że nie udało się 009 pożyczyć od Wiktora, ciekawe czy byłby podobny efekt jak 007.
    A tak z pamięci jak ten iESL ma się do przystawki LST mniej uniwersalnej, większej
    ale trochę tańszej.

    1. PIotr Ryka pisze:

      009 ma Wiktor w kasie pancernej, do której zbliżanie się zagraża śmiercią lub kalectwem 🙂

      Co do porównań, to inne były źródła dźwięku, kable oraz słuchawki, ale mogę napisać, że tak ogólnie efekty bardzo podobne.

      1. PIotr Ryka pisze:

        Jest pewne prawdopodobieństwo, że iESL zostanie jeszcze przez chwilę, tak więc można podjechać, porównać.

  3. Stefan pisze:

    Trochę daleko, ale dziękuję za ponowne zaproszenie.

  4. XaverB pisze:

    Abbingdon Music Research, Panie Piotrze 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tak, niewątpliwie 🙂

  5. adamm pisze:

    wspomnial Pan o iGalvanicu w recenzji, właśnie dzis premiera
    https://ifi-audio.com/portfolio-view/nano-igalvanic3-0/
    Jest szansa na porownianie z iOne w kwestii poprawy sygnalu USB w planowanej recenzji?

  6. Waldemar Warzycha. pisze:

    Ciekawe jakby wypadło połączenie z Bryston’em.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pewnie dobrze. iESL znakomicie się spisuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy