Recenzja: Hijiri HCS-25

Odsłuch

Opakowanie po japońsku wykwintne.

 Skoro kabel, ustami swego twórcy, a ściślej w marketingowych anonsach, sam o sobie powiada, że w swojej cenie i okolicach jest najlepszy na świecie, to nie pozostawało nic innego, jak wpiąć go w drogi tor i sprawdzić, czy to prawda. Do konfrontacji stanęły dwa inne – trochę tańszy oraz zdecydowanie droższy. Oba polskie, ale jeden już znany, a drugi jeszcze nie. Ten nieznany to wedle przymiarek mający kosztować gdzieś między pięć a sześć tysięcy za dwumetrowy odcinek Soyaton, a droższy to zrecenzowany już kiedyś Sulek 6×9 za osiemnaście tysięcy, którego – przypomnijmy – konstruktor doszedł do niepodważalnego własnym zdaniem wniosku, iż kable głośnikowe muszą mieć co najmniej czterometrową długości, inaczej nie są w stanie osiągać brzmieniowego maksimum, muzyka się w nich nie rozwija.

Zacznę od kabla najtańszego, pozostającego na razie na etapie prototypu, który po osłuchaniu wrócił do konstruktora z uwagami odnośnie pożytecznych ewentualnie poprawek. Ale jednocześnie z pochwałą ogólną i zwłaszcza odnośnie wysokich tonów. W jego wydaniu pięknie płynnych, całkowicie otwartych i jednocześnie doskonale separowanych. Melodyjność, strzelistość i wyraźność obrazowania doskonale się w nim realizowały, przeistaczając w brzmieniową poezję i satysfakcję słuchacza. Średni zakres na bazie tego miał smak aksamitny, dużo elastyczności brzmieniowej i powabu plus dużą różnorodność, natomiast niski zakres ujawnił niestety deficyt mocy i najniższego zejścia. Więc kiedy muzyka rozrywkowa, harfa, flet, skrzypce czy altówka, to wszystko w najlepszym porządku, a nawet dużo więcej – i skłonny byłem bić brawo, ale wiolonczele, fortepiany, organy, perkusje, kotły i tak dalej nie miały właściwej postaci, nad którą trzeba jeszcze popracować. Bez tego nie ma co pchać się na rynek, bo słuchacz lubi basy i bez nich źle się czuje, a o to właśnie nie chodzi, tylko całkiem przeciwnie.

Przejdźmy do recenzowanego Hijiri, a na końcu słów parę, co wniósł od siebie Sulek.

Sam kabel po japońsku jakościowy.

Prawdę rzekłszy natknąłem się na problem, bo kabel głośnikowy ujawnił właściwie to samo, co wcześniej interkonekt. Jota w jotę te identyczne walory w tak samo opowiadanej muzyce, przy czym należy zaznaczyć, że tym razem interkonektu Hijiri nie było w torze, tak samo jak podczas jego recenzji nie było własnej marki kabla głośnikowego, a ściślej uczestniczył, ale jedynie sprawdzająco na końcu, niczego do wcześniejszych ustaleń nie wnosząc.

Zacznę może od tego, że głośnikowy Hijiri HCS-25 zaproponował mocną esencję, organizując nastrojowe przyciemnienie zdobione połyskami na bazie głębokiego i nasyconego dźwięku z finiszem w postaci światłocienia i konkretności. I jakby w kontrze do tego rzecz chyba najważniejszą – szczegółowo opisywane w recenzji interkonektu czucie pojemności, zarówno w odniesieniu do źródeł dźwięków, jak i obszarów pomiędzy nimi. Każde brzmienie samo trójwymiarowe i z odpowiednią masą, a miedzy nimi przestrzeń w narzucający się sposób odczuwana jako dystanse i jednocześnie pewna objętość, tworzona przez coś takiego, co można określić jako ciśnieniowe obrazowanie odległości, swoistą metrykę kubiczną. Ciśnienie skądinąd umiarkowane, nie siadające na piersiach ciężarem, niemniej doskonale dające się odczuć właśnie jako dystans i jednocześnie pojemność, na dodatek w sposób niepomijalny, niemożliwy do nie zauważenia.

Być może ktoś mający z tym Hijiri do czynienia, a nie znający tej recenzji, nazwie to sobie inaczej, albo wcale nie będzie nazywał, niemniej przyjemność z tak zobrazowanej przestrzeni na pewno do niego dotrze, ponieważ stanowi swoisty ewenement i średnio biorąc przy innych kablach to słuchaczowi nie będzie dane. Czuć oczywiście będzie dystans – czasem lepiej, a czasem gorzej – ale z pominięciem tego ciśnieniowego nabrzmienia, bez tak aktywnej przestrzeni. Albo mówiąc inaczej: pole brzmieniowe przy innych kablach tak siebie nie narzuca, nie obrazuje tak dobrze rozmiaru. Co pisząc mam na myśli kable z tego i pobliskich rejonów cenowych, a nie w ogóle wszystkie. Bo są, rzecz jasna, lepsze kable głośnikowe i sama firma Hijiri ma taki, ale przy cenie niższej niż dziesięć tysięcy tak dobrze zobrazowanej przez ciśnieniową objętość przestrzeni czy też sceny (jak tam  sobie zechcemy nazwać muzyczny obszar) się nie pojawi.

Widełki prawdopodobnie rodowane.

Kolejna ważna sprawa, to muzykalność. Kabel gra w miarę gęstym i dobrze nasyconym, a jednocześnie nośnym i melodyjnym dźwiękiem. Sferycznie formowanym bez żadnych kantów i ostrości innych niż własne dźwięku. Zatem saksofon z odpowiednią ekstensją i jego „dmuchającym” życiem, tak żebyś miał poczucie prawdziwego a nie udawanego instrumentu, włącznie z tą jego niezwykłością, bo przecież nie dla czczej zabawy i nie bez zdumiewających efektów przez tyle lat Adolf Sax go konstruował. I już przez samo to, że saksofon tak dobrze dmucha, dostajemy wiadomość, iż nie jest to muzykalność ograniczająca, skupiona na gładkości, tylko obrazująca także brzmieniowe wnętrza, przenikająca w strukturę harmoniczną. Wraz z tym oczywiście dużo ciekawiej, bo co będziemy udawać – przeciętna muzykalność jest pożyteczna lecz nudna. Chroni przed kaleczeniem uszu jednocześnie zabijając podnietę. Przeważnie się to ratuje czynnikiem dynamicznym, łącząc kolumny czy słuchawki z dynamicznymi wzmacniaczami, ale oczywiście dalece lepsza jest sytuacja, gdy brzmienie nie jest tylko pozbawione nienaturalnej sykliwości, ale też odpowiednio złożone.

Hijiri daje obie złożoności – przestrzenną i harmoniczną. Przestrzeń ma warstwowy charakter dźwiękowych planów i znakomicie odczuwany dystans między nimi, a sama muzyka nie tylko gładką formę powierzchniową – zewnętrzne uformowanie dźwięków zgodne z muzykalnością – ale też należyte życie wewnętrzne, dosłownie te powierzchnie znoszące. Właśnie dlatego świetny saksofon, obrazowany nie przez upraszczającą linię melodyczną a cały pęd wydmuchiwanego dźwięku. Prawdziwy wicher brzmienia, nie jakieś plim-plam-plum. Skądinąd trąbki i saksofony są najlepszymi miernikami złożoności brzmieniowej, najbardziej się zmieniającymi w zależności od klasy obrazowania. Dotyczy to także chórów, dzwoneczków i fortepianu, aczkolwiek ten ostatni tak często daje się słyszeć z aparatury marnej, że nie skupiający się na jakości brzmienia słuchacz przestaje zauważać jego brzmieniowe kalectwo i sam nieraz się na tym łapię przy radiu w samochodzie. Podobnie ma się rzecz z wokalami, przywykliśmy do ich marności.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: Hijiri HCS-25

  1. Bartek pisze:

    System: lavardin+diapason + dac hegel+ kondycjoner gigawatt + pełne okablowanie hijiri-zasilanie, interkonekt, głośnikowy będący przedmiotem testu.
    Bezpośrednio porównany z audiomica dolomit reference, albedo monolith monocrystal i trenner&friedl Blue danube ale ze wzmacniaczem Lebena.
    Zdaje sobie sprawę że poniższe Kabelki głośnikowe są troche! z niższego pułapu cenowego nie mniej jednak proszę w tym przypadku nie oszczędzać. Innymi słowy kabelek hijiri hsc25 jest wart swojej ceny. Jest z nich wszystkich najmniejszy, najlzejszy a przed rozpakowaniem zastanawiasz się czy jest coś w pudełku.
    Tym większe jest zaskoczenie po jego wpięciu w system. Okazuje się być w przenośni największym.
    Bas może nie jest głebinowy ale proszę mi wierzyć nie brakuje go wcale.
    Góra jest przejrzysta z mnóstwem informacji podanych w sposób nie męczący uszu.
    Natomiast środek…nie wiem jak to opisać chyba najlepiej jako organiczny.
    W całości składa się to na gęste gładkie granie z detalami i porządną stereofonią.
    Szczerze polecam!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy