Recenzja: Hijiri HCS-25

   Drugi Hijiri przyjechał w komplecie z pierwszym i można je było wsadzić do wspólnej recenzji, ale nie chciałem mieszać porządków, bo potem wyszukiwanie staje się trudniejsze, a obraz mniej przejrzysty. Tak więc teraz osobno o tańszym kablu głośnikowym od nowej marki Hijiri, komplikującej audiofilom życie tym, że to w istocie stary, dobry Harmoniks, z uwagi na pewne zmiany przedzierzgnięty w Hijiri. Fakt, zmiany zasadnicze, dotyczące zarówno surowca jak technologii, ale gdyby inne firmy produkujące kable przy każdej takiej zmianie zmieniały nazwy, to zrobiłaby się na rynku audiofilskim niezła kołomyja.

Zapragnął Combak Corporation zmienić Harmoniksa w Hijiri, to w sumie jego głównie problem, by musieć nową markę zacząć promować od zera, a znaną już publiczności pozbawiać oferty kablowej, zostawiając jej same akcesoria. Sam natomiast piszę już o tym drugi akapit i w sumie mi wszystko jedno. Mogą się te kable nazywać po nowemu Hijiri, a mogły, jak dotąd, Harmonix – nic w sumie z tego nie wynika, bo nazwa nic nie zmienia. Kabel z nazwą tą albo tamtą, a nawet całkiem bez nazwy, gra dobrze lub niedobrze, jest pożyteczny lub nie. Nasz tytułowy Hijiri HCS-25 to kabel głośnikowy, oferowany w wersji 2,5 metrowej (a może być też 1,5 albo 3,0 m) za 8 690 PLN, czyli wyraźnie drożej niż najtańszy Harmonix, ale rzecz nie przekłada się na wzrost w tak bezpośredni sposób. Harmonix miał bowiem trzy warianty cenowe, a Hijiri już tylko dwa. Poprzednio były więc kable tanie, średnie i drogie; teraz tańsze i droższe. Tak więc HCS-25 to coś pośredniego między dawnym najtańszym a średnim i cena w związku z tym okazuje się skalkulowana podobnie. Natomiast niepodobny, a już z pewnością nie identyczny, jest wsad przewodnika, inna też nieco izolacja i inne, podobno lepsze, walory brzmieniowe. Wszystko to w samych ogólnikach, bo jak już wszyscy czytelnicy wiedzą, dawny Harmonix i nowy Hijiri danymi technicznymi nas nie raczą. To nie Oyaide, Siltech czy Acrolinik, kładące swe technologie na stole. Z ogólników Hijiri dowiadujemy się jedynie, że kabel jest wykonany z miedzi PCOCC (Pure Cooper by Ohno Continuous Casting), czyli monokrystalicznej o najwyższej czystości, której proces uzyskiwania opracował profesor Hideo Ohno, światowej sławy specjalista od technologii materiałowej i łączności, obecny dyrektor Spintronics Integrated Systems Center na Tohoku University. Z czego by wynikało, że mamy do czynienia z miedzią wytwarzaną przez Furukawa Electric Co., Ltd. – słynne zakłady parające się wytwarzaniem drutów i innych wyrobów miedzianych od 1884 roku, jako że Furukawa to jedyny dostawca miedzi PCOCC. O samej miedzi zaś tyle, że gwarantuje przewodzenie o najniższym możliwym poziomie zniekształceń sygnału.

Do dodania jest tak niewiele, że osobnego rozdziału z opisem spraw technicznych nie ma sensu przedkładać. Kabel dostajemy, podobnie jak w przypadku interkonektu, w eleganckim pudełku pokrytym w tym wypadku pergaminową okładziną w drobniuteńkie gruzełki, mające barwę niebiesko-popielatą o dużym stopniu złamania i dość ciemnym odcieniu, na którą naniesiono w kolorze złotawym stylizowane owocniki dmuchawca. Całość oczywiście z japońskiej bajki o pięknych przedmiotach – ogląda się i dotyka przyjemnie. W środku, w pergaminowej otoczce, kabel barwy już jednoznacznie niebieskiej, z tym że matowej i dość ciemnej. Nic zatem z jaskrawości, kolorystyka raczej spokojna, choć charakterystyczna. I znów na obu przewodach opaski z nazwą oraz strzałkami kierunkowości i znów przy końcówkach powtórzone te nazwy oraz strzałki na termokurczliwych osłonkach. Kabel może mieć różne zakończenia, a mnie trafiły się widełki, sądząc z wyglądu rodowane. Oprócz kabla jedynie karteczka, na której napisano, że jakość w odniesieniu do ceny nieporównanie wyższa względem przewodów konkurencji i z podkreśleniem tego PCOCC, jako technicznej perfekcji.

W odróżnieniu od mającego okrągły przekrój interkonektu kabel głośnikowy ma formę wyraźnie spłaszczoną, ale nie aż do postaci taśmy. Izolacja analogicznie jest twarda i sztywna, utkana gęstym splotem z syntetycznego włókna, a sam przewód o wiele cięższy, mający swoją wagę. Ma też pewną sprężystość, ale układa się bez problemu – nie będzie chciał zrzucić z półki wzmacniacza, ani nie zmusi do prowadzenia po podłodze tylko szerokim łukiem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: Hijiri HCS-25

  1. Bartek pisze:

    System: lavardin+diapason + dac hegel+ kondycjoner gigawatt + pełne okablowanie hijiri-zasilanie, interkonekt, głośnikowy będący przedmiotem testu.
    Bezpośrednio porównany z audiomica dolomit reference, albedo monolith monocrystal i trenner&friedl Blue danube ale ze wzmacniaczem Lebena.
    Zdaje sobie sprawę że poniższe Kabelki głośnikowe są troche! z niższego pułapu cenowego nie mniej jednak proszę w tym przypadku nie oszczędzać. Innymi słowy kabelek hijiri hsc25 jest wart swojej ceny. Jest z nich wszystkich najmniejszy, najlzejszy a przed rozpakowaniem zastanawiasz się czy jest coś w pudełku.
    Tym większe jest zaskoczenie po jego wpięciu w system. Okazuje się być w przenośni największym.
    Bas może nie jest głebinowy ale proszę mi wierzyć nie brakuje go wcale.
    Góra jest przejrzysta z mnóstwem informacji podanych w sposób nie męczący uszu.
    Natomiast środek…nie wiem jak to opisać chyba najlepiej jako organiczny.
    W całości składa się to na gęste gładkie granie z detalami i porządną stereofonią.
    Szczerze polecam!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy