Odsłuch cd.
AKG K712
Skoro tak muzykalnie to grało, to czemu nie spróbować tańszych klasyków od AKG, których jest tak wiele rodzajów, a wszystkie podobnie grające. Są K701, K702, jedne i drugie także w bardziej luksusowej wersji z dodanym nazwiskiem znanego muzyka, a także reklamowane jako profesjonalne K712. Zwał jak zwał, wszystkie grają podobnie i każde trudno się napędzają, bo żywiołowość nie jest ich specyfiką.
Może i nie mają te AKG wielkiego temperamentu, ale wypadły mimo to dobrze. Ich brzmienie to całkiem inny świat. Stosunkowo bliski pierwszy plan, dużo większe niż nawet u Grado źródła dźwięku, a przy tym mniej na sobie skupione, takie bardziej promieniujące. Także dość delikatny i subtelny był to styl wypowiedzi, ale dający inne wrażenie za sprawą większych przestrzennie źródeł i większej całej przestrzeni. Mniej miały chropowatości niż Grado i mniej sopranowego połysku niż SOHO, a sposób gry bardziej temperowany i brzmienie całościowo jaśniejsze; takie kremowo popielate, głębokie, kobiece trochę; bez mocnego akcentowania i popisywania się ekscytacją czy pogłosami. Spokojnie płynęła muzyka. Duża, bliska, łagodna. Słońce przez chmury, żadnej jaskrawości, błogość, relaks i elegancja. Żadnego pośpiechu, żadnego tłoczenia. A jednocześnie perkusja dużo bardziej przestrzenna niż u tamtych, chociaż bez sopranowego akcentu na talerzach, które prawie całkiem z przekazu zniknęły. Gdy trzeba, duża przestrzeń, z wyraźnie zaznaczoną linią horyzontu, ale bez sopranowych akcentów i wywoływanego nimi podniecenia. Cieplejszy nieco przekaz, ale bardziej złagodzony i bardziej obszerny. Elegancki i spokojny, jak spacer po molo w sukienkach za kolana, a nie rockowe wygibasy panienek w miniówkach. Spokój, nade wszystko spokój. Koimy zszarpane nerwy, ukazując duże, łagodne dźwięki na dużych, pastelowo podświetlonych obszarach. Ma to swój urok. Można tego chcieć. Wielu jest takich, co takie granie wolą.
Pandora Hope VI
Pora na skok w cenową górę. Taki zdecydowany. Wprawdzie SOHO też są dwa razy droższe od Grado, ale tu już mamy do czynienia z high-endem w całej krasie, bo takimi mi się te Pandora Hope jawią.
To znów inny świat, ale nie pomyliłem się co do klasyfikacji, bo Pandora Hope VI to naprawdę high-endowe słuchawki za stosunkowo umiarkowane, nawet bardzo umiarkowane pieniądze. Słuchawki potrafiące obdarowywać bogactwem i ekskluzywną postacią brzmienia. Więcej należy powiedzieć – one oczarowują. Bezkresne połacie sceny przemierzają z wielką prędkością dźwięki zachwycające złożonością, wyjątkowo obfite zarówno w bas jak i soprany, niezwykle dźwięczne, z pogłosową aurą, z charakterystycznym dla głośników tubowych rozciągnięciem w przestrzeni i czasie. W dużym, a nawet zasadniczym stopniu jest to ukazanie muzyki stanowiące przeciwieństwo tego co proponowały AKG. Brzmienie, popisowe, naładowane energią i ekscytacją, spontaniczne, porywcze, spektakularne. Perkusja Metalliki nieporównanie okazała się szybsza, mocniej punktująca i w oprawie iskrzenia talerzy. Pomimo wiru i szaleństwa wokal przebijał się przez tę lawinę dźwięków bez żadnego problemu i był doskonale czytelny, zdecydowanie wyraźniejszy niż u wszystkich poprzednio, a także o wiele bardziej zaangażowany, przeżywający. Jednocześnie – co dla tych słuchawek bardzo jest charakterystyczne i bardzo w nich pozytywne – nie odczuwało się żadnego zmęczenia, przynajmniej w pierwszych godzinach słuchania. Za bardzo to bowiem przypominało prawdziwą muzykę, a odtwarzacz HiFiMAN-a spasował się do tych Hope wręcz idealnie, tworząc z japońskimi nausznikami rewelacyjny duet. Nie było to oczywiście granie, że już lepiej się nie da, ale granie sycące pod każdym względem i idealne do tego, by się nie tylko samemu nim napawać, ale także przed innymi chwalić i udowadniać, że w porównaniu z naszym przenośnym systemem, to co mają może się schować. Odtwarzacze Astell & Kern są wprawdzie nie gorsze, a doprawienie tego HM-802 wzmacniaczem lampowym od ALO Audio dałoby jeszcze poprawę, ale już taki na przykład FiiO X5 nie byłby w stanie dotrzymać takiemu graniu pola z pewnością, toteż wydane na wiceflagowego HiFiMAN-a pieniądze zwrócą się w postaci muzycznej jakości bez problemu i szukania jej po kątach. Tu jakość stoi na samym środku i nie sposób jej przeoczyć.
Beyerdynamic T5p
Te flagowe Beyerdynamiki do urządzeń przenośnych, kosztujące dokładnie tyle samo co ich flagowiec do sprzętu stacjonarnego – T1, to trochę dziwne słuchawki. Chociaż w sumie, może i nie dziwne, tylko wykonujące dokładnie, co im powierzono. Grają świetnie z odtwarzaczami przenośnymi, a z aparaturą stacjonarną zawodzą. Nie da się ich zatem podbierać tej aparaturze, odciągając do stacjonarnych urządzeń, czyli czynić uniwersalnym grajkiem do wszelkich zastosowań. Tak to sobie Beyerdynamic wykombinował i konsekwentnie przeprowadził, tak więc nie będę tym T5p pisał recenzji, bo miałaby sens jedynie w oparciu o kilka odtwarzaczy przenośnych, a tymi nie dysponuję. Wystarczy natomiast jeden taki, by móc napisać, że słuchawki do tego, do czego je stworzono, są świetne. Muzykalne, spokojniejsze od Pandor, a zarazem w takim przenośnym graniu bardziej wysmakowane, łączące łagodną elegancję z pięknem każdej muzycznej frazy. Mocniej eksponujące średnicę, bardzo silnie realizujące realizm ludzkich głosów i w efekcie dające wrażenie silnej obecności wykonawców. Są jednocześnie muzykalne i ludzkie, bardzo tym przywołaniem żywych postaci angażujące i doskonale wzbogacające tym muzykę. Na zwykłych plikach mp3 bardziej były w tym humanistycznym podejściu naturalne od Pandor, toteż byłem już gotów uznać ich wyższość, wszakże materiał DSD i MQS ukazał Pandory w bardziej ekscytującej postaci; jako dysponujące niesamowicie akustycznym i niespotykanie niemal bogatym brzmieniem, dające w efekcie takie pokazy brzmieniowego szaleństwa i takie lawiny dźwięków, że aż zbaraniałem. Niesamowite to było brzmienie, napompowane tak przestrzennym basem i obsypane takimi sopranami, że ręce same składały się do oklasków.
Zarówno Pandorę jak i T5p odebrałem przy tym jako lepiej grające z HM-802 niż z Astell & Kern AK240, co oczywiście należy przypisać przetwornikowi Wolfsona, odchodzącemu, o zgrozo, w przeszłość. Szalony popis Pandor nie zmienia jednak tego, że i T5p grały świetnie; spokojniej, nie tak szybko, nie tak akustycznie, ale też z werwą i łagodniejszym ale podobnie zjawiskowym basem. Nie tak obszernym przestrzennie, ale też wyraźnie zaznaczonym i na odbiór muzyki pozytywnie wpływającym, jako że wykastrowana z basu zawsze jest dużo uboższa. A jeszcze do tego z wokalami mocniej na pierwszy plan wyciągniętymi, bardzo realistycznie zobrazowanymi i mającymi rys swoistego piękna. Trochę mniej popisowo w sensie całościowym wprawdzie to grało i bez takiego podniecenia, ale też znakomicie; tak dla wolących więcej spokoju i dystansu, a nie bezpośredni atak.
oj, szkoda, że w recenzji nie pojawiły się nowe Grado; no chyba, że to za ich sprawą „są powody, by narzekać na firmę Grado”.
Nie, na nowe GS1000e narzekać nie ma powodu, choć porządniejszy, materiałowy oplot kabla by im nie zaszkodził. Nie pojawiły się z innych powodów. Po pierwsze, nie lubię używać słuchawek nie mających jeszcze własnej recenzji, no chyba, że takowa nie jest przewidywana; a po drugie, bo jeszcze się wygrzewają i cały czas słychać jak im brzmienie się zmienia. Tak więc wolę na razie dokręcać im tę brzmieniową śrubę, aż dystrybutor straci cierpliwość i zacznie się upominać. Inaczej można im wyrządzić krzywdę, zbyt nisko je oceniając.
Recenzji nowych GS-ów póki co brak, ale to akurat jest w moim przekonaniu dużym plusem, patrząc na to także z pozycji recenzenta; jest się pierwszym, nie trzeba i nawet nie można kierować się uwagami innych, to co się napisze będzie jedynie własnymi odczuciami, nieprzybrudzonymi spostrzeżeniami innych. Oczywiście nie twierdzę, że tak na co dzień to Pan jedynie ubiera w inne słowa cudze recenzje, bo tak rzecz jasna nie jest, ale jednak ucho i mózg czasem słyszy to, co chce usłyszeć czy to, co wcześniej przeczytał, więc takie całkiem świeże spojrzenie odbieram osobiście na plus. Ogólnie jest już w sieci kilka recenzji nowej serii E – np. ps1000e czy innych niższych modeli z serii prestige i wszędzie wskazuje się na większą czystość brzmienia, większą szybkość w przypadku dużych grado i nieco niższą temperaturę oraz koloryt barwy. Grado na trzy miesiące przed oficjalną premierą serii E umieszczał już nowe drivery do poprzedniej serii I, nie informując o tym swoich klientów i nikt się nie zorientował, nikt nie połapał, że brzmi to inaczej i spokojnie Grado mogłoby wprowadzić nową serię, poprawiając sygnaturę brzmienia i nie mówić o tym nikomu i nikt by o tym nie napisał. Ogólnie zmiany są na plus, to raczej ewolucja niż rewolucja. Zresztą skrót „e” od oficjalnego „everthing better” mógłby z powodzeniem i słusznie zostać odczytany jako „evolution”. Może ktoś woleć starszą generację, tak jak ktoś może preferować modele Audeze sprzed ery fazora, ale charakter pozostaje ten sam (w przypadku Grado nawet element ich sławnego wygrzewania). Zdanie właścicieli modelu gs1000, zwłaszcza tych polskich (nielicznych) łatwo przewidzieć – ci, co mają z „i” będą mówić, że dobrze się stało, bo są lepsze; ci drudzy będą się uśmiechać, że kupili nowsze i o niebo lepsze słuchawki. A wiadomo, że oba ugrupowania nie porównywały poszczególnych serii. W Grado – od serii reference w górę, a zwłaszcza przy modelu gs i ps kwestią najważniejszą i w stopniu najdalej wpływającą na ich dźwięk jest stopień ich wygrzania. Ci, co w to nie wierzą będą się śmiać i ja im się nie dziwię, bo też bym się śmiał, gdybym tego nie doświadczył, ale tak to wygląda i bardziej od tego czy to bez „i” czy z „i”, czy też z „e”, patrzyłbym na ten właśnie element, bo to nie jest tak łatwo sprawić, żeby słuchawki grały 2000h, bo jak się je tak samym sobie puści to się normalnie zepsują, stąd ta paradoksalna sytuacja; kiedy ktoś kupi sobie Grado, od razu go ciągnie do ich wygrzewania, przy czym Grado stosuje bardzo sztywne membrany, o bardzo wysokim stopniu naprężenia i zaciągnięcie do pracy takich świeżych membran przypomina jazdę 60km/h na pierwszym biegu czy też jazdę na wysokich obrotach samochodem, który dopiero co opuścił fabrykę. Dlatego też trzeba robić to z głową, a sam producent poucza, żeby dać słuchawką pracować normalnie i po prostu cieszyć się muzyką, co nie jest takie proste, kiedy ma się w głowie mit o wygrzewaniu Grado, który w tym akurat przypadku nie jest mitem, lecz prawdą. Uważam zresztą, że jest to największa wada Grado, choć z drugiej strony coś za coś. Ale należy to powiedzieć i do tematu podejść poważnie, bo choć głupota jest rzeczą dość powszechną i stąd nie powinna może budzić wielkiego niepokoju (chociażby dlatego właśnie, że na rzeczy powszechne nie ma się większego wpływu i nie ma się co daremnie pocić) to ta właśnie jej cecha wypływa z umiejętności jej rozpowszechniania, padania na podatny grunt i bardzo duża liczba osób, w tym audiofilów zamiast czegoś doświadczyć woli uwierzyć na słowo osobie, której nigdy na oczy nie widziała, a która też nigdy na oczy nie widziała słuchawek, o których pisze i dalej wcielić się w postać – jak pisze Proust o jednej takiej – „przechodniu, powiedź Sparcie” i rozpowiadać z miną gotową oszukać Tamerlana jaka jest prawda. Wracając do głównego wątku, wydaje mi się, że jak to w tym sprzęcie bywa, różnice są i są one wychwytywalne przy bezpośrednim porównaniu, które umożliwia stwierdzenie, że te są lepsze czy te mi się bardziej podobają, ale po dniu samotnego odsłuchu różnice znikają, mózg się przyzwyczaja, a reszta jest już wspomnieniem, najczęściej mylącym. Ale pozostaje muzyka, a to ona w tym wszystkim jest najważniejsza. To ona bardziej mnie w tym wszystkim interesuje – jakość nagrania, wykonania, jej rodzaj, to czy mi się podoba czy nie; odtwarzający ją sprzęt ma znaczenie drugorzędne, bo nawet taki za milion nie sprawi, że polubię muzykę, która najwyraźniej mi nie odpowiada. Wolę słuchać swojej muzyki z radia w telefonie niż owczego zawodzenia jakieś nowej murzyńskiej gwiazdy amerykańskiej sceny muzyki pop lecącej z Orfeusza.
Co do porównywania modelu GS-1000 i PS-1000 to pomijając ciężar tych drugich są to po prostu lepsze słuchawki. Rzecz jasna różnice w tej klasie nie są gigantyczne, ale jednak, zwłaszcza kiedy dysponuje się dobrym torem, który pozwala uwypuklić niuanse.
P.S. Nie wiem czy Grado wymieniło Michałowi drivery w ps1000. Można zapytać, może by użyczył i na pewno coś z tego porównania by wynikło. Dysponuję też skromną korespondencją z Jonathanem Grado na temat różnic nowej i starej serii – może okaże się to pomocne, podobnie jak moje słuchawki.
pozdrawiam
Marcinie, a Ty masz RS1 czy GS1000? Co do nowych Grado, to nie chcę się na razie wypowiadać, a co do Michała, to się chłopczyna gdzieś zapodział i znaku życia nie daje.
Michał ma zapewne jakieś tam swoje sprawy i swoje problemy, stąd czasu na „głupoty” pozostaje niewiele. Z tego, co wiem to jego PS-1000 były już lekko po gwarancji, stąd moja obawa, że Grado nie wymieniło mu przetworników na nowe, a wymiana odpłatna jest kosztowna, przy czym po jednej płatnej jak w przypadku Michała naprawie i upadku słuchawek po roku chyba na kolejną operację tego typu się nie zdecydował. Ale są to tylko spekulacje; nie mam w zwyczaju wypowiadać się za innych, sam Michał powinien zabrać głos, a mnie nic do tego. RS-1i już sprzedałem, a GS-1000i oczekują na nowego nabywcę.
Przetworniki wymieniają teraz w Warszawie, tak więc operacja jest znacznie krótsza. Wymiana zdaje się kosztuje koło osiemset złotych. Tak chyba Michał mi mówił. Jak będzie trzeba, to się go telefonem przygwoździ, bo nie może być tak żeby się migał. A zasadnicze pytanie jest takie, czy zgodziłbyś się podejść z tymi GS1000i, żeby je porównać z GS1000e? O ole oczywiście nie jesteś poza Krakowem.
To znów spekulacje, ale jeżeli gwarancja jest polska, naprawia Pan Janusz; jeżeli amerykańska, wysyłka idzie do USA, wiem, bo pytałem o to Grado. Znajomy zakładał odpłatnie w Polsce nowe drivery do RS-2 i zapłacił około 700zł i założę się, że koszt wymiany przetwornika w ps1000 jest wyższy i nie zdziwiłbym się, gdyby kosztował ok. 2tyś zł i więcej, ale tego dokładnie nie wiem – można zapytać o to audiosystem:) a wskazuje na to logika – jeżeli słuchawki kosztują w Polsce 7400zł to najważniejszy ich element 700zł? Ale wiemy jak to w tym hobby jest 🙂 Denony 7100 kosztowały w dniu premiery 5499zł, a ostatnio mi je sprzedawca w tym samym salonie oferował z nieco ponad 2tyś zł, ale wiadomo, kaska robi swoje i tych za 5,5 tyś. inaczej się słucha. A na kiedy ostatecznie planuje Pan recenzje nowych gs1000? Zna Pan moje podejście do sprawy, nie jest ono typowo polskie, ja nie muszę podchodzić i porównywać, żeby też coś z tego mieć; mogę je normalnie dać i tyle, a posłuchać ich razem można, gdyby to miało pozytywny wpływ na rzetelność oceny; bo tak całkiem serio to jak porozmawiałem ostatnio z kilkoma „audiofilami” to przeraziłem się nie na żarty.
Oczywiście, że trzeba posłuchać razem. Co dwie głowy, to nie jedna. Bardzo jestem ciekaw takiego porównania. Jestem cały czas u siebie, to się możemy umówić via mail.
Dzień dobry
Panie Piotrze- świetnie się czyta Pana recenzje. Czy HM-802 może pełnić rolę źródła stacjonarnego? Jestem początkujący i dopiero zaczynam budować tor audio.
Dlaczego komentarze pod recenzją HM-802 nie mają nic wspólnego z omawianym odtwarzaczem?
Tak, HM-802 może pełnić rolę źródła. Można z niego wyjść zarówno przejściówką z gniazda słuchawkowego, którą trzeba dokupić samemu (mały jack-RCA), albo pomijając sekcję wzmacniacza z głównego gniazda dokowania dołączonym kablem line-out, czyli także poprzez dwa gniazda RCA. Być może dałoby się też wyjść symetrycznie, ale to już pytanie do producenta i dystrybutora, bo w materiałach informacyjnych nic o tym nie ma.
A, i jeszcze odnośnie tego, dlaczego w komentarzach nic nie ma o testowanym urządzeniu. Mam nadzieję, iż głównie dlatego, że recenzja rozwiała wszelkie wątpliwości. Ale może są jeszcze inne powody? Może boją się pytać, albo się poobrażali? Albo się im nie chce, albo mają ważniejsze rzeczy do roboty. Lepiej się nie domyślać, co tam w kim siedzi 🙂
3D- Dyplomacja + Dystans + Dowcip. Chapeau bas.
Ok., a na kiedy tak mniej więcej planuje Pan tę recenzję (ten tydzień, przyszły, za dwa tygodnie)? Pytam, żebym mógł jakoś to zorganizować ze swojej strony. Można by też zapytać Michała przy jakieś okazji o jego PS-1000; taki wspólny meet „gradonaiwniaków” byłby pewnie owocny.
Ja wysłałem moje PS1000 do naprawy drogą morską – możliwie najtaniej. Nie wiem co się z nimi dzieje i średnio mnie to interesuje. Napisałem w liście załączonym w pudle, że nie zamierzam płacić za naprawę po roku od poprzedniej – w domyśle: zróbcie z tymi słuchawkami co chcecie. Ja już nie będę w nie inwestował, ani w żadne Grado.
U mnie ogólnie wszystko w porządku, tylko że etat poprzesuwał priorytety biznesowe, więc się mniej udzielam, ale firma działa i obecnie posuwam zamówienia do przodu w ramach dostępnego czasu. Jeszcze w międzyczasie odświeżałem mieszkanie.
Aha, jutro ma do mnie przyjść na testy pewien DAC lampowy i jak mi się spodoba, to sprzęt trafi do oferty sprzedażowej przez moją stronę internetową i pewnie wejdzie w skład kolejnych ciekawych zestawów grających w promocyjnych cenach. Konstruktor jest zainteresowany odsłuchem urządzenia przez możliwie wiele osób w Krakowie, ale najpierw się muszę sam pokiwać nad tym sprzętem, obgadać temat z budowniczym, itd.
To ja bym chętnie w Warszawie go posłuchał jeśli opinii z Mazowsza też jesteście ciekawi 🙂
To jak się już Michale nakiwasz, to go podrzuć, żebym i ja się mógł parę razy kiwnąć.
Marcinie, dzisiaj zadzwonię.
Piotrze ,zapomnialem zapytac kiedy opisywales Ultrasone E5,ktore dla Ciebie sa ladniejsze i wygodniejsze E5 czy E10?i drugie pytanie dotyczace E5 ,czy prowadziles odsluchy ich przed W.Pacula czy po nim,chodzi mi ktory z was mial bardziej wygrzane,bo przeczytalem wasze recenzje i porownywalem ze soba.
Ultrasony Edition 5 były najpierw u mnie. Wygodne są zarówno E5 jak i E10, ale według mnie E5 wygodniejsze.
Ktore z nich byly ladniejsze dla oka??
Według mnie E5.
Czy z HD-600 ten HM-802 zgra się dobrze? I jeszcze jedno – czy podpięcie wzmacniacza może mu jeszcze pomóc (mam Black Birda SR-71A).
W obu wypadkach odpowiedź jest twierdząca.
Dzięki.