Recenzja: Grado GS2000e

Grado GS 2000e HiFiPhilosophy_004   Ponownie słuchawki i znów Grado. Jakieś słuchawkowe Verdun się porobiło i można odnieść wrażenie, że wszystkie siły operacyjne i cały potencjał branży rzucony został na ten odcinek oraz okoliczne przetworniki, słuchawkowe wzmacniacze i odtwarzacze przenośne. Podobnie jak trzydzieści lat temu stateczne telefony o kręconych tarczach i ciężkich słuchawkach ustępować zaczęły aparatom przenośnym, tak teraz stateczne audio wydaje się cofać pod naporem słuchawek. Słuchawek noszonych na ulicy i używanych w domu; a tu czy tu mających funkcję nie tylko muzyczną, ale także izolacyjną. Bo człowiek współczesny jako samotnik staje się coraz bardziej normą, a wraz z tym samotność coraz powszechniejsza. Samotny łowca Internetu, niczym ryś w kniei albo polarny niedźwiedź przemierzający swe szlaki, to widok coraz częstszy. Der Steppenwolf cyfrowego świata – że zaczerpnę się od Hermana Hessego – wpatrzony w ekran i ze słuchawkami na uszach, aby mu nikt nie przeszkadzał. Wraz z tym słuchawki stały się ważne i mieć je obowiązkiem, a przy tym jest taki ich wysyp, że nawet damskie fatałaszki się nie równają. Firm oferujących słuchawki namnożyło się niczym myszy w spichlerzu, ale teraz zajmiemy się producentem, który świat słuchawkowego audio u samego zarania formował, czyli nowojorskim Grado.

Nie będę powtarzał, kto zacz Grado i jak to kiedyś z nim było, bo pisałem o tym już wielokrotnie. Po wielokroć i obszernie było o słuchawkach tworzonych w rodzinnej firmie sycylijskich emigrantów z Brooklynu, w tym trzy raz o takich zaczynających się od symbolu GS, ponieważ opisywane teraz GS2000e są już czwartymi z tą sygnaturą. Natomiast pierwszymi z liczbą 2000 w miejsce 1000, co powinno oznaczać poważną zmianę, aczkolwiek to okazuje się nie tak oczywiste. Gdy bowiem rzucić okiem, różnic pomiędzy modelami GS1000e i GS2000e się nie dopatrzymy, poza samą nazwą, wypaloną na obwodzie drewnianej muszli. Cała zmiana kryje się w środku, a postać ma specyficzną. Albowiem przywykliśmy, że wyższy lub nowszy model za wyraźnie większe pieniądze, to jakiś nowy przetwornik, przemodelowana komora akustyczna i ulepszone pady bądź kabel. Tymczasem tutaj te zmiany dokonały się wcześniej, pomiędzy modelami GS1000i a GS1000e, kiedy faktycznie pojawił się nowy przetwornik i lepsze okablowanie – i coś jeszcze ważnego zmieniono, mianowicie sposób obróbki drewna. W miejsce mahoniu sezonowanego metodą tradycyjną i lakierowanego na wysoki połysk, pojawił się taki wyprażany i pozostawiony bez wykończenia lakierniczego, co miało zdaniem producenta dawać lepsze własności akustyczne. Firma Grado chwali się przy tym jedynym takim w świecie zasobem doświadczeń, wyrosłym z tradycji konstruowania słuchawek o komorach drewnianych, w czym istotnie nie mija się z prawdą, choć Audio-Technica, JVC i Sony pewnie miałyby uwagi. Nie o spory jednak  między producentami idzie, a o konkrety dla nabywców z tego wynikające; a o tym jakie te wszystkie modyfikacje spowodowały następstwa, można przeczytać w recenzji modelu GS1000e. Natomiast teraz przychodzi nam sięgać wyżej, po Grado GS2000e.

Budowa

Tych pudełek nie da się pomylić z żadnymi innymi. Tylko żeby to jeszcze była zaleta...

Tych pudełek nie da się pomylić z żadnymi innymi. Tylko żeby to jeszcze była zaleta…

   Na stronie producenta możemy znaleźć dumne odwołanie do samego Stradivariusa, aczkolwiek ze skromnym zaznaczeniem, iż nie samo Grado to porównanie czyni, tylko jeden z nabywców ich słuchawek, dysponujący skrzypcami legendarnego mistrza z Cremony. Tenże Antonio Stradivari, jako najwybitniejszy przedstawiciel sztuki lutniczej, zabrał do grobu tajemnicę doskonałości swych skrzypiec (przez niektórych jednak kontestowaną), niemniej wiadomo powszechnie i nie potrzeba do tego żadnego Stradivariego, że jednym z kanonów lutnictwa jest umiejętność doboru drewna. Wykonane zgodnie z kanonem skrzypce wierzch mieć winny świerkowy, a spód i boki z drewna jaworowego (klonowego), do czego dochodzi smyczek z bardziej niepospolitego, fernambukowego. Na całość brzmienia skrzypiec składają się zatem trzy a nie jeden gatunek drewna, lecz że słuchawki nie mają smyczka, powinny starczyć dwa. No i faktycznie – cała innowacja, składająca się na przejście od modelu GS1000e do GS2000e, polega na połączeniu dwóch rodzajów drzewa w miejsce wcześniejszego jednego; a konkretnie na wzbogaceniu mahoniu klonem.

Tu rzeknę coś od siebie, a raczej od Karola, który jest perkusistą. Z powyższego opisu wynikałoby, iż odwołanie do skrzypiec cokolwiek jest naciągane, ponieważ przy ich produkcji mahoń nie występuje. Co nie znaczy, że drewno to do wyrobu instrumentów się nie nadaje. Nadaje jak najbardziej, tyle że wytwarza się z niego gitary i bębny. Podtrzymująca wierzchnią i spodnią membranę otoka perkusyjnego bębna jest wytwarzana właśnie z mahoniu, który znany jest z aktywności rezonansowej. Tu jednak natrafiamy na zasadniczy problem. Dawniej bębny korpusy miały z samego mahoniu, jednakże gatunek tego drzewa odznaczający się odpowiednią spoistością struktury, a w efekcie dobrymi właściwościami akustycznymi, stał się tak rzadki, że trafił pod ścisłą ochronę i pozyskiwanie zeń surowca stało się bardzo trudne. Wyjaśnijmy na marginesie, że mahoń, podobnie jak heban, to nie nazwa indywidualna tylko ogólna, oznaczająca drewno o pewnej specyfice, pozyskiwane z wielu gatunków, w przypadku mahoniu występujących na aż czterech kontynentach: w Indiach, Afryce Zachodniej i obu Amerykach. Wystarczy sam rzut oka na starsze i nowe GS1000, by zdać sobie sprawę, że są z różnego drzewa, mimo iż nieodmiennie nazywanego mahoniem.

Słuchawek tych również nie trzeba przedstawiać. Chociaż...

Słuchawek tych również nie trzeba przedstawiać. Chociaż…

Wraz z tą komplikacją, wynikłą z braku surowca, bębny z czystego mahoniu stały się niezwykle rzadkie, co nieuchronnie pociąga drożyznę, a to wymusiło kompromis. Korpus przeciętnego bębna pozostał mahoniowy, ale z pospolitego mahoniu o mniejszej gęstości i uzupełnianego klonem. Otok bębna to teraz klonowo-mahoniowy kompozyt, zdolny rugować zbyt intensywne pogłosy gorszego gatunkowo mahoniu. I ktoś najwyraźniej poradził Grado, lub samo na to wpadło, by pójść ze swymi słuchawkami dokładnie tą samą drogą. Efektem są nowe GS2000e, mające jak tańsze i wcześniejsze GS1000e widoczną od zewnątrz obudowę z cętkowanego mahoniu, która po zdjęciu padów okazuje się być jedynie częścią zewnętrzną, podczas gdy sam przetwornik spoczywa w gładkim i znacznie jaśniejszym klonowym łożu. To łoże o zdecydowanie bardziej spoistej strukturze, nie mającej cętek ani widocznego rysunku słojów; zgodnie z teorią i praktyką powstawania perkusji skutkujące brzmieniem bardziej spokojnym, mniej się wzbudzającym pod wpływem fal akustycznych i pod pewnymi względami podobniejszym do tego z pierwszych GS1000. Czy tak jest w sensie brzmieniowym, to się zaraz powinno rozstrzygnąć, ale dokończmy pierwej kwestii związanych z techniką.

Poza obudową z nowatorskim użyciem klonu, natrafiamy w materiałach firmowych na jeden jeszcze ślad, wskazujący na różnicę pomiędzy modelami GS1000e i 2000e. Jedne i drugie słuchawki wyposażono wprawdzie w nowe przetworniki o 50-milimetrowych średnicach i nowe, 12-żyłowe okablowanie z uszlachetnianej przez samo Grado miedzi, ale model GS1000e przenosi pasmo 8 – 35000 Hz, podczas gdy u droższych GS2000e jest ono szacowane na aż 5 – 51000 Hz. Czy za taki stan rzeczy odpowiada jedynie ta lepsza oprawa, czy też poprawiono także przetwornik, o tym producent milczy. Musimy to zatem w sensie definitywnego rozstrzygania zawiesić, chociaż aż taki przyrost pasma, w sytuacji gdy obudowa z klonu ma uspokajać a nie wzbudzać, wydaje się sugerować, że w przetworniku także coś poprawiono, zbliżając go lub wręcz identyfikując z tym od szczytowych PS1000e; zwłaszcza że pasmo GS2000e jest wyższe niż u nich jeszcze o 1000 Hz.

To jednakże nowy model - Grado GS 2000e!

To jednakże nowy model – Grado GS 2000e!

Poza tym wszystko zostało po staremu, prócz ceny zdecydowanie wyższej, przy czym na pochwałę zasługuje fakt, że zarówno wchodząca w skład słuchawkowego setu firmowa przejściówka na mały jack, jak i towarzyszący jej firmowy przedłużacz o 4-metrowej długości, też są z 12-żyłowych przewodów, czyli nie próbowano chytrze oszczędzać i osprzęt dorównuje jakością słuchawkom. Nie wiem natomiast czy z przekory, czy może w imię mody na ekologiczne opakowania, nowe referencyjne z serii Statement Grado wciąż dostarczane są w skromnych, tekturowych pudełkach, a na drewnianą kasetkę będziemy musieli wyłożyć ekwiwalent dodatkowych 25 dolarów. Za tyle samo możemy otrzymać podobnie drewniany stand, a na firmowy kabel zakończony symetrycznym wtykiem trzeba już będzie wysupłać obciążoną VAT-em równowartość 170 dolarów. Same słuchawki to zaś wydatek 6800 złotych, czyli o dwa tysiące więcej niż za dotychczas najwyższe dla serii Statement Grado GS1000e i o tysiąc mniej niż za flagowe dla całej marki Grado PS1000e z serii Professional.

Odsłuch

Podobieństwo do modelu GS 1000e jest wprost przytłaczające!

Podobieństwo do modelu GS 1000e jest wprost przytłaczające!

   Słuchawki mają niską, 32-ohmową impedancję i wysoką, niemal 100-decybelową skuteczność, tak więc nadają się teoretycznie do sprzętu przenośnego, w czym utwierdza nas dołączona do nich przejściówka na mały jack. I faktycznie się do tego nadają, jednak wyłącznie w użyciu domowym, ponieważ kabel przed przejściówką jest długi, gruby i ciężki, a na dodatek niezbyt giętki. Trudno więc sobie wyobrazić kogoś owiniętego nim paradującego po ulicy, chociaż na upartego można z tym sobie poradzić, na przykład za pomocą kieszeni i rzepa do przytrzymania złożonego kabla. Nie polecam jednak takiego uporu, gdyż tego rodzaju mięcie i zginanie na pewno jakości kabla nie będzie służyć, nie ma natomiast przeszkód, by nasze GS2000e dawały zgodne ze swym imieniem „Świadectwo” jakości oferowanej przez firmę Grado ze sprzętem przenośnym w użyciu domowym, pełniąc rolę wyższego jakościowo uzupełnienia słuchawek bardziej pasujących za domem. Należało więc sprawdzić, jak wypadają w tej roli.

Z Cowonem P1 Plenue i FiiO X7

Z dwóch użytych odtwarzaczy przenośnych, lepszym towarzystwem dla GS2000e okazał się flagowy FiiO X7, operujący łagodniejszym – bardziej stonowanym i lepiej wypełnionym, a mniej szczegółowym i finezyjnym dźwiękiem. Nazwałem to w jego recenzji skuteczną w odbiorze i całkiem przyjemną powszedniością; co i tutaj się potwierdziło, jako że niezależnie od użycia tego klonowego łoża, rzeczywiście potrafiącego tłumić pogłosy, słuchawki o przydomku „e” z serii Statement operują dźwiękiem bezpośrednim i mocno akcentującym. Dlatego lepiej będą wypadać wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z łagodniejszym sygnałem, podczas gdy źródła same z siebie ofensywne – kładące nacisk na szczegóły i generujące ostre krawędzie dźwięków – podwajać będą ich styl, co może stać się przy dłuższym słuchaniu męczące. A mimo że Cowon nie jest na pewno ostry, wystarczyła sama większa łagodność FiiO, by już okazało się lepsze. To oczywiście także kwestia gustu, jako że mój słuch, nieco zmęczony odsłuchami, szuka raczej wytchnienia niż podniet, podczas gdy ludzie młodzi, spragnieni muzycznych doznań, chętnie sięgają po źródła i słuchawki grające szczegółowym i wyrazistym dźwiękiem. W związku z tym mam nieodparte wrażenie, iż Grado, konstruując nowe przetworniki dla swoich nowych szczytowych słuchawek, kierowało się właśnie takim motywem przewodnim: dać to czego chcą tym, którzy słuchawki kupują najczęściej. A jest w tym też inny aspekt, którego nie mogłem sprawdzić – mianowicie za oceanem furorę robi przenośny wzmacniacz lampowy Woo Audio, z którym te nowe Grado grać mogą wyjątkowo dobrze. A Woo Audio to też firma z Nowego Jorku…

Jedynie symbol wypalony na pięknej komorze akustycznej pozwala określić, z którym zawodnikiem marki Grado mamy do czynienia.

Jedynie symbol wypalony na pięknej komorze akustycznej pozwala określić, z którym zawodnikiem marki Grado mamy do czynienia.

W każdym razie nowe GS2000e to słuchawki o brzmieniu dosadnym, całkowicie stawiającym na nie upiększony i nie złagodzony realizm, a to wymusza poszukiwanie partnerów w maksymalnym stopniu muzycznych, aby ten realizm pracował na rzecz, a nie przeciw muzyce.

Przy komputerze

Trochę w tej sytuacji nie pasował przetwornik Ayon Sigma, sam odznaczający się podobnymi walorami i mimo regulowanej filtracji oraz możliwości wyboru częstotliwości nieodmiennie częstujący wyrazistą cyzelacją muzycznego rysunku. A w niewiele mniejszym stopniu rzecz tyczyła także wzmacniacza słuchawkowego Phasemation, który mimo regulowanej miękkości dźwięku również jest wyrazisty. Jedynie zatem przewód symetryczny Tellurium Q Black Diamond szedł w tej sprawie na rękę, jako szczególnie muzykalny i szczególnie wypełniający. No ale trudno: Sigma stała i stać musiała, a że bardziej pasują do niej Sennheiser HD 800 czy AudioQuest NightHawk, to przecież zawsze coś do czegoś pasuje bardziej. Hegel HD30, czy Accuphase DC-37, byłyby dla GS2000 lepszymi partnerami, ale przetwornik Accuphase czekał dopiero przyczajony w odtwarzaczu.

Dość marudzenia, czas słuchać. Mimo obaw wcale nie było źle. Muzyczny obraz okazał się  wprawdzie, jak należało oczekiwać, wyraźny i bezpośredni w stopniu aż dojmującym, ale bezpośredniość to wszak nie byle walor. Walor tu jeszcze wzbogacany popisową aż głębią brzmienia i dodatkowo pogłębiającą obraz przyciemnioną tonacją. A wszystko w przepychu oczywistości niezapośredniczonego, trafiającego prosto do jaźni istnienia. Ze znakomitą też klarownością i transparencją medium. To dawało efekt spektakularny, nawet uderzający, do czego jeszcze dołączały szybkość i dynamika. W rezultacie pojawiało się intrygujące wyważenie; bo z jednej strony ta głębia i światłocień, jako efekty sprzyjające wrażeniom niecodziennym; a z drugiej otwartość, bezpośredniość, szybkość i dynamika. Też w jakimś stopniu niezwykłe, jako że w wyczynowych dawkach, ale pracujące dla podrasowanej wyczynem, jednak rzeczywistości. Kiedy dodamy do tego dobitną szczegółowość i przypomnimy o cyzelacji, dostaniemy zasób atutów, z którymi można stawać naprzeciw najlepszym. Toteż dopiero bezpośrednie starcie mogło pokazać, kto w czym ma przewagę, a kto czym ustępuje.

Większe różnice znajdujemy po zdjęciu padów.

Większe różnice znajdziemy po zdjęciu padów.

Celem takich porównań sięgnąłem po własne NightHawk i własne Beyerdynamic T1 V2 – jedne i drugie wyposażone w kabel Tonalium Audio, zdecydowanie poprawiający. Ktoś mógłby w tym miejscu się żachnąć, że promuję wobec tego słuchawki droższe, odnosząc je do tańszych, ale sprawdzająca kalkulacja natychmiast ukazuje, że tak się wcale nie dzieje. AudioQuest z tym kablem to bowiem PLN 5300, a zatem mniej o niewiele, a T1 z Tonalium to PLN 6800, czyli dokładnie tak samo. By jednak po obu stronach cenowych się porównanie odbyło, dodałem jeszcze Audeze LCD-3, które z kablem Tonalium to już cenowy kosmos.

Kto z czym przeciwko czemu? Ciekawe to było niewątpliwie, bo każdy od siebie coś wnosił i każdy coś wynosił. I tak NightHawk oferowały szczególną płynność, gęstość i w przyciemnionej gradacji najwięcej czystej muzyki, jeśli przez muzykę rozumieć falowanie i pełne brzmienia o gęstej konsystencji i intensywnym smaku. Nie świeżość i nie cyzelację, a także nie soprany, tylko dociążenie, indywidualizm i magia potęgi basu. Przekaz zogniskowany na środku pasma i atakujący basem od dołu, a z wyciszeniem sopranów i wygładzeniem tekstur. Czekoladowy, można powiedzieć, i z kaloriami na maksa, lecz jednocześnie pięknie realny, zwłaszcza gdy chodzi o głosy. Bez nacisku na transparencję i formowanie krawędzi, tylko na gęsto, płynnie i z wielkim stężeniem smaku.

Częściowo w kontrze do tego były Beyerdynamic, bo z większym kwantum sopranów, choć wciąż umiejętnie powściąganych, niemniej już się mocno zaznaczających. Tak więc mniej masy i nie tyle aż dołu, jak również mniej gęsto (wyraźnie), a w zamian szybkość, prężność i dynamika, a przede wszystkim trójwymiar. Bez wątpienia te właśnie słuchawki tworzyły najbardziej sferyczne formy i najbardziej też była wyczuwalna w nich holografia. Muzyczny obraz epatował głębią ostrości i wciąż obecnym „oddychaniem” przestrzeni; coś jakby założyć okulary 3D i cieszyć się innym obrazem. O mniejszej wprawdzie gęstości i mniejszej obiektów masie, a także nie tym nasyceniu smakiem, ale za to bardziej sferyczny, tętniący oraz prężny – w dobrym znaczeniu prężności, dobrze efektującym.

Okazuje się, że komory akustyczne zostały wykonane z kompozytu mahoniowo-klonowego i obejmują sobą nowy przetwornik.

Okazuje się, że komory akustyczne zostały wykonane z kompozytu mahoniowo-klonowego i obejmują sobą nowy przetwornik.

A wszystko w atmosferze staranności rysunku, a nie tylko uprzestrzenniania brył; a także myszkująco-wyszukującej ekspozycji szczegółów i nie wygładzania tylko uwydatniania tekstur. Jako rezultat też bardzo efektownie, ale poprzez operowanie całkiem innymi środkami.

 

 

 

 

Odsłuch cd.

A jakim brzmieniem dysponuje nowy przodownik serii GS?

A jakim brzmieniem dysponuje nowy przodownik serii GS?

   Na droższej stronie porównań do niedawna flagowe Audeze, wspierane tym samym kablem Tonalium, dużo do brzmienia wnoszącym, oferowały przekaz nie prężny tylko miękki i znów szczególnie płynny, a także – jak to w cieczach – całkowicie homogeniczny. Niespotykanie odporny dzięki temu na wszelkie zniekształcenia od strony słabszych nagrań oraz niedostatki melodyjności u źródeł i wzmacniaczy. Do tego stopnia, że potrafiący formować melodykę nawet z kanciastych brył, dalekich od muzyki. Tu, inaczej aniżeli poprzednio, panowała atmosfera mniej zobowiązująca; taka bardziej relaksująco-muzyczna – że niekoniecznie realizm i ani trochę wyczyn, tylko tak bardziej w pięknie mimowolnym, powstałym od niechcenia. Bez napinania się i popisów, zwłaszcza w mierze ostrości rysunku czy jakiejś holografii. Spokojnie a efektownie i super przede wszystkim muzycznie – ale tak bardziej zwyczajnie, choć w oczywistym kontakcie z wykonawcami.

Na tle tych trzech brzmieniowych wzorów sięgnijmy po Grado GS2000e. Co było u nich inaczej, a co było podobnie? O, wiele różnych rzeczy, zwłaszcza gdy chodzi o odmienność. Nie są one tak dociążone, naprane basem i spójne, jak NightHawk, ani tak trójwymiarowe, jak niezwykłe pod tym względem T1. Nie ma też u GS2000 widocznej u tamtych (choć w różnym stopniu)  chęci panowania nad sopranami. I nie ma też tym bardziej wyjątkowego talentu Audeze do robienia muzyki z sygnału prawie nie muzycznego. Jest za to co innego: – Jest wyjątkowo dobra stereofonia, skutkująca sceną w postaci panoramicznie wygiętego przed słuchaczem ekranu; – jest, podobne jak u T1, super dokładne obrazowanie i analogiczna ekspresja szczegółów; – jest świeżość i delikatność głosów rzucanych na gęste, przyciemnione tło brzmienia; – i jest w tych głosach dobrze wyczuwalny pierwiastek indywidualny (choć nie tak mocny jak u NightHawk, a bardziej otwarty i lżejszy); – i jest ogarniające słuchacza poczucie zanurzenia w medium przejrzystym, mimo że o dodatku mroku. Nie ma za to charakterystycznego dla NightHawk i Audeze trzymania się mocno dźwięku, czyli długiego podtrzymania na rzecz melodyjności, a psującego szybkość. – Grado GS2000e nie mają na szczęście tendencji do przedwczesnego zrywania frazy, ale są bardzo różne od słuchawek długo podtrzymujących brzmienia, na przykład dawnych Ultrasone Edition9. Ich dźwięk w najmniejszym stopniu się nie lepi i nie tkwi w podtrzymaniu. Rozstają się z brzmieniami szybko, bez żalu i bez zwłoki.

Jest wyraziście i z wielką werwa. To istne high-endowe poruszenie!

Jest wyraziście i z wielką werwą. Na high-endowym poziomie.

Dzięki temu brzmienie jest wartkie i nie idzie w stronę szkoły upiększającej. Ma przy tym wysoki strój instrumentów, skutkujący kontrastem głębi z wibracją i połyskami sopranów. To niewątpliwie jest efektowne, gdy wychodzi z dobrej aparatury; tym jeszcze efektowniejsze, że przy zachowaniu indywidualizmu smaków. Jednocześnie nie czuć w brzmieniu takiej prężności jak u T1, niemniej struny są mocno naciągnięte, a nie leniwie luźne.

To wszystko złożyło się na inny obraz i dało inną atmosferę. Dość podobną do tej z Sennheiser HD 800, jak chodzi o budowanie sceny, jednak bardziej wyraźnie a mniej oble kreśloną – z szybszą rozgrywką i mocniejszymi także przejściami. Bo o głosach delikatniejszych i płynących od mniejszych źródeł (ale nie małych) i większej dynamice oraz mocniejszych akcentach świetlnych. Na zasadzie kontrastu pomiędzy światłem a mrokiem, a nie w dziennej atmosferze spokojnych pasaży tonalnych. Ogólnie więc żywo, spektakularnie, dosadnie i kontrastowo, a nie z pietyzmem, łagodnie i za siebie się oglądaniem..

Z Accuphase i Twin-Head

Co tym razem? W zasadzie to samo, ale oczywiście na innym pułapie. Badanie zacząłem od przyglądania się temu, co najbardziej uderzało w początkowym odbiorze. Niewątpliwie była to przejrzystość, bezpośredniość, atak realizmu i świetna stereofonia; a po momencie patrzenia także świadomość tego, że tło nieco zostało przyciemnione, a „cały horyzont pozostawał w muzyce”. Do tego konturowy, nieprzesadny i nie zlewający się bas oraz mocno akcentowane, ale nie wyrywające się z muzycznego kontekstu szczegóły. Pasmo równe i wyjątkowo szerokie, pozbawione wypchnięcia średnicy; a wraz z tym źródła dźwięku średniej wielkości, pozostające w kontakcie bezpośrednim, ale nie takie napierające czy osaczające. Bliskie, realistyczne, ale tak na dwa metry, a z kolei dal i perspektywa widoczne, lecz bez przewagi odczuwanego cały czas obcowania z ogromem, co było u starszych wersji popisowym numerem.

Grado GS 2000e HiFiPhilosophy_014

Nie są to z pewnością słuchawki do bardzo wyrazistych systemów, ale w naturalnych i spokojnych potrafią zagrać zjawiskowo. Tak jak to Grado.

Temperatura neutralna – bez odczuwalnego ciepła i chłodu – a brzmienie szybkie i wyraziste, bez najmniejszego śladu lepkości. Głębokie – nawet bardzo – i raczej twarde niż miękkie, o dokładnie widocznych konturach i mocnym, głębokim drążeniu tekstur. W tym wszystkim żadnych upiększeń, tak więc melodyka jako punkt wyjścia brany od źródła i wzmacniacza. Bez tego za mało muzycznie, a z tym przejmująco prawdziwie; zwłaszcza kiedy przywyknąć i w stylu się rozgościć. To nie trwa dłużej niż parę minut, a potem jest już tylko ciekawie, bo można wprawdzie za stylem Grado nie przepadać, ale na pewno nie jest nudny. Mocno wybijany rytm, szybkość, stereofonia i popisowa przejrzystość są rękojmią, że nudne na pewno nie będą, z dodatkowym bonusem w postaci brzmieniowej głębi skontrastowanej z delikatnością cienkiej muzycznej kreski. Bo głosy kobiece potrafią być delikatne i wyjątkowo świeże, a tło ich przy tym potężne, obszerne i dynamiczne; co w połączeniu z kontrastami świetlnymi daje zawsze ciekawy spektakl. Głębszy brzmieniowo niż z GS1000e i bardziej melodyjny, ale w stylu analogiczny i naprawdę podobny. Jak już w tamtych recenzji pisałem, to efekt grania pod gust młodych ludzi, którzy cenią szczegóły, mocne przejścia i rytmy, a także bezpośredniość. Nie lepkość i ocieplenie, i nie zalewy słodyczy, tylko żywość, ekspresję i szybkie muzyczne tempo.

 

Podsumowanie

Grado GS 2000e HiFiPhilosophy_010   Słuchawki Grado GS2000e nie są gorsze ani lepsze od swoich głównych konkurentów – flagowców Sennheisera i Beyerdynamica. Ale są inne. Stanowią własną propozycję konstruowania dźwięku, a zarazem są poprawieniem osiągów mistrzowskiej serii Statement. Bardzo żywe i dynamiczne, a zarazem wyraziście obrazujące, potrafią mocno podciągać niewyraźnych i przyspieszać ospałych. Mam na myśli przede wszystkim aparaturę przenośną i tą do komputera, bo teraz ta dominuje i pod nią się rzeczy robi. Dobrze to pokazało sprawdzone FiiO X7, które z żadnymi słuchawkami nie wypadło tak dobrze. Od drugiej, tej żywszej i wyższej jakościowo strony, dobrze też z nimi współpracował w najnowszej swej odsłonie wzmacniacz słuchawkowy Divaldi; i bardzo też dobrze wzmacniacz słuchawkowy Transrotor, zwłaszcza gdy go wspomagać stopniem lampowym od ifi. To daje łączną sumę kilku małych i średnich urządzeń do obsługi słuchawek przy biurku; przy czym nawet mniej gęsto niż Transrotor i Divaldi, a wyraziście grający Phasemation, wspierany też wyrazistym przetwornikiem Ayona, okazał się również dobrym partnerem, pomimo wstępnych obaw. Wszystkie te klocki, pospołu z wielkimi klocami Accuphase oraz Twin-Heada, dowiodły jednoznacznie, że nowe GS2000 potrzebują sygnału dobrze kontrolowanego na górze, gęstego i raczej spokojnego, a nie się szarpiącego – a im będzie on wyższej jakości, tym oczywiście lepiej. Bo z Grado jest zawsze ten problem, że same z siebie pragną się popisywać i mają żywą naturę, co świetnie wyklucza nudę, ale wymaga kultury. Ewentualnie w zamian łagodności, ale tak czy owak tej formy, która nie domaga się uzupełnień pod względem czysto muzycznym. Najwyżej dodatku życia, a więcej życia Grado wam na pewno przyniosą; natomiast kto woli łagodniejszą całość, ten ku innym słuchawkom powinien się zwrócić. Z testowanych na pewno takimi były Audeze, a jest takich jeszcze trochę, na przykład AKG K701 i Beyerdynamic DT880. Z Grado zaś życie, poryw, wyraźność i adrenalina na maksa; z tymi nowymi jeszcze o szybszym tętnie i mocniejszych, głębszych kontrastach. To granie z życiem, ikrą i na podwójnych sterydach – takie z turbodoładowaniem i tempem jak na wyścigach. Ale dla równowagi brzmieniowo bardzo głębokie, z wstrzykniętym także kontrastem, by obraz był wyraźny i żeby był efektowny. Kto zatem lubi wyraźność, dosadność i nie zapośredniczony „real”, ten w tempie i stylu tych słuchawek powinien znaleźć ubaw.

 

W punktach:

Zalety

  • Żywość.
  • Wyraźność.
  • Przejrzystość.
  • Indywidualizm głosów.
  • Szybka akcja.
  • Głębokie brzmienie.
  • Dobre wykorzystanie światłocienia.
  • Kontrasty dynamiczne, postaciowe i świetlne.
  • A zatem rozwarta skala dynamiczna i na oścież otwarte pasmo.
  • A także krucha delikatność mieszana z wielkością i potęgą.
  • Jak również dawka cienia mieszana z igłami błysków.
  • Ani na jotę nie cofnięte soprany.
  • Ani trochę nie uwypuklona średnica.
  • Rozdzielczy, dobrze kontrolowany bas.
  • W efekcie równe pasmo.
  • Duża scena.
  • Panoramiczna stereofonia.
  • Lekkie.
  • Wygodne.
  • Poprawiona oprawa przetwornika i nowy sam przetwornik.
  • 12-żyłowe kable z uszlachetnionej miedzi.
  • Przejściówka na mały jack i 4-metrowy przedłużacz w komplecie.
  • Niska impedancja i wysoka skuteczność umożliwiają napędzanie sprzętem przenośnym.
  • Klasyk gatunku ze znanej serii Statement.
  • Sławny producent z wielkim tradycjami.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie do źródeł i wzmacniaczy o ostrym stylu grania.
  • Długi i ciężki kabel utrudnia używanie za domem.
  • Swobodnie wirujące wokół osi prowadnic muszle, mogą powodować zagniecenia izolacji na kablach.
  • Drewniana kasetka, stand i symetryczne okablowanie za dopłatą.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Audio System

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie otwartej.
  • Wentylowana diafragma z mylaru o wysokim stopniu naprężenia.
  • Pasmo przenoszenia: 4 – 51 000 Hz.
  • Skuteczność: 99,8 dB.
  • Impedancja: 32 Ω
  • Dopasowanie przetworników: 0,5 dB.
  • Kabel z miedzi UHPLC-OFC, dwunastożyłowy, o długości 170 cm.
  • Zawartość zestawu: słuchawki, kabel przedłużający 4m, przejściówka na mały jack (też dwunastożałowa), karta gwarancyjna.
  • Kabel symetryczny i drewniany kejs jako opcje za dopłatą.
  • Cena: 6800 PLN

System

  • Źródła: PC, Cowon Plenue, FiiO X7, Accuphase DP-700.
  • Przetwornik: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi 02, Phasemation EPA-007, Transrotor Headphone.
  • Słuchawki: Audeze LCD-3 (kabel Tonalium Audio), AudioQuest NightHawk (kabel Tonalium Audio), Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium Audio), Grado GS2000e.
  • Kabel USB: ifi Gemini z iPower
  • Interkonekty: Tellurium Q Black Diamond XLR, Tonalium Audio XLR, Crystal Cable Reference RCA, Harmonix Improved-S RCA, Sulek Audio RCA.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

5 komentarzy w “Recenzja: Grado GS2000e

  1. A.B pisze:

    Czego można sie spodziewać po opisywanych słuchawkach mając w domu LCD-3 ? Czy można przyrównać, że zagrają jako sąsiedzi Audeze do nich podobnie? Czy są w stanie mnie jakoś zaskoczyć ?
    Brzmienie LCD-3 bardzo mi pasuje, ale coś bym tam jak to mówią do kompletu i ogólnie do kolekcji dokupił… 🙂
    Może coś z większą sceną ? Jako uzupełnienie Ultasone Edition 5 by podeszło ? Jakieś inne typy..
    Dzięki za info.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ultrasone Edition 5 mogę polecić. Grado GS2000 bardziej od LCD-3 eksponują szczegóły a są mniej muzykalne i słabiej wypełnione. Edition 5 też, ale z bardziej holograficzną sceną i w lepszym stylu.

  2. A.B pisze:

    Pojadę wiec posłuchać tych Ultasone 5.
    Lubię wspomnianą muzykalność i wypełnienie, od kiedy przyjechały LCD-3 T90 ze swoim ” skalpelowskim” przekazem idą tylko przy projektach audio do odsłuchu ścieżek w studio, tu pokazują wszystko jak na tacy.

    Czy na dzień dzisiejszy z wspomianymi atutami może coś przebić Audeze?
    Zdaje sobie sprawę, ze poprzeczkę podniosłem dość wysoko. Stax’ów nigdy nie słuchałem i to dla mnie też enigmatyczny temat, a recenzja bardzo zachęcająca 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Kandydaci do pobicia LCD-3 ich własną bronią to Stax Omega II, Audeze LCD-4, Focal Utopia, MrSpeakers Ether Flow, McIntosh MHP1000, Grado PS1000, oBravo HAMT-1, Sony MDR-Z1R, Ultrasone Tribute 7 i Crosszone CZ-1. Szczególnie te ostatnie, o ile zaakceptować ich odmienność, i Focal Utopia. Dobry wzmacniacz konieczny oczywiście dla każdych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy