Recenzja: Furutech deStat II

Działanie cd.

   

Po uruchomieniu i "omieceniu" deStatem płyt oraz elementów systemu mają diać się audiofilskie cuda.

Po uruchomieniu i „omieceniu” deStatem płyt oraz elementów systemu mają dziać się audiofilskie cuda.

Tu muszę podpiąć jeszcze jedną dygresję; tym razem przyczynowo-skutkową. Cała historia z tym deStat zaczęła się od tego, że przeszło miesiąc temu byłem uczestnikiem pewnego odsłuchu, gdzie podczas towarzyszących rozmów sprawy zeszły na audiofilskie akcesoria. Zaczęło się od docisku dla płyt winylowych za trzydzieści parę tysięcy (tak, nie przesłyszeliście się, za trzydzieści parę sam docisk), a potem wkroczył na wokandę właśnie deStat, którego nieznajomość, do jakiej musiałem się przyznać, mój rozmówca ocenił jako błąd kardynalny i konieczny do nadrobienia. Pan nie zna swoich płyt – stwierdził kategorycznie. Poczułem się taki mały i tak niedoszkolony, że aż głupio było jeszcze tam siedzieć. Zaraz przeto zadzwoniłem do polskiego dystrybutora firmy Furutech, który ku mojej satysfakcji urządzenie bez zbędnych pytań nadesłał. Trochę wprawdzie w kolejce postało, bo sprawy za koleją na recenzenckim dworcu muszą się toczyć, ale miło jest teraz móc je opisywać. Bo chociaż nie jest to para zacnych głośników ani żaden pokaźny klocek, dzięki któremu wszystko się przeobraża, ale i tak przeobraża się w stopniu znaczącym za łatwe stosunkowo do łyknięcia dwa tysiące złotówek. Jedyna tylko jest rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę w sensie zastrzeżeń, mianowicie  większa ostrość i kontrastowość materiału na wyczyszczonych płytach, mogąca wymagać korekt zarówno w odniesieniu do wizji jak fonii. Na pewno stanie się dosadniej i spadnie na nas więcej bitów. Ewentualna korekta będzie nieznaczna, ale może wchodzić w rachubę. In plus za to jest fakt, że płyty czyścić można błyskawicznie i niepotrzebne będą do tego żadne środki piorące, a jedynie prąd w ścianie, i to jeszcze w minimalnej ilości. W sumie zatem łatwo i tanio, tyle że z początkową inwestycją.

I faktycznie, dzieje się - jest czyściej!

I faktycznie, dzieje się – jest czyściej!

Na koniec zostawiłem rzecz najbardziej wymowną, mianowicie obsługę płyt winylowych. Z tym są od zawsze mecyje i życie one obrzydzić potrafią. Ale z drugiej strony kupiłem niedawno album Pink Floyd Division Bell w wydaniu na 180 gramów i mój leciwy Thorens (prawda, że upgradowany i z dobrą wkładką) tak mi tą płytą zaśpiewał, że aż wszystko we mnie jęknęło. Pełna magia czystego analogu z doskonale spójnym obrazem. Wiadomo nie od dzisiaj, że alternatywą dla winylu są wyłącznie taśmy studyjne oraz wielokanałowe SACD, a jedno i drugie o wiele jest trudniej dostępne. Dobry gramofon razem z ramieniem i wkładką można mieć już za dychę, a dobry magnetofon albo wielokanałowy odtwarzacz SACD kosztuje majątek. No ale właśnie te cholerne winyle. Z nimi jest duży kłopot, bo nawet skuteczna myjka polskiej produkcji za wyjątkowo atrakcyjne trzysta złotych (w dystrybucji wrocławskiego Fusic) wymaga cierpliwości przy obsłudze i częstego użycia, a przy tym ładunki elektrostatyczne usuwa w ograniczonym zakresie. Ale nie one okazały się najważniejsze, a przynajmniej nie w tym sensie, że deStat usunął słyszalne trzaski. Coś tam może usunął, ale nie to było daniem głównym.

Wykonałem dwa podejścia, oba dla niego dosyć trudne, bo w końcu to nie sztuka pokazać lepszość na zasadzie zwykłego odkurzenia przybrudzonej płyty. To potrafi zwykły czyścik z odpowiedniego materiału albo specjalna ściereczka. Wziąłem więc najpierw płytę dobrze umytą w myjce i będącą w niezłej całościowo kondycji, chociaż leciwą. Porównawszy stan sprzed deStat i po jego użyciu znowu mam do powiedzenia rzecz banalną i znowu tą samą. Obraz dźwiękowy się oczyścił. Detale bardziej ożyły, artykulacja się poprawiła, a równowaga pomiędzy nią a spójnością przesunęła w jej stronę. Zrobiło się prawdziwiej i ciekawiej, a doskonale gładki przekaz uległ wzbogaceniu. Faktury wyskoczyły żywsze i przede wszystkim głos wokalisty zabrzmiał prawdziwiej. Bardziej z tła się wyodrębnił i dość znacznie poprawił dykcję.

W sensie dźwięk jest czystszy! I to wyraźnie. Nie wiemy jak, ale działa. I to bardzo dobrze, więc warto rozważyć.

W sensie, że dźwięk staje się czystszy. I to wyraźnie. Nie wiemy jak, ale działa. I to bardzo dobrze, więc warto rozważyć.

Za drugim razem test był jeszcze trudniejszy, bo sięgnąłem po płytę nigdy nie używaną; nowiuteńką, 180-gramową. I znowu najpierw bez deStat a potem po jego użyciu – i znów właściwie to samo. A myślałem że tym razem tak nie będzie, bo przecież taka świeżuteńka i ani raz pod igłą powinna być nie do poprawienia. A jednak magnetyzm robi swoje i trafia do nas nawet prosto z fabryki, bo po zdemagnetyzowaniu znowu zagrało to wyraźniej, z nieco (minimalnie) ale jednak większą dynamiką i głębszym przenikaniem w muzyczną treść. Tak jakby rozdzielczość nieco podnieść – nieznacznie lecz odczuwalnie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Furutech deStat II

  1. Maciej pisze:

    A nie ma takiego do plików, ewentualnie dysków ?:)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Komputer możesz sobie deStat oczywiście też zdemagnetyzować 🙂

  2. gabler pisze:

    Z ładunkami elekrostatycznymi zawsze są mniejsze lub większe problemy warto poczytać na ten temat np na stronie cardasa,oto fragment Napreżenia mechaniczne ją źródłem fenomenu wygrzewania i to nie tylko w przypadku kabli. Pewną regułą jest, iż firmy podczas targów high-end ustawiają sprzęt w pomieszczeniach kilka dni wcześniej, aby pozwalić mu na wygrzanie się. Pierwszego dnia dźwięk zazwyczaj jest zły i nieprzyjemny. Ostatniego dnia systemy grają o wiele lepiej. Naprężenia mechaniczne w kablach głośnikowych, obudowach głośników, a nawet w ścianach budynków, muszą zostać rozluźnione, aby system grał najlepiej. Takie samo zjawisko widzimy w instrumentach muzycznych. Brzmią znacznie lepiej jeżeli już wcześniej grały. Wielu muzyków zostawia swoje instrumenty w pobliżu grającego systemu audio, aby je wygrzać. Jest to bardzo efektywny sposób wygrzewania gitar. Pianina pod tym względem są koszmarem. Każda zmiana, nawet zmiana temperatury lub wilgotności zmienia ich dźwięk. Idealnie dostrojony system stereo jest podobny.

  3. gabler pisze:

    Nigdy nie uda man się całkowicie pozbyć ładunku, możemy tylko dążyć by być jak najbliżej zera. Pewien ładunek zawsze pozostaje. Generalnie jest on na poziomie pojedynczych miliwoltów w dobrze wygrzanym kablu. Szum elektrostatyczny (dokładnie „ Triboelectric noise”) jest fukcją naprężeń w kablu i zachowanego ładunku, który w dobrym kablu zostanie rozładowany zarówno z czasem jak i podczas używania. Ilość czasu jest zależna od konstrukcji kabla, użytych materiałów, procesów technologicznch, itp.

  4. gabler pisze:

    Problem ten dotyczy w zasadzie wszystkich otaczających nas przedmiotów szczególnie wykonanych z tworzyw sztucznych ,ale rozładowywanie za każdym razem np.płyt cd jest zajęciem trochę denerwującym,no chyba ,że się takie zabiegi lubi…:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy