Recenzja: Furutech deStat II

Działanie

Zasada działania jest słodką tajemnicą producenta, możemy więc tylko zaobserwować tu...

Zasada działania jest słodką tajemnicą producenta, możemy więc tylko zaobserwować tu…

   Sprawdzian praktyczny zacząłem nietypowo, bo od telewizora. Nikt nie poleca wprawdzie w tej instrukcji demagnetyzacji ekranów, a w nowego typu telewizorach już jej nie zalecają także sami producenci (kiedyś w odbiornikach kineskopowych służyła do poprawy geometrii obrazu i jego zbieżności), ale pomyślałem, że co szkodzi spróbować. Wszak demagnetyzacja także plazmom i LCD-kom powinna służyć, redukując zakłócenia. Objechałem przeto ekran swojej plazmy starannie, co trwało 60 sekund i wymagało trzech uruchomień, a następnie oceniłem rezultat. Bez wątpienia podniósł się kontrast i nieco poprawiła szczegółowość. Jeszcze lepiej stało się to widoczne podczas nocnego seansu przy zgaszonym świetle, skutkiem czego zmuszony byłem obniżyć ten kontrast o jeden poziom (na stupozycyjnej skali), jako że obraz stał się zbyt agresywny. Wysokiego kontrastu tak nawiasem nie znoszę, a w tym wypadku z satysfakcją przyjąłem fakt, że po tym obniżeniu obraz stał się bardziej naturalny niż przed całą operacją. Jednocześnie wzrost detaliczności sygnału podawanego przez OPPO 103D powodował leciutkie mżenie obrazu wcześniej znanego jako gładki z płyty również zdemagnetyzowanej; bardziej zatem wyszła na jaw prawda, wcześniej magnetyzmem i kurzem zamaskowana. Tak w każdym razie można to interpretować.

Drugi test także był trochę nietypowy, bez specjalnego sprzętowego się nadymania, choć w sumie sprzęt użyty bardzo był zacny. Wypróbowałem mianowicie kilka płyt przy użyciu komputerowego napędu (Asus Blue-ray), ślącego sygnał na przetwornik Phasemation HD-7A192 i wzmacniacz słuchawkowy Sugden HA4 ze słuchawkami OPPO PM-2. Najpierw słuchałem oczywiście płyt nie poddanych demagnetyczacji, a potem porównywałem ze stanem po oczyszczeniu.

Zabrzmi to banalnie, aczkolwiek kiedy sekundę pomyśleć, to całkiem racjonalnie. Obraz dźwiękowy w każdym przypasku został po prostu oczyszczony. Czerń tła stawała się czarniejsza, kontrast – tak samo jak w przypadku płyty wizyjnej – się podnosił, a w największym stopniu różnica polegała na tym, że więcej zaczynało się dziać na drugim planie. Pierwszy wprawdzie też się oczyszczał, zyskując lepiej obrysowane kontury, ale głównie to z tyłu pokazywały się rzeczy wcześniej niewidoczne albo tylko minimalnie obecne. Ogólnie biorąc można to było przyrównać do widoku sprzed i po umyciu szyby,przy czym nie jakiejś spoecjalnie brudnej, tylko lekko zakurzonej – trochę mniej światła przepuszczającej. Gdyby rzecz chcieć ocenić umownie procentowo, powiedziałbym że różnica oscylowała w granicach 5-10%, a w każdym razie czuć ją było niewątpliwie, chociaż nie była w żadnym razie tak duża jak po zamianie słuchawek czy interkonektów, o ile brać pod uwagę wyraźnie się różniące. Nieco czyściej, bardziej kontrastowo i z większym ożywieniem w tle to grało.

...wentylator skryty w plastikowej obudowie...

…wentylator skryty w plastikowej obudowie

Następnie czas nadszedł, by sprawę brzmieniowych różnic postawić mocniej na ostrzu sprzętowego noża, czyli w teście bardziej wyśrubowanym. A zatem odtwarzacz stacjonarny i grubego kalibru wzmacniacze.

Użyłem zarówno zestawu słuchawkowego, korzystając ze słuchawek Fostex TH-900 i OPPO PM-2, jak i pełnego toru z czekającymi na recenzję kolumnami Living Voice. Ponieważ w obu przypadkach pokazało się z grubsza to samo, więc będę uogólniał. A w tych uogólnieniach właściwie niespecjalnie jest coś do dorzucenia względem sytuacji przy komputerze, to znaczy oczyszczanie spowodowało przede wszystkim czystość. Ale nie tylko, bo także na przykład przyrost głośności. Gdyby ktoś miał zasadnicze wątpliwości względem tego czy cała ta demagnetyzacja przynosi jakikolwiek efekt, to już w pierwszej sekundzie wyraźny przyrost głośności o tym go informuje. Powtarzałem czynność puszczania tego samego utworu przed i po czyszczeniu na przykładzie kilkunastu płyt i za każdym razem wzrost głośności się powtarzał. Tak więc płyty oczyszczone przez deStat grają po pierwsze głośniej. Poza tym grają wyraźniej, jak to już komentowałem z tą szybą.

...wymienny akumulator...

…wymienny akumulator…

Po oczyszczeniu widać więcej i widać wyraźniej. To co na pierwszym planie staje się bardziej dosadne i się narzucające – a więc wzrasta realizm – a to co odległe zdecydowanie bardziej czytelne i możliwe do przeniknięcia. Zanika mgiełka wspierana słabszą dynamiką i dostajemy obraz lepiej doświetlony – z dynamicznym światłem i w zdecydowanie czystszym powietrzu. Kiedyś już zdaje się pisałem, że dni z takim wyjątkowo czystym powietrzem zdarza się w roku tylko parę, a wówczas ze wzgórz koło Krakowa bardzo wyraźnie widać Tatry, na co dzień nawet przy dobrej pogodzie zupełnie niewidoczne, albo najwyżej w minimalnym zarysie. Działanie odkurzacza magnetycznego deStat polega zaś między innymi na tym, że Tatry na waszych płytach staną się widoczne bez przerwy, i to widoczne naprawdę wyraźnie. Nie staje się przy tym jaśniej, ale bardziej kontrastowo i szczegółowo. Poziom szumu tła wraz z tym wyraźniejszym widokiem i tą podniesioną głośnością zdecydowanie narasta, a wówczas nabiera dużego znaczenia w jaki sposób wasz system go odsprzedaje. To zależy wprost od tonacji – i jeśli jest ona podwyższona, wówczas niedobrze, bo stanie się dokuczliwy, a jeśli prawidłowa lub obniżona, to nie będzie przeszkadzał, tylko da satysfakcję z tego, że tak dobrze nagranie zostało przez sprzęt zobrazowane.

Na marginesie taka jeszcze uwaga, że szum ten dużo przyjemniejszy był na słuchawkach OPPO (o ile można mówić w jego przypadku o przyjemności), a zatem one sopranom tonacji na pewno nie podnoszą, natomiast Fostexy niewątpliwie je podbijają i u nich po oczyszczeniu tło szumiało wyższym dźwiękiem, a nawet momentami posykiwało.

Na tym tle – zarówno szumowym jak i muzycznym – postaci i instrumenty z bliskiego planu zyskały nie tylko dynamikę, ale też elegancję wędrowania po skali. Dźwięk może nie tyle stał się płynniejszy, co bardziej elastyczny i gładki. Coś jakby zjeżdżał po poręczy a nie schodził po schodach. Ziuuuu! – i już był na dole. Fruuu! – i już na górze.

...przełącznik trybu pracy...

…przełącznik trybu pracy…

Tak więc szersze spektrum dynamiczne i gładsze po nim jazdy. Wraz z czytelniejszym obrazem, przyozdobionym większą ilością szczegółów a także cech indywidualnych, dawało to silniejsze poczucie przebywania na miejscu zdarzeń i większą muzyczną bezpośredniość. Momentami aż nadrealistyczną, że w prawdziwym życiu tak bywa tylko w stanach silnego wzburzenia, kiedy rzut adrenaliny spowodowany nadzwyczajną sytuacją zmusza nasze zmysły do pracy na podwyższonych obrotach.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Furutech deStat II

  1. Maciej pisze:

    A nie ma takiego do plików, ewentualnie dysków ?:)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Komputer możesz sobie deStat oczywiście też zdemagnetyzować 🙂

  2. gabler pisze:

    Z ładunkami elekrostatycznymi zawsze są mniejsze lub większe problemy warto poczytać na ten temat np na stronie cardasa,oto fragment Napreżenia mechaniczne ją źródłem fenomenu wygrzewania i to nie tylko w przypadku kabli. Pewną regułą jest, iż firmy podczas targów high-end ustawiają sprzęt w pomieszczeniach kilka dni wcześniej, aby pozwalić mu na wygrzanie się. Pierwszego dnia dźwięk zazwyczaj jest zły i nieprzyjemny. Ostatniego dnia systemy grają o wiele lepiej. Naprężenia mechaniczne w kablach głośnikowych, obudowach głośników, a nawet w ścianach budynków, muszą zostać rozluźnione, aby system grał najlepiej. Takie samo zjawisko widzimy w instrumentach muzycznych. Brzmią znacznie lepiej jeżeli już wcześniej grały. Wielu muzyków zostawia swoje instrumenty w pobliżu grającego systemu audio, aby je wygrzać. Jest to bardzo efektywny sposób wygrzewania gitar. Pianina pod tym względem są koszmarem. Każda zmiana, nawet zmiana temperatury lub wilgotności zmienia ich dźwięk. Idealnie dostrojony system stereo jest podobny.

  3. gabler pisze:

    Nigdy nie uda man się całkowicie pozbyć ładunku, możemy tylko dążyć by być jak najbliżej zera. Pewien ładunek zawsze pozostaje. Generalnie jest on na poziomie pojedynczych miliwoltów w dobrze wygrzanym kablu. Szum elektrostatyczny (dokładnie „ Triboelectric noise”) jest fukcją naprężeń w kablu i zachowanego ładunku, który w dobrym kablu zostanie rozładowany zarówno z czasem jak i podczas używania. Ilość czasu jest zależna od konstrukcji kabla, użytych materiałów, procesów technologicznch, itp.

  4. gabler pisze:

    Problem ten dotyczy w zasadzie wszystkich otaczających nas przedmiotów szczególnie wykonanych z tworzyw sztucznych ,ale rozładowywanie za każdym razem np.płyt cd jest zajęciem trochę denerwującym,no chyba ,że się takie zabiegi lubi…:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy