Recenzja: Panasonic TX-HZ2000E

   Kupiłem telewizor. A skoro w sprawozdaniach z AVS i recenzjach kondycjonerów prądowych coś o technice wizyjnej wcześniej pisałem, napiszę i z tej okazji. W sumie trochę przedwcześnie piszę, mimo iż od zakupu kwartał upłynął, ale optymalizacja ustawień poprzedniego ekranu ciągnęła się przeszło pół roku, czyli nieprędka sprawa.

Chodzi o optymalizację „na  oko”, gdyż obejrzane rezultaty „profesjonalnej”, prezentowane okazjonalnie w salonach sprzedażowych, odebrały mi chęć skorzystania z usług profesjonalnych ustawiaczy, nie o ten typ obrazu mi idzie. Być może mimo to ich zaproszę, by przyjrzeć się poczynaniom i porównać rezultaty z własnymi, ale na razie mnie nie ciągnie, wolę dokończyć własne dzieło. Poza tym trzeba najpierw poszukać profesjonalistów z prawdziwego zdarzenia, bo z tym łatwo zdaje się nie jest, łatwiej o samozwańców.   

A tak w ogóle piszę teraz, ponieważ chciałbym mieć temat z głowy, a zasadnicze kwestie wydają się już wyjaśnione.   

Poczynając od tej, że kupiłem z musu. Dotychczas używany plazmowy Panasonic TX-P42GT60E nie przestał wprawdzie działać ani nie przestał się podobać – przeciwnie, oglądanie sprawiało satysfakcję. Ale dawno minęły czasy, a już zwłaszcza odnośnie telewizorów, kiedy coś zepsutego można było naprawiać długie lata. Awaria pięcioletniego ekranu plazmowego to nieuchronne pożegnanie z rzeczą nienaprawialną, aczkolwiek fani kultowych Pioneer Kuro nie składają broni i w ramach międzynarodowych grup wsparcia wynajdują sposoby przedłużania im życia.[1] Poza tym tak ma od teraz nie być: jak zapewniają unijni decydenci, ponownie wszystkie urządzenia użytku domowego i pozadomowego mają być realizowane od założeń w sposób umożliwiający użytkowanie przez dekady, w razie usterki dając się bezproblemowo naprawiać na bazie oryginalnych części. Ale czy tak faktycznie będzie, czas odpowiedź przyniesie – były bowiem już takie deklaracje i wyszła figa z makiem. Póki co dzieje się zaś jak parę lat temu z moją pralką (Boscha): dwa lata po zakupie przestała obracać bęben, wezwany technik z firmowego serwisu rzuciwszy okiem stwierdził: „kupi pan nową, tej już się nie opłaca”. (Zepsuła się miesiąc po gwarancji, czyli z niemiecką precyzją.)

Odnośnie tego zapobiegawczego musu – wymuszonego symptomami nadciągającej awarii zakupu na wszelki wypadek[2] – to celowałem w najnowszy model JZ2000E, mając ochotę na sprawdzenie, co wnosi obecna w nim po raz pierwszy u OLED-ów Panasonica technologia optymalizacji obrazu na bazie sztucznej inteligencji. JZ2000E, podobnie jak kilka konkurencyjnych modeli z wyższej półki, ma zakładkę AI bieżącej kontroli obrazu, ale to się na razie nie sprawdza, ta sztuczna jest za niska. Obserwowałem jej działanie i moim zdaniem przejaskrawia, lecz nie dlatego zaniechałem, wszak można z niej nie korzystać. Względem o rok starszego HZ (oba to modele szczytowe) JZ ma nie tylko wbudowaną AI, ale także dwa gniazda HDMI najnowszej generacji, czyli w standardzie 2.1. Oferuje zatem zmiennoczęstotliwościowe odświeżanie do 120 Hz, potrzebne najnowszym konsolom. Konsoli nie mam i mieć nie zamierzam; jeżeli granie, to na PC. Niemniej te gniazda dają postęp, i ta AI tak samo, chociaż na razie na zasadzie „pierwsze koty za płoty”. Zatem wszystko byłoby dobrze, warto sięgać po ten najnowszy model, ale dwie rzeczy ma niedobre, dwa minusy go odstręczyły. Primo, zredukowano masę radiatora chłodzącego ekran, i to aż o połowę. A ten odpowiada  za rzecz ważną – za nie wypalanie się trwałych powidoków.  

Producenci ekranów OLED zapewniają wprawdzie solennie, że takie powidoki to ekstremalna rzadkość przy normalnym użytkowaniu, ale gdyby tak rzeczywiście było, po co w najwyższym OLED Panasonica (i tylko w nim) takie zabezpieczenie? W przypadku HZ2000 to ważący kilkanaście kilogramów płat metalu za całą powierzchnią ekranu, co w dobie oszczędność surowców bałoby ciężkim grzechem, gdyby było zbyteczne. Podobny radiator miała rok wcześniej specjalna wersja OLED Sony pokazywana na AVS, odnośnie której producent przechwalał się trzyletnią gwarancją na brak wypaleń nawet w przypadku wyświetlania nieruchomych obrazów. (Na przykład na potrzeby reklamowe.) Od zwykłej była dużo droższa i chyba raczej niedostępna, bo nawet w firmowych sklepach Sony nic o niej nie wiedziano. Natomiast od dwóch sezonów w modelach szczytowej serii „2000” Panasonica takie radiatory to standard, tyle że w starszym HZ masywniejszy. (Metale mocno zdrożały, redukcję narzucił zapewne rynek.)

Druga niedobra informacja odnośnie modelu najnowszego jest konsekwencją jego lepszych gniazd, tych HDMI 2.1. Dobrych dla konsol, ale „gryzących się” wykluczająco ze stosowanym wcześniej multiplikatorem odcieni, odpowiedzialnym za rzecz również istotną – za łagodzenie przejść tonalnych. Dobrze widocznych na dużych powierzchniach tej samej barwy zasadniczej w szerokiej gamie jej odcieni, jak obraz wody, twarzy, nierównomiernie oświetlonej ściany, pofałdowanych materiałów, łąk, nieba, ognia, słonecznej łuny, pokrywy śnieżnej – itp. Z taką łagodną gradacją technika OLED ma niestety problem, podobnie jak mające go jeszcze bardziej matryce LCD. Ale Panasonic zasłyną radzeniem sobie z tym najlepiej, dzięki opracowaniu rozwiązań nawiązujących do techniki plazm, u których światła sąsiadujących pikseli bardziej na siebie się nakładały, łagodząc gwałtowność przejść. Dopiero teraz wyszło na jaw, że to z uwagi na te udoskonalenia zwlekał z aplikowaniem gniazd HDMI 2.1, co w zeszłym roku mu wytykano – zmienne częstotliwości i łagodne przejścia nie chciały chodzić w parze. Klasyczne więc „coś za coś” – albo konsole z płynniejszym ruchem dzięki lepszemu odświeżaniu, albo płynniejsza gradacja odcieni. Sam wybrałem odcienie i ten grubszy radiator, rezygnując z AI i HDMI 2.1.    

Odnośnie tego płynnego cieniowania dodatkowa dygresja. Wiele lat temu (kiedy telewizory OLED były dopiero wizją przyszłości) czytałem opinię operatora filmowego, laureata Oscara, który darł szaty nad mizerią kolorystyczną w skutek gwałtownych przejść tonalnych u matryc LCD, wskazując na ekrany plazmowe jako może nie całkiem godnego, ale godniejszego następcę ekranów CRT. (Lampy, jak zawsze, górą.) Faktycznie, ekran CRT (ostatni mój to Philips z technologią Pixel Plus drugiej generacji) dawał milsze dla oka barwy i łagodniejsze przejścia – ani tych barw nie przejaskrawiał, ani nie robił ostrych przejść, a twarze bardziej uplastyczniał i całość obrazu miał bardziej lśniącą, także spójniejszą. Minęły lata i weszło na wokandę pytanie: co w przypadku gradacji odcieni u OLED vs plazma? Hmm, oto sedno sprawy – to oraz kolorystyka światła. I od tego światła zaczniemy.

Co może być ważniejsze dla wyświetlacza niż barwa i jakość światła? Od tego się zaczyna; to plus ostrość obrazu, głębia barw i odtwarzanie ruchu stanowi o całościowym efekcie. I wiecie co? – z tym światłem u OLED-ów dobrze niestety nie jest. A już na pewno gorzej niż w plazmie, tak ogólnie rzecz biorąc.

– Jak to? – żachnie się entuzjasta OLED-ów, przecież one mają zdecydowanie większą siłę świecenia przy dwakroć wyższej rozdzielczości w pionie. I rzeczywiście – siłę świecenia większą mają. Konkretnie ten właśnie Panasonic HZ2000, wzięty teraz pod lupę, ma jak na razie rekordową, potrafi przebić 1000 nitów. (Kiedy u plazmy około dwustu.) Dzięki czemu może zaprezentować efekty HDR nie jako opowiastkę reklamową, ale coś rzeczywistego – jednak co z tego, co z tego?
– Co komu z tego mocnego światła, gdy odcień jego nieprzyjemny? 
– Ponownie żachnie się entuzjasta OLED-ów, zauważając, że mamy przecież do wyboru aż sześć wyjściowych światła temperatur: od „Zimny2” do „Ciepły3”. Mnie jednak wystarczyłaby jedna, bo tylko jedna może być prawidłowa. Dobrze wprawdzie mieć do wyboru obok normalnej ciepłą i zimną – każdą nawet w kilku gradacjach na niestandardowy użytek i wedle czyichś upodobań, które nie muszą być realistyczne. Ale problem polega na tym, że żadna z sześciu oferowanych w HZ2000 Panasonica nie jest tak dobra jak „Normalna” w ich plazmie sprzed dziesięciu lat. I nie tylko, że nie tak dobra, ale jeszcze do tego daleko, a przynajmniej w sensie uniwersalnym.

Dwie zimne temperatury odpadają w przedbiegach, gdyż nie tylko są zimne, ale także są sine. A to nie jest to samo, ponieważ zimność bierze się z błękitu, podczas gdy siność z szarości. Kolorystycznie wobec tego obie te zimne to są trupy – i w sensie wyglądowym, i użytkowym. Zimna tonacja na moim monitorze Iiyamy wypada odnośnie akceptowalności zimnej barwy światła lepiej. (Zwłaszcza że możliwości regulacyjne są większe.)

Po parze zimnych temperatura „Normalna” – po której najwięcej się spodziewałem, per analogiam do plazm. – I tu rozczarowanie, ta normalna także jest zimna. Mniej zimna, ale zimna; mniej trupia, ale trupia. Można ją próbować poprawiać kombinując z balansem bieli i nasyceniem barw, ale nic z tego nie wychodzi; trudno wytrzymać w tej tonacji nawet próbując ją ocieplić i podrasować gęstszą barwą, zwłaszcza że kolorystyka i tak zawsze blada.

Do odrzucenia w przedbiegach jest też temperatura Ciepły3, jako po prostu za brązowa. Przy czym pisząc słowo „brązowy” wchodzimy na najgorszą minę. To słowo bowiem też się odnosi do temperatur Ciepły1 i Ciepły2 – odnosi jako skaza. I tu kończą się żarty, ponieważ te temperatury bieli są jedynymi akceptowalnymi. Nie dziwi zatem, że tylko one sugerowane są jako najlepszy wybór zarówno przez samego producenta, jak i przez znawców-recenzentów. Wszyscy stawiają na „Ciepły2” – wbrew co innego sugerującej nazwie to ma być ta temperatura bieli, z którą jest najnormalniej i najprawdziwiej. Guzik to prawda (przynajmniej w odniesieniu do reprodukcji dziennego światła), ale przynajmniej nadaje się to do oglądania, co w razie kogoś z malarskim zacięciem wcale odnośnie ekranów OLED nie okazuje się oczywistością.

– Niedługo coś powiem w obranie OLED-ów, ale dokończmy kwestii wyborów, a przynajmniej wyborów głównych.

Wszyscy zgadzają się na białość „Ciepły2”, natomiast pojawiają się różnice odnośnie trybu obrazowania w ujęciu całościowym. Jedni proponują jako najlepszy tryb „Filmaker” albo „Prawdziwe kino”, inni sugerują „Profesjonalny2” zamiennie z „Profesjonalny1”[3].

„Filmaker” z „Prawdziwym kinem” różnią się przy tym znacznie – „Filmaker” jest mniej mdły i cieplejszy tonalnie, co dodatkowo wzmacnia te brązy, z którymi musisz się pogodzić; „Prawdziwe kino” stawia z kolei na zszarzenie oraz podbija szarą biel, jest zatem bardziej mdłe lecz bielsze, a za bielszością jaśniejsze. Jeden i drugi tryb są przy tym akceptowalne, i w zależności od materiału filmowego mniej lub bardziej udane. Ale żeby to miał być postęp względem wyświetlaczy plazmowych, to absolutnie nic z tych rzeczy.

Oba ustawienia profesjonalne oddają w ręce użytkownika najszersze pole regulacji własnych, pozwalając ingerować we wszystkie, nawet najbardziej zaawansowane. Można zatem do woli ujmować czerwień i zieleń z balansu bieli pozostawiając błękit, temperaturę barwową „Ciepły2” zbliżając do neutralnej. Można też profilować krzywą gamma, dokładając światłocień, lub zdać się na opracowany przez profesjonalistów profil BT.1886, pogłębiający i cieniujący obraz. Sporo to daje, ale całkiem wyrównać bieli się nie da, zawsze przy słabszym materiale wizyjnym dostaniesz przerośnięty brąz.

Wybór balansu „Ciepły2” okazuje się w takim razie sugestią maskującą; lansując to ustawienie oszukuje się grono nabywców, ponieważ faktycznie jest najprzyjemniejsze i daje efekt światłocienia, lecz jednocześnie w tym ustawieniu, a także (chociaż słabiej) przy ustawieniu Ciepły1, ludzka skóra w sposób nieusuwalny przejawia tendencję do stawania się nienaturalnie brązową. Co gorsza, ustawienia fabryczne temperatury bieli dodają do tego brązu nadwymiarową zieleń, której redukowanie równolegle z ujmowaniem czerwonego pigmentu trochę poprawia sytuację, lecz jej dobrą nie czyni. Czujesz – ja w każdym razie czuję – że ta biel nie jest poprawna, a przykra jej nienaturalność rozlewa się na cały obraz. Pociągnięte brązowym fluidem twarze wyglądają niestety sztucznie, i nic z tym nie da się zrobić poza przejściem do tonacji „Normalny” – gdzie czyha trupi jad. Świt żywych trupów lub brązowych – brązowych bardziej albo mniej…  – A bodaj ci ta metalowa nóżka spuchła, rzekomo genialny oledzie!

Z tym brązowym kłopotem jest inny sposób walki, ale też połowiczny, niewiele przynoszący. Specjaliści są zgodni także odnośnie tego, że kontrast należy ustawiać wysoki, a luminację niską. (90/40 na przykład, gdzie 100 to maksimum.) Co powoduje mocne wysycenie barw  i ogólną jaskrawość, ale w odniesieniu do wielu tekstur daje nienaturalną matowość i dodatkowo podkreśla wadę z nie mieszaniem się światła sąsiadujących pikseli, jako że te mają słabo świecić. Jeszcze dobitniej podkreśla się w tej sytuacji brak łagodności przejść tonalnych, i dzieje się tak nawet w najlepszym OLED Panasonica – firmy uchodzącej za producenta takich ekranów dających najbardziej naturalne barwy i najbogatszą paletę odcieni.

Co robić? – Można podążyć pod prąd sugestiom profesjonalistów i zwiększyć luminację kosztem kontrastu. To nam nieco pomoże – trochę się piksele zazębią, trochę zmatowione tekstury ożyją. Niestety nie zazębią się wystarczająco, a ożywienie będzie małe. W dodatku barwy stracą sytość i cały czas będziemy tkwili w dominujących brązach, które mnie, mówiąc szczerze, doprowadzają do szewskiej pasji. Bo nie dość, że to nienaturalnie mocny i na dodatek niemiły odcień, to jeszcze na domiar złego matowy, przez co dający wrażenie martwoty; tak jakby ci ludzie na ekranie całkiem nie mieli gruczołów łojowych albo byli wysmarowani matowym, brązowym fluidem.

Tak poprzez zmasowaną krytykę dotarliśmy do momentu, w którym trzeba stanąć w obranie OLED i przypomnieć, że wyświetlacze powstałe w tej technologii mają rozdzielczość 4K. (Niekiedy 8K w odniesieniu do bardzo dużych i drogich.) Trochę zatem wyprzedzają epokę, w której materiał 4K odnośnie telewizji wciąż pozostaje rzadkością. Bo nie dość, że kanałów w tej rozdzielczości mało, to jeszcze te formalnie 4K często to 4K udają. Nie lepiej ma się sprawa z agresywnie promowaną techniką HDR, którą próbuje się zastępować chybiony lans 3D, a która podobnie kuleje; problemy ze zbilansowaniem światła są często w HDR odstręczające. Stosunkowo najlepiej z 4K radzą sobie serwisy streamingowe, ale i w ich przypadku materiał nominalnie 4K często okazuje się lądować poniżej zakładanej jakości, a w przypadku filmów dokumentalnych nierzadko faszerowany jest obficie wstawkami w niższej rozdzielczości. Bardzo mało jest przy tym filmów z tzw. klasyki filmowej, które porządnie zremasterowano do rozdzielczości 4K. Co okazuje się bolesne, ponieważ wytykana przeze mnie gorsza u OLED umiejętność mieszania światła pikseli w dużej mierze wynika z konieczności operowania materiałem o nienatywnej rozdzielczości. Dobrze zrobione 4K w połączeniu z dobrze wyregulowanym OLED-em daje obraz gładziuchny i przyjemny barwowo; może nie idealny, nie o aż artystycznych zakusach, choć i z tym można polemizować, bo dobrze zrobione filmy o sztuce potrafią zapierać dech zarówno jakością obrazowania architektury, jak i prezentacji malarstwa. Nareszcie można się poczuć obecnym na miejscu zdarzeń nie tylko dzięki zaawansowanej technologii audio, ale także video. Są to wprawdzie tylko przebłyski (przynajmniej w moim przypadku), ale postęp jest ewidentny i odnosi się też do filmów przyrodniczych oraz materiałów krajobrazowych.

Do obrony OLED-ów dołączyć trzeba zasadniczą kwestię wyboru przestrzeni kolorów. W praktyce będzie to wybór między czterema: natywną samego telewizora (producencką), DCI-P3 (dedykowaną kinu cyfrowemu), rec.709 (dedykowaną rozdzielczości HD) i rec.2020 (dedykowaną 4K i 8K). Dla plazmy ten wybór był prosty, trzeba było wybrać natywną. Rec.2020 (najszersza, obejmujący ponad miliard kolorów przy sygnale 10-bitowym i ponad sześćdziesiąt osiem miliardów przy 12-bitowym) podczas produkowania ostatnich ekranów plazmowych jeszcze nie była w użyciu (pierwsze zdefiniowanie standardu to połowa 2012-tego), a rec.709 generowała przekłamania, ustępując wyraźnie przestrzeni natywnej. Dla OLED wybrana może być zaś każda, przy czym dążeniem jest oczywiście najszersza rec.2020. I teraz kluczowa kwestia: Okazuje się, że to skażenie brązem ma miejsce przede wszystkim wówczas, kiedy materiał wizyjny powstały na poziomie kamery lub mikserskiego stołu w rec.709 albo innym niższym standardzie zaczynamy odtwarzać przy ustawieniu ekranu na rec.2020. Skutkiem innej definicji barw podstawowych (RGB) zjawiają się przekłamania, widoczne zwłaszcza w czerwieniach. Te gamy kolorystyczne się gryzą i jedna drugiej kłamią; zabezpieczeniem byłby wybór na stałe węższego rec.709, albo przyjemnie słodkiej, trochę od niego szerszej gamy DCI-P3, ale przecież nie po to dano możliwość wyboru rec.2020, by sobie tylko istniała. Dla materiału 4K/HDR/10-bit gama rec.2020 jest naturalnym wyborem i w takim materiale kłopoty z brązem się nie pojawią.[4] Biel będzie przyjemnie mleczna i ładnie opalizująca, a kolory się dobrze zmieszają, nie generując efektu sztuczności skutkiem ubogiej odcieniowo i z drastycznymi przejściami gradacji. Ewentualnie taka sztuczność zjawi się jako przesadna gładkość faktur, ale to inny i mniejszy problem, leżący bardziej po stronie kamer. Dobrze zrobiony materiał filmowy (o ile operator z reżyserem nie wpadli na pomysł udziwnienia obrazu filtrem kolorystycznym i specyficzną eksploracją tekstur) powinien wypaść naturalnie.

Tak więc kłopoty z OLED, kłopoty niestety spore, powstają głównie nie z ich winy, a winy wyświetlanych materiałów. Są rezultatem niekompatybilności matrycy 4K, z jej docelową przestrzenią barw rec.2020 i gęstym upakowaniem pikseli, względem materiałów o rozdzielczości SD lub HD, powstałych w węższych gamutach rec.609, rec.709, RGB lub YCbCr.[5] Ilość sposobów zapisywania obrazu przez dawne i obecne kamery jest przy tym naprawdę niemała, a rezultaty ich pracy wyświetlane na ekranach OLED w ustawieniu przestrzeni kolorów na maksymalne rec.2020 przy gamie BT.1886 i temperaturze barwowej „Ciepły2” (każdy producent nazywa tą ostatnią po swojemu) daje najczęściej opłakany efekt, z którym się ciężko pogodzić. Pod tym względem plazmy były dużo bardziej przyjazne, lepiej tolerujące wsteczną kakofonię standardów.

Wszystkie wymienione kłopoty marketing i recenzenci usiłują przemilczeć lub zakrzyczeć eksponując zalety. Poczynając od oklepanego do znudzenia „OLED-y dają absolutną czerń!”. Co tylko w części jest prawdą, bo chociaż pojedynczy piksel OLED dostając sygnał „czerń” przestaje po prostu świecić, to jednak będzie się śladowo podświetlał światłem pikseli sąsiednich. Na całej powierzchni czarny ekran na OLED będzie zatem faktycznie czarny (chociaż nie absolutnie czarny, bo taka czerń jest niemożliwa), ale w przypadku mieszania na obrazie czerni ze światłem będzie się minimalnie podświetlał i będzie się tak działo zwłaszcza przy materiale gorszym niż w rozdzielczości 4K. Czerń się okaże matowa, jak te nieszczęsne brązy; na dobrej plazmie była podobnie gęsta, a tłustsza. (I mnie się bardziej podobała.) Nie jest zatem z tą czernią aż tak dobrze, jak chcieliby producenci i recenzenci, chociaż przy dobrym materiale 4K jest faktycznie imponująca. (Tylko że takich materiałów brak.) Inną zaletą OLED jest mała ilość pobieranego prądu – z czym już dyskusji nie ma. Aż cztery razy niższy pobór to dużo niższe rachunki i wyzwolenie od telewizora jako emitera zbędnej ciepłoty. Dużo też wrzasku wokół tego, że cieńsze ramki i cieńszy ekran. Cienkość ekranu jest pozorna, bo gdzieś przecież trzeba upchnąć elektronikę, o ile wzorem Samsunga nie wrzucimy jej do zewnętrznej skrzyneczki. Ramki natomiast, cóż – moim zdaniem lepiej by było, gdyby do rzeczywiście wąskich ramek OLED-ów można było dokupić poszerzające oprawy, bo mnie na przykład taka wąskość wcale nie odpowiada. Szersza czy węższa czarna ramka, podobna do tej z Pioneer Kuro, byłaby podkreśleniem odrębności obrazu od otoczenia, co można woleć albo nie. Może nie byłoby też głupio, gdyby można było dokupić szklaną osłonę ekranu z wysokogatunkowego (spolaryzowanego?) szkła, która spełniałaby dwie funkcje: nabłyszczała obraz oraz chroniła ekran przed udarem; jako że trzeba mieć na uwadze, że OLED-owe ekrany są bardzo wrażliwe na dotyk, więc nawet je przecierając nie należy mocno przyciskać.

Zostało parę kwestii. Rzeczywistość nie byłaby sobą, gdyby nie była ironiczną. Jest zatem i ironia odnośnie ekranów OLED. Recenzenci przyznają, że odtwarzanie ruchu jest na nich dużo gorsze niż u plazm – wbrew rozpowszechnianej propagandzie czas reakcji mają OLED-y wcale nie krótszy, a dłuższy, i to aż o dwa rzędy wielkości! (Plazma 0,00001 ms; OLED 0,001 ms.) Skutkiem czego szybkie przesunięcia całego obrazu powodują u OLED skakanie klatek. Ale znalazła się na to rada w postaci wrzucania pomiędzy wizyjne klatek czarnych, dająca poprawę ciągłości pozorowanym wzrostem częstotliwości z natywnych 120 do maksymalnie 240 Hz. (U plazm mogło to być 600 Hz i więcej.) Odnośnie tego dwie uwagi. Owo zacinanie obrazu nie stanowi dużego problemu: w praktyce tylko szybki obrót kamery bądź ruch dużego obiektu na tle prążkowanym (na przykład przejście postaci na tle prętów ogrodzenia), a także bardzo bolesne dla OLED-ów filmy przyrodnicze z zebrami w roli głównej, są powodem dużych zakłóceń. Lecz że to rzadko występuje, o to się raczej nie rozbijemy. Zwłaszcza że oglądanie sportu dostarcza pozytywnych wrażeń: biegacze, narciarze i skoczkowie, także piłkarze z ich piłkami – to wszystko rusza się w miarę naturalnie obywając bez czarnych klatek, albo w wersjach skromniejszych czarnych półklatek lub ćwierćklatek. Wystarcza sama regulacja upłynniająca oparta o stare sztuczki[6], w moim przypadku sztuczki Panasonica, a sztuczki Sony ponoć lepsze. Natomiast wstawianie czarnych klatek generuje własne problemy – w zależności od ich gęstości oraz zakresu wypełnienia czernią dostajemy mniej albo bardziej ściemniony i zmatowiony obraz. W najlepszym razie, przy ingerencji minimalnej, obraz się prawie nie ściemnia i matowieje bardzo mało, lecz mimo to spada jego trójwymiarowość, w następstwie czego zjawia się efekt sztuczności morfologicznej obiektów, zaczynających wyglądać jak kartonowe wycinanki. Nie jest to wprawdzie efekt duży, raczej tylko śladowy, ale dla mnie wystarczający żeby go z ulgą odrzucić. Ogólnie zatem gra niewarta świeczki, dopóki się tego nie poprawi automatycznym wyrównywaniem jasności i nabłyszczenia obrazu oraz nie zrobi czegoś ze spadkiem plastyczności odpowiednim wycieniowaniem. W takim razie ironia – powód krytyki okazuje się mniej szkodliwy niż jego wychwalane rozwiązanie.

Panasonic TX-HZ2000E odziedziczył na moim podwórku po swym plazmowym poprzedniku dwa główne źródła obrazu, nie odziedziczył natomiast zasilającego kabla. Kabel zasilający ma zamontowany na stałe – trzeba by, tracąc gwarancję, zlecić komuś jego odpięcie i zainstalowanie gniazda, które u plazmy było fabrycznie. Ryzykowna historia i gra znów nie warta świeczki, mimo iż zespolony kabel to zupełna tandeta. Mimo to wiążą się z nim dwa złagodzenia oraz jedna zaleta. Po pierwsze, obsługuje telewizor potrzebujący średnio tylko 100 W mocy – aż cztery do pięciu razy mniej od plazm. Ta moc się wprawdzie podwaja przy oglądaniu HDR, lecz i wówczas jest dużo niższa. To złagodzenie, a atut to nieobecność uziemienia. Nie jestem elektronikiem, ale pamiętam fachowe opinie: „całe zło w technice audio zaczęło się od żyły uziemienia”. Zatem bez takiej żyły łatwiej, tym bardziej, że moc mniejsza. Trzecia kluczowa sprawa, to drugie złagodzenie – jak już pisałem, ekrany OLED są potężniejsze od plazmowych odnośnie siły świecenia; suwakiem „luminacja” da się ustawić takie światło, że patrząc można oślepnąć. Znika w tej sytuacji korzyść dawana lepszym kablem plazmom – korzyść mocniejszego świecenia w tych samych ustawieniach. Czy w takim razie można cokolwiek ugrać zmieniając telewizorowi OLED kabel zasilający na markowy? – Pozostaje to kwestią otwartą, której się łatwo nie sprawdzi. (Chyba że któryś model ma jak plazmy gniazdo prądowe, ale o takim nie wiem.) Podejrzewam jednakże, że jest coś do ugrania, na przykład lepsza biel i całościowa koherentność.

Skoro przy kablach już jesteśmy, w grę wchodzą też HDMI. Na wszelki wypadek kupiłem nowo produkowane (przez Hamę) z certyfikatem 8K, ale niczego nie dały względem bardziej markowych (Wireworld Red) używanych dotychczas, poza minimalnie jaskrawszym światłem, ogólnie mniej przyjemnym.

Odnośnie źródeł obrazu. Jednym tuner satelitarny Ultrabox C+, po połączeniu z HZ2000 automatycznie przestawiający się na rozdzielczość 2160p, mający własny skaler. Połączenie pracy skalerów tunera i telewizora daje efekt nie za specjalny, słabszy niż skalera w drugim źródle obrazu – Blu-ray OPPO 103D. Który to odtwarzacz, formalnie nie obsługujący płyt 4K, posiada funkcję skalowania do 2160p/50-60 Hz albo 2160p/24 Hz. Mając przy tym wejście HDMI (jako jedyny na świecie obok nowszego OPPO 203 oraz dwóch wyższych modeli – 105 i 205) może też obsługiwać Ultrabox C+ jako skalująca przelotka. Ultrabox nie rozpoznaje go jednak jako odbiorcy sygnału 4K, automatycznie obniżając jakość sygnału do 1080p, co w praktyce nic nie znaczy poza wyłączeniem własnego skalera, bo przecież prawie wszystkie kanały i tak są w tej rozdzielczości. Wstawiając i wyjmując „przelotkę” OPPO można porównać pracę skalerów – i okazuje się, że z OPPO jest wyraźnie lepszy, dając gładsze powierzchnie i głębsze kolory. Z uwagi na fakt, że jednak kilka kanałów posiada natywne 4K, podobniej jak sporo filmów w streamingu, zrezygnowałem z tej opcji; uporczywe komunikaty o braku rozdzielczości 4K za bardzo mnie denerwowały. Mogę tylko żałować, że nie mam nowszego OPPO 203 z wszechstronnym 4K, ale OPPO niestety zaprzestało produkcji, z wielką szkodą dla konsumentów. Trudno mu jednakże się dziwić – płyty Blu-ray 4K stanowią wąski margines, rynek prawie bez reszty oddał się we władzę serwisów streamingowych. I jemu (tzn. rynkowi) też trudno się dziwić, gdy jedna płyta 4K kosztuje sto do trzysta złotych, dając chore proporcje względem kosztów plikowych. Poza tym za około pięćset złotych można nabyć przyzwoitej jakości odtwarzacz 4K; kosztujące ponad cztery tysiące OPPO nie stanowiło, mimo zalet, konkurencji. Ogólnie bardzo szkoda, ale któryś już raz przegrywa jakość z ceną – jedyna w tym wszystkim pociecha, że same telewizory i monitory 4K można nabywać w przytomnych cenach.

Jeszcze słówko o OPPO i przechodzimy do podsumowania. Muszę wspomnieć o procesorze Darbee Vision obecnym w starszych 103D i 105D, a nieobecnym w nowszych 203 i 205. Nieobecnym nieprzypadkowo, jednak nie z oszczędności, tylko takiej przyczyny, że same telewizory OLED zdają się czerpać z tej technologii obsługę własnych pikseli. Sposób prezentowania przez nie faktur do złudzenia przypomina działanie Darbee Vision, którego dodatkowe użycie daje efekt przesady. Słusznie zatem to Darbee zdjęto, choć plazmom przydawało się fantastycznie; bez niego obraz z plazmy nie byłby tak konkurencyjny dla OLED.

Na finał słowa pocieszenia dla posiadaczy OLED, a więc i piszącego. Zebrawszy odpowiedni materiał bardzo przysiadłem fałdów i z determinacją oraz bez oglądania się na ustawienia fabryczne i rady recenzentów, ustawiłem swojego HZ2000 na podobieństwo plazmy przy zachowaniu jego zalet. Wyszła z tego kombinacja ustawień pozornie idiotyczna, ale dająca zarówno piękną biel, jak i cienistą głębię kolorów. Zapewne mając OPPO 203 wycisnąłbym jeszcze więcej, ale i tak jestem zadowolony, zadowolony nareszcie. Dla formalności te ustawienia to ekran „Profesjonalny2”; paleta kolorów „Ciepły2”; gamma BT.1886; balans bieli: czerwony – 8 / zielony – 12 / niebieski 0. Barwy odnośnie nasycenia wszystkie trzy po +16; luminacja 38 (a zatem jednak niska); kontrast 92 (jednak wysoki); ostrość 38, a wszystkie poprawiacze obrazu powyłączane za wyjątkiem korekty rozdzielczości ustawionej na max (ale to nieistotne, można ustawić inną lub wyłączyć). Dopiero w tym dziwnym ustawieniu[7] udało się z najszerszej przestrzeni barw rec.2020 wyeliminować bolesny efekt brązowienia i matowienia skóry, równie bolesną brudną biel i nieprzyjemną płytkość oraz nienaturalność barw. Udało bez popadania w zimne odcienie poprzez drastyczne ujęcie w balansie bieli pigmentu czerwonego (mimo formalnie „Ciepły2”), jak również bez popadania w zbytnią jaskrawość wyprodukować odpowiedni połysk mających błyszczeć faktur i spowodować podnoszący głębię obrazową efekt światłocienia. Rezultaty całościowe są znacznie lepsze niż na prezentacjach optymalnych ustawień z recenzji, szkoda tylko, że wszystkie te parametry na skutek słabszej luminacji i płytszej czerni są w materiale z satelitarnego tunera wyraźnie słabsze niż na filmach z Blu-ray, ale na to nic nie poradzę, zwłaszcza bez pomocy skalera OPPO.

Co zatem z technologią OLED? Wydaje się być w porządku, ale do regulacji trudna. Bo wszak nie o to chodzi, by z marszu ładnie wyglądały prezentowane w salonach sprzedażowych pokazówki pochodzące od LG i Sony w formacie 4K HDR, tylko żeby był postęp odnośnie codziennego oglądania, a właśnie o to łatwo nie jest. Nie wiem jak to wygląda w przypadku OLED innych marek, lecz u Panasonica raczej ciężko. Najważniejsze jednak, że w ogóle da się zrobić i że po tym zrobieniu obraz się prezentuje nie gorzej, a często lepiej niż w plazmach.

[1] Co o producentach współczesnych telewizorów świadczy podobnie dobrze jak dominacja dawnych słuchawek nad obecnymi o producentach słuchawek.

[2] System kontroli obrazu raz się pozwalał włączać, a raz nie.

[3] Mocniej świecący “Profesjonalny1” do oglądania przy dziennym świetle, „Profesjonalny2” wieczorem.

[4] Polepszenie zgodności między rec.2020 a rec.709 będzie możliwe przy transmisji 12-bitowej, poprzez dodanie bitów-tłumaczy, ale zaistnieje nieprędko.  

[5] Gamut i gama to to samo (rozpychająca się angielszczyzna).

[6] Specjalne migotanie (za szybkie dla ludzkiego oka), poprzez powtarzanie tych samych klatek oraz wstawianie półobrazów – i inne tego typu zabiegi objęte tajemnicą branżową.

[7] Które można pewnie uprościć odnośnie relacji balansu bieli i nasycenia barw, ale już mi się nie chce.

9 komentarzy w “Recenzja: Panasonic TX-HZ2000E

  1. Piotr pisze:

    Panie Piotrze niema producentów ekranów OLED, jest tylko jeden producent czyli lg, no chyba, że coś się zmieniło ostatnimi czasy 🙂

  2. Piotr pisze:

    Widać na zdjęciach, że obraz u Pana jest bardzo wysycony, przekolorawany nie naturalny, to samo mają OLED sony, ja mam lg CX i cukierkowych kolorów nie ma, można sobie obejrzeć na YouTube porównania lg i sony, i od razu widać różnice w naturalności kolorów, sony podkręca niestety kolory.
    No ale jest wielu wielbicieli świecącej zielenią trawy na boisku piłkarskim, ja wolę trawe taką jaką widzę za oknem 🙂
    Niestety telewizor trzeba poddać fachowej kalibracji, innej drogi niema, albo przesiadka na lg 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Proszę się nie sugerować zdjęciami, ponieważ zupełnie nie oddają obrazu jaki oglądam na co dzień. Pokazują jedynie przesycenie brązami, ale w sposób niezamierzony, przypadkowo tak wyszły. Nawiasem mówiąc to niemal niemożliwe, żeby na fotografii pokazać rzeczywisty stan obrazu, potrzeba by do tego jakiegoś dużego formatu fachowca z bardzo zaawansowanym aparatem i oświetleniem, a i to wątpię, żeby mu się w pełni udało.
      Sam także stawiam na obraz możliwie naturalny, z tym że w zależności od jego źródła (poszczególne kanały podają bardzo różny, a wygląd boisk odnośnie murawy w każdej niemal transmisji jest inny – ciemniejszy lub jaśniejszy, mniej albo bardziej nasycony) ta naturalność jest lepsza albo gorsza. Mam zatem wyselekcjonowany zbiór produkcji filmowych, w tym też filmów dokumentalnych ukazujących malarstwo, na podstawie których oceniam stopień naturalności. Bardzo ważna jest przy tym dla mnie uniwersalność, tzn. takie dobranie ustawień nasycenia i barw, żeby wszystkie a nie pojedyncze kanały wyglądały w sposób akceptowalny. I to jest najtrudniejsze, ponieważ zakres akceptowalności jest u mnie bardzo wąski, a obrazy ekranu na zdjęciach leżą daleko poza tym marginesem. Dorzucę jeszcze, że udało mi się od czasu pisania tego artykułu udoskonalić ustawienia i są one teraz mocno odmienne. Podam ich listę jutro, bo jest długa, a nie mam teraz na ich spisanie czasu.

      Odnośnie jeszcze ekranów OLED, to do zeszłego roku faktycznie dla telewizorów było to samo LG, chociaż mniejsze tego typu ekrany produkowali też inni. W roku zeszłym do producentów dołączył Samsung i w tegorocznych swoich najlepszych telewizorach Sony korzystało będzie z ich ekranów QD-OLED:

      „A95K will be one of the first QD-OLED TVs and this year’s flagship 4K model from Sony. QD-OLED is a new type of OLED panel, developed and produced by Samsung Display, that uses blue OLED together with quantum dot converters for red and green.”

  3. Piotr+Ryka pisze:

    Obiecałem podać nowsze ustawienia i trzeba się wywiązać. Zanim wyliczę, ważna uwaga. Otóż od lat telewizory wykonują okresowe serwisy własne – niektóre częściej, niektóre rzadziej, niektóre mniejsze, niektóre większe Panasonic TX-HZ2000 jest pod tym względem zaawansowany, to znaczy serwisuje swój ekran po każdym wyłączeniu, o ile pracował przez kilka godzin a nie minut. Od czasu do czasu wykonuje też długi serwis, trwający około dwie godziny, każdorazowo komunikując stan serwisowy żółtym świeceniem diody (a nie czerwonym lub zielonym). Zapewne dobrze, że serwisuje, niemniej trochę utrudnia to życie, ponieważ po takim długim serwisowaniu zmienia się w sposób widoczny sposób świecenia ekranu, co jest trochę irytujące. Czasami zmienia na zmatowienie i blaknięcie, czasami na nabłyszczenie i wzrost nasycenia. Ogólnie brak reguły, ogólnie jest to kłopotliwe. Do czego dołącza inna gierka z regulacją ustawień, mianowicie kiedy kilka kluczowych parametrów zmienionych zostanie jednocześnie, powrót do stanu wyjściowego poprzez przywrócenie tych samych ustawień okazuje się nieprecyzyjny, ekran świeci inaczej. To samo było już na starszej plazmie, a na OLED jest wyraźniejsze. Od tego też można się zdenerwować, ale taki już widać los użytkownika. Parametry świecenia, jak wspominałem w poprzednim wpisie, w ogromnym stopniu zależą od ustawienia danego kanału – dość obiektywny pod tym względem jest „MUSEUM 4K”. Zależą też od tego czy jest w użyciu materiał z odtwarzacza Blue-ray czy satelitarnego tunera albo sieci kablowej bądź NETFLIX. Wszystko to razem składa się na spory relatywizm, plus oczywiście preferencje widza.

    USTAWIENIA

    Typ obrazu: Profesjonalny 2
    Luminacja: 36
    Kontrast: 86
    Jasność: 0
    Kolor: 50
    Odcień: 0
    Ostrość: 0
    Temp. barw: Ciepły 2
    Intensywne kolory: Wył.
    Color Remaster 2020: Wył.
    Czujnik oświetlenia: Wył.
    Redukcja szumów: Max.
    Korekcja MPEG: Max.
    Korekcja rozdzielczości: Max.
    Dynamic Range: Wył.
    Intelligent Frame Creation: 5/!0 z wyłączeniem czarnej ramki
    Kontrola kontrastu: 0/0/0
    Gama kolorów: Rec.2020
    Balans bieli: R-wzmocnienie -24; G-wzmocnienie -18; B-wzmocnienie 0
    Zarządzanie kolorami: R-nasycenie +30; G-nasycenie +30; B-nasycenie +30
    Gamma: BT.1886
    Poziom sygnału wejściowego: 5IRE

  4. burz pisze:

    Panie Piotrze, proponuję jednak profesjonalną kalibrację.
    Zapewne znana panu firma M.K. ma uczciwe podejście – po kalibracji klient sam ocenia efekty i płaci, albo nie płaci (wtedy przywracane są ustawienia sprzed kalibracji).
    Kalibrowałem u M.K. swoje projektory i jest to jedyne rozsądne podejście do tematu. Pozdrawiam.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jestem całkowicie zadowolony z własnej kalibracji „na oko”, chociaż zajęła w sumie mnóstwo czasu. Zarazem całkowicie odrzucam lansowaną przez „profesjonalistów” opinię o braku wpływu kabli HDMI i zasilających na jakość/postać obrazu. Jedne kable (i to obu rodzajów) powodują świecenie jaskrawsze, inne spokojniejsze; jedne mocniej eksponują szczegóły, inne mniej. Wyważenie całościowe pośród tego wszystkiego, jak również dobór możliwie uniwersalnego ustawienia, zdolnego dobrze obsługiwać wszystkie kanały, to zadanie naprawdę niełatwe. Zdjęcia dołączone do testu zupełnie nie oddają stanu aktualnego i możliwości telewizora, muszę poprosić Karola o wykonanie serii porządnych i zastąpienie tych. Atoli nie wykluczam, że wykonanie profesjonalnej kalibracji dałoby lepszy rezultat, chociaż materiały filmowe wrzucane do sieci przez profesjonalnych kalibratorów, mające obrazować efekty ich pracy, nastrajają mnie raczej krytycznie. A już ustawienia fabryczne Panasonica, oceniane przez nich jako wyjątkowo na tle konkurencji udane, to dla mnie jakieś jaja. Sam oceniam je jako skandalicznie słabe, zupełnie nieprofesjonalne. Jedna jest przy tym ważna różnica pomiędzy OLED a plazmami – dla plazmy przy wsparciu Darbee Vision można było znaleźć jedno ustawienie uniwersalne, gdy dla OLED to niemożliwe, bo weszło do gry HDR. W związku z czym nie tylko ono samo wymaga osobnego ustawienia, ale jeszcze innego wymagają te filmy kręcone w 4K HDR, które puszczane są w telewizji na kanałach HD bez HDR. Okazuje się, że można znaleźć ustawienie pozwalające imitować to zagubione HDR, nieraz nawet całkiem udanie.

      Odnośnie wzmiankowanej firmy, to nie udało mi się wyszukać kalibracji M.K. – prosiłbym o dokładniejszy namiar.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dość to zabawne, chociaż skądinąd właściwie prawidłowe: ta zmiana po kalibracji, którą chwali się na porównaniu SKALIBRUJTV.pl mniej więcej odpowiada moim własnym rezultatom, czyli w sumie jest niepotrzebna.
          Ale przy okazji, dziękując za odsyłacz, rzucę taką uwagę: nikt o tym nie wspomina, a sam zaobserwowałem, że OLED, przynajmniej mój, nie trzyma ściśle ustawień zadanych, potrafi się po wyłączeniu odpalić bardziej jaskrawo lub bardziej mdło i nie ma to nic wspólnego z napięciem w sieci, które jest u mnie wyjątkowo równe i prawidłowe. Z ekranem plazmowym tego nie było, a wahnięcia potrafią być spore. Nie ma to też nic wspólnego z okresową konserwacją panelu, bo ona to osobna, dosyć irytująca sprawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy