Recenzja: Crosszone CZ-10

Odsłuch cd.: Przy odtwarzaczu

Kunsztowny pałąk.

Drogi tor, z droższym jeszcze od bardzo drogiego tranzystora słuchawkowym wzmacniaczem lampowym, przywrócił na szczęście prawidłową proporcję między wyraźnością a objętością i zrobił to najlepiej jak można, bo wyraźność zostawił, a objętość powiększył. Zagrało jeszcze lepiej niż z AK380, lecz nie o tyle, by pomięć o tamtym brzmieniu uległa dewaluacji. Może nawet przeciwnie, ponieważ ze swoim stacjonarnym torem słucham na co dzień słuchawek lepszych technicznie i też binauralnych, podczas gdy z AK380 ciekawiej grających nie słyszałem. Słyszałem wiele operujących dźwiękiem całkiem inaczej i mogących się komuś zdecydowanie bardziej podobać, ale mnie te Crosszone z jednopudełkowym systemem do noszenia w kieszeni bez przesady urzekły. Nie powiem, że żadnych innych nie słuchałbym z równą satysfakcją, ale czy większą? Niekoniecznie. Przy lampowym torze stacjonarnym już tak dobrze nie było, ale zacznijmy od pozytywów. Pierwszy już wymieniłem – wspomniana równowaga.

Dźwiękowe bryły o większych niż u normalnych słuchawek objętościach, a jednocześnie niezaburzona wyraźność konturów – żadnych mgiełek, żadnego zacierania. Także nie nadmiernego zmiękczania, że wszystkie dźwięki na podobieństwo bezbarwnego kisielu. Strasznie tego nie lubię i tego tutaj nie było. Niemniej dźwięk ogólnie pozbawiony utwardzeń i przede wszystkim ostrej płaskości. Wszystko, co na dwuprzetwonikowych słuchawkach może być i bywa raniącym uszy jazgotem albo gwizdem, u Crosszone rozdmuchiwane było w jawny sposób na przestrzeń, dzięki czemu ta ostrość szła do diabła. Ale na szczęście nie w taki sposób, żeby robił się z tego paskudny kisiel – wysokie tony nie znikały, pozostawała ich przyrodzona ostrość, ale w formie bardziej przestrzennej, już uszu nie dźgającej. Ogólnie biorąc dobra zmiana (że trącę o politykę), choć momentami zmieniająca sytuację, do której w nagraniu przywykliśmy. Bowiem dołączał drugi czynnik – to wyrzucanie dźwięku z głowy. Pierwszego planu tuż przed czoło, ale dalekich dużo dalej, że rzeczy dalsze zyskiwały dwie odmienności – stawały się jeszcze dalsze i lokowały we wnętrzach. Obecność wnętrz i ożywiającej się w nich przestrzeni zaznaczała się bardzo mocno, przy czym zarówno te wnętrza (w sensie ścian), jak i wypełniająca je przestrzeń były obecne pogłosem. Nie nim jedynie, niemniej pogłosowy charakter przejawiał się w torze lampowym mocniej niż poprzednio i momentami aż przeginał. Tyczyło to wprawdzie jedynie utworów w samym nagraniu pogłosowych, ale w nich czasem przeginało. To nakładanie się pogłosów z nagrania i słuchawek czasami budowało bardzo ciekawą przestrzeń, ale czasami było przedobrzeniem. Grać zaczynało jak w skalnej grocie, echa dominowały resztę. I to mi się nie podobało, ale tak działo się sporadycznie.

Przeważnie było to ciekawe brzmienie o innej niż ze zwykłymi słuchawkami postaci – mocniej, ale w budzący zaintrygowanie a nie sprzeciw akcentujące obecność wnętrz, pogłosów i objętość samych dźwięków. Dźwięków nie tylko nie mających charakterystycznej dla wzmacniaczy krzyżujących kanały konsystencji kisielu, ale wręcz kiedy trzeba mocnych, ciśnieniowych. Huk, łomot, grzmot i głośność – to nie sprawiało Crosszone żadnego problemu. Ba, one w odniesieniu do substancji mają więcej przymieszki basu niż sopranów, toteż ta mocna, gęsta substancjalność to u nich cecha wrodzona. Nie były aż tak ciśnieniowe, jak całkiem ekstremalne pod tym względem Ultrasone z linii Edition/Tribute 7/9, ale od pozostałych, jak Sennheiser HD 800 czy Meze Empyrean, nie odstawały.

Piękne muszle.

I miały jeszcze jeden atrybut pozwalający udanie konkurować nawet z taką arystokracją – wyraźnie lepszą stereofonię. Realizowaną nie poprzez prosty rozrzut prawo-lewo, jaki słuchawki o dwóch przetwornikach mają w genomie – że u nich prawo jest tylko prawo, a lewo tylko lewo. By tak nie było, by tak banalnie nie upraszczać, potrzebne są nagrania binaural lub muszle odstające od głowy – czego w praktyce prawie nie ma. Natomiast u Crosszone po lewej jest L-P, a po prawej P-L; i jeszcze na dodatek w każdej muszli dźwięk brany z przodu i tyłu tweetera. Efektem nie tylko ta obojętność, pogłosy i ożywiana nimi na niecodzienną skalę przestrzeń, ale też w stopniu równie mocnym centralne wypełnienie pierwszego planu. Tu nie ma prawo-lewo i w środku wielka dziura. Mózg się nie musi wysilać, żeby ta dziura znikała. A ściślej nie tyle znikała, co żebyś jej nie odczuwał. Żebyś o niej zapomniał, jak zapominasz o bólu zęba podczas orgazmu. Ciekawe dzianie z prawej i równie ciekawe z lewej szybko sprawia, że zapominasz o pustce w centrum, a mózg-chytrus potrafi nawet ją częściowo wypełnić, w każdym razie u tych, którzy ze słuchawkami dobrze żyją. (Przypominam, że wielu ludzi nie toleruje słuchawek i nie traktujmy ich lekceważąco.) Tego wszystkiego z Crosszone nie ma, u nich centrum jest pełne.

Tym niemniej nie jest wszystko jedno, który wtyk kabla do której muszli. Głosy w stereofonii po prawej i u nich też będą trochę na prawo, ale o wiele mniej. Tym niemniej scena jako całość szeroka i na dodatek głębsza niż zazwyczaj. Ale to nie jest dominanta – dominantą są bardziej objętościowe same dźwięki i bardziej obecne wnętrza. Obie te dominanty są ciekawe i wespół z tym centralnym wypełnieniem budują inny muzyczny obraz, który można woleć od „normalnego-dwuprzetwornikowego”, a można też nie woleć. Co do mnie, to w torze stacjonarnym wolałem słuchać swoich Ultrasone Tribute 7 (koniecznie z kablem Tonalium, który mają zamontowany na stałe). Ich większa ciśnieniowość, całościowa potęga i mocniej obecne skraje pasma tworzyły spektakl bardziej godny podziwu. Niemniej i one są wyposażone w uboższy wprawdzie, ale jednak system naturalizacji dźwięku, a poza tym z tym kablem nie kosztują cztery tysiące a czternaście. I co jeszcze w tym wszystkim istotne – przejście z nich na Crosszone nie powodowało żadnego niezadowolenia. Z punktu się doskonale słuchało – innego, ale też fascynującego dźwięku. W dodatku niezależnie od repertuaru i jakości nagrania. W tej mierze tylko uwaga, że Crosszone bardziej uwidaczniają archiwalność nagrań archiwalnych (cały czas mowa o stereofonicznych), ale nie w sposób je deprecjonujący, tylko ukazujący ten ich meszek historii bez próby ze starego robienia na siłę nowego.  Ogólnie biorąc są ciekawe i są szczególnie dla tych, którzy zwracają uwagę na aspekt przestrzenny i przy okazji nie lubią pikanterii w brzmieniu.

Crosszone CZ-10 vs Crosszone CZ-1

Fotografia rodzinna.

Mając jedne i drugie trudno było nie porównać. Sprawa odnośnie różnic jest prosta i nieprosta. Prosta, ponieważ ta różnica sprowadza się do tego, że scena u dużych Crosszone CZ-1 jest większa i ma szerzej porozstawiane źródła. Pomiędzy którymi prześwity, więc efekt brzmieniowy inny. Jest luźniej, nieco jaśniej, dźwięk nie napiera tak mocno i nie tworzy tak jednolitej całości. Tylko zrozummy się dobrze. Tu nie chodzi o jednolitość w sensie zlania, bo tak Crosszone CZ-10 nie grają ani, ani. Źródła mają dokładnie odseparowane – poszczególne dźwięki bardzo dobrze wyodrębnione, co tyczy zarówno instrumentów różnych, jak i głosów śpiewaków w chórach czy sekcji smyczkowych albo dętych w orkiestrach. Chodzi jedynie o brak luzu w sensie  prześwitów między dźwiękami. Dźwięk z mniejszych Crosszone jest bardziej jak lawina, a nie opady śniegu – choćby nawet najintensywniejsze. I to mi się – przyznam – u nich podobało. Nie mając wzmacniacza słuchawkowego Octave V16 (jedynego, który potrafi dać Crosszone CZ-1 wszystko, czego im trzeba) wolałbym mieć te tańsze CZ-10 – oferowały większą frajdę. Bardziej zwarte, bardziej atakujące i bardziej brzmieniowo się wypiętrzające, podobały mi się bez żadnego „ale”, a już z odtwarzaczem przenośnym szczególnie. I to jest właśnie ta nieprosta, nieoczywista część porównania. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

29 komentarzy w “Recenzja: Crosszone CZ-10

  1. DarnokSly pisze:

    Bardzo dobra recenzja 🙂
    Myśli Pan, że polubiły by się z Chordem Hugo 1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę że tak. On rysuje wyraziste kontury, one to lubią. Tylko trzeba być przygotowanym na inne brzmienie niż ze zwykłych słuchawek.

  2. Adam pisze:

    Witam

    No no muszę przyznać, że to MEGA ciekawe słuchawki. Nagrania binauralne lubię choć rzadko słucham, ale lubię, więc Crosszone CZ 1 mnie zaciekawiły, ale cena ostudziła zapał. Ale teraz chyba zapał został rozpalony na nowo, szczególnie w cenie 4k. Spodziewałbym się wyższej po de facto dosyć egzotycznych słuchawkach. Muszę się głębiej nad nimi zastanowić, bo cena plus odmienność niż typowe słuchawki naprawdę rozpala wyobraźnie.

    A jaki wzmacniacz mógłby być alternatywą do wymienionych w recenzji, a zarazem nie będący tak drogi, tzn może coś bliżej 10k?
    Może Feliks Euforia mógłby się polubić z CZ10?

    Pozdrawiam

    Adam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Feliks, FEZZ, PhaSt, RME, iFi – wiele innych.

      1. Janusz pisze:

        Leben CS300F ver. Nautilius jako wzmacniacz to dobry pomysł?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Niewątpliwie.

  3. Nehero pisze:

    Witam
    Czy mógłbym prosić Pana o porównanie CZ-10 do Meze Empyrean? Oczywiście na tyle na ile Pan pamięta.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Meze bardziej gęste, bardziej ciśnieniowe, mniej transparentne, z mocniejszym basem. Rzecz jasna pozbawione takich efektów scenicznych, jakie oferują Crosszone.

  4. Qwertz pisze:

    Z tym że CZ-10 są bardzo specyficzne, koniecznie przed zakupem trzeba je posłuchać. Z plikami wysokiej rozdzielczości czy binauralnymi brzmią świetnie, ale przy gorzej nagranych (czyli niestety większości) czasami wręcz ciężko słuchać. Osobiście CZ-10 nie polecałbym jako jedyne słuchawki, a tylko jako dodatkowe, do niektórych utworów. Meze zdecydowanie bardziej uniwersalne, bez ryzyka. Jak dla mnie też bardziej naturalne brzmienie. CZ-10 za to bardzo wygodne, solidne, choć Meze też nic nie brakuje. Nie jestem też pewien, czy CZ-10 nie grają lepiej ze wzmacniaczami o niższej impedancji.

  5. Sławek pisze:

    Wypożyczyłem te słuchawki do przetestowania no i teraz już są moje. Rewelacyjny dźwięk, bardzo muzykalny. Super przestrzeń, bardzo lekkie i wygodne. Jak po nich założyłem na głowę moje stare HE-6, to HifiMany wydały się skrajnie rozjaśnione i jazgotliwe. To jest to czego szukałem – strzał w 10tkę, czyli króliczek złapany! Rozdzielczość jest wspaniała choć nienachalna. Świetnie brzmią z winylem – poezja!
    Natomiast FAW zadeklarowało wykonanie kabla symetrycznego do CZ-10, Pan Mateusz odpisał, że nie ma problemu, jedynie kabel oryginalny potrzebuje do przemierzenia. Zapytałem też Tonalium o możliwość przerobienia, bo mi akurat ten kabel chwilowo leży odłogiem.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      No i świetnie! Zadowolenie, rzecz najważniejsza.

  6. Sławek pisze:

    No i jest kabel symetryczny (4 pin XLR, nie zdecydowałem się jednak na 2 x 3 pin) Noir Hybrid HPC od Forza Audio Works. Duża zmiana dźwięku – cieplej, ciemniej, plastycznej ale nadal bardzo przestrzennie i rozdzielczo. Tonalium dalej coś kombinuje i pewnie wykombinuje, tu jest kwestia rozcięcia kabla przy splitterze i dołożenia 2 żył. Natomiast nie porozumiałem się z Argentum Audio – facet twierdzi, że to niemożliwe by słuchawki były podłączone jak na rysunkach od producenta, a to że oba kanały grają w obu muszlach słuchawkowych to jest marketing i w rzeczywistości tego być nie może….
    Można też zamawiać oryginalne kable symetryczne od Crosszone za pośrednictwem dystrybutora – Nautilusa.

    1. MirekM pisze:

      Może z Argentum Audio, nieporozumienie polegało na tym, że w obu wtykach XLR przy słuchawkach mogą być oba kanały L i R. Wówczas obojętne jest wpięcie w słuchawki.

      1. Sławek pisze:

        Przy słuchawkach to są 4 polowe jacki o średnicy 3,5 mm. Natomiast facet owszem wykonał dla mnie kabel, nie chciał kabla oryginalnego do przemierzenia chociaż mu proponowałem (FAW samo o ten kabel oryginalny poprosiło) i jeszcze wysłał mi zdjęcie, że przez pomyłkę przylutował mi jacki 3 polowe, a nie 4 polowe, on mnie przeprasza, ale nie ma to żadnego znaczenia. Więc mu tłumaczę, że jednak ma, bo musi być mieszanie kanałów i przesłałem mu rysunki ze strony producenta jak podłączyć przewodniki – wtyk do wzmacniacza 4pinXLR z jackami 4-polowymi. Nawet dziecko umiałoby to już podłączyć, natomiast odpowiedź dostałem następującą – cytuję „Niestety, ale nic nie wnosi w sprawę. Przesyłam Panu przykład zastosowania kabla 5-cio żyłowego, gdzie są czynne 3 przewodniki a dwa stanowią tylko wzmocnienie konstrukcyjne kabla – posiadają druciki stalowe. Tak więc ilość żył wcale nie świadczy o ich połączeniu. Tak więc nie jest ważne ile jest w kablu żył tylko ile stanowi z nich przewodników. Tak mówiąc obrazowo w kablu może być nawet 12 żył, ale będziemy wykorzystywać tylko np. 3 Odpowiedź producenta na Pana zapytanie to niestety smutna rzeczywistość dorabiania na siłę ideologi do irracjonalnie zastosowanej konstrukcji po to by u odbiorcy wywołać efekt wyjątkowości, ale cóż, marketing siłą handlu.”

  7. Sławek pisze:

    Teraz, jak kabel of FAW się wygrzał, a zwłaszcza jak został potraktowany płytą do wygrzewania sprzętu, o której to była już mowa na tym forum, to dźwięk jest naprawdę super – precyzyjny, muzykalny, nastąpiło otwarcie na wysokich tonach, które są bardzo zróżnicowane i nigdy za ostre.
    Wczoraj nastąpiło poważne porównanie z HiFiMan HE-6. Każde ze słuchawek miały kabel FAW Noir hybrid HPC, HE-6 podpięte przejściówką (też FAW) do końcówki mocy A1, a Crossone 4-pinem XLR do Master 11 Singularity. Największa różnica jest taka, że w dźwięku HE-6 jest jakieś rozmycie, tylko nieco mniejsza przestrzeń wprawdzie, ale wysokich tonów jest więcej i mają one skłonność do sybilacji, czego nie mają Crosszone. Naprawdę lepsza selektywność jest z CZ-10. Są też lżejsze i wygodniejsze i można długo słuchać bez zmęczenia – pomimo konstrukcji zamkniętej. Zatem otoczenie nie musi wiedzieć czego słucham.
    Biorąc pod uwagę, że CZ-10 są o połowę tańsze od HE-6, to jest to naprawdę rewelacja.
    Ciekawe jak ma się dźwięk CZ-10 do CZ-8A. W razie czego kabel pasuje.

    Tonalium już jest w rękach Konstruktora, liczę na dalszą poprawę doznań muzycznych.

  8. Bartek pisze:

    Panie Piotrze

    Czy jest Pan w stanie zarysować porównanie CZ-10 do NightHawków i/lub Beyerdynamic T1/T5? NightHawków właśnie się pozbyłem, a T5 planowałem zakupić, jednakże z racji górnego limitu ceny, jaki sobie ustaliłem, Crosszone łapią się na rozważania i tu brakuje mi porównania z czymś co znam.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A czemu się Pan pozbył NightHawk? Jakie są oczekiwania odnośnie następcy?

      1. Bartek pisze:

        Pozbyłem się, ponieważ się u mnie kurzyły od dłuższego czasu będąc jedynymi z 9 innych słuchawek, jakkolwiek najlepszymi. Obecnie jestem na etapie uszczuplania kolekcji na rzecz jednych, lepszych allrounderów, najlepiej zamkniętych, które podepnę sobie przez przenośny dac/amp ifi do maca podczas pracy. Szukam czegoś porządnie zbudowanego, muzykalnego ale i detalicznego

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Górny limit cenowy w przybliżeniu?

          1. Bartek pisze:

            4.5-5 tys 🤷

  9. Bartek pisze:

    Ciekawa rekomendacja. Na pewno będę musiał ich spróbować. Dziękuję 🙂

  10. Sławek pisze:

    No i w końcu przyszedł Tonalium do Crosszone! Od razu lepiej, jest to moje ulubione „srebrzenie”.
    Kabelek jest dwuczęściowy – do wzmacniacza idą 2 wtyki 3pinXLR, w miejscu splittera jest gniazdo / wtyczka 4pinXLR. I ta druga część będzie miała drugą wersją – na klasycznych mini jackach 3 polowych, wtedy spasuje też do Quad ERA-1. I wielu innych słuchawek.
    Pogra dłużej to zamelduję.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To czekamy.

      1. Sławek pisze:

        Porównanie kabli słuchawkowych FAW Noir Hybrid HPC vs Tonalium zastosowanych w słuchawkach Crosszone CZ-10.
        W punktach – na korzyść Tonalium:
        1. Subiektywne wrażenie szerszego pasma odtwarzanych dźwięków zarówno wysokich i niskich tonów.
        2. Większa rozdzielczość dźwięku.
        3. Większa precyzja i pieczołowitość.
        4. Większe nasycenie barw.
        5. Lepsze zróżnicowanie i dociążenie wysokich tonów.
        6. Ogólnie większa swoboda dźwięku.
        7. Większa melodyjność muzyki.
        Nie oznacza to, że FAW to złe kable. Wyraźnie lepsze niż kabel oryginalny dostarczony z Crosszone. Ale różnica w cenie – około dwukrotna jest adekwatna do wzrostu jakości muzyki z Tonalium. Ten mój kabel Tonalium został przerobiony – pierwotnie był wykonany pod słuchawki HiFiMan HE-6 (które jeszcze mam i jak słucham to z odczepów głośnikowych końcówki mocy). Przeróbka polegała na tym, że dodany został drugi odcinek. Pierwszy jest zakończony wtykami 2x3pinXLR do wzmacniacza słuchawkowego. Zamiast splittera jest gniazdko / wtyczka 4pin XLR i dodatkowy odcinek to od tej wtyczki do słuchawek zakończony mini jackami 3,5 mm 4 polowymi (jak to do Crosszone). W trakcie produkcji jest inna wersja tego drugiego odcinka – będzie zakończona mini jackami 3,5 mm trzy polowymi (jak do QUAD ERA-1 i wielu innych słuchawek, które przyjmują to połączenie). Wtedy będę mógł na QUADach porównać kable Argentum Audio Extreme i Tonalium.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dziękujemy za to porównanie, czekamy na następne.

          1. Sławek pisze:

            Tonaliu vs Argentum na słuchawkach QUAD ERA-1
            To nie jest łatwe porównanie, początkowo byłem przekonany, że kable idą „łeb w łeb”.
            Ale po kolei. Po pierwsze – słuchawki. Pan Piotr ich jeszcze nie recenzował (mogę do recenzji użyczyć gdy taka będzie chęć Pana Piotra wskutek trudności zdobycia egzemplarza od dystrybutora). ERA-1 grają w sposób bardzo dźwięczny i nasycony, to dźwięk bardzo bogaty, będący gdzieś w połowie drogi pomiędzy HiFiMan-ami a Audeze (HiFi Many HE-6 mam, Audeze nieraz słuchałem i grają raczej ciemniej).
            Teraz kable.
            Złącza i budowa.
            Tonalium ma od strony wzmacniacza wtyki Neutrik 2 x 3 pin XLR pozłacane, zamiast splittera jest wtyczka / gniazdko Neutrika i końcowa część kabla nieoznaczone wtyki mini Jack 3 polowe pozłacane do słuchawek, pasujące bardzo ciasno, trzeba dość dużej siły użyć, by je umieścić w gniazdach. Kabel gruby, czarny, dość sztywny jak na słuchawkowa, bardzo solidny o nieco garażowym (w dobrym znaczeniu tego słowa) wyglądzie długości łącznej około 2,5 m.. Argentum Audio Extreme od strony wzmacniacza no name 4 pin XLR wtyczka prześliczna o wyglądzie włókno weglowe / polerowane aluminium, styki pozłacane. Długość 2,5 metra. Kabel dość giętki, ładnie zapleciony czerwonym oplotem, od splittera końcówki dużo cieńsze czarne, wtyki do słuchawek marki Nakamichi wchodzą do gniazd pewnie z ładnym „kliknięciem”.
            Brzmienie.
            W przypadku obu kabli brzmienie jest bardzo, bardzo dobre. Są pewne różnice – Argentum gra w sposób minimalnie bardziej rozświetlony, najwyższe tony są trochę jaśniejsze (daleko mu do rozjaśnienia znanego mi z kabli łotewskiego Lavricables), a z kolei z Tonalium blachy są bardziej dociążone. Rozdzielczość bardzo dobra w przypadku obu kabli, średnica, bas pod pełną kontrolą na obydwu kablach. Jest jednak pewna różnica „strukturalna” – Tonalium stawiają bardziej na precyzję dźwięku, a Argentum na ogromną chęć do grania, taką radość z muzyki… Doprawdy rozumem nie da się rozstrzygnąć, który jest lepszy, trzeba sercem. Ja „na co dzień” używam Argentum do QUAD-ów i Tonalium do Crosszone i tak jest moim subiektywnym zdaniem dobrze.
            Cena.
            Oba mają po około 2,5 metra. Za Tonalium ponad dwa lata temu zapłaciłem 2500 zł, teraz pewnie trzeba by 3000 zł wyłożyć, nie wiem nie pytałem, poniosłem tylko koszt przeróbki kabla pod dwie różne końcówki. Gdyby nie dodatkowe złącze, to Tonalium może grałby ciut lepiej. Z kolei za Argentum zapłaciłem parę miesięcy temu 1900 zł.
            Argentum są bardzo starannie wykonane, śliczne czerwone i czarne. Tonalium bardziej pancerne i koto odporne (mam w domu 4 sierściuchy). A zatem co kto lubi. A można mieć i jedno i drugie – „kto bogatemu zabroni”?

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Dziękujemy za ciekawy, wyczerpujący opis. Ze słuchawek Quad i kabli do nich chętnie po Nowym Roku skorzystam.

          3. Sławek pisze:

            Oczywiście, Panie Piotrze, proszę pisać na priv.

            Post Scriptum.
            Jak ktoś potrzebuje prawie pięciometrowego kabla, to można do gniazdka Tonalium włożyć wtyczkę od Argentum i jest! Wtedy w brzmieniu dominują cechy Tonalium – bardzo się robi ciekawie… długi kabel złożony z 2 kabli 2 producentów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy