Recenzja: Cayin CS-150A

Brzmienie

W ich otoczeniu miernik biasu.

   Zacznijmy w takim razie od wyboru ustawień. Dla trybu triodowego wybrałem standardowe, to znaczy niski bias oraz niskie sprzężenie. Jedno i drugie ustawienie wyższe powodowało bowiem nerwowość – najpierw nerwowość dźwięku, zaraz potem słuchającego. Zwłaszcza zbytecznej nerwowości dostarczały soprany, które przy głębszym biasowaniu zaczęły żyć osobnym życiem i podbarwiły się na czerwono, jako że jestem szczątkowym synestetą (w odcieniu burgund, tak nawiasem).  Dla trybu ultralinear już standardowych nie wybrałem, jako że z nim głębsze sprzężenie zwrotne wydało mi się korzystniejsze. Ożywiało brzmienie, przydając mu szybkości, wyraźności i w konsekwencji bezpośredniości. Różnica niewielka w sumie, jednakże zaraz do wychwycenia, zwłaszcza że wszystkich przełączeń możemy dokonywać w biegu, czyli ułatwiające porównania przejścia natychmiastowe. (Może nie tak zupełnie, bo podzespoły potrzebują paru sekund na załapanie nowego trybu w całej pełni, ale w sekundę robi się inaczej.) Natomiast wyższy poziom biasowania i tu powodował nerwowość, tym sposobem się wykluczając. Podniety wraz z nim stawały się przedobrzone, w efekcie całe to ożywienie sztuczne. Odnośnie jednak podbitego sprzężenia, to kilkakrotne przełączenia w te i wewte utwierdziły mnie w przekonaniu, że wolę żywsze granie z podbiciem od spokojniejszego bez podbicia, spokój albowiem wytwarzał lekki dystans i mniej mi się podobał.

Najważniejsza jednak decyzja, to oczywiście wybór między „Triode” a „Pentode”. Zazwyczaj wolę „Triode”, chociaż bywają wyjątki – i tu wyjątek też zaistniał. Rzecz jasna można wybrać „Triode”, o którym sam producent pisze, że jest bogatszy harmonicznie, ale jak dla mnie i on stwarzał do przekazu zdystansowanie, aczkolwiek nie za darmo, tylko w zamian za większą miękkość, ciemniejszą aurę oraz dłuższe wybrzmienia. Równocześnie jednak spowolniał atak, zagęszczał medium – w sensie czynienia go mniej przejrzystym – i mniej wyraźne kreślił kontury oraz ujmował nieco tlenu, czyniąc całość mniej świeżą. A świeżość to jest ważny czynnik jakościowy Cayina CS-150A, który nie czyni brzmienia w dostrzegalny sposób wilgotnym, natomiast świetnie je natlenia. To brzmienie nie jest suche, ale wilgotne też nie, za to czuje się natlenienie – świeże powietrze wypełnia płuca, i to jest bardzo dobre. Szczególnie, że idzie w parze ze świetną przejrzystością i podziwianiem sceny na głębię.

 

 

 

 

Tej scenie przy kolumnach Boenicke W11 dawał Cayin w trybie „Pentode” lepsze różnicowanie źródeł niż mój wzmacniacz dzielony, rozpisując ją bardzo dokładnie na źródła i w każdym przypadku uwzględniając specyfikę sceniczną nagrania. Za każdym razem wypadało to bardzo dobrze, w tym też w muzyce hard-rockowej, a szczególne wrażenie wywarło w przypadku płyty Verdi Choruses, gdzie ustawienie chóru hen, daleko za kolumnami okazało się realistycznie teatralne. Duży dystans nie spowodował przy tym zlania głosów – poszczególni chórzyści byli uchwytni i precyzyjnie wkomponowani w głęboką, wielogłosową przestrzeń. Co samo już było czymś ciekawym, fascynującym nawet, lecz scena, nawet i najlepsza, nie zastąpi walorów muzycznych.

Za lampami transformatory Cayina, podobno świetne jakościowo.

Odnośnie nich, to oprócz wspomnianego natlenienia, wyraźności oraz żywości i bezpośredniości, które od pierwszych chwil się narzucały, zauważalne były też wyższe od przeciętnych ciśnienia i całościowa potęga dźwięku, natomiast stosunkowo mały nacisk szedł na podkreślanie obecności planktonu. Przejrzyste medium żyło głównie za sprawą ciśnień, pomimo świetnej przejrzystości – a często przecież bywa tak, że gęstość przejrzystość osłabia. Tu jednak tego ani trochę, a jeszcze było natlenienie, natomiast plankton się pośród tej ciśnieniowej przejrzystości nie narzucał, a tylko gdzieś tam sobie był. To zapewne po części wina głośników, jako że membrany Boenicke nie przejawiają takiej czułości na najmniejsze wibracje i tym samym takiej predyspozycji do wychwytywania planktonu, jak na przykład celulozowe u Avatar Audio, co im jednakże nie przeszkadza w oddawaniu szczegółów ani im nie uszczupla zdolności melodycznych. Z lampami Cayina obie te wartości kluczowe okazały się bez zarzutu (w innym razie z pewnością tryb triodowy by wygrał) – szczegółowość nic nie pozostawiała do życzenia, podobnie jak melodyka. Oba czynniki nie starały się wprawdzie dominować, stapiając się raczej z całością, niemniej kiedy sięgnąłem po płyty operowe, natychmiast okazało się, że szczególnie dużo wymagające od melodyki soprany koloraturowe prezentują się pierwszorzędnie, przejawiając odpowiednie rozfalowanie, należyte mienienie, a przy tym nawet słodycz, której na innym materiale dźwiękowym wcześniej nie odczułem. A wszystko przy trybie pentodowym, a więc w warunkach dla melodyki trudniejszych. Aż mi to wręcz zaimponowało, że ustawiony pod wyraźność, żywość i maksymalną bezpośredniość Cayin potrafił w skrajnie trudnych sopranowych testach pokazać takie cechy, podobnie jak rewelacyjnie zachowywał się przy odtwarzaniu też trudnych dźwięków stepowania, w całości potrafiąc zamieniać najwyższe trzaski spod obcasów nie w bezsensowne obrazowo piki, a użyteczne modelowanie przestrzenne.

Uogólniając można powiedzieć, iż daleki jest Cayin od zniekształceń, na całej szerokości pasma bardzo udanie przekształcając dane brzmieniowe w muzyczną przestrzeń. To samo tyczyło bowiem i niskiego zakresu – kubatur bębnów, pudeł rezonansowych kontrabasów i wiolonczel, także strun basowej gitary. Specyfika i melodyka w każdym przypadku efektownie łączyła się z wysokiej próby obrazowaniem zarówno ich przestrzenności wewnętrznej, jak i akustyki otoczenia.

Z tyłu obfitość wejść i różne stopnie impedancji.

Uogólniając jeszcze bardziej trzeba orzec, że produkuje tytułowy Cayin dźwięk świeży, otwarty, napowietrzony i dokładnie kreślony konturowo z zaokrąglającą obróbką krawędzi. Towarzyszą temu mocne w trybie triodowym pogłosy, które w pentodowym wyraźnie słabną. Gęstość i energia okazują się ponadprzeciętne, a światło przy ustawieniu pentodowym dzienne, w triodowym zaś bliższe wieczoru. Scena obejmująca te walory pierwszy plan stawia niezbyt blisko, jest w każdym wypadku głęboka, zawsze na dużą głębokość przezierna i zawsze dobrze rozpisana na separowane starannie źródła.

Wzmacniacz pokazał także świetną dźwięczność i bardzo dobrze obrazował holografię, a miał też ciekawego coś jeszcze. W dalece ponadprzeciętnym stopniu potrafił mianowicie oddawać delikatność, dużo bardziej niż to ma miejsce zazwyczaj kontrastując ją z tym co mocne, brutalne. Działo się tak nie tylko na zasadzie dynamicznych kontrastów ciche-głośne i energiczne-spokojne, ale też dzięki wyjątkowo dobrej przejrzystości i plastyczności delikatnych dźwięków oraz ich złożeń. Piękny, misternie podany i dobrze oświetlony teatr filigranowych figurek brzmieniowych w kontraście do dźwięków masywnych i potężnych, które także plastyczne. Co doskonale ilustrował zarówno solowy fortepian, jak i produkcje orkiestrowe. To także zaznaczało się w muzyce rozrywkowej, na przykład w kontraście między sekcją dętą a ściszonym, specjalnie momentami półszeptanym wokalem. I w ogóle jeśli ktoś ceni odnośnie brzmienia nie aspekt ujednolicający, a podkreślający różnice, ten Cayin będzie dla niego. To wzmacniacz dbający o naturalizm – uwyraźniający różnice na bazie precyzji konstruowania dźwięków i przejrzystej, głębokiej sceny.

Lampowa integra dużej mocy – nieczęsto spotykana sprawa.

Z podkreśleniem staranności konturu, oddaniem swoistości brzmieniowej i możliwością zaprezentowania imponujących skoków dynamicznych. Dbający przy tym o muzyczną płynność aż tak bardzo, że żadnych nie stwarzał problemów w przypadku archiwalnych czy nazbyt ostrych nagrań; wręcz przeciwnie – z takimi też wypadał bardzo dobrze, mimo iż to integra, a te zwykle miewają w tym zakresie problemy. To właśnie, ten ujmujący naturalizm płynnego, nie podostrzonego brzmienia, złączony ze zdolnością pokazywania ponadprzeciętnych różnic zarówno w odniesieniu do samej specyfiki głosowej , jak i delikatności skontrastowanej z potęgą – to stanowi paletę zalet.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy