Recenzja: Avantgarde Acoustic XA Integrated

Budowa i wygląd

A oto i obiekt naszej recenzji - Avangarde Accoustic Xa.

A oto i obiekt naszej recenzji – Avantgarde Acoustic XA.

   Z kolumnami Duo Grosso spotkanie miało już miejsce, tak więc tylko przytoczę wcześniejszy opis:

Głośniki tubowe stanowią głośnikową arystokrację, szczycąc się wyjątkowo wysoką kulturą brzmienia, wyjątkową też skutecznością, znakomitymi parametrami i byciem najstarszą formą urządzeń głośnikowych, stosowaną już w pierwszych patefonach. A tuby Avantgarda są podobnież najlepszymi na świecie i z całą pewnością wytyczyły trend odwrotny do mody, w czasach gdy los głośników tubowych wydawał się przesądzony. To była odważna decyzja, a odwaga tym razem popłaciła. Tu i teraz będzie owe tubowe Avantgarde reprezentował wysoki model Duo Grosso, najbardziej zaawansowany technicznie o przeznaczeniu do pomieszczeń mających powierzchnię pomiędzy dwadzieścia a trzydzieści metrów kwadratowych. Jest to jak zwykle u tej firmy konstrukcja półaktywna, wykorzystująca w każdej kolumnie dwa 250-watowe wzmacniacze napędzające 17-centymetrowy głośnik średniotonowy, mogący schodzić wyjątkowo nisko, bo aż do poziomu 170 Hz; tubowy tweeter sterowany cewką o trzykilogramowym magnesie, wyposażony w ultracienką diafragmę; oraz subwoofer SUB231, wykorzystujący dwa 30-centymetrowe głośniki niskotonowe o mocy 600 Watt (RMS) każdy, potrafiące reprodukować niskie częstotliwości do aż 18 Hz włącznie. Tak nisko zatem, że praktycznie poza zakres słyszalności, lecz jak najbardziej w obrębie bezpośredniego oddziaływania fali akustycznej na słuchającego i jego otoczenie. Oddziaływania przez dotyk.

Sekcja aktywna oferuje trzy główne pozycje filtra subsonicznego – »high«, »mid« i »low« –  z precyzyjnym, dwudziestozakresowym w każdej z nich dostrojeniem, zmieniającym na sześćdziesiąt łącznie możliwych sposobów charakterystykę dolnej zwrotnicy, a także dwadzieścia stopni wzmocnienia, pozwalając bawić się bez końca ustawieniami. Umożliwia także wykorzystanie wzmacniaczy zewnętrznych poprzez złącze XLR, gdyby ktoś uznał, że warto wypróbować inny wzmacniacz. Clou całego układu jest jednak duży, pasywny głośnik tubowy, zasobny w technologię Omega, czyli wielką, 108-decybelową skuteczność i prostszą, a przy tym efektywniejszą konstrukcję zwrotnicy. Jak zapewnia producent, posiada on cztero i półkrotnie większą precyzję modelowania dźwięku od głośników nietubowych przy imponującej stromiźnie zbocza 18 decybeli na oktawę. Tak więc żartów nie ma i wyzwanie zostało rzucone. Tuby mają być najlepsze na świecie i basta.

I trzeba od razu powiedzieć, że ów obiekt jest monumentalny!

I trzeba od razu powiedzieć, że ów obiekt jest monumentalny!

W tej recenzji postacią centralną staje się wszakże nie sam głośnik tylko wzmacniacz zintegrowany Avantgarde XA Integrated, będący najnowszym produktem w ofercie firmy. Stanowi wersję scaloną oferowanego wcześniej wzmacniacza dzielonego, także sygnowanego literami XA, oznaczającymi eXtreme Amplifier. Albowiem jest to właśnie wzmacniacz całkowicie maksymalistyczny, mający z założenia za zadanie napędzić sekcję tubową najlepszych na świecie głośników Avantgarde. Dzięki ich ogromnej skuteczności uwolniony od potrzeby bycia mocarnym, za to zmuszony dorównać ich ekstremalnej jakości. Próby takiego dorównania dokonało Avantgarde w domenie tranzystorowej, z uwagi na chęć eliminacji wszelkich zakłóceń mogących płynąć od lamp, co jest według mnie zbytkiem ostrożności, ale w końcu rzecz nie polega na byciu lampowym albo tranzystorowym, tylko na wybitnym brzmieniu.

By takie super wybitne brzmienie od tranzystorów uzyskać, sięgnięto zarówno po rozwiązania tradycyjne jak i całkowicie nowatorskie. Tradycyjne to kondensatory Black Gate, w tym wypadku specjalnie wyselekcjonowane, z pomierzonymi parametrami, a zatem droższe. Nabyte w dużej ilości na zapas, jako że już nie produkowane, co bardzo jest dziwne, ale dziwactw naszemu światu nie brak. Nowatorskie jest to z kolei, co normalnie zwie się potencjometrem, a co tutaj ma postać specjalnej drabinki rezystancji z 48 opornikami przełączanymi przez tranzystory. Tworzą one aureolę świetlnych kropek wokół potężnego pokrętła skrywającego silnik, co stanowi wyróżnik stylistyczny. Ma ten silnik lekką bezwładność, w każdym razie ten w testowanym egzemplarzu miał, lecz z uwagi na dość wolne narastanie nie jest to niebezpieczne. Poza tym podczas konsultacji telefonicznej z producentem dowiedziałem się, że pod przednią osłoną potencjometru znajduje się śruba regulacyjna, którą wystarczy lekko zluzować by silnik ciągnął słabiej i wysterowanie stało się precyzyjne. Nowatorstwo obejmuje także w przypadku wersji dzielonej pracę w trybie bateryjnym, możliwym do stosunkowo łatwego zastosowania w sytuacji, gdy trzeba wysterować głośnik o gigantycznej skuteczności. Ale i tak wersja dzielona osiąga moc 150 W, natomiast recenzowana tutaj integra nie jest bateryjna, tylko pracuje metodą tradycyjną w oparciu o wielki toroid, uzyskując w czystej klasie A bez sprzężenia zwrotnego moc zaledwie 2 x 1,1 W/16 Ω. Dla mających 108-decybelową skuteczność tub to jednak w zupełności wystarcza., a gdyby ktoś potrzebował większej mocy, Avantgarde XA Integrated może mu jej dostarczyć w dawce 2 x 120 W/4 Ω w klasie AB, przy czym przełączenie z klasy A do AB odbywa się automatycznie po wykryciu zwiększonego poboru.

Ogromne wrażenie sprawia również dbałość o szczegóły, która jest wręcz popisowa.

Ogromne wrażenie sprawia również dbałość o szczegóły, która jest wręcz popisowa.

Z innowacji ważny jest też objęty patentem system zabezpieczenia przed pojawieniem się niszczycielskiego dla głośników prądu stałego, a także szczególnie skuteczne odcięcie elektroniki od wibracji, uzyskiwane zarówno dzięki ważącej ponad osiemnaście kilogramów aluminiowej obudowie zewnętrznej, jak i specjalnej, także aluminiowej, skorupie wewnętrznej, ważącej kilogramów dziesięć. Tak więc mamy do czynienia z podwójną warstwą ochronną, obejmującą dwoma aluminiowymi odlewami wrażliwe na drgania elementy elektroniki, a łącznie jest to prawie trzydzieści kilogramów masy, zdolnej swą bezwładnością dwuetapowo niwelować drgania, wspieranej odpowiednią konstrukcją zawieszenia.

Co się tyczy samej idei schematu, to jak zawsze w przypadku wzmacniaczy dążących do ideału obowiązuje zwięzłość i prostota. Krótkie ścieżki, brak sprzężenia zwrotnego, maksymalnie czysty sygnał na wejściu, eliminacja zakłóceń. Łatwo powiedzieć, gorzej wykonać. We wzmacniaczach z sygnaturą XA – zarówno tym dzielonym jak i integrze – sięgnięto po rozwiązanie wyjątkowe. W ich obwodach prąd płynie nieustannie, a nie tylko pojawia się wraz z sygnałem. Tak więc całkiem nie miałem racji pisząc, że recenzowany wzmacniacz pracuje metodą tradycyjną. Ani trochę. Sygnał nie wyzwala tutaj wzmocnienia, a jedynie je moduluje. Prąd bez przerwy krąży w obwodzie, a tylko raz w czystej formie jest ciszą, a raz w zaburzonej muzyką. Dla lamp faktycznie byłoby więc trudne zachowanie w tak skonstruowanym wzmacniaczu całkowitego milczenia – i dlatego tranzystor.

Bryła XA Integrated jest potężna, a waga do wyglądu odpowiednia, wynosząca ponad 40 kilogramów. Estetycznym wyznacznikiem jest tak jak sam kształt nadnormatywnie wielkie pokrętło potencjometru oraz pusta, gdy nie liczyć niewielkiego logo, połać panelu. Panel ten jest oferowany w szerokiej gamie wykończeń i kolorów, ponieważ producent wychodzi z założenia, że klient płaci, klient wymaga. Na samym dole, niczym szlaczkiem, podkreśla go rząd sześciu podświetlanych, zapadkowych przełączników, aktywujących całość i poszczególne wejścia, a po prawej rozświetla wielkim świetlnym pierścieniem wokół potencjometru informator barwowy; luminacją w błękicie informujący, że wzmacniacz stabilizuje się po włączeniu, bądź znajduje w trybie »Mute«, albo do aktywowanego wejścia nie zostało nic podłączone. Białą natomiast oznajmia gotowości do pracy bądź jej wykonywanie. Na obrzeżach przedniego panelu umieszczono profesjonalnym wzorem potężne uchwyty ułatwiające przenoszenie masywnego stwora, nawiązujące wyglądem do potencjometru i pilota.

Na tylnej ściance rozlokowały się trzy wejścia RCA, z których każde ma inną czułość, oraz dwa XLR. Też oczywiście terminale głośnikowe, gniazdo zasilania z włącznikiem głównym i panel bezpieczników. Jest również gniazdo dodatkowego uziemienia, a także dwa dodatkowe metalowe uchwyty, ułatwiające przenoszenie wzmacniacza przez dwie osoby. Dopełnieniem jest pilot, korelujący kształtem z pokrętłem potencjometru i przednimi uchwytami; przypominający złożony miecz świetlny z Gwiezdnych wojen. Przyjemnie się go trzyma i jest bardzo solidny, a pozwala zmieniać wejścia i operować dźwiękiem.

Nawet tak banalna sprawa, jak budowa potencjometru budzi uznanie.

Nawet tak banalna sprawa, jak budowa potencjometru budzi uznanie.

Całość prezentuje się masywnie, oryginalnie i ekskluzywnie, natychmiast przyciągając wzrok i jasno – także w sensie całkowicie dosłownym – dając do zrozumienia, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Czy wyjątkowym tylko z wyglądu?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Avantgarde Acoustic XA Integrated

  1. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    Ciesze się, że doświadczyłeś u siebie tych wszystkich emocji i wrażeń, które i ja miałem przyjemność doświadczyć kiedy słuchałem, już jakiś czas temu, Duo Omega z też firmową integrą (choć nie obecną serią).

    Dokładnie zgadzam się z Twoją recenzją. Bardzo dobrze uchwyciłeś te cechy, które są największymi wyróżnikami dobrze wykonanych tub a w szczególności dobrze oddanymi przez tuby AA.

    Ożywienie i wypełnienie całej dostępnej przestrzeni wydarzeniami muzycznymi tak, że aż czasami ma się wrażenie, że coś zaraz nie wytrzyma i pęknie czy pomieszczenie czy może my od nadmiaru emocji i pobudzenia choć oczywiście zależy to też od dobory muzyki i nastroju jakiego ze sobą niesie ale z całą pewnością na brak emocji nie można narzekać co dla mnie w słuchaniu jest najważniejsze. Moje muzyczne katharsis. Bez niego to tylko sterta bezdusznego sprzętu.

    Na forach, szczególnie polskich dużo się narzeka na tuby ale ja właśnie wróciłem z nietypowego „show” w UK, na którym pewno z połowa wystawianych systemów była oparta o głośniki tubowe 🙂 czyniąc je dominującą technologią spychając i ściskając biedne tradycyjne głośniki, niemałe i wcale nie lubiące bycia ściskanymi elektrostaty, plazmy i wstęgi do grupy głośników pozostałych.

    Co mi wcale nie przeszkadzało bo generalnie największym fanem jestem właśnie głośników tubowych więc show się dla mnie udał.

    Pisałem, że show nietypowy bo hotel wynajęty nie dla komercyjnych wystawców a przez prywatnych użytkowników dla innych użytkowników, gdzie co roku forumowicze zwożą swoje systemu z całej Anglii i je tam prezentują dla innych zapaleńców. HiFi Wigwam show. Nie ma tam nagonki na sprzedaż bo nikt też niczego nie sprzedaje  a słuchać można wszystkiego czego się ze sobą przyniosło i co ważne całą masę muzyki, której się nigdy nie słyszało w przeciwieństwie do oblatanych samplerów.

    Wracając do AA chciałem tylko napisać, że ciekawe jak to życie kołem się toczy 🙂 Ty właśnie, mam wrażenie, miałeś znacznie bardziej emocjonujące spotkanie z nimi niż za pierwszym razem gdy miałeś je u siebie ja natomiast po raz pierwszy w życiu słyszałem głośniki AA grające poniżej oczekiwań na HifiWigwam show. Oczywiście to nie głośniki tylko tor grał poniżej oczekiwań ale to był pierwszy raz kiedy najwyraźniej ktoś nie miał szczęścia do pokoju albo do składania systemu do kupy (a może po prostu brakło czasu na dopieszczenie pokręteł bo czasu nie było wcale na to a warunki zupełnie inne niż domowe znając metraże pokojów w UK). Nie ma w tym żadnej ujmy dla AA bo systemy zawsze można zepsuć lub nie dogadać się z akustyką co tylko potwierdza jak ostrożnym trzeba być w ocenianiu sprzętu w nieznanych i mało optymalnych warunkach szczególnie wystawowych czy zlotowych.

    Za to w nagrodę słyszałem system zupełnie zjawiskowy, który przyćmił wszystko co było dane mi do tej pory słyszeć w życiu. System przytachany przez inżynierów BBC (kilkaset kilogramów). Głośniki Rogers aktywne z lat 80-tych stworzone zresztą na potrzeby BBC napędzane amplifikacją Quada wszystko oryginalnie tak jak było używane w studiach BBC (włącznie z kablami w postaci drutów za kilka centów) a to wszystko dostawało sygnał z 3 odtwarzacz szpulowych (Nagra T, Sony APR-5003 i Studer A80). Ładunek emocjonalny tego systemu był porażający. Przestrzeń wyjątkowa (choć inna niż tubowa). Uczucie bycia tam na poziomie daleko poza możliwości najlepszych systemów, które słyszałem wcześniej. Realność dźwięku, choć niepozbawianego szumów i innych niedoskonałości technicznych była tak duża, że przestawałem odbierać ją jako muzykę a przechodziłem do postrzegania jako fizycznego wydarzenia, w którym biorę udział na dobre i na złe tam gdzie mnie poprowadzi opowieść. Porażający dźwięk wykraczający daleko poza namacalność, choć zupełnie inny niż audiofilski high-end AD 2015. Na pewnym etapie drogi ewidentnie się rozeszły, i zdaje się, że projektanci skupili się nie na tych aspektach, których powinni. System z BBC to mniej dodatków a więcej esencji, handel na który po tym doświadczeniu z chęcią bym przystał gdyby ktoś mi obiecał takie efekty.

    Do tego świetne opowieści o tym jak wygląda mastering, remastering i archiwizacja. Część albumów puszczanych była zupełnymi unikatami zremasterowanymi przez nich a przeważnie jeden remaster zajmuje ich dwójce do kilku miesięcy…. ale cóż to słychać. Efekty naprawdę wyjątkowe. Panowie zajmują się archiwizacją i remasterami w BBC od kilku dekad plus prywatnie z pasji i na własny użytek.

    Pozostał powrót do rzeczywistości. Wybiorę się posłuchać Omeg, żeby odświeżyć swoje wspomnienia i dokonać rozliczenia postępu technologicznego względem nowych doświadczeń.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wielkie dzięki za obszerną relację. Pozostaje żałować, że się samemu na tym Wigwam Show nie było i nie słuchało Rogersów. Jest to jakaś prawidłowość, że systemy najlepiej grające to nie te przygotowane już komercyjnie do sprzedaży, tylko tak jak tam zrobione przez profesjonalistów, albo takie w stanie technicznym i też na poły profesjonalnym, jak ten którego słuchałem u Zingalego.

  2. Maciej pisze:

    Jako stały bywalec bloga wnioskuję o wymianę dywanika w przestrzeni odsłuchowej 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dywanik faktycznie mógł się opatrzyć, a ponieważ być może niedługo będzie na serwisie konto do uiszczania opłat „co łaska”, będzie się można zrzucić na nowy. Jest tylko taki problem, że ten dywanik to ręcznie tkany gobelin, który kosztował 9 tysięcy…

  3. AAAFNRAA pisze:

    Wiem, że to ponad rok od recenzji, ale jakby Pan porównał kolumny AA do Zingali Twenty 1.2 Evo? Też czarowały magią lampowości bez jednej lampy w torze 🙂

    P.S. Nie znam się na dywanikach, ale cena audiofilska!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zingali grają sceną magiczną, ale taką przede wszystkim idącą w dal a nie na słuchacza. Nie wypełniają całego wnętrza atakującym dźwiękiem, tylko zabierają w rozległy plener. Są bardziej do podziwiania niż brania w siebie. Ich muzykę przeżywa się fantastycznie, ale nico bardziej pozostaje ona na zewnątrz, jako zewnętrzne piękno, a ta od Avantgarde wchłania nas jak jakiś muzyczny tajfun. Większe tuby dają większe źródła i cały dźwięk w ogólności, a pod względem technicznym największa różnica jest taka, że bas u Zingali 1.2 EVO jest umiarkowanie potężny, a u Avantgarde Duo Grosso wszechpotężny.

      Jedne i drugie głośniki są jednoznacznie high-endowe, a tylko Duo Grosso bardziej szalone, dające ekstremalny spektakl. Audiofilizm totalny, naloty dywanowe. (NIezależnie od tego nieszczęsnego dywanika, który się znudził Maćkowi.)

      1. Maciej pisze:

        Gdybym dysponował budżetem wybrałbym Zingali, bo uważam je za łagodniejsze (acz równie barwne) na dłuższą metę.

        A propos dywanika, to chyba poruszyliśmy lukę w naszym świecie dźwięków – audiofilskie dywanowe absorbery akustyczne i nic tylko czekać jak ktoś zajmie się produkcją.

  4. Sławek pisze:

    Witam,
    Czytam recenzję i się w pełni zgadzam, bez sztucznej reklamy jako użytkownik podobnego systemu.Mam u siebie w domu AA wzmacniacz dzielony i Duo Mezzo.
    Ładunek emocji jak żaden inny. Kto mnie nie odwiedzi wycofuje swoje zdanie , że i tak nie usłyszy różnicy, chociaż może to i prawda, bo odbiera się całym ciałem…
    A sprzęt faktycznie można określić jako „szalony ”
    A propos dywaników to mam z Ikea za jedyne 500 pln, ale włochaty ! Drewniany sufit się też przydaje ( na wys 3 m )
    Pozdrawiam recenzenta za dobry humor i zapraszam na odsłuch z Kol. Robertem przy okazji…
    Pozdrawiam
    Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy