Recenzja: Audion Silver Night Anniversary PX25

Brzmienie

Wzmacniacz pracuje za pośrednictwem bardzo popularnych lamp sterujących ECC88...

Wzmacniacz pracuje za pośrednictwem bardzo popularnych lamp sterujących ECC88…

   Ale wygląd to fraszka, ważne jaka muzyka. A skoro owe PX25 takie są wyjątkowe i aż może najlepsze na świecie, to posłuchajmy z uwagą.

Akurat miałem słuchawki HiFiMAN HE-6, których grzechem byłoby nie posłuchać, ponieważ jak ulał do tych ośmiu watów pasują. Postawiłem przeto Audiona przy komputerze, podpiąłem do przetwornika Phasemation interkonektem Sulka, i oczywiście zacząłem od sprawdzenia uziemienia, bo kiedy coś jest do ustalenia, to trzeba ustalić. W try miga okazało się, że różnica przy przełączaniu wydaje się bardzo mała, ale kiedy się wsłuchać i na dłuższych dystansach percypować, to jest jednak różnica. W tym do góry muzyka stawała się twardsza i bardziej wyrazista, a w dolnym bardziej miękka, powłóczysta, trochę satynowa i bardziej melodyjna.

Podeliberowawszy sam ze sobą doszedłem do wniosku, iż to drugie, to bardziej lampowe, lepiej mi będzie odpowiadało, choć prawdę rzekłszy nie miałem co do tego pełnego przekonania, gdyż oba były super. No ale coś trzeba było wybrać. Tak więc ruszyłem przez repertuar na bardziej lampowym koniu, a jazda okazała się bardzo specjalna.

Nie, nie napiszę wzruszony, że same działy się cuda – i nigdy tak, i w ogóle, a nawet jeszcze bardziej. To granie miało słabsze strony, ale miało też i zbiór zalet; w dodatku takiej maści, że bardzo daleko szukać. Z tych słabszych – by mieć je za sobą – za słabe było wypełnienie. Nie jakoś szczególnie, lecz trochę. Zapewne nie z winy wzmacniacza, lamp, przetwornika ani słuchawek, tylko lichego słuchawkowego kabla. Bo kabel w tych HE-6 jest naprawdę mizerny, chociaż producent przedkłada go jako świetny. Co prawda jest przejrzysty, szybki i dźwięczny, ale chudawy i bez ciepła oraz należytej specyfiki. Byle profesjonalny Conducfil, ze szpuli na metry brany, wyraźnie daje mu radę, właśnie dzięki wypełnieniu a także bogatszej kolorystyce i ciekawszym też smakom. Ale cóż, lepszego kabla do HE-6 akurat nie miałem i ten musiał zostać. Wszakże kiedy to złe mamy już odbębnione, możemy przejść do spraw lepszych. A te na pewno bardzo wyraźnie górowały. Przy czym zaznaczę od razu, że z jedną przynajmniej rzeczą w odniesieniu do tych PX25 się nie zgadzam; z tym mianowicie, że są szczególnie ciepłe. Nie są wcale, co nie znaczy, że chłodem raczą. Są takie jak powietrze w dzień ciepły lecz nie gorący, że temperatura w sam raz, żeby jej w ogóle nie czuć. Nie czuć ciepła ni chłodu, a jak już, to minimalne ciepełko. Nie jest to więc żadna sensacja ani nic szczególnego, co dawałoby tym lampom przewagę. Niemniej takie cechy istnieją i teraz będzie o nich. Pierwsza i chyba najważniejsza, której nikt nie wymienia, tak więc wstępnie nie brałem jej pod uwagę, to szczegółowość. Łączy się ona natychmiast z drugą, z przejrzystością, by razem stworzyć niezwykły spektakl super transparencji i złożoności detali.

...oraz nad wyraz rzadkich   lamp mocy PX25 - przez wielu uznawanych za najlepsze na świecie.

…oraz nad wyraz rzadkich lamp mocy PX25 – przez wielu uznawanych za najlepsze na świecie.

Nie przejawia się on w tym, że tło bardziej zaczyna syczeć i szeleścić, ani w ogóle nie nosi znamion jakiejś techniczności, tylko medium staje się dużo czystsze, a wraz z tym wszystko widać wyraźniej. Tak jakby powietrze z dymu odfiltrować, albo oczyścić wodę w akwarium. Niektórzy specjalnie jeżdżą nurkować aż do Zatoki Adeńskiej, co drogo wprawdzie kosztuje, ale tylko tam widoczność pod wodą jest dobra na trzysta metrów, dając niezapomniane wrażenia. I tutaj było podobnie, bo nie tylko szmer jakiś czy szurnięcie stawały się lepiej słyszalne, ale pojawiały się całe dźwiękowe zarysy normalnie niewidoczne.

Stawały przy tym Phasemation wzmacniacze tanie, średnie i drogie; lampowe i tranzystorowe, nieznane oraz sławne, ale żaden tak transparentny nie był. Ze zdumieniem kilkakroć podczas odsłuchowego wieczoru odkrywałem w znanych utworach całe dźwiękowe zdarzenia, wcześniej sobie nieznane. Bo brałem pliki z Netu, których na płytach nie mam, tak więc nie były to utwory rozpracowane na najlepszej aparaturze w domu. Nie poprzez Accuphase i Twin-Heada, i nie poprzez słuchawki AKG K000, które tak nawiasem nie są jakieś arcy detaliczne, ustępując w prezentowaniu szczegółów najlepszym zamkniętym, z których dźwięk nie ucieka, tak więc łatwiej daje się złapać.

Ta super transparentność, gdyby tylko tyczyła detali, nie byłaby szczególną wartością, bo przecież nie o detal, w rodzaju szelestu czy łapanego oddechu, przy muzyce chodzi, choć niewątpliwie takie rzeczy pomniejsze składają się na atmosferę bardziej dojmującego realizmu. Jednak dzięki wzmacniaczowi rocznicowemu Audiona i jego super lampom dokonywała się rzecz ważniejsza, mianowicie separacja planów i źródeł. To raczej dzięki temu, a nie samej szczegółowości, obraz stawał się czytelniejszy; że aż niekiedy dźwięk cały, a nawet partia dźwięków – i to tych należących do muzyki a nie tła – wyłaniała się, rodząc zdziwienie, jakbyś zobaczył ducha. Bo utwór znany, mnóstwo razy przebyty, a tu naraz… Tak, to było zaskakujące; i choć dla emocjonalnego odbioru nie jest czymś najważniejszym, to jednak czystość medium i taka lepsza separacja mają wartość odrębną. A wraz z tym stają się te PX25 tajną bronią, dzięki której rzeczywiście coś można ugrać.

Poza tym są to lampy jak najbardziej lampowe, o ile weźmiemy w nawias ten brak szczególnego ciepła, co jest zresztą cechą licznych lamp, zwłaszcza tych z nowszej produkcji. Ale co komu po cieple, gdy brak transparencji, a takie wzmacniacze lampowe niejednokrotnie się zdarzają, że na pewno nieraz się natkniesz. Buła z lampą, do której aż czasami dochodzi, to nawet jedna z najgorszych rzeczy w całym audiofilizmie, a Audion PX25 jest jej najdokładniejszym przeciwieństwem – całkiem przeciwnym skrajem. Dlatego ciepło i gęstość brane z zewnątrz mu służą, pod względem czego jest z kolei przeciwieństwem dużych triod 45ʼ.

W teorii mają one stanowić uzupełnienie i udoskonalenie legendarnych 300B, a taka rekomendacja to poważna sprawa.

W teorii mają one stanowić uzupełnienie i udoskonalenie legendarnych 300B, a taka rekomendacja to poważna sprawa.

Tak więc powinny się uzupełniać i zaraz to sprawdzimy, ale najpierw dopiszę słów parę o samych PX25. Właściwie to została rzecz jedna. No, dwie najwyżej może. Pierwsza, że dają dźwięk pięknie gładki, jakby ze szkła artystycznie odlany; taki sam jak ich bańki, tak więc porównań nie trzeba daleko szukać. A przy tym bardzo wyrazisty; co cechą jest drugą, i co też w samych lampach możemy oglądać, patrząc poprzez to szkło na ich wnętrze. Ono także poprzez szklaną transparencję się wyraźnie rysuje, a że krawędzi tam nie brak, to wiecie o czym piszę. I tak ta muzyka wyglądała – transparentnie, gładko, wyraźnie – a jedynie same lampy po chwili mocno się rozgrzewają, podczas gdy muzyka pozostaje letnia, na pewno nie gorąca.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Audion Silver Night Anniversary PX25

  1. Tadeusz pisze:

    Zastanawia mnie skąd biorą się opinie o barwnym ,magicznym brzmieniu wzmacniaczy na 300B ?
    Sam miałem doczynienia z dwoma konstrukcjami ,jedna o brzmieniu podobnym jakie opisuje Piotr ,druga prawie jak tranzystor ,średni tranzystor .
    Ale Mirek o swoim „Carym” ma pewnie inne zdanie 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wzmacniacze na 300B grają bardzo różnie. Grand Silver Mono od Ancient Audio, czy używany z z Vox Olympian Audio Note Gakuoh, to szczyty perfekcji i realizmu, a poniżej mamy całą galerię brzmień najróżniejszych, z tym że ciepło i słodycz na pewno nie są tam dominantą. Dużo zależy od lamp sterujących, dużo od samych 300B, a nie mało oczywiście również od samego wzmacniacza. Ale Mirek ma sporo racji – Integra Cary 300B jest lepsza od każdego niemal zintegrowanego wzmacniacza tranzystorowego. Wystarczy dać jej dobre lampy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy