Recenzja: Audeze LCD-4 vs LCD-3

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_008   Słowo się rzekło, kobyła u płotu – jak rzekł szlachcic Zaleski do pytającego go króla Jana. Bo cóż, obietnic trzeba dopełniać, a obietnica padła. Słuchawki miały być porównane i porównane zostały. Żadna to w sumie łaska, bo sam byłem ciekaw. Taką tym razem Audeze odpaliło rakietę, że dym na cały świat poszedł, a przecież już LCD-3 wysoko orbitowały; z ceną ponad osiem tysięcy i rzeszami wiernych fanów. Sam je też bardzo chwaliłem, a podobnie rzecz się miała niedawno z nowym liderem amerykańskiego dostawcy planarów, wycenionym ponad dwakroć drożej.

Do opisów jednych i drugich nie ma co wracać, bo w ich własnych recenzjach stoją, a jeno przypomnieć wypada, że słuchawki na oko są bardzo podobne, ale technicznie pod pewnymi względami istotnie różne. Bo jedne i drugie duże, ciężkie, planarne, solidne, a także jedne i drugie wyposażono w technologię Fazora oraz symetryczne okablowanie, ale te nowsze kabel posiadły lepszy – traktowany kriogenicznie i sporządzony przez wyspecjalizowanego producenta, firmę Locus Design Group, a ponad to mają zaimplementowane w najbardziej rozwiniętej postaci najnowsze wynalazki samego Audeze, czyli technologie UNIFORCE™ DIAPHRAGM oraz DOUBLE FLUXOR™ MAGNETIC, wspierające wcześniejszą FAZOR™, wspólną obu modelom. Wszystkie te technologiczne ulepszenia mają powierzone to samo zadanie, czyli w jak największym stopniu rugować zniekształcenia, ergo jak najwierniej odtwarzać muzykę; tak więc z tego by wynikało, że model LCD-4 szanse na to ma znacznie większe. We wszystkich trzech technikach szło przy tym o jedno także w sensie sposobu działania, to znaczy o idealne rozkładanie siły odkształcającej membranę na całej jej powierzchni, co samo w sobie już jest naturalnym przymiotem słuchawek planarnych, ale Audeze postanowiło pójść z tym dużo dalej. Zastosowało więc w modelu LCD-4 supercienką diafragmę o zróżnicowanej grubości, tak aby się ta grubość dopasowywała do różnej odległości od cewki (mającej u słuchawek planarnych postać serpentyny lub spirali), a same cewki uczyniono lżejszymi i mocniejszymi, by mogły sprawniej oddziaływać i użytkownikowi mniej ciążyć. Na to wszystko przychodzi od zewnątrz wspomniany FAZOR, mający modelująco i rozpraszająco w jeszcze większym stopniu wyrównywać odkształcenia fal akustycznych od wzorca, a w efekcie ta równomierność i brak zniekształceń mają być maksymalne i dotąd niespotykane.

Zbierzmy to razem. Różnice technologiczne pomiędzy Audeze LCD-4 a LCD-3 to cieńsza i o większej średnicy, a także mająca umyślnie zróżnicowaną grubość diafragma, a także lżejsze, gęściej upakowane i silniej oddziałujące cewki elektromagnesów. Równocześnie w lepszym gatunku kabel przyłączeniowy oraz wyższego gatunku skóra padów i opaski nagłownej, a także ulepszony sam pałąk, wykonany z włókien węglowych, dających bardzo wysoką odporność złamaniową. Natomiast w wymiarze samego wyglądu także ozdobnie chromowane osłony przetworników i lepsza stolarka ich obudów z wykwintnego palisandru podgatunku Cocobolo, czyli sumarycznie wystrój bardziej błyszczący, rzucający się w oczy. Wszystko to razem w zamian za podwojenie ceny i obietnicę słuchawek arcymistrzowskich na miarę mistrzostwa świata, a także kretyński brak przejściówki z symetrycznego 4-pinu na duży jack – co jest nie czym innym jak faulem ekonomicznym, za który należy się żółta kartka.

Wymienione różnice techniczne mają swe przełożenie na parametry laboratoryjnie mierzalne: i tak LCD-4 przenoszą pasmo 5 Hz – 20 kHz z ekstensją do 50 kHz przy większych zniekształceniach (a jednak!), mają dwakroć wyższą, 200-ohmową impedancję (która okazała się bardzo korzystna dla dźwięku i wprowadzona została w ostatniej chwili), a także bardzo przyzwoitą jak na planary skuteczność 97 dB/1mW oraz THD poniżej 1% na całym obszarze pasma. Wszystko to są lepsze bądź lepiej dobrane parametry niż u LCD-3, natomiast gorsza jest większa (600 g w miejsce 545 g) waga oraz jeden w miejsce dwóch kabli. Zdecydowanie większa, a więc i zdecydowanie gorsza z punktu widzenia nabywcy, jest też cena, wynosząca 18 a nie 8,5 tysiąca.

I tyle wstępu, a teraz z całym tym bagażem jedziemy w porównania.

Odsłuch: Przy komputerze

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_010   Jedno mogę obiecać – tym razem wszystko zostało wygrzane: słuchawki, wzmacniacz, przetwornik i kable; nic zatem na jakieś niedociągnięcia nie będzie mogło zostać zwalone i rzeczy ukazały się w teście jakimi w istocie są, bez żadnych ale… Jedyne odstępstwo od normy, to kabel w LCD-3 pozostawiony od Forzy, by jakoś nadrabiał tą przewagę danego nowemu flagowcowi.

Słuchawki – rzecz oczywista, zawarta w tytule – jedne i drugie od Audeze, czyli stary i nowy flagowiec. Przetwornik to Hegel HD30 spięty z PC-tem za pośrednictwem poprawiającego sygnał USB ifi iUSB3.0, a wzmacniacz to Schiit Ragnarok, podpięty symetrycznie do przetwornika kablami Tonalium Audio. Przetwornik z wgranymi sterownikami (istotne), a co za tym idzie ustawiony na podbijanie próbkowania do 24 bit/192 kHz (bo jak już ma sterowniki, to on tak musi), natomiast sygnał brany od płyt CD, z YouTube i Tidala.

I cóż się okazało? Ano ciekawe rzeczy, ciekawe. Spokojnie mogę zacząć od tego, że jedne i drugie Audeze zagrały w sposób robiący wrażenie, a tor je napędzający pokazał się od najlepszej strony. Zszedł mi więc na tych porównaniach jeden z trudnych do zapomnienia audiofilskich wieczorów i sam sobie gratulowałem takiego zajęcia i takiego spędzania czasu. Ale to jest część do zazdroszczenia, a chodzi o tę pouczającą. No więc gdy chodzi o konkrety, to różnice pokazały się znaczne i nie budzące najmniejszych problemów diagnostycznych, natomiast trudniejsze znacznie do interpretacji.

Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej: Audeze LCD-4 są faktycznie lepsze technicznie, tak jak zakładał producent. Mają te swoje wysokie wymagania odnośnie sprzętowego towarzystwa, o których pisałem w recenzji; to znaczy potrzebują toru naprawdę wysokiej klasy i jeszcze na dokładkę dynamicznego oraz siejącego dużą energią, ale kiedy im taki podstawić, to należycie się wywiązują i bogactwem brzmieniowym odwdzięczają. Miały być słuchawkami o najwyższej biegłości technicznej – i  niewątpliwie są. To się okazuje na różne sposoby, a zaraz z brzegu tym choćby, że pasmo przenoszą szerzej i równiej.

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_007– Bas, ten bas u LCD-3 tak chwalony za moc i obfitość, u nich jest jeszcze potężniejszy, obszerniejszy przestrzennie, dalej się niosący i bogatszy wewnętrznie. Bardziej wyrazisty, z precyzyjniej wyrysowanym konturem i lepszą akustyką, a także wyraźnie większą ekstensją, niższym zejściem i brakiem gubienia detali. Mniej malarski w sensie malarstwa jako pewnego uproszczenia i zabiegów oszukujących zmysły, a bardziej technicznie rzetelny –  zdolny odtworzyć każdy niuans. Bardziej przy tym rytmiczny i mocniej rytm wybijający, jak również nieco twardszy i akustycznie bardziej wieloraki.

– Z grubsza biorąc to samo dotyczy średnicy i całego w ogóle pasma. Głosy na LCD-4 są bardziej wyraziste, a przede wszystkim nie tak gładkie i płynne, tylko z dużo bardziej złożoną fakturą wewnętrzną i powierzchniową, która nie jest właśnie gładka i samą melodyką płynąca, ale wyraźnie chropawa, bardziej podkreślająca dykcję i cechy indywidualne. Stawiająca „pod ręką” ten jakże przyjemny opór, charakterystyczny dla rzeczy o złożonych powierzchniach; a w samym miąższu głosów bardziej utwardzona, wieloskładnikowa i bogatsza harmonicznie. W efekcie głosy te bardziej ożywają, sprawiając wrażenie większej bliskości i głębszego znacznie wnikania w naturę stojących za nimi postaci.

U LCD-3 są zdecydowanie bardziej jednolite i przede wszystkim bardziej podporządkowane melodii, a u LCD-4 wyraźniejsze, bardziej zindywidualizowane i bardziej zmuszające do skupiania uwagi na sobie w sensie samego postrzegania osób a nie tylko muzyki, którą przekazują. Bo nawet kiedy te głosy u obu wydają się jednakowo odległe licząc dystans w metrach, to u LCD-3 ich płynnie jednolite brzmienie ciągnie nas w stronę relaksu a odpycha od intelektualnego oglądu, co u LCD-4 w ogóle nie następuje. W efekcie u LCD-3 mniej nas interesuje co to za człowiek i mniej z jego głosu możemy wyczytać, bardziej zaś toniemy w muzycznych falach i robi się z tego taka ogólna przyjemność, mniej wymagająca wysiłku podczas słuchania. Bo z LCD-3 jest przede wszystkim miło. Miło bardzo. Słucha się i struga ciepłej, gładkiej muzyki nas w sobie topi, że aż jakaś anielskość, niebiańskość, sam niemal czysty urok. Niczym byś w pięknie przejrzystym morzu nurkował i bogactwo jego życia podziwiał, ale poprzez wszechobecną płynność w której zawisasz, przez jakiś filtr wygładzający i tonujący. I strasznie to jest przyjemne, ale w pewnym stopniu jednak ograniczające, podczas gdy u LCD-4 ogląda się wszystko jak w czystym powietrzu i faktury czuć bardziej pod ręką, czyli staje się bardziej realnie i bardziej bezpośrednio. To już nie jest muzyczne niebo, tylko prawdziwa muzyka, z całym jej ładunkiem doznań i wielorakich emocji. Nie sama przyjemność wygody muzycznego pływania i związanego z tym relaksu, tylko muzyka jako życie i żywioł, który nie tylko pieści. Z którym też trzeba się zmagać, bo większy stawia opór i więcej o sobie każe rozmyślać pod dyktando większej ilości doznań.

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_004– To samo dzieje się w przypadku sopranów, z tym że trzeba dobitnie zaznaczyć, że jest ich – tak samo jak basu – u LCD-4 więcej i dużo wyżej z tą swoją sopranowością wędrują. Więc kiedy porównywać, to te u LCD-3 jawią się jako złagodzone i w zaokrąglony sposób przyjemnie, a te u LCD-4 pozostają otwarte, choć w żadnym stopniu nie atakujące, a już na pewno nie jakieś gryzące. W porównaniu z tymi od AKG K1000 wręcz nawet za spokojne i ilościowo umiarkowane, jednak na tle LCD-3 o wiele bardziej obecne i o wiele wyżej sięgające. Nie stanowiące ładnego tylko dodatku do pięknie płynącej średnicy, a będące naturalnym zwieńczeniem muzycznego autentyzmu. Spokojnym, pozbawionym szaleństw, ale dającym poczucie pełnej otwartości.

Z rzeczy ważnych została do porównania przestrzeń. Ta u obu jest zbliżonej wielkości i nie sprawiająca wrażenia jakiegoś bezkresu, ale u każdych mająca inny charakter, biorący się z dwóch powodów. Pierwszy to soprany. Te smuklejsze i mające większy udział w całości dają u LCD-4 atmosferę przestrzeni bardziej nostalgicznej i bardziej delikatnie w tych górnych regionach utkanej, a całość wrażeń przestrzennych ma u nich postać bardziej przenikliwą, przeszywającą. Natomiast te krągłe, bez śladu smukłej ostrości soprany u LCD-3 są bardziej podobne do echa branego z niższych rejestrów niż do prawdziwych sopranowych wzlotów, co stwarza atmosferę bliższą koncertowej sali niż otwartego bezkresu. Tym bardziej, że łączy się to z drugim parametrem różnicującym, mianowicie pogłosami. Pisałem w recenzji samych LCD-3, iż mało dają pogłosu, ale posiadany obecnie egzemplarz zachowuje się nieco inaczej. Pogłosowości nie dodaje wprawdzie wprost do wokali ani nie ubogaca basowego regionu jakąś szczególną akustyką, ale oprawę akustyczną i pogłosową organizować umie jak najbardziej – i nawet zdecydowanie bardziej wyczuwalną niż u LCD-4. Operuje przy tym pogłosami masywniejszymi i bardziej gładkimi, jak cała tych LCD-3 prezentacja, a to daje niejednokrotnie wrażenie obcowania z ogromem, z jakąś potężną dźwiękową ścianą, i bywa podobne do stylu oferowanego przez starszego typu Grado GS1000. W LCD-4 tego zaś raczej nie będzie, a w każdym razie natykamy na to się rzadziej, ponieważ one są przenikliwsze, bardziej otwarte i wszelkie dźwiękowe ściany mniej chętnie budują. W efekcie bardziej są kontrastowe i dźwiękowo zróżnicowane, a mniej jednolite w wyrazie i mniej epatujące jakąś skumulowaną formą, co jest względem rzeczywistości uczciwsze, ale niekoniecznie bardziej inspirujące w odbiorze.

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_006Te smukłe, potrafiące sypać sopranowym pyłem soprany u LCD-4, na tle ich potężniejszego i bardziej złożonego brzmieniowo basu, dają wprawdzie wrażenie większej różnorodności, ale większa jednolitość formy u LCD-3 potrafi oddziaływać silniej, zwłaszcza w wymiarze potęgi i zjednoczonej siły ataku. W efekcie stałem się podczas słuchania muzyki symfonicznej i elektronicznej rozdarty wewnętrznie, przy każdym przejściu żałując tego co minęło i ciesząc tym co nadeszło. Różnorodnością i kontrastowością u LCD-4, albo napływającym jednolitym ogromem u LCD-3. Ze świadomością tego, że obraz dawany przez LCD-4 jest uczciwszy i bardziej prawdziwy, ale bez możliwości wyzbycia się wrażenia, że ten od LCD-3 jest bardziej skoncentrowany emocjonalnie i bardzo przez to poruszający.

Odsłuch: Przy odtwarzaczu

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_003   Kończymy jak zwykle przy wielgachnym odtwarzaczu od Accuphase spiętym z ASL Twin-Head, jako brzmieniową referencją. Może trochę przesadną, w sensie wygórowanych standardów względem przeciętnego audiofilskiego toru, ale przynajmniej nie pozostawiającą jakościowych wątpliwości.

Z uwagi na brzmieniowe podobieństwo przetwornika Hegel do tego w Accuphase oraz duże wyrafinowanie w pełni wygrzanego już Schiita, jak również świetną klasę kabla Tonalium, wcale nie chcącego ustępować jakimś kablowym drożyznom, nie pokazały się względem sytuacji przy komputerze żadne zasadnicze różnice. Styl obu Audeze w pełni się nawet zachował, a sam mogłem korzystać z ustalonych już różnic, wiedząc dokładnie czego szukam. Bo jak już nieraz przy różnych okazjach wspominałem, pozostaje kanonem wiedzy o poznawaniu oraz samego też poznawania, wiedzieć czego się szuka i umieć te poszukiwane rzeczy nazywać. Tak więc wiedza o większych umiejętnościach technicznych nowo przybyłego modelu LCD-4 oraz większej płynności i jedności działania starszych LCD-3, była tym razem punktem startowym a nie efektem badań. Rzecz potraktowałem przede wszystkim w kategoriach czystej przyjemności słuchania, jako że technika techniką, a przyjemność z niej wynikająca to trochę co innego. I tu się pokazały rzeczy także nie nowe, ale dobrze by znane i w pełni uświadamiane, kiedy się szuka dla siebie słuchawek. A z nich najważniejsza ta, że starsze LCD-3 wyraźnie zyskiwały w konfrontacji z następcą przy lepszych jakościowo płytach. To było niemało przewrotne i raz jeszcze pouczające, jak łatwo o pomyłkę przy audiofilskich zgaduj zgadulach. Bo przecież tak na oko, to one właśnie, jako płynniejsze i bardziej ujednolicające melodykę, powinny teoretycznie słabości nagrań łagodzić i je kompensować. Tymczasem stała się rzecz odwrotna, jako że słabsze nagrania właśnie wraz z ich stylem wcale nie zyskiwały, tylko ten styl na tle żywszych i bardziej różnorodnych LCD-4 stawał się zwyczajnie nudniejszy. Bardziej ujednolicony przekaz skutkował jednostronnością nie wzbogacaną żadnymi ożywczymi akcentami – i płynęła sobie ta ujednolicona muzyka, płynęła, bardzo oczywiście płynęła płynnie, ale żebyś od tego poczuł skłonność do ekstatycznej reakcji, to bynajmniej. Relaks? – Tak, oczywiście. Ekscytacja? – Raczej nie, nie za bardzo. Zwłaszcza że przymierzane zamiennie LCD-4 oferowały większą porywczość i więcej doprowadzonych do błon bębenkowych bitów, a więc mniej ospałości i monotonii.

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_001Natomiast gdy sięgnąłem po płyty nagrane mistrzowsko, czy choćby tylko te z lepszych, wówczas gęstszy strumień bitowy bijący od źródła wpływał na te spokojniejsze słuchawki wyjątkowo ożywczo i bardzo one wraz z  tym zyskiwały. Ich wyrazowa jedność wzbogacała się o liczne ozdobniki w postaci wyraźniejszych akcentów sopranowych i lepszej rozdzielczości basu, a ludzkie głosy nabierały głębi teksturowania i indywidualizmu. Ożywała też przestrzeń i przyznać muszę, że brzmiało to summa summarum rewelacyjne i wraz z tym przewaga techniczna LCD-4 w wymiarze czystej przyjemności topniała do zera. Oczywiście różne są gusta i można woleć mistrzowską w każdych warunkach technikę od artystycznych zakusów stylistycznych, tak jak można woleć dobrą fotografię od portretu dobrego pędzla, ale są to niewątpliwie różne szkoły działania na wyobraźnię, toteż ustalanie pomiędzy nimi gatunkowej wyższości mija się z celem. W przypadku dobrego portretu mniej szczegółów może się okazać wyrazowo czymś więcej, a odejście od przyrodniczego oryginału czymś bardziej inspirującym. I właśnie w ten sposób układają się relacje pomiędzy LCD-3 a LCD-4. Jedne są rzetelne i wierne w każdych okolicznościach, co oznacza bogactwo szczegółów i różnorodność form odniesioną do każdego obiektu jako pewnego treściowego centrum, a drugie patrzą na muzyczny świat przez swoisty filtr potężnej łagodności i majestatycznego płynięcia. Sprawdzałem to słuchając jednych i drugich na tym samym fragmencie muzycznym branym z repertuaru elektroniki, obrazującym częsty tam zabieg, polegający na łączeniu delikatnych drżeń sopranowych z potężnymi pomrukami basu  – i nasunęła mi się impresja o monecie rzuconej w toń jeziora. Ten połyskliwy, sopranowy pieniążek u LCD-4 do końca był widoczny, osobny i wciąż mocno błyszczący, podczas gdy u LCD-3 stopniowo zatracał się w odmętach i z nimi jednoczył. – Tak właśnie różne są brzmienia w tych słuchawkach. U LCD-4 dokładnie poróżnicowane i starannie opisane, a w efekcie słabiej współbrzmiące i nie pozwalające się zatracać w otchłaniach, a u LCD-3 szybko wtapiające się w ogólne tło, którego jednolita potęga bardziej poprzez to przemawia i bardziej dochodzi do głosu.

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_002Oba style mają swoje zalety. Jeden wyraźności obrazu, z jego do końca podtrzymywanym wielorakim trwaniem; drugi komasowania i ujednolicania form. Ten pierwszy wprawdzie bardziej okazuje się wierny muzycznym oryginałom, ale czasami czyni go to w porównaniu do tego z LCD-3 bardziej trywialnym. I na tym to różnicowanie stylów się gównie zasadza, i tym LCD-4 na tle poprzednika się odznaczają.

Podsumowanie

Audeze_LCD-3_LCD-4_HiFiPhilosophy_005   Zbierzmy to razem: jedne i drugie Audeze wymagają szczególnie dobrych warunków grania, ale niekoniecznie takich samych. Bo te nowe LCD-4 – co wielokrotnie podkreślałem w ich recenzji – pożądają przede wszystkim jakości samego toru. Jakości zdolnej nasycać urodą muzycznego płynięcia ich skrupulatność i techniczną perfekcję, która bez tego ma tendencje do trywializacji i samego obnażania niedociągnięć. Trywializacji szybko przeradzającej się w monotonię, zwłaszcza przy braku dynamiki czerpanej od systemu. Są to więc słuchawki tak dobre, że aż czasem za dobre; brutalnie obnażające wszelkie słabości przystawianej do nich aparatury. U LCD-3 też może się wprawdzie tak zdarzyć, ale one w słabszych warunkach jawnie i bez zwłoki przechodzą do stylu czysto relaksacyjnego, który bez wątpienia jest w ich wydaniu bardziej ujmujący. Większym zagrożeniem są natomiast dla nich słabsze jakościowo nagrania, a więc nie odkształcenia melodyki narzucane przez system (z którymi w odróżnieniu od LCD-4 radzą sobie własną melodyjnością i tym łagodzącym filtrem obrazowania), tylko za mała ilość informacji źródłowej, która tą relaksację zbytnio potrafi ujednolicać, zamieniając w jednostajne nudziarstwo.

Jedne i drugie słuchawki są zatem świetne, ale każde inaczej. Starsze bardziej artystyczne i zmysły zwodzące, nowe uczciwe do bólu, chociaż w żadnym razie nie podostrzające czy z tym swoim realizmem przesadne. Przeciwnie, prędzej powściągnięte – bez żadnych sopranowych szaleństw, podostrzania konturów czy podbarwiania basem. Jedne więc dla lubiących perfekcję odtwórczą i uczciwy stosunek do nagrań ze wszystkimi tego konsekwencjami, drugie potrafiące czarować i rzucać uroki, zwłaszcza gdy obfitość strumienia danych pozwoli im je zamienić w tą ich brzmieniową magię.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

11 komentarzy w “Recenzja: Audeze LCD-4 vs LCD-3

  1. Sławek pisze:

    No to pojedynek mistrzów!
    A jak się mają (tak w połowie ceny między nimi) HiFiMany HE1000?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Mają się bardzo dobrze, ale nie chcę się wypowiadać jednoznacznie o słuchawkach, których u siebie nie miałem. W każdym razie one są trudne w inny sposób, bo tor musi opanować ich agresywne soprany, tak więc jest to walka o coś innego.

  2. Maciej pisze:

    Piękne porównanie. Dziękujemy

    Ale te LCD4 takie perfekcyjne, a tu przychodzi dzień, że chce się posłuchać Maanamu i i tak najlepsze okazują się HD600.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Faktycznie, Maanam, a konkretnie Kora Jackowska, fatalnie wypada na wysokiej klasy sprzęcie.

      1. Jarek pisze:

        Hmmm. Czy ja wiem. Osobiście bardzo lubię sluchac Kory na Staxach L700 🙂

        1. PIotr Ryka pisze:

          Kory słyszałem tylko w samochodowym radio, czyli nie z własnego wyboru, ale kiedyś puściłem z ciekawości kilka utworów Maanamu z YouTube na porządnym systemie i bardzo się zdziwiłem, jak kiepska to wokalistka. Sądziłem, że wyłoniona z dobrej aparatury zabrzmi o wiele lepiej. To śpiewanie ma oczywiście swój brudny, życiowy urok, ale szacując głos wg kryteriów jakości brzmienia to straszna słabizna.

  3. Patryk pisze:

    Na HD800 tez nie daje sie sluchac niczego, co jest zle nagrane. Jakos na Sonorous VI idzie duzo wiecej sluchac.
    Audioquest NH wygrzewa sie wlasnie ,ale slysze ,ze bedzie istna frajda, a taki bardzo przyjemny, wrecz analogoczny dzwiek wydobywa sie z nich juz teraz.

    1. Maciej pisze:

      I na nich wszystkiego idzie słuchać, na podstawie tych chwil kiedy miałem je na głowie, czy dsd czy mp3 🙂

  4. Soundman pisze:

    Wychodzi z opisu że LCD3 mają lepszy bas i są bardziej muzyczne,niewiele gorsze technicznie…
    Wybór chyba oczywisty ,zwłaszcza patrząc na ceny…..

    1. PIotr Ryka pisze:

      LCD-3 bas mają technicznie słabszy, ale taki stale towarzyszący i budujący tło, co się może bardzo podobać.

  5. miroslaw frackowiak pisze:

    Swietna recenzja,zawsze mysle o kupnie LCD3 ,bo najbardziej pasowaly mi po moich K-1000,ale najpierw musze kupic gramofon a potem dopiero nastepne sluchawki,szkoda mi elektrostatow, bo ciagle ida w odstawke,LCD3 sa dla mnie lepsze od STAX 009 datego poczekaja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy