Wygląd i budowa
Słuchawki są solidne i sporo ważą. Nie udało się Audeze nawiązać pod względem lekkości do konkurencji od OPPO, tak więc by było wygodnie, muszą te nowe EL-8 osiadać perfekcyjnie i częstować przyjemnym dotykiem. Tu, można powiedzieć, rozczarowania nie ma i wszystko się dobrze udało. Podłużne muszle (po raz pierwszy u tego producenta) i analogicznego kształtu pady z łatwością obejmą małżowinę nawet formatu XL, a wygodę zwiększa fakt, że pady są profilowane, czyli jak zwykle w takim wypadku szersze za uchem; a więc tym bardziej pasujące i zapewniające odpowiednie ułożenie. Nie gorzej ma się rzecz w odniesieniu do pałąka, który nie jest od strony głowy sztywny i jedynie na osłodę wyścielony, ale ma podpiętą od dołu elastyczną taśmę z doczepioną szeroką poduszeczką, dzięki czemu przylega dokładnie a zarazem lekko i miękko. W efekcie spory ciężar nie jest odczuwany i odebrałem słuchawki jako jednoznacznie wygodne. A nie tylko wygodne, ale w dotyku też miłe, jako że pady i obszycie tej podwieszonej pod pałąkiem poduszeczki są przyjemne i chłodne w kontakcie ze skórą. Producent nie chwali się co to za materiał, tak więc na pewno nie jakiś ekskluzywny, ale tworzywo dobrano odpowiednie i zdaje egzamin.
Rzecz ciekawa, konstrukcja pałąka w sensie bycia kształtką z paska metalu, zakończoną po obu stronach obrotowymi łączami, jest dokładnie taka sama co u OPPO i zapewne pochodzi od tego samego zewnętrznego producenta. Jedynie pasek zamiast obszycia oraz sposób chwytania muszli stanowią o odmienności. U OPPO jest to widelec, z obu stron mocowany, a u Audeze pojedynczy chwytak, pracujący analogicznie jak u Fostexa TH-900, tyle że mocowany do muszli tylko w jednym miejscu. Dzięki umiejscowionym na samym pałąku obrotnicom umożliwiający w przeciwieństwie do Fostexa a analogicznie do OPPO odkładanie słuchawek na płask, co ma swoje zalety.
Wszystkie te ergonomiczne udogodnienia nie powinny zaskakiwać, jako że projekt wizualny i ergonomiczny zleciło Audeze jednemu z najlepszych specjalistów – firmie BMWDesignWorks USA; czyli mającej siedzibę w Newbury Park – California, a biura projektowe w Monachium i Szanghaju, wyspecjalizowanej korporacji designerskiej, pracującej przede wszystkim na rzecz koncernu BMW, ale także dla Noki i Siemensa. Tak więc Audeze poszło tym razem na całość i sporo w model EL-8 musiało zainwestować, ponieważ takie projekty tanie nie są. W zamian oczekiwało zapewne bardzo dużo dobrego, ale dobra pomimo sporego ciężaru wygoda chyba nie do końca współpracuje w efekcie finalnym z eleganckim wyglądem. Na pierwszy rzut oka słuchawki mnie nie ujęły. Z jednego przede wszystkim powodu, jednak dla słuchawek najważniejszego, to znaczy kształtu i wykończenia pokryw zewnętrznych.
W przypadku modelu Openback są te pokrywy żebrowane i mające w tym żebrowaniu zaznaczone wyraźne A jak Audeze, a w modelu zamkniętym szczelnie są jednolite. W obu wypadkach jest to takie samo podwójne jajo, z których większe, stanowiące obwód, się uwypukla, a wewnętrzne, będące maskownicą, jest wklęsłe. Ale nie o to chodzi – jajo, nie jajo – tylko o fakt, że wyglądają te pokrywy jakby były z plastiku. A wcale nie są, bo wykonano je z metalu. Wszakże pociągniętego matową czernią, która plastik bardzo dobrze imituje. Zazwyczaj postępuje się na odwrót, to znaczy elementom plastikowym usiłuje nadać metalowego wyglądu, a tu jest właśnie w przeciwnym kierunku i moim zdaniem biuro designerskie od BMW w tym pobłądziło. Ale może taka panuje moda, może młodym ludziom takie coś się właśnie podoba? Efekty sprzedażowe pokażą. Nieszczególnie prezentuje się także kabel, będący czymś w rodzaju miniatury tego od Staxa i dużych Audeze, to znaczy też jest wielożyłową taśmą, tyle że o wiele cieńszą i węższą. Nie wygląda to źle, ale jakiś efektowny oplot byłby chyba korzystniejszy wizualnie. O pewnej ekskluzywności i wysokich ambicjach wyrobu miała też świadczyć drewniana opaska stanowiąca obrzeże muszli. Konsekwentnie, w nawiązaniu do padów oraz pokryw, jest ona wykończona matowo, a samo drewno szaro-brązowe, co wraz z pozostałą matową czernią nadaje słuchawkom posępnego wyglądu. Wyglądają jakby je zamówił u Audeze zakon karmelitów bosych bądź franciszkanów, ale ma to także swój urok, bo przecież nie wszystko na tym świecie musi błyszczeć i się mienić. Audeze EL-8 nie krzyczą – Tu jestem! – tylko właśnie usiłują nie rzucać się w oczy, co przy przeznaczeniu ulicznym jest jak najbardziej sensowne. Dyskretna elegancja – taki zapewne był zamiar. Wszakże to, niezamierzone zapewne, podobieństwo do plastiku moim zdaniem psuje efekt.
Wraz ze słuchawkami dostajemy jedynie kabel długości dwóch metrów i materiałowy pokrowiec, a przyzwoicie się prezentujący stojak i dodatkowe kable trzeba sobie dokupić. Opakowanie to porządne pudełko z bardzo grubej tektury; ładnie się otwierające i sensownie zaprojektowane. Szkoda tylko, że prawie nic oprócz słuchawek nie zawierające.
Pora zerknąć w stronę inżynierii dźwiękowej. To druga, obok projektowania wizualnego przez BMW, mocna teoretycznie strona nowych EL-8, a zarazem obszar wdrażania innowacji przez samo Audeze. Jak się z materiałów technicznych dowiadujemy, w innowacyjny sposób podwojono w nowej konstrukcji siłę magnesów neodymowych, co opatentowane zostało pod nazwą FLUXOR™ MAGNETIC TECHNOLOGY i dzięki czemu słuchawki mogą być lżejsze. Fakt – cięższe wprawdzie znacznie od przenośnych OPPO, są równocześnie wyraźnie lżejsze od własnej firmy modeli z serii LCD; tak o jakieś 200 gramów. Jest zatem w tym względzie postęp, chociaż nie przełomowy. Przełomem miała być natomiast nowa technologia na styku diafragma-cewka, gdyż oba te podstawowe składniki słuchawkowego przetwornika akustycznego zoptymalizowane zostały w sensie geometrycznym, to znaczy dopasowania grubości i siły działania w zależności od miejsca położenia.
Diafragma okazuje się mieć różną w różnych miejscach grubość, co też zostało opatentowane i nazwane UNIFORCE™ DIAPHRAGM TECHNOLOGY, a co ma wyrównywać nierównomierności powstające na obszarze działania cewek magnetycznych – w przypadku słuchawek planarnych cewek pokrywających całą powierzchnię diafragmy, a nie jak u dynamicznych położonych jedynie w centrum i stamtąd oddziałujących. Pokrywających jednak nierównomiernie w sensie identyczności czasu i siły działania. Wścibscy internauci wyszukali jednak słabszą stronę tego projektu, polegającą na fakcie, że cewki są teraz tylko po jednej stronie, a nie jak u modeli LCD oraz u konkurencji od OPPO i HiFiMAN-a po obu. To musi osłabiać kontrolę i rodzi wątpliwość, czy aby te silniejsze magnesy i różnej grubości diafragma mogą takie osłabienie nadrobić. Ale może właśnie przegonić? Może będzie nawet lepiej? Przekonamy się.
Skutkiem starań o lżejsze cewki nie dziedziczą Audeze EL-8 po wyższych modelach dużej wagi, co tym jest wartościowsze, że dziedziczą po nich zwiększający wydatnie ciężar wynalazek zwany Fazorem.
FAZOR™ TECHNOLOGY to już jakiś czas temu opatentowana technologia specjalnej maskownicy z poziomych kształtek metalu, zamontowanych nad przetwornikiem od strony ucha. Ingerować mają te kształtki pozytywnie w brzmienie, na podobieństwo ustroi akustycznych instalowanych w salach odsłuchowych; zmieniając charakterystykę fali dźwiękowej – jak zapewnia Audeze – zarówno w sensie poszerzenia widma, zwłaszcza na górze pasma, jak i całościowo lepszego dźwiękowego obrazowania. Ten akurat wynalazek został już przez użytkowników sprawdzony i otrzymał wysoką notę.
Ważące 460 gramów Audeze EL-8 przenoszą pasmo 10 – 50 000 Hz i chwalą się 102-decybelową skutecznością. Przyjąć mogą w odbiorze chwilowym nawet 15 W mocy, a zalecana wartość mocowa wzmacniaczy to 1-4 W, co jak na sprzęt przenośny jest zaskakująco dużym wymaganiem. Średnica samego przetwornika wynosi 100 mm, a powierzchna diafragmy 34,3 cm². Jest to wprawdzie znacznie mniej niż u dużych OPPO, ale z grubsza analogicznie do ich przenośnego modelu PM-3, a poza tym już nieraz pisałem, że mniejszy przetwornik może być lepszy. Wszak najlepsze obecnie spośród słuchawek dynamicznych, Ultrasone Edition5, mają membrany o średnicy zaledwie 40 mm.
Już myślałem ze pogonią moje K1000 z cary 300B…oczywiście żartuje nic nie gra lepiej niz k1000 z cary 300B:), prawda Panie Piotrze?
To zależy od kategorii. W kategorii uporczywości niektóre byty grają lepiej.
To ten sam przedział cenowy co HiFiMan HE500, ciekawe jak by wypadły w konfrontacji z nimi…
Marnie.
Podłączone do Audio-gd NFB6 4-pinowym XLR-em?
No zanim FAW zdobędzie końcówki do nowych EL-8, to może nie, ale potem marnie?
Mówiąc szczerze, to nie takiej odpowiedzi się spodziewałem – przecież nie mogło być mowy o bezpośrednim porównaniu.
Rzucam wyzwanie – posłuchajmy na tym samym sprzęcie, a z Zabrza do Krakowa jest niedaleko!!!!!!!
Tu nie są potrzebne bezpośrednie porównania, wystarczy zwyczajna logiczna reguła przechodniości. Jeżeli HE500 grają na poziomie słuchawek za 5 tysięcy – a grają – podczas gdy Audeze EL-8 nie grają, to wniosek jest oczywisty. Dokładne opisanie różnic bez bezpośredniego skonfrontowania nie jest możliwe, ale zaszeregowanie ogólne tak. Podobnie HiFiMAN HE500 nie muszę porównywać z Orpheusem czy K1000, by wiedzieć, że są gorsze.
Z Zabrza do Krakowa faktycznie nie jest daleko. Możesz podjechać.
Ufff…, a to mi ulżyło, bo źle zrozumiałem Pana pierwszy wpis. Jak HE500 są lepsze to kamień spadł mi z serca.
Tak się trochę wprosiłem, ale w tej sytuacji to straciłem motywację, a zyskałem dobry humor. Bo to przyjemnie wiedzieć, że słuch mnie nie oszukał przy wyborze słuchawek.
Wielkie dzięki
Przepraszam za tą jednosłowną, możliwą do różnego interpretowania odpowiedź. Dla mnie było oczywiste, że HE500 grają lepiej. To wynika z ich napisanej dawno temu przeze mnie recenzji, którą można sobie wyszukać na liście alfabetycznej, w połączeniu z tą opisującą Audeze EL-8.
Ja jakoś nie miałem cienia wątpliwości, że EL8 są słabsze od HE500 czytając odpowiedź 🙂
EL8 to najsłabsze z Audeze… Tak jak najsłabszy Mercedes jest słabszy od średniej klasy Toyoty.
Współczesny Mercedes.
Mea culpa…