Budowa i użyteczność

Z racji niesłychanego pośpiechu przy tworzeniu tej recenzji będziemy się posiłkować głównie zdjęciami dostarczonymi przez dystrybutora.
Zacznijmy od atmosfery. O jej zbudowanie będzie tym razem łatwo, ponieważ słuchawki powstały nie na „jakiejś” drukarce 3D, tylko jednej z trzech najlepszych na świecie. Dwiema takimi dysponuje japoński potentat technologiczny NTT Data i jedna została użyta na rzecz innowacyjnych Final Audio LAB II. Tak nawiasem druk 3D już parę miesięcy temu do technologii słuchawek zawitał i mieliśmy z nim styczność przy okazji przetworników w amerykańskich AudioQuest NightHawk. Tym razem rzecz jest w dużym stopniu analogiczna, ponieważ tam chodziło o wydrukowanie pokryw zewnętrznych, mających posiadać szczególne właściwości akustyczne na podobieństwo motylich skrzydeł, zdolnych przepuszczać powietrze (a więc i falę dźwiękową) w niezaburzonej formie, tu natomiast sprawa okazuje się szersza, mimo iż rozmiarami skromniejsza, jako że słuchawki Lab II mają w technologii druku 3D sporządzone kompletne obudowy. Dzieje się to w imię tego samego, czyli sprokurowania pełnej transparencji dla dźwięku – i to nie ot tak, aby cokolwiek tylko lepiej z tym było, tylko żeby ta transparentność faktycznie była zupełna. W efekcie dostajemy coś dotąd niespotykanego, a mianowicie całkowicie otwarte słuchawki dokanałowe, o możliwościach tworzenia sceny dźwiękowej i przejrzystości brzmienia wcześniej nieosiągalnych. Wspiera te możliwości nowy, specjalnie zaprojektowany pod kątem współpracy z taką obudową przetwornik, a także nowo opracowany najwyższej jakości kabel, tak więc całość jest od każdej strony nowatorska i z poprzednimi konstrukcjami dokanałowymi Finala łączy ją jedynie kształt obudowy.
Słuchawki obrys powierzchni mają identyczny jak starsze Piano Forte i też nie używają nakładek, zimnym metalem brutalnie wrażając się w przewód słuchowy. Uczucie zimna szybko jednak przemija, a nie ma głupich gumek, z którymi są nieustające problemy. Bądź okazują się za duże i nie chcą wejść jak należy, a kiedy już je na siłę wepchniesz, to zaraz z za ciasnego miejsca się wysuwają; albo się okazują za małe i wówczas wprawdzie łatwo wchodzą, lecz równie łatwo wypadają. Higiena z tym związana to jeszcze oddzielna sprawa, wymuszająca ciągłe mycie i tych końcówek wymiany, a największy cyrk mamy, gdy słuchawki dokanałowe wykonywane są z indywidualnych odlewów i tylko jedna osoba może je użytkować. Specjalnie trzeba jechać zrobić taki odlew i potem tygodniami czekać na realizację, a na dodatek kanał słuchowy z wiekiem się przeobraża i po około pięciu latach odlewać trzeba ponownie. Tu takiej zabawy nie będzie; jest sam metalowy gwizdek i żadnej do niego obsługi. Gwizdamy sobie w ucho za osiemnaście tysięcy i tylko można żałować, że te super drukarki 3D nie wydrukują nam na zakup pieniędzy.
Uczyńmy sobie dygresję. Sławny biolog, laureat Nagrody Nobla (choć dzisiaj to mniej już znaczy) – Jacques Monod – w swej należącej do filozoficznego kanonu książce Przypadek i konieczność (polecam) uczynił spostrzeżenie, że gdyby pszczoła wpadła w macki (czy co tam oni mają) badaczy z innej cywilizacji, ci mogliby dojść do wniosku, iż jest to wytwór technologii o wiele wyższej niż własna. Taka pszczoła to bowiem istne technologiczne cudo, dopracowane i przemyślane w najdrobniejszym detalu. W porównaniu z nią nasza dziadowska technika to okaz prymitywizmu, lecz dzięki technologii druku 3D zmierzamy w kierunku pszczoły, czego misternie modelowana obudowa słuchawek Final Audio LAB II jest bardzo dobrym przykładem.
Producent szeroko rozpisuje się o wynikających z niej przewagach – o pełnej integralności obudowy z dyfuzorami dźwięku, jak również o powiązanej z tym różnego stopnia w zależności od miejsca chropowatości obudowy, bardzo użytecznej dla dźwięku, która wyłącznie dzięki technologii druku 3D mogła zostać zrealizowana. Pisze też o związanej z tym konieczności wygładzenia tej chropowatości od strony zewnętrznej, tak by nie uszkadzała ucha; co można było osiągnąć z zastosowaniem specjalnego, wyjątkowo kosztownego płynu polerskiego. Pisze także o specjalnie skonstruowanym przetworniku na bazie magnesu neodymowego i membrany o grubości zaledwie sześciu mikronów, jak również o super kablu, który dostarczyła firma Junkosha Inc., wyspecjalizowana w wysokoprzepustowych i niezwykle trwałych przewodach dla superkomputerów. Wszystko to razem wyznaczać ma nowy poziom technologiczny w odniesieniu do słuchawek dokanałowych i aż dziw bierze, że w tej sytuacji zdecydowano się na serię zaledwie dwustu sztuk, co należy chyba traktować jako przedbiegi i przygotowanie pola pod produkcję masową na bazie korzystniejszych relacji finansowych, pozwalających zdobywać szeroką klientelę.
Lecz zauważmy, iż pojawiają się także koszty inne niż ekonomiczne, mianowicie owa tak chwalona otwartość konstrukcji, mająca pozwalać na niespotykaną otwartość, skutkuje równocześnie otwartością akustyczną o mniej pożądanej formie, jako że granie słuchawek będzie słyszalne na zewnątrz, a mający je w uszach użytkownik sam narażony będzie na działanie hałasu otoczenia. A przecież jedną z największych zalet klasycznych słuchawek dokanałowych było całkowite odcięcie od szumu otoczenia i temu otoczeniu nie przeszkadzanie. Niestety, całkowicie otwarteFinal Audio LAB II tego zaoferować nie mogą. Hałasujesz i sam jesteś hałasowany – oto cena za otwartość. Czy zatem gra warta była świeczki i pełna otwartość aż tyle wnosi?
Aż dziwne, że do tej pory Apple nie podkupiło którejś z tych firm słuchawkowych z pod ciemnej gwiazdy. Z ich amazingiem mogliby faktycznie coś za tak niedorzeczną cenę pogonić. Beatsy z ich cenami, to przy tym jednak totalny plebs, psu wstyd by było je założyć.Tu przebitka jak u Escobara. Strzelam, że jeśli chodzi o jakość dźwięku, to te słuchawki są warte jakieś 100 razy mniej. Recka fajna.
Rekomendowałbym nie strzelać, póki nie posłuchasz 🙂
Sporo zależy od tego, czego słuchasz i szukasz w muzyce. Na pewno brzmieniowo te słuchawki będą polaryzować rynek.
A co do Apple i Japończyków, to znając ich, w życiu nie sprzedadzą swojej firmy. Tam się szanuje „swoje”, to ma wymiar pozafinansowy.
Zgadzam się z osobą podpisaną „abadonna”, a nawet powiem więcej – te słuchawki brzmią na poziomie dokanałówek za około 100 zł.
Nie, nie brzmią tak. Z dokanałówkami jest wiecznie ten sam problem – trzeba je umieć odpowiednio głęboko wcisnąć i muszą pasować do danych uszu. Dlatego sam nie używam, customy mnie nie interesują. I w ogóle moje uszy nie tolerują dokanałówek, poza testowymi odsłuchami nigdy ich nie używam.
Gratuluję
Jako posiadacz piano forte x-g mogę sobie tylko wyobrazić to cudo słuchawki z duszą 🙂
Final-prawdziwi geniusze
Dobrze się czytało, dziś posłucham
Jakby to kogoś przypadkiem interesowało, to według słów dystrybutora na dzień 5.11 pozostały do nabycia… 2 sztuki tych słuchawek. Nie, nie w Polsce. W ogóle 🙂
Panie Piotrze, gratuluję recenzji Lab2. Dzielę się – napisałem kilka dni temu pierwszą (chyba) recenzję tego sprzętu przynajmniej w polskim i anglojęzycznym necie: http://www.strategie-rozwoju.pl/pierwsza-recenzja-final-audio-lab2-w-polsce-i-na-swiecie/ (też wrzuciłem na forum.mp3store).
Kupiłem je… dla mnie trafione w 10. Już tęsknię za ich brzmieniem i głębią.
Jeśli uznałby Pan wrzucanie linków za niekulturalne, proszę zachować dla siebie i usunąć z komentarza, nie obrażę się 🙂
Dziękuję za rady dot. Twin Head.
Nie, linki są w porządku. Najważniejsze jest poszerzanie wiedzy.
No nie zawiodłem się zbyt krótko ich słuchałem ale tak dźwięk jest pełniejszy głębia to coś czego nie znalazłem nawet w topowych nausznikach jedyne na czym się zawiodłem to ze są lekkie i przez to nie siedzą tak pewnie w uchu ale i tak magia jest ..
Na to, że nie siedzą w uchu tak dobrze jak inne, cięższe Piano Forte, jest prosty patent. Otóż ich kabel jest dosyć ciężki (cięższy niż w PF również) relatywnie do „posiatkowanej” lekkiej tytanowej słuchawki. Kabelek dajemy zatem nie PRZED siebie, ale ZA siebie i na wysokości biodra przewijamy w przód, by podłączyć do źródła. Czyli kabel dajemy na plecy. To samo w Piano Forte – tego typu słuchawki są wtedy nieco dociążone w dobrym kierunku, w stronę chrząstki ucha, a końcówka „grająca” lekko zachacza się z przodu o chrząstkę okalającą kanalik uszny. Jest to idealne ułożenie przynajmniej w moim przypadku dla tego typu słuchawek. Szkoda by było, aby słuchawka o tej cenie wypadła z ucha i o coś się potłukła 🙂 Łatwo też wtedy wyjąć słuchawkę i zawiesić na szyi.
Jak się okazuje, jestem chyba jedynym właścicielem tych słuchawek w Polsce.
To trochę nawet smutne – w Azji rozeszły się jak świeże bułeczki.
Może cena (naród biedny? niedoceniający słuchawek? wolący głośniki? w ogóle mało audiofilski?), może design (świecący, jaskrawy, faktycznie pod Azję bardziej)?
W każdym razie grzeją się trzeci dzień i coraz lepiej grają.
Chyba… strojone pod iPhone’a, bo wiele z niego wydobywają i łatwo dają się napędzić, a dodatki w postaci Mojo czy Aune umiarkowanie niewiele wnoszą, jak mi się na razie zdaje.
Nie mają jeszcze tak wielkiej głębi sceny, która mnie urzekła, chyba kwestia wygrzania.
W każdym razie radość wielka, obcowanie z czymś niesamowitym, z użytkową sztuką, a jakość brzmienia z górnej półki. Inne flagowce (stacjonarne!) poszły na razie w odstawkę.
Na poczet przyszłych pokoleń, jakby ktoś w przyszłości rozważał używaną sztukę – albo nawet nową, bo Nobumasa z Fonnex trzyma dla Polski jedną sztukę kupioną na magazyn – i dla uczciwości – update dotyczący brzmienia i wygrzewania. Lab2 po wygrzaniu już nie epatują ogromem sceny i płaszczyzn, lecz raczej bogactwem brzmienia. Przypominają pod tym względem teraz bardziej Sonorous X niż AKG K1000, a szły mi początkowo w tym drugim kierunku. To naprawdę dziwaczne, jak się zmieniły.
Mają absolutnie przebogatą średnicę, stały się intymne, ciepłe. Ilość informacji, gęstość muzyki – zabija wiele pełnowymiarowych słuchawek, przy czym stały się one ciepłe, miękkie, łagodne, delikatne, kulturalne. Co ciekawe, bas schodzi nisko, jest subbass, choć nie jest wyeksponowany. Góra jest delikatna, łagodna, jak w innych flagowcach Finala.
Zdecydowanie słuchawka wybitna i jedna z ulubionych w mojej kolekcji; żadna słuchawka douszna nie daje takiego bogactwa brzmienia i ferii barw, a mało która pełnowymiarowa pod tym względem może konkurować (tu jedynie ze znanych mi modeli Sonorous X jednak zwycięża, pod warunkiem założenia nowych padów; większość osób miała nieprzyjemność odsłuchiwać na starych, zajechanych, zabijających przestrzeń; Stax SR-009 z dobrym napędem oczywiście też zwycięży, ale za to nie zagra tak dobrze z iphone’a;)).
Staxow twoje pchelki i tak nie przebija.
Panie Piotrze, dziękuję za podzielenie się opinią na temat tych słuchawek, chociaż za taką cenę mój wybór padłby jednak na Sonorousy X (najwyżej ocenionych w materiale na yt). Pozdrawiam serdecznie i gratuluję udanej serii/trylogii Battle of the Flagships.