Recenzja: Final Audio LAB II

untitled-design   Ta recenzja w sensie praktycznym, przedzakupowym, jest raczej bez sensu. Dotyczy bowiem czegoś, czego możliwość kupienia jest nikła zarówno na rynku pierwotnym jak wtórnym. Pojawia się więc raczej na zasadzie ciekawostki a nie normalnej edycji, tak żeby czegoś się dowiedzieć, choć to się raczej nie przyda. Piszę ją też dla własnej przyjemności i również żeby coś wiedzieć; a poza tym – kto wie? – może takie słuchawki niebawem opanują rynek i te są tego zwiastunem?

Nie przeciągajmy wstępów i przejdźmy do sedna. Tym sednem jest specjał od japońskiego Final Audio, które tytułem technicznego popisu i chęci zwrócenia na siebie uwagi wykonało we współpracy z powiązaną z koncernem Hitachi NTT Data Engineering Systems Corporation specjalne słuchawki dokanałowe, rzeźbione techniką druku 3D w tytanie. Efekt tego wygląda specjalnie, ale nie tylko wygląda. Producent gromko podnosi powstałe dzięki niemu możliwości brzmieniowe, mające polepszać klarowności, zwiększać i naturalizować scenę, a także dawać lepsze przetwarzanie na skrajach pasma. A zatem lepszy bas i soprany oraz ogólna widoczność, jak również większa i bardziej naturalna scena. Ale w sumie cóż z tego, skoro słuchawki powstały w limitowanej ilości dwustu zaledwie sztuk i kosztują aż 18 tysięcy?

Na to osiemnaście tysięcy zaczynam mieć tak nawiasem uczulenie, jako że to kolejny wyskok słuchawkowy opatrzony tą kwotą po Audeze LCD-4 i Focal Utopia. Ale o portfel tym razem nie ma zmartwienia, bo jak mówiłem słuchawki powstały w ilości dwustu par, z których ponad sto dziewięćdziesiąt już się rozeszło, czyli nic prawie nie zostało. Jednymi z nielicznych pozostałych, sygnowanymi jako Sample 2, dysponuje jednak chwilowo polski dystrybutor, który otrzymał je celem prezentacji na najbliższym AVS, a potem słał będzie je dalej, na kolejny pokaz do Wiednia. Tymczasem są jednak kiedy to piszę u mnie, na dwa dni zaledwie, tak więc mowy nie ma o jakimś bliższym zżyciu i szeroko zakrojonych badaniach. Tym bardziej, że wiele sprzętu powróciło czasowo do dystrybutorów na to właśnie AVS, czyli możliwości sprzętowe przejściowo są węższe. Coś jednak zostało na miejscu i się tego użyje, tak żeby te tytanowe druki nie przeszły nam koło nosa. Zwłaszcza, że nikt ich jeszcze nie miał okazji opisać, co przy tych szczególnych ponoć potencjach nie powinno ujść przed zbadaniem i dać się zdiagnozować. Sam polski dystrybutor podczas odwiedzin powiedział mi bez ogródek, że są lepsze od Final Piano Forte, które były dotąd najlepsze z dokanałowych w ofercie Final Audio. Skupmy się teraz na przedmiocie.

Budowa i użyteczność

Z racji niesłychanego pośpiechu przy tworzeniu tej recenzji będziemy się posiłkować zdjęciami dostarczonymi przez dystrybutora.

Z racji niesłychanego pośpiechu przy tworzeniu tej recenzji będziemy się posiłkować głównie zdjęciami dostarczonymi przez dystrybutora.

   Zacznijmy od atmosfery. O jej zbudowanie będzie tym razem łatwo, ponieważ słuchawki powstały nie na „jakiejś” drukarce 3D, tylko jednej z trzech najlepszych na świecie. Dwiema takimi dysponuje japoński potentat technologiczny NTT Data i jedna została użyta na rzecz innowacyjnych Final Audio LAB II. Tak nawiasem druk 3D już parę miesięcy temu do technologii słuchawek zawitał i mieliśmy z nim styczność przy okazji przetworników w amerykańskich AudioQuest NightHawk. Tym razem rzecz jest w dużym stopniu analogiczna, ponieważ tam chodziło o wydrukowanie pokryw zewnętrznych, mających posiadać szczególne właściwości akustyczne na podobieństwo motylich skrzydeł, zdolnych przepuszczać powietrze (a więc i falę dźwiękową) w niezaburzonej formie, tu natomiast sprawa okazuje się szersza, mimo iż rozmiarami skromniejsza, jako że słuchawki Lab II mają w technologii druku 3D sporządzone kompletne obudowy. Dzieje się to w imię tego samego, czyli sprokurowania pełnej transparencji dla dźwięku – i to nie ot tak, aby cokolwiek tylko lepiej z tym było, tylko żeby ta transparentność faktycznie była zupełna. W efekcie dostajemy coś dotąd niespotykanego, a mianowicie całkowicie otwarte słuchawki dokanałowe, o możliwościach tworzenia sceny dźwiękowej i przejrzystości brzmienia wcześniej nieosiągalnych. Wspiera te możliwości nowy, specjalnie zaprojektowany pod kątem współpracy z taką obudową przetwornik, a także nowo opracowany najwyższej jakości kabel, tak więc całość jest od każdej strony nowatorska i z poprzednimi konstrukcjami dokanałowymi Finala łączy ją jedynie kształt obudowy.

Słuchawki obrys powierzchni mają identyczny jak starsze Piano Forte i też nie używają nakładek, zimnym metalem brutalnie wrażając się w przewód słuchowy. Uczucie zimna szybko jednak przemija, a nie ma głupich gumek, z którymi są nieustające problemy. Bądź okazują się za duże i nie chcą wejść jak należy, a kiedy już je na siłę wepchniesz, to zaraz z za ciasnego miejsca się wysuwają; albo się okazują za małe i wówczas wprawdzie łatwo wchodzą, lecz równie łatwo wypadają. Higiena z tym związana to jeszcze oddzielna sprawa, wymuszająca ciągłe mycie i tych końcówek wymiany, a największy cyrk mamy, gdy słuchawki dokanałowe wykonywane są z indywidualnych odlewów i tylko jedna osoba może je użytkować. Specjalnie trzeba jechać zrobić taki odlew i potem tygodniami czekać na realizację, a na dodatek kanał słuchowy z wiekiem się przeobraża i po około pięciu latach odlewać trzeba ponownie. Tu takiej zabawy nie będzie; jest sam metalowy gwizdek i żadnej do niego obsługi. Gwizdamy sobie w ucho za osiemnaście tysięcy i tylko można żałować, że te super drukarki 3D nie wydrukują nam na zakup pieniędzy.

A przedmiot recenzji zasługuje na piękną oprawę - Final Audio LAB II.

A przedmiot recenzji zasługuje na piękną oprawę, oto Final Audio LAB II.

Uczyńmy sobie dygresję. Sławny biolog, laureat Nagrody Nobla (choć dzisiaj to mniej już znaczy) – Jacques Monod – w swej należącej do filozoficznego kanonu książce Przypadek i konieczność (polecam) uczynił spostrzeżenie, że gdyby pszczoła wpadła w macki (czy co tam oni mają) badaczy z innej cywilizacji, ci mogliby dojść do wniosku, iż jest to wytwór technologii o wiele wyższej niż własna. Taka pszczoła to bowiem istne technologiczne cudo, dopracowane i przemyślane w najdrobniejszym detalu. W porównaniu z nią nasza dziadowska technika to okaz prymitywizmu, lecz dzięki technologii druku 3D zmierzamy w kierunku pszczoły, czego misternie modelowana obudowa słuchawek Final Audio LAB II jest bardzo dobrym przykładem.

Producent szeroko rozpisuje się o wynikających z niej przewagach – o pełnej integralności obudowy z dyfuzorami dźwięku, jak również o powiązanej z tym różnego stopnia w zależności od miejsca chropowatości obudowy, bardzo użytecznej dla dźwięku, która wyłącznie dzięki technologii druku 3D mogła zostać zrealizowana. Pisze też o związanej z tym konieczności wygładzenia tej chropowatości od strony zewnętrznej, tak by nie uszkadzała ucha; co można było osiągnąć z zastosowaniem specjalnego, wyjątkowo kosztownego płynu polerskiego. Pisze także o specjalnie skonstruowanym przetworniku na bazie magnesu neodymowego i membrany o grubości zaledwie sześciu mikronów, jak również o super kablu, który dostarczyła firma Junkosha Inc., wyspecjalizowana w wysokoprzepustowych i niezwykle trwałych przewodach dla superkomputerów. Wszystko to razem wyznaczać ma nowy poziom technologiczny w odniesieniu do słuchawek dokanałowych i aż dziw bierze, że w tej sytuacji zdecydowano się na serię zaledwie dwustu sztuk, co należy chyba traktować jako przedbiegi i przygotowanie pola pod produkcję masową na bazie korzystniejszych relacji finansowych, pozwalających zdobywać szeroką klientelę.

Wytwarzana w drukarce 3D obudowa posiada niezwykle wyszukany kształt i fakturę.

Drukowana na drukarce 3D obudowa posiada niezwykle wyszukany kształt i fakturę.

Lecz zauważmy, iż pojawiają się także koszty inne niż ekonomiczne, mianowicie owa tak chwalona otwartość konstrukcji, mająca pozwalać na niespotykaną otwartość, skutkuje równocześnie otwartością akustyczną o mniej pożądanej formie, jako że granie słuchawek będzie słyszalne na zewnątrz, a mający je w uszach użytkownik sam narażony będzie na działanie hałasu otoczenia. A przecież jedną z największych zalet klasycznych słuchawek dokanałowych było całkowite odcięcie od szumu otoczenia i temu otoczeniu nie przeszkadzanie. Niestety, całkowicie otwarteFinal Audio LAB II tego zaoferować nie mogą. Hałasujesz i sam jesteś hałasowany – oto cena za otwartość. Czy zatem gra warta była świeczki i pełna otwartość aż tyle wnosi?

 

Brzmienie

Poziom miniaturyzacji i szczegółowości budzi ogromne uznanie!

Poziom miniaturyzacji i szczegółowości budzi podziw.

   Rzecz przebadałem wszechstronnie, z użyciem odtwarzacza przenośnego, komputerowego zestawu przetwornik – słuchawkowy wzmacniacz, a także z użyciem klasycznej aparatury audiofilskiej.

Pierwsza sprawa odnośnie tej otwartości, taka bardziej praktyczna. Słuchawek nie trzeba mocno pchać w ucho, jak to ma miejsce w przypadku dokanałowych konstrukcji zamkniętych, których mamy zdecydowaną większość. U nich staranne, dokładnie zamykające ucho osadzenie dousznej nakładki ma znaczenie kluczowe i niejednokrotnie spotyka się na forach lub w komentarzach opinie, że te czy inne mające być świetnymi słuchawki dokanałowe okazały się grać o wiele gorzej niż obiecywano; a potem, kiedy komuś takiemu poradzić, żeby dokładniej je sobie zaaplikował, te głosy milkną, a nawet zdarza się, że ktoś powie: „Dziękuję!” Takich podziękowań na pewno tym razem nie będzie, ponieważ słuchawki nie wpycha się a przystawia do kanału słuchowego, co całkowicie wystarcza by grały pierwszorzędnie; czyli w sumie ergonomia działa w ich przypadku niewiele inaczej niż u normalnych słuchawek nausznych. Nie można natomiast drogocennych pchełek Finala podczas słuchania przytrzymywać, ponieważ najmniejsze dotknięcie ażurowej obudowy powoduje radykalną degraduję brzmienia.

Odnośnie samego dźwięku. Słuchając w kolejnych lokacjach czyniłem porównania do podobnie użytecznych ze sprzętem przenośnym i też powstałych z użyciem druku 3D NightHawk, a także do jednoznacznie audiofilskich, wysokoopornie nieprzyjaznych słabszym mocowo wzmacniaczom Beyerdynamic T1. Zwłaszcza do nich, jako że chodziło przede wszystkim o konfrontację z którymiś, w odniesieniu do których nie pojawi się cień wątpliwości, iż są wyjątkowo klarowne i grające w sposób otwarty. Porównania te wypadły ciekawie i dość jednoznacznie w odniesieniu do głównego miejsca przeznaczenia, czyli aparatury przenośnej.

Niezwykłym kunsztem producent wykazał się również tworząc jeden z najdoskonalszych z najmniejszych przetworników dynamicznych w historii audio.

Niezwykłym kunsztem producent wykazał się również tworząc jeden z najdoskonalszych i najmniejszych przetworników dynamicznych w historii. Jego grubość wynosi 6µm!

Nie ma wątpliwości – Final Audio LAB II to zgodnie z wyglądem słuchawki dla sprzętu mobilnego. Na tym polu czują się zdecydowanie najlepiej pod względem konkurencyjności, choć, jak należało przypuszczać, ze stacjonarnym systemem Phasemation przy komputerze, a jeszcze bardziej z lampowym Twin-Head i odtwarzaczem, grały ogólnie lepiej. Nie miały tam jednak przewagi, a przy Twin-Head Beyerdynamiki okazały się lepsze. Natomiast z przenośnym Cowonem trójwymiarowo drukowane Finale królowały. Grały popisowo czystym i najbardziej strzelistym dźwiękiem, a także super nośnie i z olśniewającą klarownością medium, obrazowaną szczególnie przez wspaniale strzelające soprany. A także, zgodnie z obietnicą, na dużej i otwartej scenie o niespotykanych u słuchawek dokanałowych rozmiarach, że najmniejszego się nie czuło zamknięcia i aż to było niesamowite. Stylistycznie takie bez ocieplania i dociążania, a za to swobodnie i z twarzą ku niebu a nie ziemi. Że jakbyś latał na motolotni a nie jechał ciężarówką.

Ta ich sopranowa otwartość w połączeniu z klarownością okazała się wyraźnie lepsza niż u wszystkich przykładanych do Cowona słuchawek, że momentalnie słychać było po przejściu jak dźwięk się wraz z tymi Lab II otwiera, oczyszcza i staje bardziej sugestywny. Nie tłamsi się, nie ściemnia i nie przydusza, tylko otwiera i wybucha krystaliczną czystością. Jednakże pojawiła się przy okazji niestety i zła wiadomość dla wielbicieli basu, często towarzysząca słuchawkom o pochodzeniu japońskim. To nie jest wcale regułą, jako że można mnożyć przykłady słuchawek pochodzących z Japonii o basie popisowym, że wymienię Fostex TH-900 czy Denon D7100, niemniej japoński słuchacz w przeciwieństwie do europejskiego nadmiaru basu nie lubi i mające stanowić popis japońskiego producenta Lab II najwyraźniej to uwzględniły.

Całość zestawu dostarczana jest w wyjątkowo wykwintnym, biżuteryjnym etui.

Całość zestawu dostarczana jest w wyjątkowo wykwintnym, biżuteryjnym etui.

Czy chcący, czy nie chcący – to jest osobna sprawa – ale basu takiego jak sopranów w słuchawkach tych nie ma. A przypomnijmy obietnicę o lepszych skrajach pasma, a więc i lepszym basie. W odniesieniu do sopranów nie ma wokół tego zobowiązania dyskusji – są na rewelacyjnym poziomie i udane pod każdym względem. Natomiast bas nie ma niskiego zejścia i nie ma szerokiego pola akustycznego, a tylko się zaznacza jako same uderzenia bądź tła, i w efekcie do tego z też dokanałowych AKG K3003 pod względem ilości i mocy brakuje mu bardzo dużo. Tam sytuacja była zgoła odwrotna i wcale moim zdaniem nie lepsza, jako że bas dominował cały przekaz a nie był aż tak jakościowy, by z tego czerpać wyłącznie przyjemność. Przytłaczał i się narzucał, a postać miał jakościowo średnią i suma dźwięku brała się z tego też nie jakaś oszałamiająca. Szczerze mówiąc już wolę, kiedy bas jest skromniejszy ale nie przeszkadzający, bo wówczas dźwięk dostajemy całościowo bardziej czytelny, a chociaż nie pojawią się delicje basowe, to idzie z tym wytrzymać, zwłaszcza gdy inne delicje dają. Szkoda takiego super basu, bowiem lube to smaki, ale u Final Audio LAB II przynajmniej nie ma basowego przytłoczenia, a jest  swoboda i sopranowy lot.

Najwięcej z dźwięku trójwymiarowych dokanałówek Finala można było oczywiście wyczytać podczas testów z użyciem Twin-Head, a sprawy się pokazały ciekawe i mocno specyficzne. Składniki brzmienia dotąd nie słyszane, a najbardziej spośód nich rzecz dobitna, to jednolitość całej brzmieniowej postaci. Albowiem dźwięk zazwyczaj jawnie się różnicuje i separuje na różne składowe brzmienia i jest to łatwe do wyłapania a potem analizy. W pierwszym rzędzie pojawia się podział na głos zasadniczy i pogłos, a w dalszych na podzakresy pasma (nieraz poprzedzielane słyszalnymi lukami), jak również na rozpołowienie stereofonicznych kanałów, na poszczególne sceniczne plany, na różne brzmieniowe smaki pojawiające się w ludzkich głosach, na twardości i zmiękczenia, na szorstkości oraz na gładzie – i inne jeszcze dualizmy.

A czy brzmienie jest równie niesamowite co warstwa wizualna tych słuchawek?

A czy brzmienie jest równie niesamowite co warstwa wizualna tych słuchawek?

Wszystkie te podziały w Final Audio LAB II są słyszalne, niemniej ich stopień rozdzielenia okazuje się mocno zredukowany i podporządkowany ujednoliconej całości. Nie można w żadnym razie twierdzić, że to brzmienie się zlewa i staje nieczytelne. – Jest najzupełniej odwrotnie i to w zasadniczym stopniu. Niemniej dzieje się to pod dyktando efektu całościowego, realizowanego środkami wcześniej u żadnych słuchawek nie słyszanymi. Bo na przykład nie można wyodrębnić pogłosu. Sam głos zasadniczy ma już w siebie wbudowaną wyczuwalną dawkę pogłosowości, całkowicie z nim utożsamioną i nie dającą się wyodrębnić; a więc nie stanowiącą otoczki na kształt aureoli, gdzie sam dźwięk i jego odbicia to rzeczy wyraźnie różne. Podobnie muzyczne plany zostają skomasowane w dużą ale pozbawioną holograficznych efektów scenę, przy czym sama stereofonia jest popisowo zrośnięta, dając jednolity na miarę niemalże systemów wielokanałowych spektakl. Dobrze zrośnięte jest też pasmo, bez żadnych luk międzyzakresowych, a jedyny dobrze wyczuwalny podział to wielosmakowość w głosach – mimo iż są one raczej powierzchniowo wygładzane niż stroszone na brzmieniowych powierzchniach. W efekcie dzieje się coś niezwykłego, jako że takie złączanie sugerowałoby małą scenę i nieciekawe, ujednolicające się brzmienia. A jest dokładnie na odwrót – na wielkim, otwartym obszarze dzieją się rzeczy spektakularne, a czystość i nośność brzmienia odbierać będzie głos wszelkim krytykom. Jedyne co można w mierze krytyki wyartykułować poza uwagą o tym niezbyt nisko schodzącym i nie dość złożonym akustycznie basie, to spostrzeżenie, że na dużych membranach przetworników Tesla u flagowych Beyerdynamic dźwięk bardziej się różnicował, pozwalając bliżej przyglądać się tworzącym go składnikom. Bas był tam mocniejszy i bardziej różnopostaciowy, ze znacznie szerszym polem akustycznego działania, pogłosy nie wtopione w same dźwięki, a ludzkie głosy także były zasobne w więcej składowych brzmienia.

Owszem - takiego bogactwa brzmieniowego i obszerności sceny próżno szukać w innych słuchawkach dokanałowych!

To trzeba ocenić samemu. Na pewno jest to brzmienie inne od dotąd znanych.

Niemniej popisowe soprany i wspaniała otwartość Lab II w dużym stopniu to nadrabiała, toteż nie zachodziło zjawisko pogarszającej się jakości po przejściu na nie z T1, lub co najwyżej śladowe. Natomiast całościowo brzmienia te były różne, mimo iż nie różniące się oświetleniem i temperaturą. Różne przede wszystkim innym traktowaniem pogłosu, ale także tą ogólną jednolitością brzmieniową u Final Audio LAB II. Nie zacieśnianą w wąskie ramy niedużej sceny i jednolitość smaku samego brzmienia, tylko przeciwnie, rozpościeraną na wielkim, otwartym obszarze i odbieraną – o dziwo – jako różnorodność. I może najlepiej dałoby się tą różnicę scharakteryzować poprzez stwierdzenie, że słuchający Lab II odnosisz wrażenie, iż ich substancja brzmieniowa wytopiona została z jednej rudy, podczas gdy u T1 mamy do czynienia z czymś w rodzaju brzmieniowego kolażu, tak wyraźnie się te ich brzmieniowe substraty różnią. Umyślnie oczywiście przejaskrawiam, bo aż tak to się nie różnicuje, ale jest coś na rzeczy i różnice idą właśnie w takim kierunku.

Podsumowanie

cp-final-audio-design-devoile-deux-innovations-1   Szkoda, że Final Audio LAB II miałem tak krótko i że nie mogłem ich posłuchać z odtwarzaczem przenośnym miary Astell & Kern AK380. Ale będą mieli taką sposobność goście na AVS, toteż tam więcej o charakterze tych słuchawek w ich docelowych lokacjach, czyli z najwyższej klasy odtwarzaczami przenośnymi, będzie można powiedzieć. Bo przecież nie powstały z myślą o parowaniu z wielkimi wzmacniaczami lampowymi, a nawet nie z komputerową aparaturą stacjonarną, dla której ich na metr dwadzieścia długi kabel jest stanowczo za krótki. Ta recenzja ma zatem raczej formę szkicu i wstępnego badania, a nie czegoś, pod czym mógłbym się z całą odpowiedzialnością podpisać w poczuciu starannego przebadania tematu. Tak więc jedynie sygnalizuję, że odniosłem wrażenie, iż dźwięk wydrukowany w technologii 3D ma pewne interesujące aspekty, ale wymagające jeszcze dalszego, bardziej perfekcyjnego opracowania. Tak żeby bas mógł dorównać sopranom, a jednolitość brzmieniowej formy wyraźniej mogła zaznaczyć budującą ją różność. Natomiast takie aspekty jak czystość i otwartość dźwięku, a także wielkość sceny i sposób jej widzenia przez słuchacza, są już na świetnym poziomie i dostarczają wrażeń ze zwykłą metodą robionymi słuchawkami dokanałowymi nieobecnych. W to wszystko miesza się jeszcze ergonomia – z jednej strony wygodna dzięki brakowi zabawy w douszne nakładki i konieczność usilnego zatykania sobie słuchawkami uszu, ale z drugiej nie dająca jakże lubego odcięcia słuchacza od otoczenia a otoczenia od słuchacza.

Na zakończenie jeszcze uwaga, że są to prawdopodobnie, jak już mówiłem, przedbiegi a więc zaledwie wstępna przymiarka do masowej produkcji słuchawek metodą druku 3D, jak zwykle w takich razach obarczona kosztami nowatorstwa ekonomicznego i technicznego. Niemniej wypada pogratulować Final Audio projektowego wysiłku. Samego pomysłu i jego realizacji. Opracowania obudowy z tytanu o wzorze różnie skalowanego i w różnym stopniu gładzonego ażuru na kształt plastra miodu, nowatorskiego przetwornika o super cienkiej membranie i neodymowym magnesie, a także super kabla od superkomputerów. To dobrze, że dzieją się rzeczy nowe i producenci nie śpią, śniąc tylko o wysokich cenach.

 

W punktach:

Zalety

  • Niespotykana u słuchawek dokanałowych otwartość brzmienia.
  • Wyjątkowa czystość dźwięku.
  • Duża scena.
  • Brzmienie spójne pod każdym względem.
  • Wspaniałe soprany.
  • Ciekawie brzmiące ludzkie głosy.
  • Dobrze eksponujące detale, wypośrodkowane co do temperatury barw oświetlenie.
  • Neutralna ciepłota.
  • Obudowa wydrukowana w technice druku 3D.
  • Przetwornik o membranie grubości zaledwie sześciu mikronów na bazie magnesu neodymowego.
  • Kabel od superkomputera.
  • Nie ma zabawy w douszne nakładki.
  • Znany producent, wyspecjalizowany w słuchawkach dokanałowych.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Skromny bas.
  • Bardzo drogie.
  • Prawie nie do kupienia.
  • Brak odcięcia od hałasów otoczenia.
  • Uczucie zimna zaraz po zaaplikowaniu.
  • Stosunkowo ciężkie.
  • Długość kabla pasuje wyłącznie do sprzętu przenośnego.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Fonnex

Dane techniczne Final Audio LAB II: 

  • Słuchawki dynamiczne, dokanałowe.
  • Konstrukcja otwarta.
  • Obudowa tytanowa wykonana techniką druku 3D.
  • Przetwornik z membraną o grubości 6 µ na bazie magnesu neodymowego.
  • Impedancja: 22 Ω.
  • Czułość: 110 dB.
  • Kabel z posrebrzanej beztlenowej miedzi długości 120 cm.
  • Waga: 31 g.
  • Cena 18 000 PLN.

 

System

  • Źródła: PC, Cowon Plenue, Accuphase DP-700.
  • Przetworniki: Ayon Sigma, Phasemation HD-7A192.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Phasemation EPA-007, ASL Twin-Head Mark III.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk, Beyerdynamic T1, Final LAB II, Grado SR60, Sony MDR-Z1000, Final Audio LAB II.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Silver Reference, Sulek Audio. Tellurium Q Black Diamond XLR.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: Final Audio LAB II

  1. abadonna pisze:

    Aż dziwne, że do tej pory Apple nie podkupiło którejś z tych firm słuchawkowych z pod ciemnej gwiazdy. Z ich amazingiem mogliby faktycznie coś za tak niedorzeczną cenę pogonić. Beatsy z ich cenami, to przy tym jednak totalny plebs, psu wstyd by było je założyć.Tu przebitka jak u Escobara. Strzelam, że jeśli chodzi o jakość dźwięku, to te słuchawki są warte jakieś 100 razy mniej. Recka fajna.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Rekomendowałbym nie strzelać, póki nie posłuchasz 🙂

      Sporo zależy od tego, czego słuchasz i szukasz w muzyce. Na pewno brzmieniowo te słuchawki będą polaryzować rynek.

      A co do Apple i Japończyków, to znając ich, w życiu nie sprzedadzą swojej firmy. Tam się szanuje „swoje”, to ma wymiar pozafinansowy.

    2. Marcin K. pisze:

      Zgadzam się z osobą podpisaną „abadonna”, a nawet powiem więcej – te słuchawki brzmią na poziomie dokanałówek za około 100 zł.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie, nie brzmią tak. Z dokanałówkami jest wiecznie ten sam problem – trzeba je umieć odpowiednio głęboko wcisnąć i muszą pasować do danych uszu. Dlatego sam nie używam, customy mnie nie interesują. I w ogóle moje uszy nie tolerują dokanałówek, poza testowymi odsłuchami nigdy ich nie używam.

  2. Tawek pisze:

    Gratuluję
    Jako posiadacz piano forte x-g mogę sobie tylko wyobrazić to cudo słuchawki z duszą 🙂
    Final-prawdziwi geniusze

  3. Maciej pisze:

    Dobrze się czytało, dziś posłucham

  4. Wiceprezes pisze:

    Jakby to kogoś przypadkiem interesowało, to według słów dystrybutora na dzień 5.11 pozostały do nabycia… 2 sztuki tych słuchawek. Nie, nie w Polsce. W ogóle 🙂

  5. Piotr Michalak pisze:

    Panie Piotrze, gratuluję recenzji Lab2. Dzielę się – napisałem kilka dni temu pierwszą (chyba) recenzję tego sprzętu przynajmniej w polskim i anglojęzycznym necie: http://www.strategie-rozwoju.pl/pierwsza-recenzja-final-audio-lab2-w-polsce-i-na-swiecie/ (też wrzuciłem na forum.mp3store).

    Kupiłem je… dla mnie trafione w 10. Już tęsknię za ich brzmieniem i głębią.

    Jeśli uznałby Pan wrzucanie linków za niekulturalne, proszę zachować dla siebie i usunąć z komentarza, nie obrażę się 🙂

    Dziękuję za rady dot. Twin Head.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie, linki są w porządku. Najważniejsze jest poszerzanie wiedzy.

  6. Tawek pisze:

    No nie zawiodłem się zbyt krótko ich słuchałem ale tak dźwięk jest pełniejszy głębia to coś czego nie znalazłem nawet w topowych nausznikach jedyne na czym się zawiodłem to ze są lekkie i przez to nie siedzą tak pewnie w uchu ale i tak magia jest ..

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na to, że nie siedzą w uchu tak dobrze jak inne, cięższe Piano Forte, jest prosty patent. Otóż ich kabel jest dosyć ciężki (cięższy niż w PF również) relatywnie do „posiatkowanej” lekkiej tytanowej słuchawki. Kabelek dajemy zatem nie PRZED siebie, ale ZA siebie i na wysokości biodra przewijamy w przód, by podłączyć do źródła. Czyli kabel dajemy na plecy. To samo w Piano Forte – tego typu słuchawki są wtedy nieco dociążone w dobrym kierunku, w stronę chrząstki ucha, a końcówka „grająca” lekko zachacza się z przodu o chrząstkę okalającą kanalik uszny. Jest to idealne ułożenie przynajmniej w moim przypadku dla tego typu słuchawek. Szkoda by było, aby słuchawka o tej cenie wypadła z ucha i o coś się potłukła 🙂 Łatwo też wtedy wyjąć słuchawkę i zawiesić na szyi.

  7. Piotr Michalak pisze:

    Jak się okazuje, jestem chyba jedynym właścicielem tych słuchawek w Polsce.
    To trochę nawet smutne – w Azji rozeszły się jak świeże bułeczki.
    Może cena (naród biedny? niedoceniający słuchawek? wolący głośniki? w ogóle mało audiofilski?), może design (świecący, jaskrawy, faktycznie pod Azję bardziej)?
    W każdym razie grzeją się trzeci dzień i coraz lepiej grają.
    Chyba… strojone pod iPhone’a, bo wiele z niego wydobywają i łatwo dają się napędzić, a dodatki w postaci Mojo czy Aune umiarkowanie niewiele wnoszą, jak mi się na razie zdaje.
    Nie mają jeszcze tak wielkiej głębi sceny, która mnie urzekła, chyba kwestia wygrzania.
    W każdym razie radość wielka, obcowanie z czymś niesamowitym, z użytkową sztuką, a jakość brzmienia z górnej półki. Inne flagowce (stacjonarne!) poszły na razie w odstawkę.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na poczet przyszłych pokoleń, jakby ktoś w przyszłości rozważał używaną sztukę – albo nawet nową, bo Nobumasa z Fonnex trzyma dla Polski jedną sztukę kupioną na magazyn – i dla uczciwości – update dotyczący brzmienia i wygrzewania. Lab2 po wygrzaniu już nie epatują ogromem sceny i płaszczyzn, lecz raczej bogactwem brzmienia. Przypominają pod tym względem teraz bardziej Sonorous X niż AKG K1000, a szły mi początkowo w tym drugim kierunku. To naprawdę dziwaczne, jak się zmieniły.

      Mają absolutnie przebogatą średnicę, stały się intymne, ciepłe. Ilość informacji, gęstość muzyki – zabija wiele pełnowymiarowych słuchawek, przy czym stały się one ciepłe, miękkie, łagodne, delikatne, kulturalne. Co ciekawe, bas schodzi nisko, jest subbass, choć nie jest wyeksponowany. Góra jest delikatna, łagodna, jak w innych flagowcach Finala.

      Zdecydowanie słuchawka wybitna i jedna z ulubionych w mojej kolekcji; żadna słuchawka douszna nie daje takiego bogactwa brzmienia i ferii barw, a mało która pełnowymiarowa pod tym względem może konkurować (tu jedynie ze znanych mi modeli Sonorous X jednak zwycięża, pod warunkiem założenia nowych padów; większość osób miała nieprzyjemność odsłuchiwać na starych, zajechanych, zabijających przestrzeń; Stax SR-009 z dobrym napędem oczywiście też zwycięży, ale za to nie zagra tak dobrze z iphone’a;)).

      1. Arek pisze:

        Staxow twoje pchelki i tak nie przebija.

      2. Przemysław pisze:

        Panie Piotrze, dziękuję za podzielenie się opinią na temat tych słuchawek, chociaż za taką cenę mój wybór padłby jednak na Sonorousy X (najwyżej ocenionych w materiale na yt). Pozdrawiam serdecznie i gratuluję udanej serii/trylogii Battle of the Flagships.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy