No i przyjechał. Bujał mi się najpierw przed nosem, bo pan kurier jakoś nie mógł utrafić i tylko śmigał przed bramą raz z prawej, raz z lewej (a u mnie w obie strony pod górę, takie ciężkie życie). W końcu jednak zahamował gdzie trzeba i mogłem go odebrać. Tym sposobem obietnica dystrybutora złożona jakiś rok temu przybrała kształt realny, co wypada skwitować wyrazami uszanowania, bo jak uczy doświadczenie bardzo często kończy się na samych obietnicach.
Sławny jest ten Grace, a jest to już jego drugie wcielenie, o czym informuje końcowa dwójka w numeracji. Sławę zdobył przede wszystkim jako znakomity napęd do jeszcze sławniejszych słuchawek AKG K-1000, które prąd żrą jak foka śledzie, toteż mało który słuchawkowy wzmacniacz jest im w stanie podołać. A ten to właśnie potrafi. Kiedy jeszcze żadnego dobrego słuchawkowca nie miałem, mlaskałem nad jego zdjęciami myśląc sobie – takiego by mieć…Wydawało mi się wówczas, że jest duży jak CD-ek albo niewiele mniejszy, tymczasem to napakowana prądem malizna. Odkryłem to dzień wcześniej, zastanawiając się, gdzie też go ulokować. Wziąłem wymiary z netu, przymierzam centymetrem, a tu się okazuje, że to pikolo.
Jakieś starocie tu opisują 🙂