Recenzja: Beyerdynamic DT 880 PRO

Opublikowano marzec 2010

BeyerdynamicDT880Pro_12  To jeszcze do niedawna, czyli do momentu pojawienia się flagowego dla Beyerdynamica modelu T1, jedne spośród kilku produkowanych przez tę firmę słuchawek stanowiących coś w rodzaju grona wyrobów topowych, w skład którego wchodził jeszcze inny model profesjonalny – DT 990 PRO – oraz dwa modele audiofilskie – DT 990 i DT 880. Wszystkie one prezentowały (i prezentują nadal) bardzo dobry poziom jakościowy, można jednak zaryzykować tezę, że do najlepszych osiągnięć konkurencji trochę im brakowało i dopiero T1 wypełnił tę lukę. Nie ma się jednak co zżymać; grono wyrobów topowych Beyerdynamica oscylowało z cenami wokół kwoty tysiąca złotych, podczas gdy stawka wyrobów flagowych innych firm kręciła się wokół czterokrotności tej sumy, nieraz nawet bardzo znacznie ją przekraczając.

Budowa

BeyerdynamicDT880Pro_2DT 880 PRO mają dla swojej firmy budowę klasyczną –  okrągłe muszle z welurowymi padami i metalową osłoną przetwornika od strony zewnętrznej. Jak to w wersjach PRO bywa, wyposażono je w kabel skręcany, mający zapobiegać plątaniu się go pod nogami podczas sesji nagraniowych, jednak audiofile pod adresem tego skręcanego kabla artykułują bardzo wiele narzekań, gdyż faktycznie na audiofilski użytek nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, ciągnąc głowę kiedy chcemy usiąść trochę dalej od wzmacniacza. A trzeba nadmienić, że audiofilsko ukierunkowani użytkownicy od nabywania skierowanych do profesjonalistów modeli Beyerdynamica nie stronią, mając na uwadze ich szeroko znane walory brzmieniowe; no ale skoro chcą profesjonalistom podbierać ich działkę, muszą cierpieć, nie ma rady.

BeyerdynamicDT880Pro_7Ów skręcany kabel podpięty jest do lewej muszli, co znów nie rodzi w audiofilach zaufania, jako że sygnał nie dociera do obu przetworników w tym samym czasie, co niektórzy postrzegają jako wadę, a na stronie internetowej producenta kabli słuchawkowych Stefan Audio Art można przeczytać cały elaborat na temat wadliwości takiego rozwiązania. Ale dajmy spokój tego rodzaju zastrzeżeniom. Wątpię by ktokolwiek mógł usłyszeć coś pejoratywnego, co się z tym rzekomo ma wiązać. Inna sprawa, to jakoś tego kabla. Nie jest zapewne zbyt wysoka, lecz za stosunkowo skromną cenę żądaną za DT 880 PRO nie możemy przecież oczekiwać kablowych szaleństw. Ważne, że nic nie słychać o tego kabla awariach, czego nie można powiedzieć na przykład o wyrobach Sennheisera.

Od strony ergonomicznej słuchawki noszą się dość wygodnie i niezbyt uciskają, aczkolwiek na przesadne chwalenie też nie można sobie pozwolić. Obwód muszli jest trochę za mały jeśli wziąć pod uwagę, że jej okrągły kształt nie uwzględnia budowy ludzkiego ucha, a dopasowanie siły nacisku pałąka także nie nawiązuje precyzją do Staksa Omegi czy Audio-Techniki ATH-W5000. Wygląd jest również przeciętny, niczym specjalnym nie zwracając uwagi ani po stronie plusów, ani minusów.

dt_bag_2Całokształtu oferty DT 880 PRO dopełnia opakowanie w postaci czarnego etui z mocnego tworzywa zapinanego na zamek błyskawiczny; coś na pewno praktycznego i użytecznego.

Ogólnie rzecz biorąc wygląd, jakość wykonania i wygoda są moim zdaniem gdzieś tak na wypośrodkowaną czwórkę. To taki dobry choć niezbyt wybitny uczeń, co to z klasy do klasy bez żadnych problemów przechodzi.

Dźwięk

BeyerdynamicDT880Pro_4  Czy ten zasługujący na czwórkę za wygląd i ergonomiczne zachowanie uczeń ma piątkę ze śpiewu? By się tego dowiedzieć trzeba mu kazać zaśpiewać. Do dzieła zatem, niech śpiewa.

Po założeniu i posłuchaniu okazuje się, że profesjonalne słuchawki Beyerdynamica mają swój styl, a jest nim nade wszystko precyzja artykulacji.

Porównanie z takim Sennheiserem HD 650 natychmiast ujawnia, że DT 880 PRO formują dźwięki o lepiej zaznaczonych krawędziach i bardziej względem siebie odseparowane, co wrzuca nas w nieco inny muzyczny świat. Nie ma tu impresjonistycznych zawirowań ani ekspresjonistycznych ekscytacji kłębiącą się muzyką, wszystko ogarniającą i stroniącą od analizy. Tu wszystko widać wyraźnie, by realizator mógł starannie przejrzeć nagranie i wypunktować ewentualne słabości wymagające retuszu. Nie jest jednak zarazem w ten sposób, że dźwięk DT 880 PRO nie jest przyjemny. Kiedy podepniemy je do odpowiednio muzykalnego wzmacniacza, staje się naprawdę bardzo miły, a w każdym razie ja go takim ze swoim wzmacniaczem znalazłem. Wszystko wydaje się naturalne i należycie wyrażone, a dominuje spokój i pewność, że nic nam nie ucieka ani nie jest przeinaczane. Bezpośrednie porównanie z modelem T1 ukazuje wprawdzie, jak wiele tak naprawdę tracimy i jak dużo jeszcze da się wycisnąć z nagrania, ale kiedy nie robimy takich porównań nie rodzą się nawet podejrzenia, że tak być może.

BeyerdynamicDT880Pro_9Ta porównawczo przywołana tutaj nadzwyczajna umiejętność modelu flagowego, który jak stado amazońskich mrówek pożera na swojej drodze absolutnie wszystko do ostatniego ździebełka, powoduje konieczność podłączania go albo do wzmacniacza potrafiącego te analityczne zapędy poskramiać, narzucając woal muzykalności, albo takiego, który potrafi pogodzić taką analityczną kanonadę z niezwykłą kulturą prezentacji, czyli mówiąc prostym językiem – takiego naprawdę wybitnego. Te same uwagi możemy też odnieść do modelu DT 880 PRO, który, choć na skromniejszą skalę, operuje takim samym arsenałem muzycznych zachowań. Tak naprawdę w obu tych słuchawkach drzemie bowiem tylko jedno zagrożenie: kiedy wzmacniacz będzie nieodpowiedni, dźwięk okaże za bardzo przetoczony na technologiczną stronę i zabraknie mu muzykalności wyrażonej w stopniu zdolnym uczynić muzykę śpiewem a nie zbiorem dźwięków. By temu zapobiec reszta toru musi podawać brzmienie głębokie i barwne oraz oczywiście wolne od analitycznych zakusów. Kiedy już taką resztę toru będziemy mieli, DT 880 PRO odwdzięczą się niezwykłą doprawdy ja na słuchawki za te pieniądze jakością brzmienia, której elegancja i bogactwo, nade wszystko zaś zdolność przywoływania wrażenia uczestnictwa w czymś realnym, wywoływały u mnie każdorazowo wielką satysfakcję i podziw.

Realizm ten jest dodatkowo wspierany dużą i otwartą sceną, bardzo ładnie rozlokowaną na wprost słuchającego i mającą nieczęsty walor sporej głębi. Trzeba jednak zaznaczyć, że bas i całościowa potęga dźwięku nie należą do wybitnych i dlatego nagrania dopraszające się o takie atrybuty nie wypadają spektakularnie. Kameralna wokaliza jest na DT 880 PRO bez wątpienia na miarę high-endu, ale muzyka elektroniczna i symfoniczna nie dostarczają takiej satysfakcji i tutaj przywoływane już na użytek porównań Sennheisery HD 650 (zwłaszcza gdy wyposażone są w kabel lepszy od fabrycznego) okazują się lepsze.

Dźwięk cd.

BeyerdynamicDT880Pro_10  A skoro napatoczyło się nam już magiczne i otoczone zabobonną niemal czcią słowo „high-end”, poświęćmy mu chwilę tytułem dygresji.

Miało ono kiedyś w zamierzeniu odnosić się wyłącznie do wyrobów branży audio absolutnie luksusowych, takich wyrastających daleko ponad przyjęty standard i wybitnych pod każdym względem. Tego rodzaju określenia zawsze jednak szybko erodują, ponieważ istnieje w ludziach naturalna skłonność do przesady i egzaltacji, każąca im bez końca stopniować wszystkie skale. Przed II wojną światową było na przykład nie do pomyślenia, by ktoś kulturalny użył zwrotu „bardzo piękny”. Piękno było absolutem i pozostawało w dużej mierze niestopniowane. „Piękny” w sensie predykatu pozytywnie wartościującego estetycznie oznaczał kres skali, a jedynym wyjątkiem mógł być zwrot „jeszcze piękniejszy”. Tymczasem teraz wyrażeniem „bardzo piękny” operuje się na co dzień i nikt nie dopatruje się w nim wyrazu braku kulturalnego obycia. No, może prawie nikt…

Podobnie, a przy tym jeszcze szybciej, zerodował na naszych oczach także początkowo niestopniowany „high-end”. Określenie kiedyś tym mianem słuchawek innych niż klasy Orfeusza albo Sony MDR-R10 byłoby bluźnierstwem, a teraz, po tym jak ktoś pierwszy raz użył high-endu w odniesieniu do czegoś co w pierwotnym znaczeniu na pewno nim nie było (wydaje mi się, że tym czymś były słuchawki Sennheiser HD 600), wyrosły nam całe łany nauszników mniej czy bardziej high-endowych, podobnie jak wzmacniaczy, odtwarzaczy i całej tej audiofilskiej reszty, która okazuje się – jakżeby inaczej – grać w zasadzie pięknie, nawet całkiem pięknie, nie kryjmy tego – po prostu pięknie, doprawdy bardzo pięknie, wręcz przepięknie – i czort wie jeszcze jak pięknie. Trzeba zatem, chcąc nie chcąc, w ślad za tym rozszerzać także skalę high-endowości, używając zwrotów w rodzaju pomniejszy high-end, solidny high-end, wybitny high-end, ekstremalny high-end – itd. Namnożyło się tych high-endów i stanowią teraz bardziej przydomek czegoś bardzo dobrej jakości niż absolutnie wyjątkowego. Za jakiś czas ktoś pewnie wylansuje kwantyfikację wyższego od high-endu stopnia i historia ponownie zacznie zataczać koło. Tymczasem mamy całą gamę szybko pączkujących stopni piękności oraz odpowiadających im high-endów na marketingowy i recenzorski użytek.

BeyerdynamicDT880Pro_6Uwzględniając taką dewaluację i wielopostaciowość o słuchawkach Beyerdynamic DT 880 PRO można powiedzieć, że są przyzwoicie high-endowe, a na niektórych płytach potrafią być nawet czymś więcej, depcząc niemalże po piętach wielokrotnie droższym od siebie konkurentom. Gdyby bas był większego kalibru, można by nawet zaryzykować ich przynależność do high-endu wyższych niż średnie lotów. Tak jednak nie jest. Bezpośrednie porównanie utworu „Deliverance” z płyty „Antarctica” Vangelisa ukazało zarówno wyższość emocjonalną HD 650 jak i wyższość o cały stopień jakościowy Grado PS-1000 czy ATH-W5000. Takiej wyższości nie ma natomiast w utworach kameralnych; tzn. jest wyższość PS-1000 i W5000, ale nie aż o całą klasę jakościową. Sennheisery HD 650 podobały mi się zaś w takim repertuarze mniej, choć to bardziej różnica stylu prezentacji aniżeli jakości, aczkolwiek DT-880 PRO niewątpliwie dysponują precyzyjniejszą artykulacją, będącą obiektywnym atrybutem. Z drugiej strony HD 650 mają niewątpliwie bardziej spektakularny bas, co też nie jest przecież tylko subiektywnym odczuciem.

Podsumowanie 

Beyerdynamic_Logo   DT 880 PRO to słuchawki niewątpliwie bardzo dobre, pod niektórymi względami nawet wybitne. Nie są wszakże dla wzmacniaczy banalnie łatwe do wysterowania, bo takie są z reguły tylko te epatujące basowością i idącą krok w krok za nią brzmieniową potęgą. DT 880 PRO ze swym dość czerstwym realizmem i powściągniętym basem wymagają natomiast wzmacniacza muzykalnego i kulturalnego, zdolnego uwypuklić ich zalety i poskromić wady, a to jest już coś więcej niż jakiekolwiek pudełko zaopatrzone w słuchawkową dziurkę. Wcale przy tym nie musi być to wzmacniacz lampowy, bo osłuch na Moonlighcie, skądinąd rozpoznanym już wcześniej jako muzykalny, wykazał doskonałe dopasowanie tych wyrobów. Tak więc nie o konstrukcyjne założenia tu chodzi tylko o ostateczny efekt, a ten może się zrodzić zarówno pod znakiem lampy jak i tranzystora. Ci zaś, którzy zwykli na bas stawiać i w nim odnajdywać szczególną przyjemność, są w odniesieniu do słuchawek profesjonalnych Beyerdynamica w tym szczęśliwym położeniu, że model DT 990 PRO powinien spełnić ich oczekiwania za te same, a nawet skromniejsze nieco niż DT 880 PRO pieniądze, jako że jego bas jest niewątpliwie okazalszy, a styl prezentacji analogiczny. Taka, można powiedzieć żartem, sąsiedzka przysługa na słuchawkowym poletku Beyerdynamica.

Sam producent o DT 880 PRO napisał zaś, że posiada on udoskonalony względem wersji DT 880 przetwornik mający znakomite właściwości analityczne i nie wykazujący nadwymiarowego basu, pozwalając znakomicie oceniać z profesjonalnego punktu widzenia nagrania, zwłaszcza te pochodzące z obszaru muzyki klasycznej. Dźwięk jest przy tym zbalansowany i ma prezentację przestrzenną o charakterze sferycznym, a ilość szczegółów w całym paśmie pozostaje wyjątkowo duża. Całościowym tego efektem jest obraz muzyczny o krystalicznej czystości i jednocześnie nie męczący; pozwalający na długotrwałe odsłuchy, co w przypadku zastosowań profesjonalnych jest warunkiem niezbędnym.

Nieczęsto się to zdarza, ale tym razem wypada całkowicie zgodzić się z producentem.

Dane techniczne:

Słuchawki dynamiczne o konstrukcji półotwartej.

Pasmo przenoszenia: 5 – 35 000 Hz.

Impedancja: 250 Ohm.

Maksymalne ciśnienie dźwięku 96 dB.

THD: poniżej 0,2 %.

Kabel: przyłączeniowy spiralny o długości 3 m z miedzi OFC zakończony wtykiem duży jack.

Waga bez kabla: 295 g.

Nacisk pałąka: 3,5 N.

Cena: około 1000 zł.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

10 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic DT 880 PRO

  1. Maciej pisze:

    I jak Piotrze, nadal DT880 się bronią pomimo upływu czasu?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A czemu by nie miały? Nic się nie zmieniło na średnim poziomie słuchawkowego świata.

  2. LuQi pisze:

    Witam,

    Panie Piotrze jak oceniłby Pan potencjalną współpracę DT880 PRO ze wzmacniaczem Schiit Lyr2? Czy uważa Pan, że to mogłoby być dobre połączenie? Będę wdzięczny za komentarz.

    Pozdrawiam

  3. LuQi pisze:

    Witam,

    Panie Piotrze jak Pana zdaniem wypadłoby połączenie DT880 PRO ze wzmacniaczem Schiit Lyr2? Chciałem również zapytać o to jak wygląda sprawa izolacji w tym modelu oraz sprawa tłumienia dźwięków wydobywających się na zewnątrz? Bliżej im w tym względzie do modeli otwartych czy raczej zamkniętych?

    Będę wdzięczny za komentarz.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Są jak chodzi o głośność raczej bliższe otwartych. Do Schiita raczej polecałbym Meze Classic99, z uwagi na łagodniejsze brzmienie. Schiit ewentualnie po wymianie lamp na takie wyższej klasy. Na przykład Philips SQ.

      Przepraszam za spóźnioną odpowiedź, komentarz zapodział się w spamie.

      1. LuQi pisze:

        Dziękuję bardzo za odpowiedź.

  4. roman pisze:

    Jakie konkretnie słuchawki polecał byś do Lyra,tak od tych tańszych po te najlepsze ?

  5. roman pisze:

    od najsłabszych do najlepszych z tych pasujących

  6. Piotr Ryka pisze:

    Wzmacniacz jest uniwersalny i należy się wystrzegać jedynie słuchawek szczególnie pikantnych. Najlepiej grał z HiFiMAN HE-6, ale przecież nie słuchałem go z bardzo wieloma i może na przykład z Audeze LCD-3 gra jeszcze lepiej.

  7. qwertz pisze:

    Bezkonkurencyjne słuchawki w przedziale do 1.200 zł (AKG K702, 712 czy Meze 99 Neo nie mają raczej czego szukać – chyba że w kategorii „nadmiar” jakiejś cechy). Co do basu, według mnie jest go tyle ile trzeba, jeśli ktoś lubi zbyt dużo basu, to go nie dostanie, ale nie czuć w tym względzie też żadnego niedostatku – określenie „nie wykazujący nadwymiarowego basu” pasuje idealnie. Nie wiem czy takie wymagające (względem konkurencji w w/w przedziale cenowym), słuchałem ich na Dragonfly Red i Black oraz Lebenie i zawsze było lepiej niż konkurencja, choć na pewno z dobrym torem jest jeszcze lepiej. Oceniam je też jako uniwersalne – jazz, rock, elektronika, klasyka brzmiały bardzo dobrze. Cokolwiek się nie słucha, można mieć tę pewność, że nie zniekształcą dzieła twórców. Odbieram je też jako dynamiczne – oczywiście nie porównując co kilkukrotnie droższych, lecz odnosząc się cały czas do przedziału tysiąc z kawałkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy