Stan szczęścia, o którym tu mówimy, nie zależy od woli i nie jest ułamkowy. W tym też sensie jest obiektywny, mimo iż indywidualnie, wyłącznie jednostkowo realizowany. Zdarza się wprawdzie, że szczęście spływa w jednej chwili na grupę osób, nieraz nawet tak liczną jak widownia piłkarska albo armia, ale i tak mamy wówczas do czynienia ze zbiorem szczęść indywidualnych, przypisanych do poszczególnych jednostek, a więc poniekąd subiektywnych. Zarazem szczęść holistycznych, całość jaźni ogarniających, chociaż przeważnie przejściowych. Tak więc jest owo prawdziwie i w całej rozciągłości przeżywane szczęście mieszanką obiektywnej konieczności swojego zajścia z subiektywnością przeżycia, a obiektywna nieuchronność miesza się w nim z subiektywnym zamknięciem. Niezależnie jednak od bycia stanem całościowym, całą jaźń ogarniającym, a także od owych obiektywizujących aspektów, jest szczęście stopniowalne, wszakże jedynie od wysokiego pułapu. Bo nawet ktoś szczęśliwy bardziej umiarkowanie, zazwyczaj skutkiem przedłużania się tego stanu, odczuwa szczęście, a jest ono zjawiskiem bardzo emocjonalnie głębokim.
Świetny artykuł.
Mimo iż nie dysponuję Hi-endowym sprzętem, to już wiem, że audiofilizm stał się moją kolejną pasją.
Gram na bębnach, także w ogóle muzyka jest moją pasją!
A ta podawana w sposób możliwie najlepszy daje spełnienie i unosi.
Oczywiście można słuchać muzyki, a raczej jej namiastki na tanim, masowym sprzęcie, ale jeśli się muzykę kocha, to powinno się dążyć do zjednoczenia z nią.
To niestety kosztuje i nie ma się co oszukiwać.
Dobre hi-fi daje już dawkę radości.
Niegdyś nasi rodzimi perkusiści zaczynali na zestawach takich jak Amati,Polmuz,(korpusy praktycznie kartonowe) a kto miał troszkę więcej szczęścia na Szpaderskim.
Wtedy były inne czasy i nie było takich możliwości jak teraz.(choć przy średnich zarobkach 1500, 2 tys. te możliwości też nie są jakieś wybitne)
Wielu z nich dzisiaj podkreśla, że mimo braku brzmienia, granie dawało im radość, ale kiedy zakupili swoje pierwsze zawodowe zestawy, to poczuli przeogromną różnicę. Podejrzewam że w szczęśćiu też! 🙂
Hejterzy nie są mi straszni i nie powinni być każdemu kto szczerze i prawdziwie interesuje się muzyką.
A co do przekupnych recenzentów – To ch… im w oko, bo w dupe to za wielka przyjemność!
Ja tam jednemu wybitnemu recenzentowi ufam – Piotr Ryka się nazywa. ; )
Pozdrowienia dla wszystkich
Fajny artykuł !!!
wspólne wspomnienia – ja np. wzmacniacz Thompsona kupiłem na giełdzie [targu?] w Krakowie mimo że mieszkam kawał od niego 😉 , zresztą inne elementy „toru” jak. np. Altusy miały każdy swoją osobną, ciekawą historię …
dzisiaj to nuda – idziesz – wyciągasz kasę – kupujesz – kasjerka jeszcze ci „dziękuję i do widzenia” a nawet „miłego dnia” pożyczy … i jak żyć , premierze ???
………..
Moja niezmienna definicja „AUDIO – fila” to : „DŹWIĘK – kochający” – szczęśliwy gdy słyszy DŹWIĘK NATURALNY od żywego instrumentu [live] lub DŻWIĘK ze sprzętu audio najbardziej zbliżony do NATURALNEGO
w odróżnieniu od „MELO-mana” : „MUZĘ – kochający” – ten też jest szczęśliwy nawet jeżeli na MP3 jego ulubiona MUZA leci …
Apogeum ? : to być „2 w 1” ! 😉
Osoba zwana potocznie audiofilem przejawia stan podwyższonego nastroju, jako reakcję na:
1.Kontakt z dźwiękiem wytworzonym sztucznie ( przy pomocy urządzeń technicznych), naśladującym zazwyczaj dźwięki naturalne (np. ludzki głos) oraz wytworzone przy pomocy prostych narzędzi zwanych instrumentami muzycznymi, oraz
2. Urządzeniami umozliwiającymi ten proces.
Osoba dotknięta tą przypadłością dąży do powtarzania takiego kontaktu ( nawet dużym kosztem – przewaznie finansowym, ale nie koniecznie – bywają konflikty rodzinne, sąsiedzkie i wiele innych ).
Ekscytację wzbudza głównie bardzo wysoki stopień podobieństwa kopii do oryginału, czyli – inaczej mówiąc – możliwość oszukania własnego narządu słuchu. Prawdopodobnie można to uogólnić do zagadnienia fałszowania rzeczywistości. Kwestią najbliższego czasu jest odpowiedź na pytanie, czy doskonałe oszukiwanie narządu wzroku i wszyskich zmysłów jednocześnie ( doskonała iluzja przebywania w innej niż prawdziwa rzeczywistości) doczeka się swojej filii. Myslę, że pewnie tak, bo nie ma powodu, by tylko zmysł słuchu obdarzyć mozliwością generowania filii. No chyba, że powodem tym jest tradycja uprawiania muzyki i związane z tym istnienie ogromnej ilości potencjalnych wzorców do fałszowania. Jednak „holo-filicy” też pewnie by coś dla siebie znaleźli – to tylko kwestia wyobraźni i kreatywności.
Pozdrawiam.
JurekW.
A propos…
Skrajną postac holofilii wybrała partnerka L. DiCaprio w „Incepcji” ( alternatywna rzeczywistość – sen), holofilią użytkową mozna by nazwać to, co robili spoczywający w kapsułach bohaterowie „Awatara”, których sztucznie wytworzone ciała-awatary hasały po zaroślach egzotycznej planety. W „Matrixie” cała ludzkość została zmuszona do holofilii, natomiast Neo i jego koledzy wchodzili do alternatywnej rzeczywistości chcąc zrealizować konkretna misję – co nie znaczy, że aktywność w sztucznie wykreowanym świecie nie dawała im przyjemności ( zwłaszcza, że ci bardziej utalentowani mogli zasady funkcjonowania sztucznej rzeczywistości zmieniać ). W mojej wyobraźni jawi mi się podróż Titanikiem ( tym z powszechnie znanego filmu )i mogę uczestniczyć w toczącej się akcji: raz – wyłącznie jako obserwator ( fajne ), dwa – jako postać aktywnie zmieniająca tok wydarzeń ( rewelacyjne!).
Daleko wybiegłem poza teren znaczony muzyką – fakt. Termin: holofilia pisałem bez należnego mu cudzysłowia – fakt. Pokornie proszę o wybaczenie.
Chciałem umieścić wywołany temat na szerszym nieco tle.
Chętnie napisałbym parę słów o wyglądzie, materialnej powłoce pożądanych przez audiofili zabawek. Wydaje sie, że odgrywa on (wygląd znaczy) niebagatelną i nie do końca uświadamianą i rozumianą rolę ( mi osobiście kojarzy się to z… silna sugestią magicznych właściwości tychże sprzętów – przypomnijcie sobie np wygląd artefaktów Dan D’Agostino – magia, czysta magia!).
Czuję jednak, że trochę przesadzam – dopiero się zarejestrowałem, a już tyle… hm… napisałem. Raz jeszcze wszystkich pozdrawiam.
(Wiecej pisać nie będę – no chyba, że w reakcji na jakiś konkretny odzew.)
JurekW
Audiofilia – to podobnie jak filozofia – dąży do prawdy, prawdy przekazu, który tu jednak łaczy sie z sensoryczna rozkoszą. i to wielowymiarowo –
bo to i stacjonarnie- maja swój ołtarz poskładany z iluś tam elementów. Ciągłe szukanie- porównywanie – interkonektów, żródeł, przetornikow itd.
Drugi to zabawa w słuchawki. Własnie mam na głowie Hifimany z serii HE, doskonały Dac – i właśnie zadaje sobie pytanie – czy tylko wiernosć przekazu rzeczywistości, rozdzielczość, koherentność , itd. to wszystko składowe – ale powiem- te słuchawki pieszczą, nie tylko grają – one błogosławią … to hedonistyczny akt wzniesienia. O co mi chodzi … a o to ,ze to jest też aspekt doskonałości samej w sobie- bez wnikania w porównywanie do rzeczywistosci. To też wartosc dodana. Też , albo nawet samoistnie. To dążenie do doskonałosci , wykorzystywanie przez Cardasa „złotego podziału” … moze nawet doprowadzic do sprzęzenia zwrotnego wobec rzeczywistosci- poprawienie jej percepcji poprzez poprawienie, udoskonalenie własnej percepcji. Audiofilia to potrzeba przebudzonych …