Recenzja: Beyerdynamic A1

Beyerdynamic_A1_Front_Full   Kilka lat temu firma Beyerdynamic doznała akceleracji, oferując nie tylko nowe flagowe słuchawki, ale także słuchawkowy wzmacniacz, od czego wcześniej stroniła. Łatwo się domyślić, że chodziło o ożywienie wizerunku marki w obliczu narastającej mody na słuchawkową percepcję muzyki i stosowne do tego zainteresowanie tą częścią rynku innych dostawców elektroniki. Raz po raz opisując kolejne słuchawki wracam do tego i jakkolwiek nudnym to się już stało, stanowi tło wydarzeń, na które nie ma co utyskiwać albo zbywać milczeniem. Jednocześnie warto odnotować, że główny konkurent Beyerdynamica na europejskim rynku – Senheiser – kokosił się ze swoimi wzmacniaczami znacznie dłużej i po dziś dzień nie są one oferowane w Polsce, a jednocześnie mierzył z nimi znacznie wyżej, w każdym razie pod względem ceny. Sam Beyerdynamic uwinął się zaś gracko i swój wzmacniacz wypuścił jeszcze przed pojawieniem się modelu T1, bo już w 2010 roku. Posunięcie to było  słuszne i niesłuszne zarazem, o czym napiszę przy okazji brzmienia. A teraz o budowie.

Budowa

Beyerdynamic_A1_1

Frontem do klienta…

   Mimo iż znacznie tańszy od obu sennheiserowskich konkurentów, wzmacniacz A1 do tanich nie należy. Kosztuje prawie 3 800 złotych, co lokuje go z dużym zapasem po obu stronach w średnim segmencie cenowym. Jak na taką pozycję nie jest szczególnie okazały, ale recenzowany dopiero co Shiit Lyr dowodnie wykazał, że wielkość nie jest parametrem tak ważnym jakby się mogło wydawać. Co innego cena. Ta zawsze pozostaje istotna, toteż żądając od klienta sporej jakby nie było kwoty, trzeba się brzmieniowo i użytkowo wykazać na tle konkurencji. O brzmieniu będzie za chwilę, a teraz o wyglądzie i technice.

Stosunkowo niewielka obudowa jest w przypadku A1 zagospodarowana przyjemną estetyką i solidną technologią. Od estetycznej strony zwraca uwagę chwyt wzorniczy polegający na oprawieniu metalowego korpusu masywną podkową z tworzywa, urozmaicającą wygląd i czyniącą wyrób natychmiast rozpoznawalnym, a jednocześnie ułatwiającą przenoszenie i zabezpieczającą przed porysowaniem krawędzi. Ten pomysł należy więc uznać za bardzo dobry, tym bardziej, że czyni on A1 większym niż w istocie jest, dodając mu powagi i jednocześnie dzięki specjalnym szczelinom mocującym umożliwia zainstalowanie go w profesjonalnym stelażu studyjnym. Drugi estetyczny wyróżnik to wykończenie lakiernicze elementów metalowych drobniuteńkim barankiem, bardzo ładnym kiedy patrzeć nań z bliska i mimo srebrnej kolorystyki mającym odcień wolny od odczucia chłodu w kontakcie wzrokowym. To także się udało i spełnia pozytywną rolę. Na panelu przednim znajdujemy malutki włącznik główny, którego brak aktywności obwieszcza czerwono, a aktywność zielono świecąca ta sama dioda. Poza tym mamy tam oprawiony chromem wtyk słuchawkowy, a także dwa identyczne jak włącznik główny aktywatory wejść, również zaopatrzone w niebieskie tym razem diody aktywności. Dominującym akcentem jest niewielkie, bardzo twardo ale z przyjemną gładkością chodzące pokrętło potencjometru, pozwalające bez trudu precyzyjnie skalować poziom głośności, co u konkurentów o małych a lekko chodzących potencjometrach bywa trudniejsze. Na ściance tylnej są dwa wejścia i jedno wyjście, wszystkie RCA, przy czym obecność wyjścia pozwala wysterowywać coś mocniejszego, na przykład jakąś końcówkę mocy dla napędzania słuchawek ortodynamicznych.

Beyerdynamic_A1_2

…tyłem do klienta.

No i tyle. Brak jakichkolwiek ukłonów w stronę audiofilii komputerowej, jakichś USB czy Optical. Jest całkiem tradycyjnie i według dawnej mody, prostej i funkcjonalnej, bo przecież każdą porządną komputerową kartę dźwiękową powinno dać się do wejść RCA podłączyć.

Sumarycznie biorąc powierzchowność, jest przyjemna, a całość sympatyczna i poręczna. Tylko diody świecą stanowczo zbyt mocno.

Gdy chodzi o stronę techniczną, w dwuipółkilogramowym urządzeniu zainstalowano średniej wielkości trafo Noratela, powszechnie stosowany potencjometr Alps „Blue Velvet” i przede wszystkim dwa (po jednym na kanał) obwody scalone MC33078 ST Microelectronics. W konstrukcji użyto też tranzystorów bipolarnych a nie MOS-FET, co powinno skutkować w warstwie brzmieniowej stylem tranzystorowym i brakiem ocieplenia, a w warstwie użytkowej większą trwałością, bo jak się ostatnio dowiedziałem tranzystory MOS-FET tracą po czterech latach około połowę emisji i powinny być en bloc wymieniane w każdym urządzeniu w którym zostały zastosowane.

Patrząc całościowo, czyli audiofilskim testem wzrokowym na ilość powietrza w obudowie, można ocenić, iż wnętrze A1 nie jest przesadnie wypełnione, ale i nie pustawe. Takie sobie średnio pełne i porządnie zorganizowane. Przy okazji warto wspomnieć, że tak często chwalona przez audiofilów i poczytywana przez nich za znamię lepszości obfitość komponentów elektronicznych bynajmniej nie świadczy o jakości brzmienia. Wręcz przeciwnie – wzmacniacz to nie komputerowa płyta główna. Tutaj prostota układu z reguły oznacza lepsze brzmienie, a na komplikacjach tylko się traci. Znawcy tematu wiedzą, że podobnie jak w matematyce cała sztuka polega na upraszczaniu, a nie komplikowaniu.

Przejdźmy do brzmienia.

Brzmienie

Beyerdynamic_A1_4

Stworzeni (no, prawie) dla siebie

   Muszę w tym miejscu poczynić uwagę, która powinna była się znaleźć na samym początku, ale z chytrości się nie znalazła. Recenzja ta jest ułomna. Nawet kulawa jest bardzo i kiedyś trzeba będzie ją uzupełnić. O co chodzi. Na opakowaniu wzmacniacza znajdujemy następującą uwagę: „RECOMENDED HEADPHONE BEYERDYNAMIC T1”. No a Beyerdynamic T1 nie ma. Zwyczajnie nie ma. Dystrybutor tłumaczy to faktem, że są produkowane seriami, a teraz właśnie jest taki okres, kiedy jedna seria już się skończyła, a drugiej jeszcze nie ma. I to nie ma mimo nalegań już od pół roku. Oczywiście w niektórych sklepach jeszcze można znaleźć, ale u dystrybutora nie ma, a do recenzji towar bierze się od dystrybutora a nie ze sklepu. Trochę dziwna to polityka, ale nie jest ona moją sprawą, tylko wytwórcy i potencjalnych nabywców, bo sklepy chcące je teraz dla kogoś sprowadzić podobnie jak ja odejdą z kwitkiem. Lecz że koniec końców jako recenzenta mnie także to wszystko dotyka, daję tu wraz swemu niezadowoleniu, nie mogąc wypróbować wzmacniacza ani z T1, ani z podobnie nieuchwytnymi T5p, których pozyskać ani pożyczyć sposobu nie znalazłem. Ech… Tym bardziej to stresujące, że wytwórca wie pewnie co robi pisząc taką rekomendację, bo wzmacniacz z pewnością pod swoje wyroby stroił i z T1 bez wątpienia osiąga on maksimum możliwości. A niech to dunder …

Beyerdynamic_A1_8

W stanie gotowości

Ale nic, mam przynajmniej T90, lecz o nich będzie dopiero za chwilę, a zacznijmy od wpięcia A1 w Asusa Xonara kablami Ear Stream i podłączenia mu  wrogich, konkurencyjnych Sennheiserów HD 600. Nim to nastąpi przytoczę jeszcze tylko opinię wzmacniacza o samym sobie, wyrażoną na stronie internetowej wytwórcy. Stoi tam, że jest on dopasowany impedancyjnie do każdych słuchawek z przedziału 30 – 600 Ohm, a jego umiejętność przetwarzania sygnału o częstotliwości 96 kHz pozwala wykorzystywać potencjał brzmieniowy płyt SACD i DVD Audio. No to jazda, Xonar mu zaraz taką częstotliwość zaaplikuje.

Z kartą Asus Xonar STX

Beyerdynamic_A1_9

Ognia z pierwszego kanału!

   Już, już, zaraz napiszę jak to zagrało, ale najpierw poczynię jeszcze jedną uwagę. Chodzi o to, że w wielu prasowych i internetowych  recenzjach można znaleźć wyrażone wprost albo między wierszami rozczarowanie, że taki sławny producent, tak wielkie oczekiwania, a tu nic takiego, nic wielkiego, zwyczajne tralala, tyle że dokładne i neutralne, ale absolutnie nic poza tym. Byłem zatem nastawiony sceptycznie, niczego specjalnego nie oczekując. Pewnie pomyślicie, że napiszę teraz słowo „tymczasem” i roztoczę wizję audiofilskich cudowności, w które zmuszeni będziecie uwierzyć, bo przecież pan recenzent wie lepiej, zna się na rzeczy, miał do czynienia i w ogóle. Albo też chytry jest bardzo, pod komercję się cwanie ustawia i żerując na cudzej naiwności ciągnie kasę, tak więc wszystko co pisze to tylko kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa.

Możecie sobie wybierać co chcecie, a ja powiem tak: trochę mnie to brzmienie w tej sytuacji zaskoczyło, bo wyobrażałem sobie, że z innymi słuchawkami niż jakieś Tesle, a już z kartą komputerową szczególnie, zabrzmi to kaleko i nieciekawie.

Beyerdynamic_A1_10

Nie działa!? A, potencjometr…

Zacznijmy od tego, że lepiej zagrało przy częstotliwości próbkowania 96 kHz. Nieznacznie, jednak lepiej. Trochę żywiej, nieco naturalniej. Bardzo rzadka to sprawa, bo przeważnie wyższe próbkowanie oznacza denaturalizację, wyostrzenie i przejaskrawienie. Ale nie tym razem. Pod tym względem Beyerdynamic dotrzymał słowa i wyższe próbkowanie oznacza u niego wyższą jakość. Poza tym wcale z Sennheiserami nie było jakoś tragicznie czy nawet słabo. Pojawił się dźwięk nasycony, dobrze wyważony i pięknie wyrażony w sferze sopranowej, która poszybowała w kosmos, a jeszcze do tego przekaz był energiczny i dźwięczny. W bezpośrednim porównaniu niemal nieodróżnialny od produkowanego przez dwakroć droższego ale i znacznie lepiej wyposażonego Bursona Conductora (też podpinanego kablami RCA), i co najwyżej w śladowy sposób mniej nasycony tudzież gęsty, a także o nieco wyższej tonacji i wyżej wzlatujących sopranach. Tak więc Beyerdynamic wykazywał lekką skłonność ku profesjonalnej analityczności, a Burson do audiofilskiego grania, ale różnica była tak nikła, że nie warta opisania inaczej niż poprzez zaledwie kilka, góra kilkanaście procent.

Beyerdynamic_A1_11

Może nie ogień, ale całakiem ciepło

Podpięte zaraz potem HD 650 zagrały nieco ciemniej i ze średnicowym akcentem, co przy specyfice Beyerdynamica znakomicie wypadło, czyszcząc pole opisu dawnego sennheiserowskiego flagowca z często stawianych mu zarzutów o przymglenia czy brak konturów. Burson miał wprawdzie więcej basu, ale Beyerdynamic wypadał w sposób bardziej wyważony, choć z drugiej strony Bursona słuchało się jednak trochę przyjemniej. W sumie było to to samo prawie granie, u Beyerdynamica mające nieco więcej sopranów, a u Bursona trochę więcej basu, ot i cała różnica.

Z kartą Asus Xonar STX cd.

Beyerdynamic_A1_12

Dwóch NIemców na jednego Francuza

   Sięgnijmy teraz po coś od samego Beyerdynamica, a konkretnie po słuchawki Custom One Pro. Kurczę, ależ one są dobre i do tego za takie sympatyczne pieniądze. Aż szkoda je wciągać w porównania przed ich własną recenzją, ale co robić kiedy T1 są nieuchwytne. Może i ten ich regulowany bas ustawiony na max albo w pobliżu nie jest całkiem naturalny, ale słucha się bardzo miło. Najlepsze technicznie są jednak w położeniu neutralnym, kiedy żadne zniekształcenia nie występują. Grały te niedrogie Custom One Pro w tym samym przedziale jakościowym co słuchawki poprzednie, ale im z kolei Burson jednoznacznie bardziej się przysłużył, lepiej nasycając średnicę i równie dobrze śrubując soprany.

Znakomicie wypadły też AKG K701Q, kto wie czy nie lepiej na A1 niż Bursonie; tak bardziej konkretnie, zamaszyście i z lepszą widocznością tego co w tle, chociaż mniej gęsto, a przy tym  u obu przestrzennie i bogato. Czyżby te słuchawki swoim zwyczajem ożywały dopiero po kilkuset godzinach? Na to wygląda i na to wybrzmiewa.

Ogólnie biorąc spokojnie i bez ryzyka można zsumować, że na wszystkich dotychczasowych słuchawkach różnice między wzmacniaczami były bardzo nikłe i pozbawione wyraźnego akcentu poza wspomnianym przesunięciem tonacji, wyższej u Beyerdynamica a niższej u Bursona.

Udajmy się wreszcie do czegoś co posiada technologię Tesla, czyli Beyerdynamica T90.

Beyerdynamic_A1_13

Czarna owca? Bynajmniej!

One są bardziej rozdzielcze od poprzednich i wymagają jakiegoś kwadransa przyzwyczajenia, żeby zacząć czerpać z tego pełną przyjemność na trudniejszym materiale, takim archiwalnym, kiepsko-plikowym, albo źle nagranym. Pierwsze co natychmiast zwraca uwagę, to bezproblemowe przełamanie naprężenia ich membran przez własny wzmacniacz. Wiedzą sąsiedzi co w domu siedzi, zna Beyerdynamic własne słuchawki. Tu żadna podwyższona sztywność magnetyczna nie przejawia swej obecności, a potężne magnesy Tesla wprzęgnięte zostają w produkcję muzyki bez szemrania i ospałości. Zarazem nie można powiedzieć, żeby Burson jakoś w tym względzie odstawał. Przeciwnie i wbrew oczekiwaniom z T90 właśnie on zagrał nieco lepiej, bardziej bogato i piękniej, z bliższym pierwszym planem i bardziej bezpośrednim atakiem na słuchacza. Pamiętać tylko należy żeby ustawiać go na średnie wzmocnienie a nie minimalne, z którym jest dla T90 za słaby. To jednak nie zmienia faktu, że także znacznie tańszego A1 należy ocenić bardzo wysoko i uczciwie przed sobą przyznać, iż zagrał dużo powyżej zaniżonych cudzymi opiniami oczekiwań.

Z odtwarzaczem CD

Beyerdynamic_A1_14

Słuchawkowy ekwilibrysta

   Skoro z komputerem i groźnym sparingpartnerem Bursonem poszło Beyerdynamicowi A1 tak dobrze, że precz poszły narosłe skutkiem czytania cudzych recenzji obawy o jego marność, rzućmy mu większe wyzwanie i niech się zmierzy z ASL Twin-Head.

Swoim zwyczajem podpiąłem obu konkurentów do Sony 222ES, by sygnał mieli identyczny, bo nie chodziło o jak najlepsze brzmienie, tylko o porównanie wzmacniaczy.

Zacząłem od AKG K701Q. Nie powiem żebym całkiem żałował tego porównania, ale odczucie, że za wysoko zawiesiłem poprzeczkę jednak się pojawiło. No nic, trudno – jak już zacząłem, to dokończę. Cztery razy droższy wzmacniacz lampowy brzmiał inaczej. Nie napiszę, że była to różnica klasy, bo czymże jest ta „klasa”, którą tak często recenzenci i audiofile szermują, w związku z czym co i rusz można na forach i w recenzjach przeczytać, że coś tam zagrało dwie klasy lepiej, pozamiatało, zniszczyło, unicestwiło. Siłą nawyku człowiek nabywa pod wpływem tego takiego stylu postrzegania i pisania. Oczywiście kiedy brać do porównania sprzęt marny z dobrym, tego rodzaju opinie są jak najbardziej zasadne, ale przeważnie w audiofilskich debatach dotyczy to sprzętu dobrej jakości i tylko zwolennicy jednych klocków wmawiają zwolennikom innych, że coś zostało pozamiatane i różnica trzech klas jak nic była.

Dobrze, zostawmy te klasyfikacje. Ważne, że wzmacniacze zagrały odmiennie oraz to jak ta rzecz wyglądała w szczegółach. Scharakteryzowanie tego okazuje się bardzo trudne. Można oczywiście odwołać się do banalnych stwierdzeń ogólnych w rodzaju: wzmacniacz lampowy, jak na lampy przystało, grał stylem bardziej lampowym, czyli bardziej zmysłowo, z bardziej kobiecymi wokalistkami i większą muzykalnością. Ale gdyby uczynić tego rodzaju wykład komuś niezwiązanemu z tematyką, to chyba niewiele by z tego wyniósł na własny użytek i zrozumiał. Trzeba się zatem bardziej wysilić i dokładniej sprawę zobrazować. Zacznijmy od tego, że nie było różnicy pod względem dynamiki, ale dźwięk lampowca był bardziej giętki, ładniej się modelując i wierniej odtwarzając rzeczywiste walory muzyki. Gładszy na powierzchni, a zarazem głębszy. Poza tym dźwięk tranzystora miał takie lekkie wewnętrzne dudnienie, od którego lampa całkowicie była wolna. Na tych dwóch głównych przesłankach opierało się to wszystko co wymieniłem poprzednio – muzykalność, realizm i powab.

Beyerdynamic_A1_16

Austriak też się przyłączy

Przejście z K701Q na HD 600 oznaczało duży przyrost jakości samego brzmienia i jednoczesne zmniejszenie różnicy pomiędzy wzmacniaczami. Naprawdę nie wiem o co chodziło innym oceniającym z tym rzekomo boleśnie neutralnym a nawet zwyczajnie kiepskim stylem gry u A1. Sennheisery HD 600 zagrały cieplej od AKG, ze zdecydowanie bogatszą średnicą i tą jakże przyjemną chropowatością powierzchni. Zaakcentujmy wyraźnie: Nie szorstkością tylko chropowatością, będącą następstwem głębszej tekstury.

Z kolei na HD 650 różnica znów skoczyła nieco do góry, bo bardziej pogłębiony dźwięk wzmacniacza lampowego bardziej pieścił uszy i silniej inspirował muzyczną wyobraźnię. Przejdźmy w takim razie do słuchawek samego Beyerdynamica. Właściwie nic nowego nie ma do napisania poza tym, że Custom One Pro bardzo dobrze spasowują się ze swoim firmowym wzmacniaczem, podobnie jak oba Sennheisery grając dźwiękiem lekko ocieplonym, szczegółowym i ujmującym. Zaznaczył się też u nich wyraźny akcent basowy, mocniejszy nawet niż u HD650, a różnica pomiędzy wzmacniaczami zachowała dokładnie poprzedni charakter.

Nie mając zalecanych T1 musiałem na koniec porównań zadowolić się T90. Na podstawie tego jak grały można dojść do wniosku, że z T1 byłoby to już brzmienie czysto high-endowe, ale z T90 też było właściwie takie.

Beyerdynamic_A1_18

W końcu towarzystwo jest zacne

Napisałem na wstępie, że Beyerdynamic wypuszczając swój wzmacniacz przed pojawieniem się modelu T1 postąpił słusznie i niesłusznie. Słusznie, bo przygotował na własnym poletku grunt pod nowego flagowca; niesłusznie, bo naraził się na zaniżone opinie o samym wzmacniaczu. Niewątpliwie został on skonstruowany z myślą o przetwornikach Tesla, współpraca z którymi jest jego powołaniem. To się rzuca w uszy od razu i nie ma co do tego wątpliwości. Jedno pod drugie było strojone, a współpraca przebiega bez zarzutu. W efekcie nie pojawia się żadna nadmierna twardość czy naprężenie brzmieniowe, do czego przetworniki Tesla mają tendencję. Dźwięk okazuje się elastyczny i powabny jak z dobrą lampą, a przy tym energiczny, bardzo szczegółowy i dynamiczny. W dodatku przejawiła się też u T90 rzadko u nich widywana w takim rozmiarze przestrzeń i coś co można nazwać głębszym muzycznym oddechem. Krótko mówiąc własny wzmacniacz scalał w jedno walory techniczne z muzycznymi, pozwalając cieszyć się słuchaniem bez żadnych narzucających się „ale”. Fakt, że bardzo droga lampa szła jeszcze trochę dalej w niczym nie umniejsza jego osiągnięć zważywszy jak wielka była cenowa różnica. Uwagę zwracała też duża ilość powietrza w dźwięku i całościowa siła muzycznej atrakcji jaką T90 z A1 częstowały. To jest po prostu dobry wzmacniacz, wcale nie grający jałowo czy nudziarsko neutralny, tylko z nutką ciepła i wysoką klasą ogólną. Za podobne pieniądze można natrafić na wzmacniacze dużo gorsze a mające pozytywne oceny. Naprawdę, możecie mi wierzyć.

Podsumowanie

Beyerdynamic_A1_19   Dobrze to wszystko poszło, bowiem przykrą rzeczą by było musieć napisać, że sam Beyerdynamic dał plamę. Nie znajduję niczego przyjemnego w pisaniu recenzji krytycznych, przestrzegających przed zakupem. Ostatecznie nikt się nie bierze za robotę po to by była nieudana, a opracowanie wzmacniacza czy słuchawek wymaga dużego nakładu pracy i dużych pieniędzy. Kiedy wychodzi z tego na końcu bubel, każdemu powinno być przykro i tylko konkurencja prawem kaduka może wówczas zacierać ręce. Tym razem na szczęście tak nie było, choć gdyby napisać, że kto jak kto, ale sam Beyerdynamic mógł nieco bardziej zabłysnąć skoro już za wzmacniacz słuchawkowy się zabrał, nic dziwnego by w tym nie było. Jednak czepiać też nie ma się czego. Zwłaszcza, że ze słuchawkami o przetwornikach Tesla gra ten A1 naprawdę bardzo dobrze, a na opakowaniu, co prawda tylko małym druczkiem, ale jest napisane w odniesieniu do jakich słuchawek go wykonano. Co w tym wszystkim jest najważniejsze, to to, że wzmacniacz nie jest jałowo neutralny i studyjnie nudny, tylko nosi w sobie iskierki ciepła i muzykalności, a im do lepszego źródła się go podepnie, tym bardziej da się to odczuć. Podpinałem go później do Cairna i Accuphase DP-510, toteż mogę to z ręką na sercu powiedzieć. Beyerdynamic A1 to nie żadna muzyczna woda destylowana, tylko coś zdecydowanie bardziej esencjalnego. Wprawdzie nie o pogłębionym lampowym aromacie, ale w odbiorze jak najbardziej przyjemnego i skłaniającego do słuchania.

 

W punktach:

Zalety

– Bardzo dobre brzmienie z dedykowanymi słuchawkami o przetwornikach Tesla.

– Dobre także z innymi.

– Brak problemów ze sferą sopranową.

– Doskonała szczegółowość.

– Mimo tranzystorowej konstrukcji i profesjonalnego pochodzenia oznaki audiofilskich ciągot.

– Ładne wzornictwo.

– Sprawdza się z kartami komputerowymi.

– Porządne wykonanie.

– Wysokiej jakości podzespoły.

– Renoma marki.

– Made inGermany.

– Polski dystrybutor.

Wady

– Zdecydowanie za ostro świecące diody.

– Brak nowszego typu przyłączy.

– Nie zyskał wysokiej pozycji rynkowej.

– Sporo kosztuje.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

konsbudhifi

Dane techniczne:

Impedancja wejściowa: 50 kΩ

Maksymalne wzmacnienie: 18 dB

Pasmo przenoszenia: 1 Hz – 100 kHz (-1 dB)

T.H.D:  0.001%  (170 mW / 250 Ω)

Separacja kanałów: > 89 dB

Moc wyjściowa: 100 mW / 600 Ω, 170 mW / 250 Ω, 150 mW / 30 Ω

Stosunek szumu do sygnału: > 100 dB

Impedancja wyjściowa: 100 Ω headphone output

Zużycie energii: 15 W

Przyłącza: wyjście słuchawkowe, 1 Line output, 2 Audio inputs (gold-plated RCA sockets)

Wymiary: 250 x 225 x 50 mm

Waga: 2.3 kg

Cena: 3 799 zł.

Dystrybucja: Konsbud Hi Fi.

 

System:

Źródła: Asus Xonar Essence STX, Sony 222ES, Cairn Soft Fog V2, Accuphase DP-510

Wzmacniacze: Beyerdynamic A1, Burson Conductor, ASL Twin-Head

Słuchawki: AKG K701Q, Beyerdynamic Custom One Pro & T90, Sennheiser HD 600 & HD 650

Interkonekty: Acrolink 8N-A2080III Evo, Ear Stream Signature-RCA,TaraLabs Air1

Pokaż artykuł z podziałem na strony

6 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic A1

  1. Cristine pisze:

    Woah! I’m really digging the template/theme of this site.

    It’s simple, yet effective. A lot of times it’s hard to get that
    „perfect balance” between user friendliness and visual appearance.
    I must say you have done a very good job with this.

    Additionally, the blog loads very fast for me on Opera.
    Superb Blog!

  2. Jenny pisze:

    I visited multiple weeb pages but the ahdio quality for audio songs current
    at this web page is really wonderful.

  3. spell book pisze:

    I have been surfing online more than three hours today, yet I never found any interesting article like yours.
    It is pretty worth enough for me. In my opinion, if all web owners and bloggers made good content as you did, the internet will be much more useful than
    ever before.

  4. I really like your blog.. very nice colors & theme.
    Did you make this website yourself or did you hire someone
    to do it for you? Plz respond as I’m looking to create my own blog and would like
    to find out where u got this from. cheers

  5. Juliane pisze:

    I loved as much as you will receivee carried out right
    here. The sketch is tasteful, your authored material stylish.
    nonetheless, you command get got an impatience over that you wish be delivering the
    following. unwell unquestionably come more formerly again since exactly the
    same nearly very offten inside cae you shield this hike.

    My web blog – wizard101 crown generator download –Juliane

  6. Keep on writing, great job!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy