Recenzja: Ultrasone Signature Pro

Ultrasone_Signature_Pro_05   

Z firmą Ultrasone łączy mnie związek uczuciowy, wynikający z faktu, że przez długi czas mymi flagowymi słuchawkami były Ultrasone Edition9, które wyparły z tej roli także darzone silnym uczuciem Grado RS-1, tak jak te wyparły wcześniej Sennheisery HD 650, które zastąpiły, czy może raczej wsparły, Sennheisery HD 600, które z kolei zajęły miejsce Staksów, które to Staksy uległy technicznej anihilacji skutkiem podeszłego wieku, a niegdyś dawno, dawno temu zdetronizowały AKG K240, które…

Miało się w życiu parę słuchawek i kilku słuchało. Teraz, kiedy te Signature trzymam w rękach, od razu napływa wspomnienie Edition9, ponieważ jest to dokładnie ten sam wzór konstrukcyjny, a jedynie nieco inne surowce. Tak naprawdę Signature Pro nie pochodzą jednak od nie produkowanych od kilku lat Edition9, tylko jedne i drugie wywodzą się z jeszcze starszego modelu Edition7, bo to nim na początku swej działalności firma Ultrasone podbijała w pierwszych latach XXI stulecia serca słuchawkowych melomanów wyjątkowym brzmieniem sprawianym innowacyjnym systemem S-Logic, atakując jednocześnie ich kieszenie paszczą gotową pożerać tysiące dolarów, a oczy ciesząc wyglądem zdobnym w wysokiego poziomu wzornictwo i najwyższej klasy surowce. Owe Ultrasony Edition7 miały edycję limitowaną, która przerodziła się w nielimitowane Edition9, zdaniem osób badających zagadnienie różniących się jedynie okablowaniem, w przypadku Edition7 bardziej zaawansowanym technologicznie i kosztownym. Różnica dotyczyła także kolorystyki, w odniesieniu do Edition7 bardziej ekstrawaganckiej i wzrok rwącej kontrastem, a w przypadku Edition9 przez elegancką jednolitą czerń zdominowanej, ale także surowcowo bardzo zasobnej i pyszniącej się najwyższą jakością.

Wspomnienia poprowadziły mnie właściwą ścieżką, wiodącą nie tylko ku przeszłości ale i przyszłości. Na stronie firmowej Ultrasona możemy bowiem przeczytać, że stanowiący najbliższą ich przyszłość model Signature Pro właśnie od modelu Edition9 pochodzi i jest jego skromniejszą materiałowo wersją, ukierunkowaną nie na cieszenie wzroku tylko bezproblemowe codzienne użytkowanie przez profesjonalistów. Zaznaczmy tutaj od razu, że model Edition9 także chlubił się profesjonalnym rodowodem i lansowany był między innymi przez właśnie profesjonalną firmę SPL, jako najlepszy partner dla ich znakomitego wzmacniacza słuchawkowego Phonitor. Chwalili go także realizatorzy dźwięku oraz liczna rzesza wielbicieli wywodzących się spośród zwykłej braci użytkowników słuchawek. Tak więc model Edition9 powraca i to w wydaniu łatwiejszym do skonsumowania w sensie finansowym. Brzmienia jednych i drugich słuchawek okazują się w tej sytuacji bardzo zbliżone, a czy w ogóle się różnią, nad tym będziemy się zastanawiali w stosownym dla brzmienia rozdziale o brzmieniu. Teraz przejdźmy do wyglądu, wygody i oblicza technicznego nowego wcielenia dawnych Edition.

Budowa

Ultrasone_Signature_Pro_07

Opakowanie – Meisterstück!

   O ile sam całościowy pokrój względem Edition9 i Edition7 mają nowe Signature Pro właściwie identyczny, o tyle pewne aspekty konstrukcyjne okazują się miejscami odmienne. Kabel na przykład doprowadzony jest tylko do lewej muszli i odpinany, jak to u profesjonalnych słuchawek często ma miejsce. Nie ma także dwużyłowego wyglądu, tylko zwykłej okrągłej rurki. W komplecie jest za to drugi, o połowę krótszy półtorametrowy zamiennik zakończony małym jackiem, pakowany wraz ze słuchawkami nie do metalowej jak u Edition9 czy drewnianej jak u Edition7 szkatułki, tylko do sztywnego etui na zamek błyskawiczny z dobrego jakościowo czarnego tworzywa. Także niezwykle ongiś eksponowane przez producenta pady ze skórki etiopskich jagniąt zastąpiono tutaj takimi od owiec długowłosych, czyli fachowo się wyrażając merynosów, przy czym te nowe są trochę skromniejsze wizualnie i nie tak chłodne w dotyku, ale wciąż bardzo przyjemne. Skromniejsze jest też samo pokrycie muszli – matowe a nie lustrzane – choć ich epicentrum nad samym przetwornikiem wciąż pozostało błyszczące i zdobne w logo firmy z zamaszyście wypisaną nazwą Signature Pro. W sensie wygody poza wspomnianym mniejszym chłodem zwraca uwagę zdecydowanie słabszy nacisk pałąka, co z satysfakcją odebrałem, jako że ten z modelu Edition9 był nieakceptowalnie silny i wymagający przystosowawczego rozginania. Nie było to jakoś trudne, ale niepotrzebnie irytujące i niemożliwe do zastosowania w nie własnych, przybyłych jedynie na test egzemplarzach. W dalszym ciągu można natomiast wdrożyć chwyt z podłożeniem czegoś (na przykład kawałka płaskiego kabla) pod pady, by je lekko unieść ku górze, umożliwiając małżowinom wsunięcie się pod nie celem zbliżenia kanału słuchowego do przetwornika. W nie swoich słuchawkach niczego takiego rzecz jasna nie próbowałem, ale ewentualnym nabywcom polecam ten prosty i odwracalny mod, pozwalający zagęszczać dźwięk. Mod ten wynalazł i rozpropagował amerykański dystrybutor Ultrasona i z powodzeniem we własnych Edition9 go stosowałem.

Warto przy okazji poruszyć kwestię relacji między małżowiną uszną a dźwiękiem, które to relacje stanowią istotę działania systemu S-Logic, będącego oryginalnym patentem i chlubą firmy Ultrasone.

Ultrasone_Signature_Pro_08

Żeby nie było żadnych niedomówień

Do czego nam, ludziom, potrzebne są uszy odstające od głowy? – pyta w filmie reklamowym reprezentujący markę Ultrasone spiker. I sam sobie odpowiada:  – By zyskać słyszenie kierunkowe i móc dzięki niemu oceniać odległość oraz stronę z której dany dźwięk nadchodzi. Tymczasem zwykłe słuchawki wstrzykują dźwięki prosto do kanału słuchowego, w bardzo tylko nieznacznym stopniu albo jak w przypadku słuchawek dokanałowych wcale nie korzystając z tej naturalnej adaptacji umożliwiającej lepszą orientację słuchową i wzbogacanie świata dźwięków. To między innymi dlatego niektórzy ludzie w ogóle słuchawek nie akceptują, nie potrafiąc się odnaleźć w tej nienaturalnej sytuacji. Pewnym remedium na taki niezadowalający stan rzeczy są próby stosowania dużych komór rezonansowych i odginania przetworników od osi głowy, by dźwięk napływał z możliwie największego oddalenia i nie całkiem na wprost. Próbowano także mieszać sprzętowo kanały stereofoniczne, czego przykładem są wzmacniacze przywoływanego już tutaj SPL, a także Grace Design. Jeszcze innym rozwiązaniem są płyty nagrywane specjalnie dla słuchawek, na których muzyczny materiał został przyrządzony w taki sposób by naśladował otwartą przestrzeń dźwiękową. Firma Ultrasone miała jednak pomysł całkiem odmienny i można domniemywać, iż był to pomysł dla niej założycielski, bo to na nim postanowiła ufundować swój rynkowy sukces. Pomysł polegał na zastosowaniu metalowej grodzi oddzielającej przetwornik od ucha. Gródź  ta ma kształt okrągły, bo okrągły jest sam przetwornik. W tym metalowym kółku znajduje się kilkadziesiąt różnej wielkości otworów, których usytuowanie wygląda na nieregularne, a stanowi efekt prac badawczych nad wpływem takiej podziurkowanej grodzi na percepcję słuchową. Dźwięki przechodzące tylko poprzez specjalnie usytuowane nad małżowiną niewielkie otwory ulegają na tej małżowinie rozproszeniu, co przypomina sytuację gdy w stanie naturalnym docierają do ucha z różnym natężeniem i z różnych kierunków. Jedni odbierają takie dziurkowane słyszenie lepiej, zgłaszając zasadniczą odmienność, inni natomiast relacjonują, że różnica wydaje się im niewielka i mało znacząca. Jednak niezależnie od stopnia każdy może tę różnicę usłyszeć i jest ona w sensie pozycjonowania i separowania źródeł niewątpliwie wpływowa, chociaż w modelach Edition8, 10 i 12 nowsza wersja S-Logic daje wrażenia znacznie bardziej słyszalne. Do tych różnic jeszcze wrócimy, a teraz z konieczności tylko dopiszę, że model Edition8 jest późniejszy czasowo niż Edition9 i to w nim ulepszony system S-Logic po raz pierwszy został zastosowany. Piszę to by nikt nie posądził mnie o głupotę, co jest oczywiście zawsze do wykonania i czego nikomu nie odmawiam, ale może niekoniecznie na kanwie zwariowanej numeracji słuchawek Ultrasona.

Ultrasone_Signature_Pro_10

A w futerale…

Odnośnie tego S-Logic warto dodać, iż sam jego pomysłodawca zalecał posiadaczom zaopatrzonych weń słuchawek nie słuchanie innych, by nie narażać na szwank kształtującego się w miarę upływu czasu coraz lepszego przystosowania, które to przystosowanie po kilku tygodniach przybierać miało formę bardziej zaawansowaną. Sam tego zalecenia jako użytkownik modelu Edition9 jednak nie przestrzegałem, cały czas mając do czynienia z innymi ciekawymi słuchawkami i nie mogąc się powstrzymać od ich słuchania. Niewykluczone jednak, że coś takiego faktycznie ma miejsce i osoby cierpliwsze mogą to na sobie wypróbować, bo a nuż warto.

Z kwestii użytkowych pozostała nam jeszcze ocena ogólna. Słuchawki są dosyć lekkie i całkiem wygodne, zwłaszcza kiedy te pady podepchnąć i mościć pod nimi uszy. Aparycję mają przyjemną, chociaż bez żadnych pretensji do luksusu, a nade wszystko wyglądają na trwałe. Kontakt z podłożem gdy je odkładać mają poprzez pady i plastikowe obramowanie, tak więc ani o uszkodzenie własnej powłoki lakierniczej, ani o draśnięcie tego na czym zostały położone nie trzeba się martwić, co wcale nie stanowi w przypadku słuchawek normy a jest rzeczą ważną. Można nawet rozgiąć muszle całkowicie na boki i położyć je padami na płask, bardzo już profesjonalnym stylem.

W sumie zatem mamy faktycznie do czynienia ze słuchawkami o przeznaczeniu profesjonalnym, dostosowanymi do długotrwałego używania w warunkach studyjnych. Nawet przy upadku z dużej wysokości na twarde podłoże nic im się raczej nie stanie, kabel mają długi, na głowie siedzą solidnie, budowę posiadają zamkniętą a wygodę akceptowalną. Jest jeszcze jedna rzecz ważna, a nawet dwie. Po pierwsze system S-Logic chroni słuch przed uszkodzeniem. Przy tych samych poziomach głośności ucho jest tu bezpieczniejsze aż o kilkadziesiąt procent, co wydaje się bardzo istotne, zwłaszcza w przypadku osób lubiących bardzo głośne granie. W tym względzie nie ma chyba nawet alternatywy i koniecznie należy się zaopatrzyć w któryś z wysokich modeli Ultrasona o ile chce się często słuchać na koncertowych poziomach głośności, tym bardziej, że do muzyki rockowej wszystkie świetnie pasują, a to miłośnicy rocka przede wszystkim lubią sobie pohałasować. Druga rzecz to wpływ pola magnetycznego. Wpływ ten słuchawki Ultrasona dzięki odginaniu tego pola na zewnątrz głowy redukują w stopniu zasadniczym, sięgającym dziewięćdziesięciu procent, tak więc każdy kto żywi obawy o swe zdrowie podczas używania słuchawek tu znajdzie remedium. Trzeba w tej sytuacji przyznać, że naszym Ultrasone Signature Pro nie brak zalet, a sama firma je produkująca niejedno ma do zaoferowania.

Ultrasone_Signature_Pro_11

…Ultrasone Signature Pro!

Przejdźmy do zagadnień stricte technicznych. Zwraca uwagę niemal ścisła analogia pomiędzy Signature Pro a Edition7/9. Wszystkie parametry są identyczne lub niemal identyczne, a jedynie górny zakres przenoszenia częstotliwości w nowszych słuchawkach został podniesiony z 35 na 42 kHz. Są to zatem, można rzec, poddane jedynie lekkiemu odchudzającemu liftingowi generalnie te same słuchawki, uboższe nieznacznie materiałowo, a za to tańsze i mniej podatne na uszkodzenia. Najważniejszy zapewne w tym wszystkim kabel jest łatwy do zastąpienia lepszym, a czy magnesy i membrany w modelu z nazwy profesjonalnym są słabsze jakościowo niż u tych dawnych Edition, tego się będzie można domyślać po samym dźwięku, bo analizy patomorfologicznej nikt bodaj nie przeprowadzał, a sam producent się zapewne nie przyzna. W sytuacji innego okablowania i tak to pozostanie nawiasem mówiąc czystym domysłem i szkoda nawet atramentu na takie technologiczne spekulacje.

Na koniec rozdziału o technologii ze swej strony tylko dorzucę, że recenzentom jest oczywiście przyjemniej i łatwiej pisać o słuchawkach poddanych modyfikacji udoskonalającej niż takiej surowcowo odchudzającej i obniżającej cenę. Jednak ogólnie rzecz biorąc w sensie konstrukcyjnym słuchawki pozostały te same, a ich niższa cena i większa odporność na uszkodzenia stanowią łakomy kąsek, pozwalając za znacznie mniejsze pieniądze cieszyć się czymś, co kiedyś stanowiło szczyt słuchawkowego luksusu, w przypadku modelu Edition7 wycenianego na ponad trzy tysiące dolarów. Tak więc ostatecznie, jak zawsze zresztą, o wszystkim zadecyduje dźwięk. Czy jest analogiczny do tego od antenatów?

Brzmienie

Ultrasone_Signature_Pro_13

Forma klasyczna dla słuchawek studyjnych

   Tyle mam wzmacniaczy pod ręką, że strach jaki wybór. Niech zatem wybiera przypadek, a w ramach tej koncepcji po linii najmniejszego oporu idącej użyję tych akurat podpiętych do źródeł. Wezmę zatem spiętego z komputerem Myteka, co to się jeszcze po własnej recenzji nie wypiął i podłączonego do odtwarzacza własnego ASL Twin-Head.

Na początek jak zawsze komputer.

 

Z PC-tem

Samowystarczalny Mytek podpięty wysokiej jakości kablem USB do solidnie zaopatrzonego w podzespoły komputera stanowi rękojmię dobrej jakości brzmienia jakie można uzyskać w takich warunkach. Przystąpmy zatem do rzeczy.

Brzmienie tandemu Ultrasone-Mytek momentalnie mnie zjednało. Cechowała je znakomita synergia, łącząca realizm i bezpośredniość Myteka z pełnym, lekko ocieplonym i znakomicie wyekwipowanym w bas śpiewem Ultrasonów. Zabawny i sympatyczny Klub wesołego szampana Formacji Nieżywych Schabuff zabrzmiał świetnie, w szampańskim właśnie nastroju i złocistym podświetleniu szampańskiej nuty, zarazem bardzo blisko, choć nie bez scenicznej głębi. Chwila przyzwyczajenia do prezentacji S-Logic jest wprawdzie konieczna by się w tym brzmieniu dobrze rozejrzeć i z nim zaprzyjaźnić, ale potem robi się naprawdę ekstra. Bas, rytm, szybkość i brak odjętych wysokich tonów, to pierwsze co się narzucało. A jednocześnie sposób podawania tych wysokich i ogólna muzykalność kazały z szacunkiem patrzyć na nie najwyższy przecież model niemieckiego producenta, mający nad sobą aż trzech wyższych katalogowo braci. Prezentacja okazała się wyjątkowo bliska i wciągająca nas między muzyków, tak samo jak u planarnych HE-6. Niby taki zwykły plik, a słuchanie jakże satysfakcjonujące – pomyślałem. Od razu przy tym trzeba zaznaczyć, że słuchawki Signature Pro właśnie nie mają maniery profesjonalnej, nie usiłując być neutralnym, na wszystko obojętnym tak naprawdę nie bardzo wiadomo czym, ale na pewno nie czymś na czym przyjemnie się słucha muzyki i co wykazuje z nią pokrewieństwo. Owej mdłej przeźroczystości o topornym nieraz wykończeniu i dudniącym niejednokrotnie dźwięku, którą usiłuje się tu i ówdzie sprzedawać jako muzyczny profesjonalizm.

Ultrasone_Signature_Pro_12

Co umożliwia im niezłe akrobacje, jak chociażby…

Szanujący się recenzent nie może jednak słuchać jakichś Nieżywych Schabuff. Powinien sięgnąć nie po polską wieprzowinę tylko światowe frykasy – przynajmniej po Dianę Krall albo Norah Jones, bo taki jest kanon szanujących się recenzentów. W porywie kulturalnego obycia, dając wyraz najwyższej miary osłuchaniu, powinien następnie sięgnąć po muzykę której wprawdzie nie znosi, ale która na papierze wygląda znakomicie – jakiegoś Pendereckiego albo Mahlera. Dobrze, to i my w takim razie za idącym z góry przykładem sięgnijmy. Głos Diany Krall z płyty Why Should I Care jak zawsze bardzo się pilnował by nie wypaść z konwencji obniżonego mruku, chowając w nim niejaki brak naturalnego polotu. Mimo to wypadł interesująco. Całkiem ciepło i zmysłowo, w bliskim kontakcie ze słuchaczem i z silnym poczuciem reistycznego zanurzenia w realizm, będącego następstwem bliskości wykonawczyni i jej świetnie oddanych muzycznych i nie muzycznych kształtów. Z kolei Norah Jones na swoich Graetest Hits mruczała jeszcze zacieklej, ale przynajmniej od czasu do czasu otwierała się brzmieniowo niczym ostryga, co pozwalało lepiej znosić te jej ciągnące się jedna za drugą mruczanki.

Ogólnie wyszedłem z tego mruczenia z przekonaniem, że szanujący się recenzent powinien słuchać mruczanek, a słuchawki Ultrasone Signature Pro na użytek takich mruczanek są świetne. Aby się nieco odmruczeć, a już szczególnie odmruczeć to norahowe Love Me Tender, puściłem utwór w wykonaniu Elvisa Presleya, który to miał do siebie, że nie udawał iż śpiewa, tylko śpiewał. No i proszę, chodzili jednak po tej planecie tacy, dla których śpiew brył naturalną formą wyrazu a nie wykoncypowaną drogą kariery. Dobrze pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się o śmierci Elvisa. Siedziałem między radiem a gramofonem i było mi smutno. Młodo umarł i niespodziewanie. W każdym razie my za żelazną kurtyną nie wiedzieliśmy, że coś jest z nim nie tak. Może niektórzy wiedzieli, ale nie była to wiedza powszechna.

Odsłuch cd.

Ultrasone_Signature_Pro_15

…takie…

Przejdźmy do muzyki poważnej, takiej poważnej że strach jaka poważna. Koncert na skrzypce i orkiestrę Pendereckiego wypadł mimo tej programowej powagi w sensie muzycznym zaskakująco udanie. Bogactw dźwiękowe i bardzo dobrze wycieniowana paleta nastrojów sprawiły mi dużą satysfakcję. Jednocześnie niemałą rolę w tej satysfakcji odgrywał fakt, że profesjonalne Ultrasony świetnie odnajdują się na górze pasma, w rzadko widywany sposób łącząc brak przycięcia z doskonale przyswajalną choćby i całą kaskadą wysokich dźwięków, których Koncert Pendereckiego słuchaczowi nie szczędzi. Wyobrażam sobie, że słuchanie tego na aparaturze nawet tylko w minimalnym stopniu mającej trudności ze sferą sopranową byłoby na dłuższym dystansie czasowym niemożliwe i nawet nie próbowałem tego sprawdzać. Zresztą niczego takiego w tej chwili nie mam, a choćbym miał i tak bym nie sprawdził, bo cenię sobie spokój wewnętrzny i bez tego przez wątpliwe i niewątpliwe uroki życia bardzo sfatygowany.

Przygodę z You Tube zakończyłem Symphony No5 Mahlera, zaczynającą się od czegoś na kształt pomieszania Schuberta z Berliozem, skądinąd muzycznie całkiem udanego. Przechodzi ten Schubert z Berliozem następnie w Czajkowskiego i do siebie powraca, by przemienić się z kolei w muzykę taneczną, zaraz potem filmową i powrócić do punktu wyjścia, kończąc tym powrotem część pierwszą. Ogólnie wrażenie to kolaż i karykatura, choć nie pozbawione talentów naśladowczych. Ten programowy brak jednolitej formy połączony z czerpaniem z historii muzyki zwykle się teraz poczytuje za przejaw talentu i twórczej inwencji a także mądrości programowej, ale sam widzę w nim raczej indolencję i zapaść formalną. Jeżeli, jak wielu uważało i wciąż wielu uważa, muzyka jest rodzajem języka, to przemowy Mahlera poskładane z fragmentów mów wzajemnie do siebie nie przystających nie wywołują u mnie wrażenia uczty duchowej. Jeżeli ma to być dziwne – to jest, ale jeśli nowatorskie i twórcze – to wątpię. Moim zdaniem Mahler dużo lepiej by zrobił oddając swe talenty na usługi neoklasycyzmu lub postromantyzmu niż kolażyzmu i programowej eklektyki. A jeśli swym eklektyzmem chciał dać wyraz temu, że muzyka w jej klasycznej formie już się skończyła, to historia tego nie potwierdziła. Tak nawiasem ogłaszanie końca czegokolwiek bardzo bywa zwodnicze i lepiej dać sobie z ogłaszaniem jakichkolwiek końców spokój.

Odpocząłem muzycznie dopiero w ostatniej części, za którą Mahlerowi należą się słowa podziękowania. Przynajmniej za jej początek. Nie o to jednak tutaj chodzi jaka muzyka i jacy wykonawcy się komu podobają, tylko o jakość słuchawek. Te zaś spisały się pierwszorzędnie, a łatwość z jaką przemierzały połacie brzmień ogromnych, porywczych i gęstych godna była podziwu. Nie wiem czy bez nich przez to wszystko bym przebrnął, bo ich umiejętność przeradzania rzeczy trudnych w łatwiejsze a jednocześnie odpowiednio muzycznie strojne i brzmieniowo bogate jest godna naprawdę dużej pochwały.

Rzućmy teraz uchem na to co PC ma nam najlepszego do zaoferowania, czyli na pliki MQS czytane przez JPlay.

Ultrasone_Signature_Pro_14

…i takie.

Już na plikach FLAC była duża różnica, na korzyść oczywiście, a MQS to liga, która z odpowiedniej klasy przetwornikiem, dobrym kablem USB i interfejsem dystansuje bezproblemowo średniej klasy odtwarzacze CD ze średniej jakości płytami w napędzie. Warto poświęcić chwilę na scharakteryzowanie tej różnicy, a polega ona na bardziej trójwymiarowym obrazie dźwiękowym, ale przede wszystkim na tej żywej przestrzeni, o której kilka już razy w dawnych recenzjach pisałem. Żywa przestrzeń to obszar na którym nie tylko słychać same dźwięki, ale który cały żyje i oddycha. W którym nawet muzyczne pauzy mają dotknięcie i w którym każdy punkt jest pulsacją. Jeżeli takiej przestrzeni jeszcze nie słyszeliście, to nie wiecie czym jest high-end. I tę żywą przestrzeń pliki MQS prezentują bardzo wyraźnie, a przeciętny odtwarzacz z puszczoną przeciętną płytą może mieć z tym duży kłopot i przeważnie jego przestrzeń jest martwa lub wykazuje bardzo nieznaczne oznaki życia. Martwa lub ledwie żywa pozostaje nawet z dobrym wzmacniaczem i dobrymi słuchawkami.

Tak nawiasem Ultrasone Signature Pro nie mają tendencji do uwydatniania wszelkich drobin, tego co audiofile nazywają czasem planktonem, ale co z żywą przestrzenią nie jest tożsame, bo szczegóły swoją drogą, a pulsacja przestrzeni swoją, chociaż zakresowo te pojęcia na siebie zachodzą. Nie są ostre i nie musimy ostrymi ich czynić, bo nie charakteryzujemy tutaj przestrzeni fazowej tylko audiofilską. A w odniesieniu do recenzowanych tutaj słuchawek rzecz sprowadza się także do tego, że nie mają one akcentu na szczegół tylko na muzykę. Ich obraz nie był wprawdzie całkiem gładki, ale jednak lekko przygładzony, tak samo jak ocieplony i z nutą słodyczy. W każdym razie z Mytekiem i moim komputerem. Powstrzymam się w tym miejscu od porównań z Edition9, których w takiej konfiguracji sprzętowej nie słyszałem i tylko zauważę, że całościowo na bazie komputera wypadło to bardzo muzykalnie – z polotem i łatwością odbioru, jednak nie na zasadzie tłumienia i zagłaskiwania, tylko łagodnego ujmowania, bez żadnych podostrzeń i sopranowych pików. Grało gładko ale jednocześnie bogato i z bardzo drobiazgową teksturą potraktowaną przyjemnym ciepłym oświetleniem. Bardziej jak przy świecach a nie jarzeniówkach, że się tak świetliście wyrażę. Ale największą zaletą Signature Pro nie jest łatwość percepcji połączona z bogactwem. Jest nią wielka ilość własnego smaku. Te słuchawki nie rozcieńczają brzmienia, tylko ukazują je w całym przepychu swoistości. To brzmienie nie rozcieńcza się nawet w najmniejszym stopniu, atakując całą paletą barw i aromatów. Jest smakowite, z jak to mawiają znawcy wina – pełnym bukietem.

Odsłuch cd.

Ultrasone_Signature_Pro_01

Nie całkiem studio, ale…

Z odtwarzaczem  

   Na własnych systemowych śmieciach miałem do ustalenia dwie rzeczy: na ile są to dawne Ultrasone Edition9 oraz jak się te Signature Pro spisują w towarzystwie lampowego wzmacniacza.

Zacznijmy od sprawy pierwszej. – A więc na pewno nie jest to wierna kopia Edition9. To nawet w ogóle nie jest kopia, chociaż wiele cech pozostało analogicznych. Analogiczna jest przede wszystkim scena, chociaż ta z dziewiątek może była większa, ale niewykluczone, że jedynie inny ogólny charakter brzmienia wywoływał takie wrażenie. A ten charakter faktycznie był inny, choć nie diametralnie odmienny. Przede wszystkim E9 były bardziej neutralne tonacyjnie. Nie były ocieplone, a już na pewno nie w takim stopniu. Przez bardzo długi czas, niemal pół roku, były neutralne prawie do obrzydzenia, niemal jak woda destylowana. Potem się nieco podgrzały i zhumanizowały, ale z pewnością nie były tak wyczuwalnie ciepłe i słodkie. Były za to potężniejsze dynamicznie, bardziej nasycone barwą i bardziej eksponujące szczegóły. Ale, ciekawa rzecz, Signature Pro wydają się mieć bardziej otwartą górę. Ciągną soprany trochę wyżej; w każdym razie takie odniosłem wrażenie. U Edition9 w porównaniu z AKG K1000 i Audio-Technicą W5000 miało się poczucie nieznacznego ściągania sopranowych lejc, takiego nie do końca swobodnego sopranowego wzlotu, czego u Signature Pro nie ma, chociaż wysokie tony na pewno nie są tym na co kładą one nacisk. Tamto wrażenie ściągania nie było zbyt sympatyczne i nieco mnie irytowało, a u Signature Pro żadnej takiej irytacji nie dostrzegłem. Ta odmienność rzuciła mi się w uszy natychmiast kiedy tylko zacząłem słuchać i była czynnikiem zadowolenia. Z kolei bas u jednych i drugich okazuje się mocny, jednak u E9 było go jeszcze więcej i jeszcze bardziej był popisowy.

Ultrasone_Signature_Pro_03

…Ultrasony i tak gadają, jak na profesjonalistę przystało.

W ogóle dźwięk Edition9 był bardziej dynamiczny i potężny. Jest taki utwór, fragment opery Vivaldiego Farnace, na którym zwykłem sprawdzać miarę potęgi brzmienia. Posługiwałem się nim wybierając pomiędzy Grado RS-1 a Ultrasonami E9 i posłużyłem tym razem, choć oczywiście nie na zasadzie bezpośredniego porównania. Nie ma jednak wątpliwości, że na Edition9 brzmiał bardziej realistycznie i potężniej. Wywierał wręcz piorunujące wrażenie. W nieco mniej rozwartej dynamicznie, cieplejszym światłem oświetlonej i mającej słodkawy posmak prezentacji Signature Pro były wprawdzie wyczuwalne elementy tamtej potęgi, ale nie było to aż tak spektakularne. Magnesy mają chyba słabsze, a może membrana nie jest tak elastyczna. Trudno powiedzieć. A może słuchawki są identyczne, a tylko ja się przez tych parę lat zestarzałem? Jednak na starość ludzie robią się zazwyczaj bardziej zgryźliwi i ostygli a nie ciepli i słodcy. Chyba, że to już ostatnie stadium radosnego zidiocenia popartego gorączką i cukrzycą. Cholera wie, sam siebie człowiek nie widzi a cukru nie badałem i termometr też gdzieś się zawieruszył. Byłbym przeto nawet skłonny wziąć to na siebie, gdyby inne słuchawki, a tych akurat mam sporo, też nie grały mniej słodko i ciepło od Signature Pro. Wyjątkowo są one sympatyczne i do łagodzenia rzeczy nerwowych oraz ocieplania zmarzniętych przeznaczone, co – rzecz bardzo istotna – czynią na bardzo wysokim pułapie jakościowym, podobnie jak na przykład wysokie katalogowo wzmacniacze i odtwarzacze Accuphase, albo niektóre (bo nie wszystkie) wzmacniacze lampowe.

Dochodzimy wraz z tymi wzmacniaczami do kwestii drugiej, czyli współpracy Ultrasone Signature Pro ze wzmacniaczem lampowym.

Ultrasone_Signature_Pro_06

Ale z lampami może trochę wybrzydzać…

Są lampy i lampy. Jedne grają właśnie tak jak to zwykle się im przypisuje, czyli ciepło, zmysłowo, łagodnie i głęboko, inne dorzucają do tego jeszcze dużą dynamikę i świetną szczegółowość, a jeszcze inne brzmią całkiem jak tranzystory; bez żadnego ocieplania, słodzenia czy innego dźwiękowego czary-mary. Do tych pierwszych, sądząc po mym własnym wzmacniaczu (którego nie będę tu  charakteryzował, ale który na pewno nie gra jak tranzystor) Signature Pro pasują umiarkowanie. Oczywiście gdy ktoś lubi słodycz i lubi się pogrzać, będzie miał czego pragnie, ale sam lubię brzmienia bardziej zrównoważone. Nie stronię nawet od chłodnych i przenikliwych. Nie pasują one wprawdzie do wokalizy, ale w muzyce elektronicznej potrafią bardzo dobrze się sprawdzać, wrzucając słuchacza w arktyczne klimaty mroźnego bezkresu. W końcu cały kosmos jest głównie taki – mroźny i bezkresny. W każdym razie ten kosmos, który nas otacza aż po horyzont zdarzeń, bo z opisywaniem całego kosmosu trzeba być bardzo ostrożnym. A chłodnego bezkresu na tych Ultrasonach nie będzie, a już na pewno nie z przeciętną lampą. Być może z Virtusem ORT by był, ale tego nie mogę sprawdzić, bo już dawno na producenckie łono ten nietypowy lampowiec powrócił. Tak więc Signature Pro to słuchawki na nowe czasy, słuchawki doskonałe do komputerowych zastosowań i tranzystorowego stylu, a nie lampowego marudzenia zgrzybiałych audiofili z poprzedniej epoki. Nie oglądają się za siebie, tylko patrzą w przyszłość. A tą przyszłością tak czy inaczej jest komputer. Mały czy duży, stacjonarny czy przenośny, krzemowy czy germanowy, a może nawet kwantowy, ale na pewno komputer.

Podsumowanie

Ultrasone_Signature_Pro_04   Ultrasone Signature Pro to słuchawki zwodnicze. Nie samym wprawdzie behawiorem, bo ten mają dobrze określony i raczej w tej określoności stały, bez żadnych wyskoków i wahań nastroju. Zwodnicze są nazwą. Z każdą aparaturą prezentują ten sam wachlarz muzycznych zachowań, tak więc tylko od samej tej aparatury zależeć będzie skala synergii. Zwodnicza jest natomiast jak powiedziałem nazwa. Już w recenzji także z nazwy profesjonalnych Beyerdynamic DT 1350 pisałem, że słuchawki profesjonalne to kategoria teoretycznie w miarę co do oczekiwań jasna, ale nie mająca dobrego odzwierciedlenia w praktyce brzmieniowej słuchawek określanych tym mianem. Pod tym względem Signature Pro wydają się być właśnie przykładem skrajnym, poza przyjęty standard wykraczającym. Nie znaczy to, że do profesjonalnych zastosowań się nie nadają, ale gdybym nie znał nazwy, nawet by mi do głowy nie przyszło określać ich mianem profesjonalnych. Tak w ogóle, to są – można śmiało powiedzieć – wręcz przeciwieństwem profesjonalnych DT 1350, tak więc wrzucanie ich do jednego profesjonalnego wora czyni ten wór nieograniczenie pojemnym i pojęciowo całkowicie nieostrym. No bo jak inaczej określić sytuację, w której z jednej strony mamy ciepłe, przyjazne, pozbawione pogłosu i czyniące wokale znakomicie zmysłowymi Ultrasony, a z drugiej skrajnie pogłosowe, chłodnawe i dziwne pod względem atmosfery  DT 1350? Chyba samo to, że jedne i drugie mają bliski pierwszy plan nie czyni ich kategorią profesjonalną, bo to byłoby raczej niemądre i z profesjonalizmem nie licujące. Wypadałoby mieć więcej punktów wspólnych i choć w miarę podobny charakter brzmienia.

Dobrze, dosyć się wyzłościłem, a nie to chciałem powiedzieć. Ultrasone Signature Pro są przede wszystkim słuchawkami bardzo przyjaznymi i bardzo wysokiej klasy. Stanowią znakomitą odpowiedź na dzisiejsze wyzwania, idealnie pasując do komputerowych systemów w oparciu o DAC i słuchawkowy wzmacniacz. W tym kontekście ich profesjonalizm nabiera nowego znaczenia, nie określając się jako neutralna i płaska charakterystyka brzmienia, tylko znakomity partner dla urządzeń w rodzaju profesjonalnego Myteka albo Phonitora. Bardzo wyrazisty, szczegółowy i temperaturowo co najwyżej letni sposób grania takich mających profesjonalnych producentów urządzeń znajduje w Ultrasone Signature Pro wyjątkowo pasujące uzupełnienie, z jednej strony nie psujące ich zalet w postaci świetnej szczegółowości, mocnego kontrastu czy dużej dynamiki, z drugiej pozwalające łagodzić ten ich profesjonalny wydźwięk poprzez przydawanie mu cieplejszej atmosfery i bardziej zmysłowego charakteru. Powiem krótko – słuchałem z Mytekiem wielu znakomitych słuchawek i żadne nie pasowały tak dobrze jak te Ultrasony. Oczywiście w optyce mojego gustu, ale inaczej przecież oceniać nie mogę. Zarazem im bardziej dane słuchawki (a mówimy cały czas o tych wybitnych) nie pasowały do Myteka, tym bardziej pasowały do Twin-Heada. Tak więc sprawa wydaje się jasna i bardzo w sumie korzystnie wygląda. Gdy posiadasz drogi mój czytelniku DAC podpięty do komputera, a zakres cenowy z okolic trzech tysięcy złotych w odniesieniu do słuchawek jest w twoim zasięgu, wypróbowanie Ultrasone Signature Pro staje się wręcz obowiązkiem. To nie znaczy, że należy kupować w ciemno. DAC DAC-owi nierówny a gusta bywają odmienne. Poza tym system S-Logic jednym podoba się ogromnie, a inni mają do niego zastrzeżenia. Sam jednak do Myteka z tego co próbowałem wybrałbym właśnie Signature Pro. Robiłem długie odsłuchy i tak to wypadło. A już zwłaszcza gdy w rachubę wchodził wokal. W pierwszych chwilach inne słuchawki rodziły fascynację bardziej transparentnym medium czy większą sceną albo dodatkiem pogłosu, ale po dłuższej chwili stawały się bardziej męczące niż fascynujące. Udało się tym Ultrasonom z Mytekiem wyjątkowo utrafić w pasujący im wzmacniacz, ale wierzcie mi, na zasadzie przypadku, bo niczego z góry nie planowałem. Tak po prostu wyszło. By się jednak całkiem na przypadek nie zdawać posłuchałem ich jeszcze przez chwilę z Phasemation podpiętym do Myteka i też było to fantastyczne brzmienie – bardziej rozległe scenicznie i z tym charakterystycznym dla Phasemation pięknym wykończeniem dźwięków: ni to gładkim, ni to nie gładkim, takim jakimś jedynym w swoim rodzaju; świetlistym i jednocześnie z fakturą niczym cera pięknej dziewczyny.

 

PS

Już po napisaniu recenzji dotarło do mnie, że ten typ brzmienia jest mi przecież skądś znany. To przecież analogon Denonów AH-D600, tylko na wyższym poziomie cenowym i jakościowym. Ma się ten refleks, psia nędza…

 

W punktach:

Zalety

  • Bardzo wysoki poziom ogólny.
  • Wspaniale łagodzą wszelkie podostrzenia i brak ciepła.
  • Potężny bas.
  • Wysoko idące soprany.
  • Zmysłowa wokaliza.
  • Bardzo przyjazne.
  • Za sprawą ciepła i nuty słodyczy.
  • Idealne do komputera.
  • Doskonale ukazują bogactwo dźwiękowych smaków.
  • Bardzo bliski pierwszy plan.
  • W efekcie jesteśmy między muzykami.
  • Za sprawą S-Logic bardzo dobra lokalizacja źródeł dźwięku.
  • Dosyć wygodne.
  • Odporne na uszkodzenia.
  • Chronią słuch przed uszkodzeniem.
  • I słuchacza przed polem magnetycznym.
  • Porządne etui podróżne.
  • Wymienny kabel.
  • Drugi w komplecie.
  • Uznany producent.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Raczej nie do wzmacniaczy lampowych o analogicznej charakterystyce dźwiękowej.
  • Przydomek „Pro” w nazwie jest mylący.
  • Kabel doprowadzony do jednej muszli jest wygodny, ale zdaniem niektórych może ujemnie wpływać na brzmienie.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Audiotech Pro

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.
  • Technologia S-Logic™
  • Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 42 kHz
  • Impedancja 32 Ohm
  • Maksymalne ciśnienie dźwięku: 98 dB
  • Technologia ULE, ograniczająca pole elektromagnetyczne.
  • Przetworniki powleczone tytanem o średnicy 40 mm.
  • Magnesy: NdFeB
  • Waga: 300 g
  • 2 odpinane kable w komplecie.
  • Etui podróżne.
  • Cena: 3400 zł.

 

Dla porównania:

Edition9

  • Closed-back headphones
  • S-Logic Technology
  • PROline standard ULE by Mu Metal shielding
  • Dynamic principle
  • Frequency range 8 Hz  – 35.000 Hz
  • 40mm Titanium-Mylar drivers
  • Impedance 30 ohm
  • SPL 96 dB
  • Nominal Headband pressure 5.2 N
  • Weight without cord 310 g
  • Cable 3 meter
  • 6.3 mmgold plated plug
  • 3.5 mm adaptor

System:

  • Źródła dźwięku: PC, Cairn Soft Fog V2.
  • Oprogramowanie muzyczne: Foobar2000, JPlay, JRiver.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head, Mytek Digital Stereo192-DSD-DAC, Phasemation EP: 007.
  • Słuchawki: Audio-Technica ATH-W5000, Beyerdynamic DT-1350, Denon AH-D7100, Sennheiser HD 800, Ultrasone Edition9 (retrospektywnie), Ultrasone Signature Pro.
  • Okablowanie: Ear Stream Signature USB,TaraLabs Air1 RCA, Ear Stream Signature XLR.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

41 komentarzy w “Recenzja: Ultrasone Signature Pro

  1. Maciej pisze:

    Czy jest eufonia ?:)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Poszła poszukać euforii i razem wpadły na estetyzm, a potem bez entuzjazmu wszyscy razem mało eufemistycznie zadenuncjowali moje enuncjacje jako egzaltowane, emfatyczne i egotyczne.

      1. Maciej pisze:

        Pytałem zupełnie serio o to czy Utrasone Pro są eufoniczne, jak niektórzy określają np HD650, MD-R10 i kilka innych modeli..

        1. Piotr Ryka pisze:

          Domyślam się, że pytasz serio, ale pomyślałem, że przyjemnie będzie pokonwesować niż od razu na wszystko odpowiedzieć.
          Odpowiedź jest twierdząca. Tak, to jest ten typ słuchawek, chociaż o R10 byłbym ostrożny z wypowiadaniem takiego sądu w sposób całkowicie jednoznaczny. Możemy też do tej grupy zaliczyć elektrostatyczne Stax SR-Omega i Omega II oraz wspomniane Denony. Także Grado SR-60.

          1. Maciej pisze:

            Właśnie chwilę temu napisałem do dystrybutora z pytaniem o możliwość odsłuchu w stolicy. Bardzo jestem ciekaw sygnatury brzmieniowej Ultrasone. Opinie są spolaryzowane. Część osób mówi o pełnym muzykalnym przekazie, a inni iż jest to brzmienie typu V i zbyt nacechowane basem.. Ale opinie są jak wiadomo jednak tylko częściowo pomocne. Ostatnie miesiące dość intensywnie spędzam na odsłuchach różnych konstrukcji. Niektóre słuchawki posiadają jakieś fenomeny. Ale posiadają też mankamenty. W głowie mam ciągle obraz słuchawek wspaniałych, wszechstronnych, przestrzennych, eufonicznych. Na szczęście lub nieszczęście kojarzę tę grupę z bardzo drogimi słuchawkami na które nie prędko będę mógł sobie pozwolić. Jednak nawet teraz słuchając takich w przedziale powiedzmy 3-5K, doznaję pewnych rozczarowań. Najlepsze wrażenia jak dotąd mam z HE500 i a chwilę za nimi T1. HE mają piękne detale, bardzo wysoką rozdzielczość, ale są jednak czasem zbyt rozjaśnione i to nie czyni ich uniwersalnymi. T1 potrafią też czasem zakuć w uszach. Słuchałem przez bardzo krótką chwilę LCD2, ale dźwięk był zdecydowanie za blisko, lubię symfonikę i przestrzeń a tutaj był zbyt klaustrofobicznie. AH-D7100 jak dla mnie są zbyt podkoloryzowane, zwłaszcza przy wokalach i przekaz zbyt skontrastowany. Suma sumarum tandem T70 + HD650 przy relacji cena jakość/wszechstronność wydaje się być dobrym arsenałem. Ale kusi mnie jeszcze trzeci egzemplarz: zawierający ergonomię T1, detale i szybkość HE500, powietrze Grado, pewien rodzaj gładkości HD650, i co by nie było równowaję T70 i kto wie, masywność brzmienia Ultrasone?. A może to właśnie te ostatnie są graalem.

          2. Bohdan pisze:

            a czy dotyczy to też wersji SR 60 i , SR 60 e ? Będę wdzięczny za odpowiedź.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba posłuchać Ultrasone Edition12. Mieliśmy dzisiaj mały mityng słuchawkowy i wszyscy byli pod ich wrażeniem.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Może uściślę. Signature Pro to słuchawki ciepłe, basowe i bliskie. Scenę mają dobrą, a jakość ogólną świetną. Ale Edition12 to słuchawki niesamowite. Zachwycająca scena, fenomenalne obrazowanie, dojmujący realizm. Czuć, że to nowa jakość. Podobnie fantastyczne były modyfikowane HD 800, ale cenowo dzieli je różnica modu, czyli tysiąc dolarów. Równie ciekawe są Denony D7100, ale tylko kiedy je łączyć symetrycznie z Phasemation. Fosteksy też grały bajecznie, ale właśnie bajecznie w sensie dosłownym. Takim anielskim śpiewem. Do muzyki symfonicznej Edition12 byłyby wspaniałym wyborem. Jednak dla wzmacniaczy są od Signature Pro dużo bardziej wymagające. Niemniej ALO Audio Continental V3 i Sonic Pearl nie miały żadnych problemów.

  2. Michal W. pisze:

    Edition 12 są super rzeczywiście, dla mnie ex aequo pierwsze miejsce z rekablowanymi D7100, choć to bardzo różne prezentacje. HD800 modowane oczko niżej. Wprawdzie grają w pewnym sensie podobnie do Ultrasone, to jednak E12 prezentują „trójwymiar w trójwymiarze”, a Sennheiser już „tylko” dwuwymiarowe ikony w trójwymiarowej przestrzeni. Przynajmniej takie jest wrażenie po przesiadce z Ultrasone na Sennki. Wersja niemodowana HD800 to jakby kocyk zarzucić na te po upgrade. Zobaczymy co będzie, jak się uda im zrobić alternatywny kabel, taki jak mam do Denonów. Nowe Grado RS1i pokazały, że jako konstrukcja wciąż się rozwijają drogą ewolucji i nabierają z upływem lat dźwiękowej szlachetności. Fostex TH900 wygląda, że to nie tylko wzornicze rozwinięcie Denonów AH-D7000, a nie były jeszcze dobrze wygrzane.
    W szczegółowe opisy nowych słuchawek nie wchodzę, żeby nie „skraść” nadchodzących recenzji, choć wiadomo, że wnioski są zawsze subiektywne i nie muszą się pokryć. W każdym razie zacząłem celować w inne słuchawki otwarte niż do tej pory. 😉 Zamknięte już mam i na razie nic nie wskazuje na zmianę w tej materii.

    1. Marcin pisze:

      Dla mnie najlepsze były modowane hd800. Po ich odsłuchu, tych niemodowanych niebardzo chce się słuchać. Ultrasone ed.12 rzeczywiście zjawiskowe, ale grające bardzo „oryginalnie” – przypuszczam, że ta nieco inna prezentacja wynika z zastosowania w nich ultasonowego systemu logic, do którego trzeba przywyknąć, a 5 minut to za mało; być może po dluższym odsłuchu zdecydowałbym się na nie bardziej niż na modowane hd800. Moim zdaniem ich cena, biorąc pod uwagę to jak grają, ich budowę i renomę marki, nie jest z kosmosu i jest do przyjęcia. Nowa odsłona RS-1i to na pierwszy rzut ucha niezła propozycja, ale na ostateczną ocenę trzeba poczekać te 1000h. Fostex TH900? Niewatpliwie bardzo dobre słuchawki, ale za te pieniądze bym ich nie kupił.

  3. Sebastian pisze:

    Ciekawe, ciekawe. Patrzyłem na cenę Edition 12 i zauważyłem, że edition 10 są sporo droższe… jak to jest z tą hierarchią? Czy mam rozumieć, że numery oznaczają kolejność debiutu na rynku a niekoniecznie ułożenie hierarchiczne względem topowego modelu?

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wygląda na to, że Edition12 jest nieco poprawioną i potanioną wersją Edition10. Na niższe koszty składa się brak stojaka (300 dolarów gdy kupować osobno), brak drewnianych akcentów, skromniejsze materiałowo pady i chyba głównie pójście po rozum do głowy z tą przestrzeloną ceną. Osobiście gdyby dano mi wybór, na pewno wziąłbym Edition12.

  4. Grzegorz Bilski pisze:

    Piotr,
    a jaka jest Twoja opinia odnośnie wygody użytkowania słuchawek HD800 oraz Ultrasone Edition12?
    Które z nich mają większe muszle?
    Które są ogólnie wygodniejsze?
    Przyznam się bez bicia, że kwestia wygody słuchawek jest dla mnie kluczowym aspektem – z uwagi na długotrwałe odsłuchy (i dosyć duże własne małżowiny uszne) ;

    1. Piotr Ryka pisze:

      Moim zdaniem wygodniejsze są HD 800. Muszle mają większe i obszerniejsze, natomiast są nieco cięższe. Co do brzmienia, to nie robiłem jeszcze szczegółowych analiz, a tak z marszu jedne i drugie (mówię o modowanych HD 800) ogromnie mi się podobały.

      Sprawdziłem wygląd modu. Usunięto cały ten wewnętrzny metalowy pierścień i zewnętrzną plastikową siatkę, a kabel jest zamocowany na stałe, co eliminuje bardzo cienkie druciki w złączkach.

  5. Grzegorz Bilski pisze:

    Tak właśnie przypuszczałem (odnośnie demontażu wewnętrznego pierścienia wraz z siatką).
    Spróbuję samodzielnie wykonać taki „manewr”, jeśli się uda.
    Całkowicie odsłonięte przetworniki – to w przypadku HD800 może być faktycznie strzał w dziesiątkę!
    Czekam teraz na Twoje opinie w aspekcie brzmienia HD800 vs Edition12 🙂

    1. Michal W. pisze:

      To nie zmienia stopnia przesłonięcia przetwornika, tylko śruby bezpośrednio trzymają sitko plastikowe zamiast przez pierścień.

  6. Grzegorz Bilski pisze:

    Aha,
    to źle zrozumiałem Piotra…
    Ciekawe zatem, jaki wpływ na brzmienie miałby właśnie demontaż zarówno pierścienia, jak i plastikowego sitka.
    Całkowicie odsłonięty przetwornik – to może być coś.
    Jeżeli to mi się uda – nie omieszkam podzielić się z Wami wrażeniami.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Czekamy w takim razie na relacje. A wiesz, że Sennheiser zrobił do nich kabel symetryczny? Na jakim wzmacniaczu ich słuchasz?

  7. Grzegorz Bilski pisze:

    Tak,
    słyszałem (czytałem) o tym kablu symetrycznym. Jednak na razie mi niepotrzebny.
    Aktualnie słucham na niedocenianym, a naprawdę ciekawym wzmacniaczu Pana Bogusława Dubiela – HV1.
    Wersja lekko zmodyfikowana.
    Świetny tandem z HD800, moim skromnym zdaniem.
    Jak uda mi się w końcu do Ciebie wybrać – na pewno zabiorę go ze sobą 😉

    Na razie szukam jakiegoś śrubokręta, aby móc rozkręcić te HD800.
    I niestety nic…
    -> Michal W.:a może Ty mógłbyś zapytać u Stefana, czym on rozkręca te Sennheisery?
    Być może, jako nabywcy pełnego moddingu, zdradziłby Ci jakieś szczegóły?

    1. Michal W. pisze:

      Przerabiane HD800 nie są moje, ja je tylko widziałem i spoglądałem na różnice wobec egzemplarza nieprzerabianego, którego użyczył mi klient. Stefan, jesli to chodzi o tego z Ameryki, na pewno rozkręca słuchawki, bo montuje kabel na stałe, więc musi wyjąć ze środka gniazda.

      Tak jeszcze w sprawie wygody – ja wolę Ultrasone Edition 12. Mają głębsze, bardziej mięsiste pady, a kształ muszli, skądinąd sporej, nie powoduje, że mi się opierają o kości policzkowe, za czym nie przepadam. Ogólnie HD800 są wygodne, ale nie szczyt szczytów.

  8. Grzegorz Bilski pisze:

    Michał,
    a może Twój klient mógłby mailowo spytać Stefana o ten śrubokręt?
    Byłaby to dla niego duża niedogodność?
    Z góry dziękuję 🙂
    P.S. A widzisz, na mojej głowie HD800 leżą kapitalnie – nie odczuwam kompletnie żadnego dyskomfortu. Oczywiście nie porównywałem ich z Edition12, co może uda mi się uczynić u Piotra. Do kiedy Ultrasony u niego będą?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Do poniedziałku.

  9. Grzegorz Bilski pisze:

    Ech,
    to chyba zaspałem… Raczej nie zdążę Cię odwiedzić do poniedziałku.
    Oczywiście biorąc pod uwagę, że w ogóle będziesz dysponował wolnym czasem.
    Zdam się zatem na Twoją opinię – zawsze mieliśmy zbieżne gusty 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Biedny Skorpion.

  10. Grzegorz Bilski pisze:

    Eee, tam.
    Jaki tam biedny – bogata wersja 😉
    Gra jak ta lala.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A Stożek to co?

  11. Grzegorz Bilski pisze:

    No tak,
    ja niepomny Stożka – biję się w piersi…

  12. Piotr Ryka pisze:

    Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta co i kto to był Stożek.

  13. Grzegorz Bilski pisze:

    Stożka, jak Stożka.
    Ale Darkula, to pamiętasz?

  14. Piotr Ryka pisze:

    A jakżeby nie. Mówił mi, że do Stanów na stałe wyjeżdża, ale nie wiem czy pojechał. Pewnie teraz patrzy na nas.

  15. freejazz pisze:

    Proszę o przetłumaczenie na polski język tych zdań, bo swym tępym umysłem nie ogarniam treści:
    „Od razu przy tym trzeba zaznaczyć, że słuchawki Signature Pro właśnie nie mają maniery profesjonalnej, nie usiłując być neutralnym, na wszystko obojętnym tak naprawdę nie bardzo wiadomo czym, ale na pewno nie czymś na czym przyjemnie się słucha muzyki i co wykazuje z nią pokrewieństwo. Owej mdłej przeźroczystości o topornym nieraz wykończeniu i dudniącym niejednokrotnie dźwięku, którą usiłuje się tu i ówdzie sprzedawać jako muzyczny profesjonalizm.”
    Proszę o objaśnienie zawiłych doświadczeń odsłuchowych 🙂 Z góry bardzo dziękuję

    1. Piotr Ryka pisze:

      Może prościej będzie posłuchać jakichś słuchawek profesjonalnych i porównać je z Ultrasone Signature PRO? Opis mogę oczywiście uprościć. Słuchawki profesjonalne stawiają na szczegółowość, wyrazistość i mocny obrys dźwięków bez dbałości o wypełnienie i płynność. Taki jass…

  16. Slaviola pisze:

    Witam. Ostatnio miałem okazję posłuchać owych słuchawek. Są bardzo dobre, jednak w tej cenie znajdą się lepsze, choćby Sony MRD-Z7, które dużo ludzi skreśla z góry twierdząc, że to jednak nie ta półka, ale mając przez kilka dni oba modele, stwierdzam że Sony rzeczywiście się postarało w tym modelu dając nam niesamowitą scenę i lepiej kontrolowany bas.

    Pozdrawiam.
    Sławek.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Możliwe, ale Sony nie słyszałem. Na test nie dotarły.

      1. Slaviola pisze:

        To bardzo polecam odsłuch Sony MDR-Z7, to jedne z nielicznych słuchawek na rynku, których wartość jest zdecydowanie zaniżona w porównaniu do tego jak brzmią.

  17. adivxv pisze:

    Panie Piotrze, jak ocenia Pan scenę oraz przestrzeń w tych słuchawkach, względem konkrecji w tej cenie. Mam nadzieje, że również nutkę dobrej holografii mają, bo do reszty przyczepić się nie można.

    1. PIotr Ryka pisze:

      To są słuchawki grające bardziej kameralnie, blisko słuchacza, w bezpośrednim kontakcie. Nie są pomyślane jako takie do budowania sceny na wzór głośnikowy. Od tego przewidziano Sennheiser HD 800, Ultrasone Edition 5, Audeze LCD-XC, Final Audio Sonorous VI. Typowe coś za coś: albo blisko, ciepło i bezpośrednio, albo chłodniej, szerzej, holograficznie. Osobiście cenię oba typy prezentacji. Najlepiej je kojarzące są AKG K1000 i Styx Omega II, ale to w jednym wypadku nieprodukowane, a w drugim drogie słuchawki.

  18. Freejazz pisze:

    Panie Piotrze, dzień dobry.
    Jako szczęśliwy posiadacz słuchawek marki Fostex TH600 myślę nad zamianą na zrecenzowane słuchawki. Boję się, żeby nie było gorzej, bo zakochany jestem w przetwornikach z biocelulozy, czyli Nighthawkach, które Pan także wysoko ceni albo cenił.
    Innymi słowy, czy w Signature Pro znajdę także tę ulotną dawkę magii, czegoś, co potrafi słuchacza zaczarować? W TH610 i NH Audioquesta cenię ową miękkość brzmienia, zaoblenie dźwięków, taką aksamitność. Czy zrecenzowanych słuchawkach znajdę coś magicznego w brzmieniu? Moja ostrożność wynika chociażby z faktu, że ludzie zazwyczaj dość szybko pozbywali się USP, to skrót od przedmiotu recenzji.
    Bo nie zawsze drożej oznacza lepiej.
    Życzę spokojnego dnia

    1. Piotr Ryka pisze:

      USP grają gęsto, gorąco i wyjątkowo muzycznie, natomiast gdy się szuka szczególnych cech membran celulozowych, takich jak niezwykła czułość, wyjątkowa umiejętność oddawania niuansów i szczegółów, swoista delikatność i misterność – to tu lepsze będą Kennerton Vali.

  19. Galbani pisze:

    Witam, Panie Piotrze.
    Ja USP używam od przeszło trzech lat jako swoich głównych nauszników wyjściowych razem z A&K KANN i bardzo odpowiada mi ich charakterystyka brzmieniowa. Ciekaw jestem jak Pan by porównał ze sobą USP i Tribute 7. Nie miałem okazji tych ostatnich sam przetestować, ale z opisów wynikałoby ,że reprezentują podobny typ brzmienia. Przede wszystkim interesuje mnie czy wzrost jakości jest choć trochę proporcjonalny do wzrostu ceny.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tribute 7 to takie lepsze USP – dużo lepsze. Porównywałem je kiedyś bezpośrednio (Tribute jako Edition9, czyli praktycznie te same słuchawki) i przesiadka z lepszych na gorsze byłaby bolesna. Różnica polega na szczegółowości, precyzji rysowania dźwięków, naturalności, potędze brzmienia i jakości sceny. Sygnatura bardzo podobna, ale Tribute to jednak wyższa liga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy