Każdy rasowy audiofil, a nawet zwykły posiadacz, czuje emocjonalny związek ze swymi słuchawkami, zwłaszcza gdy należą one do takich bijących się w jakimś przedziale o palmę pierwszeństwa. Tak więc tego rodzaju konstatacja poderwała na nogi kolegę Tomka, dumnego posiadacza Edition5, i w efekcie doszło do konfrontacji. Nim powiem jak wypadła, napiszę po raz nie wiem który, że w tego rodzaju spotkaniach należy brać pod uwagę całościowy czynnik wygrzania, wszelako zdążyłem już nadmienić, że przywiezione przez Tomasza Ultrasony były w pełni wygrzane. Nie na to chcę jednak tym razem zwrócić uwagę. Chcę wrócić do sugestii, że wygrzewanie wygrzewaniu nierówne.
Wielu jest takich, co pukają się w czoło, słysząc, że granie tych czy innych słuchawek albo głośników w różnych torach nie jest równoważne. Zasugerowałem taką nierównowagę dawno temu, na kanwie recenzji słuchawek Grado GS1000, i wówczas wybuchły śmiechy, pokazały się drwiny, a racjonaliści wierzący w nieograniczoną moc swego ratio, bez żadnych eksperymentów potrafiącego sprawy większej i mniejszej rangi jednoznacznie rozstrzygać, dawali wyraz swym arbitralnym przekonaniom, iż jakość toru nie ma przy wygrzewaniu żadnego znaczenia. Aliści dni temu parę trafiły w moje ręce słuchawki AKG K812, których sam nie grzałem, tylko były wygrzewane w systemie przeciętnej jakości. Ani złym, ani dobrym, tylko takim średnim. I – o laboga! – przecież to jakby inne słuchawki. Wyprane z dźwięczności, przejrzystości, czaru. Aż zbaraniałem. No, myślę sobie, wygląda na to, że jakości w poszczególnych egzemplarzach te AKG nie trzymają. Ale gdzie tam. Pograły trochę z tym i owym dobrym wzmacniaczem i się otworzyły. A grane wcześniej były dużo, nie ma wątpliwości. Tak więc stanowczo podtrzymuję, że do zyskania pełni możliwości brzmieniowych trzeba danym słuchawkom albo głośnikom dać pograć w wysokiej klasy systemie – z odpowiednim wzmacniaczem i źródłem – a bez tego je oceniać, to jak pisać o wodzie, gdy się nigdy morza nie widziało.
Nie wspominałbym o tym, gdyby te Ultrasony nie były przez Tomasza używane jedynie z odtwarzaczem przenośnym Astell & Kern AK120, co rodzi podejrzenia, że on ich jeszcze tak naprawdę w całym brzmieniowym rozwinięciu nie słyszał. Ale i tak podpięte do Twin-Heada zagrały super, a teraz pora opisać samą konfrontację.
Bardzo byłem jej ciekaw, bo jedne i drugie nauszniki są popisowe, a każde inaczej. Domyślałem się, jak to spotkanie będzie przebiegało i sporo udało mi się przewidzieć, ale cudów nie ma – całego brzmienia i wszystkich jego niuansów się nie wymyśli. Jedynie genialni Frumowi Teoretycy potrafią na podstawie samego wyglądu opisywać brzmienie, a osobiście do tego w żadnym razie nie aspiruję. Bo jak napisał w Badaniach dotyczących rozumu ludzkiego wielki David Hume (o którym Forumowi Teoretycy zapewne nie słyszeli), mało jest rzeczy równie podobnych jak jajka, a przecież na podstawie samego ich widoku niepodobna rozstrzygnąć, co które zawiera.
Jak wspomniałem, odsłuch w moim wykonaniu był krótki i ograniczył się do kilku zaledwie utworów. Za to takich kluczowych, wiele obrazujących. Zacząłem od owego stepowania, które wszystko zainspirowało. I tu od razu pokazały się zasadnicze różnice, w ten oto sposób wyglądające:
Ultrasony grają przede wszystkim pomieszczeniem, albo mówiąc inaczej – lokalizacją. Najważniejsze jest u nich, gdzie się dany muzyczny spektakl odbywa. Ściany, metraż, akustyka, zawieszenie i rozmiar sceny, miara pogłosu, życie widowni, perspektywa, relacje odległości, oświetlenie, żywość przestrzeni – to wszystko usiłują oddać najwierniej i są pod tym względem mistrzowskie. Wciąż wprawdzie, zgodnie z tym co napisałem powyżej, nie słyszałem ich prawdopodobnie w stanie całkowitego rozwinięcia możliwości, ale ośmielę się sugerować, że minimalnie tylko ustępują legendarnym Sony MDR-R10, aczkolwiek fakt, że flagowiec młodszy o trzy dekady ustępuje podobnie kosztującemu protoplaście high-endowych słuchawek dynamicznych, jest wysoce zasmucający. Lecz i tak radujmy się, bo są te Ultrasony bardzo wybitne i słuchać ich jest czystą radością.
Te wygrzewane przez Tomasza zagrały trochę bardziej miękko niż dwa inne egzemplarze, z którymi miałem kontakt, ale minimalnie. Troszkę też niż tamte miały mniejszą dynamikę, natomiast ten sam sposób pięknego ukazywania dźwięków. Pod względem melodyjności są to słuchawki na pewno wybitniejsze niż cała horda flagowców za pięć tysięcy, że tak to towarzystwo umownie określę. Konkurencją mogłyby być chyba jedynie Beyerdynamic T1 grające z Twin-Head, co opisałem w recenzji flagowca AKG K812. A jeszcze bardziej dominują te Ultrasony w sensie scenicznym. Ich skupienie na muzycznym plenerze i piękno jego obrazowania nie ma pośród słuchawek obecnie produkowanych konkurenta, a jak już się upierać, to ewentualnie Stax Omega II może być jakąś alternatywą.
Bo tu nie chodzi o samą wielkość sceny, którą Grado GS1000 czy Sennheisery HD 800 też mają wielką, tylko o całościowy obraz. Tamte bowiem, zwłaszcza GS1000, operują przede wszystkim magią wielkich połaci, czymś w stylu płócien Zdzisława Beksińskiego, podczas gdy nowe Ultrasony kreślą pejzaże bardziej w stylu Canaletta, gdzie dominuje fotograficzna dokładność. Jak zwykle porównania tego rodzaju okazują się przesadzone, ale chodzi o kierunek stylu i powiązane z nim impresje, a nie ścisłą analogię. Wielki obszar pleneru, albo precyzyjnie pomierzone pogłosami wymiary sali koncertowej, dokładna lokalizacja źródeł i arcy muzyczny dźwięk o pięknym modelunku, posadowiony na super rozciągniętym paśmie – to szkoła Ultrasonów E5. W niej także holografia i także samo brzmienie…
Ale właśnie, co do tego wybrzmiewania poszczególnych dźwięków, największe mam wątpliwości. Bo kiedy sam słuchawki te wygrzewałem, jawiło się ono zrazu jako ostry, bardzo wyraźny i dopiero łagodniejący obraz. A ten tutaj był już całościowo łagodny, stonowany, o najczęściej miękkich obrysach. Aż trochę za spokojny, na tle egzemplarza, którego słuchałem w międzyczasie, przywiezionego przez innego audiofila. A żeby było ciekawiej, Tomaszowi powiedziano, że kupuje ten sam egzemplarz, którego Ryka użył do testu. To zdaje się potwierdzać tezę, że słuchawki układają się pod system towarzyszący, a ekstremalną formę zyskują jedynie przy ekstremalnym treningu. Niezależnie jednak od tych sugestii, te tutaj Ultrasone Edition 5 zagrały spektakularnie. Wszakże spektakularnością dalece inną niż konkurujący z nimi flagowiec McIntosha.
Albowiem słuchawki McIntosha mało interesują się otoczeniem muzyki. Sala koncertowa, wielkie połacie i super pogłosowość to nie jest ich główny temat i element popisu. Tu wszakże pewna uwaga. Niekiedy, tak jak z przetwornikiem Phasemation, mającym procesor przestrzenny K2, wzmacniaczem Sugdena i po kablu Acoustic Zen Silver Reference (i tylko po nim) potrafią zagrać holograficznie. Wciąż wprawdzie scenę mają szeroko na boki rozciągniętą, a nie ukierunkowaną głównie przed siebie, ale magia holografii pojawia się mimo to silna. Tak więc różnie z tą sceną u nowych McIntoshy bywa, ale generalnie jest ona zdecydowania słabsza niż u Ultrasonów i w ogóle nie bywa prawie nigdy główną postacią w ich muzycznym teatrze. Tu role pierwszoplanowe odgrywają nasycenie dźwięku, moc, szybkość, dynamika i super wyraźna artykulacja. Jak modelowane laserowym dłutem i szlifowane diamentem są te dźwięki, a wewnątrz ich super dokładnych obrysów materia ma formę wyjątkowo gęstą i niesie skumulowaną energię. Dźwięki u Ultrasonów bardziej się w przestrzeń rozchodzą, by dać te wspaniałe pogłosy i wielki obszar sceniczny, a u McIntoshy pozostają skumulowane i skupione głównie na sobie.
Jest jeszcze druga zasadnicza różnica – różnica sopranowa. U McIntoshy soprany są procentowo znacznie liczniejsze w paśmie i styl mają inny. Są trzaskające, strzeliste, przy nie dość dobrym torze aż za ostre. W tupnięciach stepującego tancerza pojawiały się jako sopranowy trzask, pół na pół mieszający się z głuchą odpowiedzią desek sceny. Tymczasem u Ultrasonów tego trzasku prawie nie było, a miast niego pojawiała się bardziej głucha, ale mająca znacznie większą objętość brzmieniową aura. Dźwięk zdecydowanie bardziej był jednorodny, chociaż zarazem bogaty i złożony, a tylko nie rozbity na dwa wyraźne bieguny – sopranowo strzelisty i pogłosowo głuchy. Podobnie jest, sumarycznie biorąc, w całym przekazie. Ultrasony dają soprany rozchodzące się po całym wnętrzu, mieszające z powietrzem i nie dające śladu ostrości, chociaż wciąż ewidentnie obecne. Jakby niższe, nie takie jak w przekazie normalnych (a więc gorszych) słuchawek, tylko jak kiedy słuchać prawdziwych skrzypiec, które wcale piskliwe nie są. To nie jest żadne przycinanie ani okrawanie pasma. To lepszy sposób artykulacji, bardziej prawdziwy, bardziej angażujący przestrzeń. Natomiast u McIntoshy jest to wszędzie obecne sopranowe dzwonienie, strzelanie i wibrowanie, bardzo wyraźnie wybijające się na tle całej muzyki i do siebie ograniczone. Cały dźwięk mają zwarty, gęsty, skumulowany i w kontrapunkcie dodatkowo ozdobiony strzelistymi, błyskającymi sopranami. W efekcie bardziej są migotliwe i kontrastowe, niczym miasto widziane nocą, a nie jakiś za dnia podziwiany pejzaż. To nie znaczy, że Ultrasony są jasne, a McIntoshe ciemne. Znaczy, że u jednych migotki sopranowe są, a u drugich ich nie ma; choć samo nasycenie czerni tła u McIntoshy jest mocniejsze, podczas gdy u Ultrasonów cały dźwięk miesza się z powietrzem i emanuje na przestrzeń. To daje różne popisy. Różne co do smaku.
Przesłuchałem także uważnie u obu potęgę brzmienia. Jest analogiczna, jednak całkiem inaczej się układa. Łatwo też zgadnąć, jak. U Ultrasonów potęga rozchodzi się po sali i wraca mocą odbić oraz wielkością przestrzeni zaangażowanej w brzmienie, a u McIntoshy pozostaje zawarta głównie w samych dźwiękach. Kumuluje się jak cios, a nie rozchodzi jak wicher.
Zdążyłem przebadać jeszcze jedno, mianowicie esencję brzmienia. Ta również u każdych jest inaczej podana. Słuchając violi da gamba na McIntoshʼach otrzymywało się dźwięk bardzo gęsty i ciemniejszy, skoncentrowany głównie w strunach, podczas gdy u Ultrasonów słychać było przede wszystkim komorę rezonansową; i to ona była od strun dla nich ważniejsza. Ich dźwięk bardziej był rozcieńczony, rozpisany na przestrzeń, za to zdecydowanie bardziej właśnie aspekt przestrzenny ukazywał. Nie zaciskał się w węzły, tylko promieniował. To i to było spektakularne, bo to i to wyjątkowej jakości. A woleć można co się chce.
I tyle tym razem porównań – jak na ten raz, będzie tego. Miło byłoby mieć wszystkie super słuchawki, wszystkie jakie świat widział, a wówczas ich wzajemne relacje dużo obszerniej i precyzyjniej dałoby się opisać, ale haremu słuchawek nie mam, mieć raczej nie będę i jakoś trzeba się z tym pogodzić. Niedługo sporządzę natomiast inne porównanie, zdecydowanie bardziej wnikliwe. Porównanie AKG K1000 do AKG K812.
PS
Dzięki Tomaszu za wizytę.
Dystrybutor sprowadził podobno na początku roku do Polski wersję Unlimited Edition 5. Może są jeszcze dostępne i dałoby by się porównać czy rzeczywiście obie wersje brzmią podobnie, a 50% ceny to ekskluzywność. Byłem o krok od ich zakupu, ale „z powodów niezależnych” musiałem niestety przesunąć go w czasie.
Rzecz zapewne jest do sprawdzenia, a nawet jakiś czas temu prosiłem o udostępnienie modelu Edition5 w wersji Unlimited. Wówczas dowiedziałem się jednak od pana dystrybutora, że nie jest on zadowolony z tego co przeczytał o swoim stoisku na Audio Show, w związku z czym niczego mi więcej pożyczał nie będzie.
Tak więc dopóki życzliwi Czytelnicy nie pomogą, dopóty takie sprawdzające porównanie, w moim przynajmniej wykonaniu, nie jest możliwe.
Chciałbym jeszcze wyjaśnić, dlaczego czasami piszę Edition5, a czasami Edition 5, co odnosi się też do pozostałych numerów z serii Edition. Wynika to z tego, że sama firma używa takiej podwójnej pisowni. Dawniej pisali prawie zawsze łącznie, teraz często oddzielnie – i tak jakoś nie mogą się zdecydować.
Jak się mają Edition 5 do Edition 12. Nigdy nie byłem za tym żeby porównywać zamknięte z otwartymi ale teoretycznie… Czy sposób budowania sceny jest podobny? Czy E12 mają coś z tej sceny? I czy E5 mają coś z tego (niby) zwartego, twardego basu E12? Tak w kilku słowach, czy można powiedzieć że w E12 drzemie trochę ducha E5? Różnica w cenie to około 2500 – 3000zł w zależności od sklepu (na Thomann są E5 za 8200zł), a więc czy warto dopłacić połowę ceny za E5? Pomijając zasadę że sprzęt jest warty tyle ile jesteśmy za niego zapłacić oczywiście a więc względy ekonomiczne…. Mówię o samym dźwięku. Jakby nie patrzeć, to dość ciężka sprawa z odsłuchem tych „piątek”.
E12 na pewno mają sporo ze sposobu budowania sceny przez E5, ale to jest jakby dopiero zaczątek, połowa etapu. Druga rzecz, to różnica w jakości brzmienia. E5 grają na pewno piękniej – melodyjniejszą lepiej oddaną muzyczną frazą. E12 są bardzo dobre, ale E5 rewelacyjne. Gdybym miał wybierać, na pewno wolałbym dopłacić. Z tym, że modelu E5 Unlimited nie słyszałem, więc tylko zakładając, że jest tak samo dobry jak Limited. Prawdopodobnie jest, ale nie na sto procent. Może niedługo będę mógł go posłuchać, a wówczas coś bliższego będzie do powiedzenia.
Dzięki Piotrze za porównanie, jak będzie kiedyś okazja to możemy jeszcze raz sprawdzić jak grają E5,
trochę modyfikuję swój tor jak skończę to dam znać jak to będzie grało, na razie mam połowę a właściwie 1/3,
bo tylko DACa, no i ciekaw jestem jak to będzie na torze zbalansowanym:)
To czekam na sprawozdanie i życzę powodzenia w zestawianiu toru. Ciekawe co się na niego ostatecznie złoży.
Lubię dobrą chińską kuchnię :), ale ostatnio taki wybór że trudno było dobrać odpowiednie danie, no i popróbować
ciężko więc trzeba było się decydować, poszedłem jednak w kierunku trzech dań zamiast dwóch, pewnie aby mieć
też okazję smakować trzy razy a zwłaszcza deser:) A wszystko pewnie będzie z kuchni mistrzów Wang.
No to udało się skompletować zestaw mistrzów Wang, pomału jest też już wygrzewany.
Trzeba przyznać, że Taurus ma sporo mocy no i potwierdza się że nie ma co słuchać słuchawek
z góry na dół, lepiej odwrotnie. Jak posłuchamy HD800 to to co potrafi wykrzesać z nich Taurus
jest piękne ale do czasu przesiadki z Edition, wtedy dopiero wiemy czego brakuje,
ale to raczej nie wina Taurusa tylko słuchawek. Ale tak czy siak synergia z 800kami jest super,
nawet HE560 potrafią ładnie zagrać ale sporo im brakuje w tym zestawieniu do HD800,
jednak ta płaska scena robi swoje i trzeba lubić takie granie.
Ale napisz z czego dokładnie składa się zestaw i jak w nim grają E5.
Aries-Vega-Taurus na razie słucham na HD800 bo jest super synergia na zbalansowanym,
po prostu ciężko się oderwać bo jeszcze ich takich nie słyszałem,
a z Edition czekam aż całość się wygrzeje (producent pisze o 100 godzinach a pełnia możliwości po 500:)).
No i muszę jeszcze coś zrobić z kabelkiem USB, bo na razie nie ma różnicy pomiędzy coax i USB,
a z tego co czytałem to USB jest dużo lepsze, na razie mam 3m Suprę.
Dobry kabel USB to podstawa. A synergia cieszy. Słuchałem tego plikowca na AS i grał super. Nie ma to jak radość z nowego nabytku.
Nie mogę się oderwać od tego zestawu i teraz to już trzeba będzie kupić ten kabelek,
tak po prostu nowe płyty mam, jakby inna rozdzielczość 🙂 teraz a to dopiero kilka przesłuchanych.
Jutro może porównam Taurusa do Lebena, dziś króluje Vangelis:)
To napisz jak wypadło porównanie. Leben z HD 800 nie żartuje. Super zestawienie.
Ale to pewnie jutro bo muszę poprzestawiać wszystko, a zanim się znowu zegary ustawią to już dziś nie da rady.
Tak, oczywiście. To miałem na myśli.
No to pierwsze wnioski są. Na Jazzie lepiej wypada Leben jest bardziej realnie,
Daft Punk i RAM tu jest bardzo równo choć to Taurus lepiej separuje i pokazuje
więcej szczegółów, ale nie ma aż takiej różnicy jak z Take Five Brubecka,
na muzyce klasycznej jest bardzo podobnie bardziej muzykalnie na Lebenie ale
to znowu Taurus ma lepszą rozdzielczość i chyba też niżej schodzi, większa
potęga brzmienia kotłów, za to talerze bez wątpienia lepsze z Lebenem.
To tak na szybko w różnych gatunkach, Taurus się wygrzewa producent pisze o 100
godzinach a max osiąga po 500, więc zobaczymy. No i to fakt Leben rozgrzewał się
tak tylko z 30 min. Wszystko na HD800 z kabelkiem FAW Noir HPC zbalansowany
+ przejściówka dla Lebena.
Dzięki za pierwsze wrażenia. Liczymy na następne i na relacje o E5.
Nie ma absolutnie za co dziękować, dla mnie to tez byla przyjemność móc posłuchac kilku słuchawek ze światowego podium. No i usłyszec ile jeszcze mozna usłyszeć z dobrym zródłem i wzmacniaczem… No i tu zaczyna sie kolejne pasmo wydatków 😉
Pozdrowienia
Ale, ale – miło było poznać kolegę Audiofila i skorzystać z jego uprzejmości.
Też pozdrawiam.
Hmmm forum by się jednak przydało 🙂 Co się stało, że nie ruszyło?
Sporo nowości: słuchawki, wzmacniacze, odtwarzacze portable… No i ma gościu gadane 🙂
https://youtu.be/6nYrUjIa61w
https://youtu.be/MhYxbawMo7M
Dla mnie cz. 2 ciekawsza.
P.S. Te przenośne odtwarzacze robią się coraz większe. Niedługo na spacer, rower, trzeba będzie zabierać plecak na te wszystkie „precjoza”.
Pozdrawiam
Forum jest do zrobienia. Znalazłem odpowiednich informatyków, co trochę trwało. Ale jego organizacja musi kosztować i nadzorować także je trzeba. Tak więc nie jest to takie hop-siup. Poza tym tyle jest forów. Ale jeżeli taka jest wola czytelników, to się za czas jakiś zorganizuje.
A to moja sugestia byłaby taka żeby forum nie operowało nickami, które pozwalają na ubliżanie i hejtowanie bez opamiętania, a za to żeby każdy kto się zapisze funkcjonował z imienia i nazwiska, jak Prowadzący blog..
To będzie strasznie nudno, tak całkiem bez partyzantów 🙂
A może inaczej, tak jak spotkałem na innym (fotograficznym) forum:
– nicki dozwolone
– jasne zasady uczestnictwa (i np. ostrzeżenia dla hejterów, po trzech ban czasowy albo wieczny)
– każdy dział ma swojego moderatora, który może ingerować w treść postów, ew. usuwać te hejteskie
Oczywiście do rozważenia (mogę podesłać pełny regulamin tamtego forum do wglądu).
Kiedys proponowalem Piotrowi ze wszyscy piszacy w nowym forum musza byc wymienieni z imienia i nazwiska prawdziwego,zdjecie sprzetu z domu i pod linkiem wymieniona nazwa sprzetu, ktory ma aktualnie.Swietny pomysl nie ma bajkopisa…,troli itp. profesjonalna wymiana pogladow a czytac to sobie wszyscy moga i wyciagac wnioski z tego co tu piszemy,zadajac pytania i uczac sie od doswiadczonych kolegow w temacie sluchawkowym.
A jak komuś żona na forach udzielać się nie pozwala i go przyłapie, to kto będzie za to odpowiadał? Ale możemy po nazwisku. Skoro taka wola. Ciche miejsca też są potrzebne…
Tylko najpierw na to forum muszę zarobić, bo panowie informatycy słono sobie liczą.
To może publiczna „zrzutka” na początek?
Niedługo powinna pojawić się możliwość gromadzenia na serwisie środków związanych z jego prowadzeniem. Są już pierwsze propozycje inwestycyjne – forum i nowy dywanik. Obie do zrealizowania i czekam na kolejne. Bardzo dużo pozostaje do poprawienia.
Piotr, a tak z czystej ciekawości, jakie flagowce z tych produkowanych uważasz za najbardziej sprzyjające odpoczynkowi? Czyli fokus na relaks a nie popisowość.
Gdybym miał sobie kupić słuchawki dynamiczne z nowo produkowanych, to byłyby to na pewno Ultrasone Edition 5. Po wygrzaniu grają zarówno popisowo jak i w sposób łatwo przyswajalny. W każdym razie te z serii Limited, bo Unlimited nie znam.
I mówisz to tak z zimną krwią, bez efektu „nowości”?
Dziś biorę rybę na zimno. Ale w jakim sensie efekt nowości?
Z Edition 5 jest tak że po zdjęciu i założeniu innych słuchawek np. HD800 słychać różnicę,
choć jak się słucha tylko tych innych to te mogą się bardzo podobać, ale efekt
jest i to powtarzalny, także lepiej nie słuchać najpierw Edition.
Czasami nowe bardzo drogi produkty wpływają na naszą percepcję i nasza psychika dodaje i punkty dodatnie które po pewnym czasie okazują się na wyrost. Pamiętaj że to nie zarzut tylko pytanie 🙂
To jakieś takie banalne, że najdroższy jest najlepszy…
W najbliższym teście o K1000 będzie mniej banalnie. A na to że E5 są najlepsze nic nie poradzę. Abyss 1266 prawdopodobnie jest jeszcze lepszy i to jeszcze zwiększa banalność, ale świat jako całość i wiele jego fragmentów to popis niebanalności, co powinno być wystarczającą rekompensatą.
Ultrasone Edition 5 naprawdę są świetne.
No to poszukam wersji unlimited do odsłuchu 🙂
Tak jest. A potem podzielisz się z kolegami zdobytą wiedzą. OPPO PM-2 też wato spróbować, tylko dobry wzmacniacz do nich potrzebny. Taki żywy, z dynamiką. Sama kultura to trochę mało.
Ja nie pisałem o percepcji, tylko o porównaniu 1 do 1, bardzo lubię HD800, na dobrym wzmacniaczu grają pięknie
nic nie przeszkadza można się zagłębić w muzykę, ale jak posłuchamy Edition i zaraz potem założymy HD800
to czegoś nam brakuje widać różnice jak na dłoni, nie wiem jak to opisać to tak jakby zdjąć kocyk
zakrywający przetwornik w HD800, choć podkreślę one grają bardzo ładnie oczywiście na dopasowanym torze.
Czy można się spodziewać czegoś więcej o słuchawkach Ultrasone Edition 5 Unlimited na łamach hifiphilosophy? Czy recenzja wersji Limited to już wszystko o tym modelu?
Spodziewać się można, ale raczej nie tak zaraz.
Tak może otwartym tekstem: polski dystrybutor powiedział, że nie da, bo mnie nie lubi i woli dawać słuchawki komu innemu. Tak więc sprawę trzeba będzie wyjaśnić w Monachium z producentem, o ile się tam wybiorę. Albo jak jakiś Czytelnik z dobrego serca użyczy.
Popraw mnie, ale o ile pamiętam, to zachwycałeś się Ultrasone Edition 5 (pozostałymi zresztą taż). To kogo lubi ten dystrybutor? Kogoś, kto spali wszystkie inne słuchawki poza Ultrasone? Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać…
d(-_-)b
To że lubię słuchawki Ultrasone, że kiedyś takie miałem (kupione od poprzedniego dystrybutora) i że bardzo chwaliłem model E5, który uważam za najlepsze słuchawki dynamiczne w obecnej produkcji, wcale nie oznacza przyjaźni z ich dystrybutorem. Tylko naiwnym wszystkowiedzącym wydaje się, że wszystkie rozumy zjedli i jak recenzent coś chwali, to na pewno wziął za to rebuchę, a jak gani, to z dystrybutorem się pożarł i ten go nienawidzi. Rzeczywistość jest cokolwiek bardziej skomplikowana niż na tym schemacie i są dystrybutorzy z którymi nawzajem bardzo się szanujemy, mimo iż zdarzyło mi się skrytykować przedmioty ich dystrybucji, a także tacy, którzy mnie nie lubią, mimo iż chwaliłem podległe im wyroby.
Co do tego kogo preferuje obecny dystrybutor Ultrasona, to na podstawie tak zwanego obijania się o uszy doszły mnie słuchy, że pewnemu recenzentowi słuchawki E5 sprezentował, a ten je sprzedał, a jeszcze innego recenzenta recenzja tych słuchawek wisi na jego stronie. Natomiast w prywatne sympatie i animozje wnikać nie zamierzam, bo to w końcu nie moja sprawa. Każdy niech lubi kogo chce i za co chce. Trochę gorzej, jeżeli się to przekłada na niemożność napisania recenzji, ale ostatecznie nie można nikogo zmuszać do użyczania sprzętu. Każdy prowadzi swoją politykę i realizuje własne założenia. Jego biznes, jego pieniądze, jego sprawa. Ktoś zapewne prędzej czy później recenzję tych E5 Unlimited napisze i porówna je z wersją Limited. Miejmy nadzieję.
Ciekawe kiedy się dowiemy kto i ile dał Piotrowi Ryce. Kto mieczem (plotkami) wojuje, ten od miecza (plotek) zemrze.
Pobożne życzenia. Pytaj, a może się dowiesz.
„To że lubię słuchawki Ultrasone, że kiedyś takie miałem (kupione od poprzedniego dystrybutora) i że bardzo chwaliłem model E5, który uważam za najlepsze słuchawki dynamiczne w obecnej produkcji, wcale nie oznacza przyjaźni z ich dystrybutorem. Tylko naiwnym wszystkowiedzącym wydaje się, że wszystkie rozumy zjedli i jak recenzent coś chwali, to na pewno wziął za to rebuchę, a jak gani, to z dystrybutorem się pożarł i ten go nienawidzi. Rzeczywistość jest cokolwiek bardziej skomplikowana niż na tym schemacie i są dystrybutorzy z którymi nawzajem bardzo się szanujemy, mimo iż zdarzyło mi się skrytykować przedmioty ich dystrybucji, a także tacy, którzy mnie nie lubią, mimo iż chwaliłem podległe im wyroby.” życie…
Na dużym marginesie od sprawy, ja już pewien czas temu powiedziałem sobie że sprzęt kupuję od ludzi i jeśli mam do wyboru 2 urządzenia o zbliżonej charakterystyce to kupię od tego kto bardziej rzeczowy, kontaktowy i życzliwy. Bo to rokuje lepszy serwis i ogólnie moje lepsze samopoczycie. A od arogantów, chamków, ignorantów stronię. Ludzie się też zmieniają, więc tutaj czas pokazuje kto jest fair i to też są lekcje życia.
A to fakt i oznaka profesjonalizmu lub jej braku, którego niestety wielu „sprzedawcom” brakuje. Ale bywa też i tak: Napisałem kiedyś takie tam banalne pytanie za pomocą formularza kontaktowego firmy AudioNemesis, ponieważ byłem zainteresowany ich nowym DAC-iem i… po 7 godzinach odpisał sam Fabio Camorani z rzeczową odpowiedzią. Podał parę szczegółów, przeprosił, że nie może zaoferować obecnie odpowiedniego urządzenia, że nad nim pracuje i wyraził nadzieję, że będziemy w kontakcie. Poza tym, że profesjonalne, to miłe.
Witam Piotrze,
Wracając do Taurusa to ciekawa rzecz pięknie otworzył HE-560 dodał im głębi sceny wreszcie grają ładnie, dalej w głowie
nie tak jak HD800, ale może się podobać, tylko ta wygoda nie na moje uszy. A Edition no cóż niewiele mogę powiedzieć
muszę poszukać interkonektu, bo mój obecny VDH poległ z DNM Reason TBB, tak czuje że może być sporo lepiej.
No i K701 słabo pasują do tego towarzystwa za ostro. Zobaczę jeszcze jak będzie z Edition na torze zbalansowanym,
ale to jeszcze przede mną.
To udało się posłuchać Edition w obu konfiguracjach, zbalansowenej i nie, i jest na odwrotnie niż w przypadku HD800
które lepiej grają na zbalansowanym torze, tu jednak bardziej podoba mi się niezbalansowany. Może jest tak że ten fabryczny
kabelek w Edition jest bardzo dobry a do tego FAW Noir HPC mkII nie pasuje za bardzo do nich, bas jest trochę poluzowany
przez co jest go trochę za dużo, góra troszkę łagodniejsza, ale ogólnie jakoś tak naturalniej jest na fabrycznym, może to być
też wpływ IC bo są różne, ale po przełączeniu we wzmacniaczu różnica jest niewielka, może jednak coś ze srebrem. Jutro sesja z Lebenem.
Możliwe, że srebro macza w tym palce. Czekamy na relację o Lebenie.
Aby porównać ten sam tor użyłem jednak posrebrzanego przewodu, lepiej pasuje do Lebena.
I coś mi się wydaje, że tu mamy głównie różnicę lampa/tranzystor, na Lebenie jest czar lampy
delikatność, wybrzmienia, a na Taurusie trochę ostrzej, takie mniej zaokrąglone bardziej metaliczne
brzmienie talerzy itp., ale to daje ogólnie więcej detali. Bas lepszy z Lebenem może dla tego, że jak dla mnie
jest go w sam raz, a w Taurusie odrobiną za dużo. Średnica jest bardzo podobna. Separacja po stronie Taurusa,
scena bardzo podobna. To tak w skrócie. Pewnie gdyby połączyć czymś co odrobinę złagodzi górę
i weźmie w ryzy bas, to Taurus mógłby wypaść lepiej, bo ten kabelek chyba faworyzuje Lebena,
podłączony miedzianym Taurus gra łagodniej, ale podsumowując to ciekawy wzmacniacz. Wszystko oczywiście z Edition.
Całkiem szczerze proponowałbym spróbować interkonektu Sulka. Niektórzy pewnie patrzą na niego z przymrużeniem oka, ale nie przesadzałem w jego recenzji i naprawdę radzę spróbować. Może być duże zaskoczenie, tak jak sam siebie wczoraj zaskoczyłem robiąc parę porównań. A przecież już go wcześniej testowałem.
Cóż gdyby nie ta cena to może.
Nie proponuję zakupu, tylko wypróbowanie. Tak z poznawczej ciekawości. Ten kabel dużo zmienia i jest trochę inny niż wszystkie, w dość pozytywnym sensie. Pewnie od „HiFi ja i ty” można go wypożyczyć. Jeżeli nie mają egzemplarzy pokazowego, to raczej daleko z promocją nie zajadą, a szkoda by było. Cena jest rzeczywiście nieprzyjemna. To fakt. Celuje raczej w tych, co o ceny nie pytają.