Semper in altum! – powiadali Rzymianie – tak więc i my ruszajmy z piętra drugiego na trzecie. A na tym trzecim trafiłem najpierw do opisanej już sali z gramofonami JR Audio, mylnie w poprzedniej części zaliczonej do piętra drugiego, a następnie do miejsca gdzie prezentowały się niedrogie głośniki Melodika, produkowane przez Rafko głównie z myślą o kinie domowym, ale nie tylko. Te tutaj kosztowały zaledwie 3600 PLN i były zasilane przez brytyjską elektronikę Myryad, w postaci wzmacniacza zintegrowanego Myryad Z240, kosztującego też zaledwie trzy tysiące z kawałkiem, oraz podobnie taniego odtwarzacza Myryad Z210, wspieranego niewielkim gabarytowo firmowym przetwornikiem MyryadZ20. Pospinane to było kablami Monkey Cable, tak samo jak cała reszta stanowiącymi niewątpliwą drwinę z nadętego cenowo audio, i grało pospołu bardzo dobrym – bogatym, głębokim i bezpośrednim dźwiękiem. Rewelacyjny zestaw za sensacyjne pieniądze. Prawdziwe pokrzepienie dla osób nie mogących sobie pozwolić na duże wydatki. Rekomendacja.
Opodal, w kolejnej sali Audio Systemu, prezentował się zestaw Burmestera, grający w momencie kiedy tam byłem stylem na luzie; bez starannych realistycznych dociekań, tylko samym relaksem i jeszcze raz relaksem. Trochę mnie to zaskoczyło, bo Burmester lubi muzykę drobiazgowo odpytać w mierze zagadnień technicznych, a tutaj właśnie na odwrót, bez szczegółowych analiz, tylko samym płynięciem. Może akurat taka to była płyta, ale nie miałem czasu na kolejną, bo Burmestera w zeszłych latach już dokładniej opisywałem i wiadomo kto zacz i ile umie. Dużo umie – jakby ktoś pytał.
Tuż obok ponownie stanął ze swoim sprzętem Audio System, tym razem oferując odsłuch ekstremalnie poważnych zawodników, to znaczy zapowiadanych już w folderze wystawy jako wyjątkowa atrakcja południowoafrykańskich (sic!) kolumn Vivid Audio Gyia G3 (trzecich od góry u swego producenta), zasilanych monoblokami Cary Audio CAD-211, poprzedzonymi przedwzmacniaczem Cary SLP-05, czerpiącym sygnał od duetu PS Audio, w postaci transportu plikowego PerfectWave Transport oraz przetwornika DirectStream DAC. Towarzyszył temu regenerator prądu PS Audio P-10, zdolny produkować i podtrzymywać zadane mu napięcie oraz jak zwykle u Audio Systemu aktywny poprawiacz akustyki od Stein Audio.
Lirowate Vivid Audio odsunięte były od ściany tylnej na metr z kawałkiem, a z tyłu po kątach za nimi stały smętnie, za ustroje akustyczne im służąc, nieme głośniki Magico S3, których niemożności posłuchania mocno pożałowałem. Jest wokół tych Magico dużo ostatnimi czasy szumu i na coś absolutnie wyjątkowego, zarówno one same w tekstach o sobie, jak i ustami komentatorów, pozują. Lecz zdaniem gospodarza tego miejsca odsłuchowego nic na tym nie straciłem, gdyż Vivid Audio grają co najmniej nie gorzej – a nawet, mówiąc otwarcie – wyraźnie lepiej. Nie lubię się wprawdzie zdawać na cudzie opinie, ale nic innego tym razem nie pozostawało, tak więc poprzestać trzeba było na samych Vividach, posłuchanie Magico odkładając na nieokreśloną przyszłość. Przyznać muszę, że opinia o wyższości tych Vivid Audio mocno mną przy tym wstrząsnęła, ale kiedy zajrzeć w Internet, to one też nie są od macochy i nawet od samego Stereophile otrzymał niedawno ich producent za niższe katalogowo K1 tytuł Product of the Year – tak więc z szacunkiem i bez kompleksów względem kogokolwiek podchodzić do nich należało.
No i faktycznie, grały pierwsza klasa: żywo, bezpośrednio, naturalnie, a przy tym bardzo muzykalnie. To naprawdę świetne głośniki, nadające się do każdego repertuaru, a przy tym system dokładnie odwzorowywał jakość nagrań, bo na Carmina Burana pojawiło się lekkie piaszczenie, w przypadku lepiej zrealizowanych plików zupełnie nieobecne. Lubię kiedy tor niczego nie maskuje, bo jest to uczciwsze i bardziej szczere, a w słuchaniu nie przeszkadza, jako że sam wolę słyszeć co w trawie naprawdę piszczy niż bawić się w upiększające makijaże. Dopiero wówczas to co smaczne staje się smakowite naprawdę.
Opodal grało Tatami Audio napędzane przez McIntosha, częstując dobrym realizmem i konturowym basem, którego to basu było tam naprawdę sporo; do tego stopnia, że przykrywał nieco wokale.
Następny do golenia był Voice, prezentujący swoim zwyczajem głośniki Sonus Faber; tym razem Sonus Faber Olimpica I. Czerpały sygnał od gramofonu Pro-Jecta, a dźwięk oferowały z delikatnymi sopranami złączonymi z bardzo mocnym basem, co zawsze brzmi efektownie. Brakowało wprawdzie trochę głębi brzmienia i za duży nacisk szedł na pierwszy plan kosztem dalszych, ale wypadkowa znów była udana, godna pochwały.
W pobliskim Q21 można się było z kolei raczyć słuchawkami Audeze, zasilanymi duetem Shiit Mjolnir-Schiit Gungnir.
W ostatniej z czterech sal okupowanych na tym piętrze przez Audio System ulokował się jego kolejny kluczowy zawodnik – system od MBL. Składał się z klocków najniższej serii, w postaci odtwarzacza 1531A, przedwzmacniacza C11 i monobloków C15, podających sygnał kolumnom 111F, kosztującym aż ponad 140 tysięcy.
Nie powiem, ładnie to grało: dobrze nasyconym dźwiękiem, z dużym wolumenem i z dużym ciśnieniem akustycznym oraz solidną kontrolą nad całym pasmem, ale za te pieniądze chciałoby się czegoś więcej, co w poprzednich latach zestawy MBL-a potrafiły pokazać, a tym razem się nie udało. Faktem jest, że wówczas popisywały się wyższe katalogowo głośniki 101E mkII, ale czy to one są znacznie lepsze, czy zawiodła akustyka małego pomieszczenia i słabszy system wzmacniający, nie będę przesądzał.
No to – hop! – na piętro czwarte, a tam Audiopunkt i jego monitory Sound Project, kosztujące 7400 bez standów i zasilane japońską elektroniką Soulnote.
Żywe, naturalne, bezpośrednie granie, o dobrze wyważonym brzmieniu. Ładna ekspozycja wszystkiego, pozbawiona jakiejkolwiek przesady. Czyli znowu wysoka nota i kolejny przyczynek do wysokiej oceny całej wystawy.
W drugim pokoju Audiopunktu grały robiące światową karierę monitory Graham LS5/9 w towarzystwie elektroniki Naima, których Karol słuchał w Monachium, gdzie grały niesamowicie, a tutaj nie zdołały niestety tego powtórzyć, oferując dźwięk płaski i mało wypełniony. Z Naimem trzeba się umieć obchodzić, zwłaszcza tymi jego zewnętrznymi zasilaczami, ale w sumie trudno powiedzieć dlaczego tym razem to brytyjskie granie nie zaskoczyło, bo wszystkie elementy sztuki budowania naimowego toru były zachowane. Należało chyba jednak sięgnąć po lepszy wzmacniacz.
Niemal na wprost schodów działało najbardziej rozpoznawalne i najliczniej oblegane na tym piętrze Chillout Studio, ze swoimi popisowymi monitorami Raidho D1, ale o tym znów będzie w osobnym tekście.
Zaraz obok popisywał się swoimi prądowymi zabawkami Gigawatt, a kawałek dalej Cinematic ze swoim OPPO. Posłuchałem tam chwilę najnowszych OPPO PM-2, będących tańszą wersją flagowych PM-1, a stwierdziwszy, że bardzo dobrze grają, umówiłem się na recenzję.
Ze spraw słuchawkowych na tym samym piętrze popisywał się też dystrybutor 4hifi, mający w swej pieczy popularne w szerokim świecie urządzenia marki Audio-gd oraz nowo pozyskany „all-in-one” dla słuchawek od Coctail Audio. I znowu się umówiłem, posłuchawszy uprzednio ździebełko i stwierdziwszy, że gra to na poziomie umożliwiającym pisanie w superlatywach.
Na piętrze tym grał także krakowski AbysSound, lecz tam również tylko na recenzję się umawiałem, wiedząc z lat poprzednich i paru dawnych odsłuchów, że jest to aparatura najwyższej klasy. A przy tym znowu polska, co jakże jest budujące.
Piętro wyżej, podobnie polski, wybrzmiewał Tonsil, znów, analogicznie jak Unitra, marka znana z lat dawnych, jedna spośród pięciu bodaj wznawiających działalność warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych i rekomendowana wówczas jako pewniak, na którym nie można stracić. Ci, co w to uwierzyli, stracili niewątpliwie, a teraz Tonsil próbuje się odrodzić, ale idzie mu raczej kiepsko. W latach 70-tych taki dźwięk mógł imponować, zwłaszcza że nie miał żadnej konkurencji, ale dzisiaj brzmi nazbyt „goło”, bez magii i bez głębi.
Co innego znów polska Amare Musica, prezentująca po raz pierwszy swój debiutancki serwer muzyczny w towarzystwie znanego już przedwzmacniacza i monobloków. Wspierała się przy tym także debiutanckim DAC-kiem Myteka – Manhattan – oraz głośnikami prototypowymi własnej produkcji – trójdrożnymi i z bass-refleksem od dołu.
Niezależnie od wprowadzonych nowości i tych wszystkich debiutów, jak zwykle był to jeden z najlepszych dźwięków wystawy – bogaty, wsysający i głęboki, z podobnie głęboką sceną, oddechem i bezpośredniością. A przede wszystkim z nieczęstym w tym roku wszechobecnym lampowym czarem, dającym tę niezrównaną specyfikę i magię. To prawda, że wyjątkowo małe pomieszczenie było dla dużych kolumn niewystarczające, ale i tak wszystko to razem mocno do mnie przemówiło.
Dwie jeszcze na tym piętrze były atrakcje. Pierwsza, bardziej typowa, to zestaw chińskiego Auralica, z debiutującym streamerem Aries, szeroko znanym przetwornikiem Vega i monoblokami Merak, uzupełnianymi przedwzmacniaczem Taurus. Napędzało to niemieckie monitory Kaiser Acoustic Chiara i grało pierwszorzędnie – bezpośrednio, w sposób otwarty, muzycznie.
Druga atrakcja była większa, bardziej nietypowa. Wraz z The Essink, niemieckim producentem nagrań uwiecznianych na taśmach i prezentowanych na 30-letnich magnetofonach studyjnych Stellavox, przyjechały dwa systemy słuchawkowe oparte o wzmacniacze firmy Eternal Arts dr Burkharda Schwäbe, jednego z konstruktorów sławnego Sennheisera Orpheusa. Jeden prostszy, zwany Basic, a drugi popisowy – Ethernal Arts OTL. Oba grały znakomicie i szkoda jedynie, że w Monachium dedykowane im słuchawki Sennheiser HD 800 podpinane były lepszymi, niefirmowymi kablami, bo oryginalne nie są niestety najlepszej jakości, toteż sporo przez nie się traci. Lecz i tak grały te HD 800 z gramofonem i z taśm koncertowo, prezentując o wiele bogatsze brzmienie niż zazwyczaj. Słuchający w Monachium Karol doszedł nawet do wniosku, że stojący tam obok Ethernal Arts OTL elektrostatyczny Orpheus grał wprawdzie inaczej, ale nie lepiej. Tak nawiasem, tam także źródłem był ten magnetofon.
czy Aries może pobierać sygnał bezośrednio od podłąćzonego kablem USB dysku twardego ?
Tak, zarówno od dysku twardego jak i pendrive’a.
mam nadzieję że przetestujesz to urządzenie,chciałbym zastąpić komputer z którym sobie nie radzę na te tańszą wersję za 4200 zł
Ta nadzieja jest raczej iluzoryczna, bo pan Ostapowicz się na mnie obraził za nie dość pochwalną recenzję jego monobloków. Tak więc wątpię by zgłosił się do mnie po recenzję jakiegokolwiek podległego sobie urządzenia. Sam też nie będę go niepokoił.
Mnie także podobał sie Ethernal Arts OTL, myślałem juz o jego zakupie do akg k812 ale niestety w kraju nie ma dystrybutora.
Chyba mam kontakt do wytwórcy i pewnie dałoby się taki zakup zorganizować.
Panie Piotrze,
Nie wiem z jakiego powodu wymyśla Pan te bzdury. Nigdy w jakikolwiek sposób nie zakomunikowałem Panu swojego niezadowolenia z opisu monobloków. To, że nie zdecydowałem się wykupić u Pana reklamy nie jest tożsame z obrazą. Miałem zamiar zwrócić się do Pana z propozycją przetestowania wzmacniacza słuchawkowego Taurus MKII, bo uważam Pana za autorytet w dziedzinie systemów słuchawkowych, ale ostatecznie po przeczytaniu powyższego komentarza podziękuję za dalszą współpracę.
z poważaniem,
Marcin Ostapowicz
Tak, oto typowy zabieg marketingu społecznego. Miał Pan oczywiście zamiar, ale w zaistniałej sytuacji nie jest to możliwe. I nic nie szkodzi, że ten wzmacniacz, podobnie jak przetwornik, jest na rynku od dawna i dawno można było się zwrócić.
Ze swojej strony mogę rzucić tyle, że wykupywanie reklam (skądinąd wykupił ich Pan wiele u tych, co dla monobloków byli przychylniejsi) też z mojego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia i nie przeszkodziło mi w pochwaleniu serwowanych przez Pana produktów. Chodzi o styl pańskiej rozmowy z Karolem na Audio Show, o której sam wie Pan najlepiej jak wyglądała.