Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

Odsłuch cd.

I znowu się okazało, że "stara szkoła" daje radę.

I znowu się okazało, że „stara szkoła” daje radę.

   Gdy chodzi o światło, to było dzienne i bez uciekania w cienie. Cała muzyka eksponowała się wyraźnie, czerpiąc z samej klasy dźwięku i przyjemnie pogłębionej sceny a nie chwytów teatralnych. Zarazem trzeba podkreślić, że nie było w tym żadnej ostrości ani pikanterii. Soprany najwyższej klasy i dobór światła właściwy, z przyjemną temperaturą bieli. Z kolei wypowiedzi słowne,  czyli wywiady bądź recytacje, dały obraz wzmożonej akustyki a nie samego gołego głosu. Każda osadzona była w przestrzeni odbić a nie wyizolowana narracyjnie. To znowu mnie zaskoczyło, bo spodziewałem się właśnie braku akustyki. Dość więc te Stirling Broadcast okazały się zaskakujące i jak dotąd każdorazowo pozytywnie. Lecz gdyby ktoś koniecznie chciał czegoś się czepić, to można mu podpowiedzieć lekki niedostatek powietrza w dźwięku i ograniczony wymiar efektu „ach!”. Nie było żadnego widocznego upiększania – ani przez dociążanie, ani pompowanie, ani słodycz, ani koloryt. Samo życie w magii jego nie ubranej, a nie popisy muzycznej stylizacji i wielkie brzmieniowe kapelusze. Tak więc świeżość, ale nie na sterydach i z haustem z butlami tlenowej, tylko jak przystało na narzędzia studyjne autentyczna i czysta. Tak bardziej na sportowo, a więc szybko, zwinnie i z rozmachem oraz na żywo transmisją, a nie w wydumanych pozach, baletowych układach i przy sztucznym oświetleniu. Bez szminki i na dziko, ale zarazem z bardzo wysoką kulturą bycia i wyuczonymi zachowaniami, a nie na sam bezmyślny żywioł. Doskonale się tego słuchało, a magia życia wcale nie chciała być gorsza od cyrkowej.

Wątpiącemu w siłę moich wzmacniaczy dystrybutorowi bardzo zależało na wypróbowaniu jego podopiecznych z jakimś zdecydowanie mocniejszym, a zatem migawkowo dorzucę opis tego, co podziało się pod dyktando integry Accuphase E-470, która akurat po recenzję zjechała.

Jako posiadacz sekcji wzmocnienia dzielonej i lampowej, nie jestem szczególnie wysokiego mniemania o tranzystorowych integrach, wyjąwszy tą szczególną od Avantgarde Acoustic, którą niedawno gromko chwaliłem. Bez dalekiego wychodzenia przed recenzyjny szereg muszę jednak przyznać, że nowa integra od Accuphase ma świetną klasę i umie do siebie zjednać. Gra przy tym dla swego producenta klasycznie, dźwiękiem pełnym, oszlifowanym, do końca wypowiedzianym i z lekka słodkim tudzież przyjemnie ciepławym.

A nawet bardziej niż bardzo - to po prostu klasyk nie do zdarcia i nasza pełna rekomendacja!

A nawet bardziej niż bardzo – to po prostu klasyk nie do zdarcia i nasza pełna rekomendacja!

Dwa względem mojego toru miała ciekawe momenty. Przede wszystkim scenę trochę głębszą i bardzo starannie poukładaną, a także mocniejszy akcent na „ach!”, w sensie ładności i upiększenia. Bardziej pełne, domknięte, podgrzane i posłodzone dźwięki bardziej też były krągłe, niczym lśniące choinkowe banieczki, a mniej otwarte i nośne. Stwarzały atmosferę szczególnie lubej ładności i całościowo świetnie poukładane widowisko, z mniejszym naciskiem na naturalną otwartość, promieniowanie i swobodę, a za to większym na miłe słuchanie i rozkoszne brzmieniowe aromaty. A jedno przy tym miały zaskakujące i szczególnie udane, mianowicie była w tych accuphasowych dźwiękach duża zawartość tlenu, a więc brak jakiejkolwiek duszności, co wraz z miodowym światłem dawało zaskakujące i nadzwyczaj efektowne zestawienie, z jednoczesną dbałością o każdy detal. Znakomicie się gościom od Accuphase to połączenie udało, dzięki czemu słuchacz jest od razu kupiony i przekonany o nadzwyczajności, którą tworzy dźwięk salonowy, wytworny, a przy tym pozwalający głęboko oddychać i bez długu tlenowego napawać się podziwianiem. Taki ze stylizacją i własnym na wszystko pomysłem, ale na poziomie pałacowym, a więc nawet bardzo wybrednych mogącym zadowolić. Kręcąc głową słuchałem raz jeszcze Astrud Gilberto, która tym razem śladu nie miała chrypki, ale wciąż była obecna i przekonująco prawdziwa. A taka przecież inna…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

  1. Jestem człowiekiem całkowicie analogowym, od świata cyfrowego wolę spotkanie gdzie widzę rozmówcę i mogę spojrzeć mu w oczy. Zbieram płyty od 30 lat i nigdy nie byłem na tyle bogaty aby móc sobie kupić sprzęt, który dałby mi dźwięk z lat 70-tych , taki właśnie jak rozmowa z kimś bez efektów, bez sztucznego napinania się.
    Pan Jacek pierwszy odpowiedział na moje poszukiwania i nabyłem u niego recenzowane STIRLINGI, chyba nawet jako pierwszy w Polsce.
    Słucham swej muzyki (rockowej, metalu, ballady) i mój mały świat płyt (18 m2)stał się właśnie bardzo muzyczny, bo tego właśnie poszukiwałem. Muzyki i jeszcze raz muzyki.
    Na nowo poznaję moje płyty, trochę to czasu zajmie.

    1. Patryk pisze:

      Pieknie napisane i rozumiem Cie.Mysle w takich chwilach takze o Harbeth lub Spendor 100r2.Chcialbym posluchac takich glosnikow. Niestety sa bardzo drogie,a z moich Electra 927 BE tez jestem bardzo zadowolony i kocham je.
      Milego wieczoru.
      Patryk.

  2. manio pisze:

    a ja ni z gruszki/pietruszki ale spodobało mi się spojrzenie recenzenta z TAS 256 [ostatni numer] – i myślę że warto to mieć na uwadze słuchając sprzętu i czytając testy …

    żeby nie było domysłów – nie piję do P.R. który rzetelne recenzje tworzy i wie o co lata w tej działce …

    rzecz jest o KODZIE recenzentów :

    detal = czytaj : za mocna góra
    transparentność = dziura w 100-300Hz
    tempo/rytm/timing = bas rozciągnięty ale osłabiony wolumenowo
    angażujący = wypchana do przodu średnica
    itd.

    The Adjustability of the Speaker
    Typically, a loudspeaker review describes first a whole lot of things that, however much they may be wrapped up in poetic language and in the code words of audio, really amount to
    reviewing the frequency response in broadband terms, the overall balance.

    You know how the code goes:
    “detail” = excess top end,
    “transparent” = hole in the 100–300Hz range,
    “PRAT” (pace, rhythm, and timing) = extended but lowered in level bass,
    “involving” = midrange forward,
    and so on.
    This code system arose when people stopped knowing or caring what the actual
    frequency response was—and of course largely stopped measuring it.
    But they were still reviewing it, just in different words and forms of description.
    [See my review of the Magico Q7 Mk II in this issue. It has an identical frequency response to that of the original Q7, but a decidedly different tonal balance as well as significantly
    greater resolution and transparency. —RH]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy