Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

Odsłuch

A zdecydowanie jest co kultywować, zwłaszcza że większość legend brzmienia typu BBC LS już dawno zakończyła działalność...

A zdecydowanie jest co kultywować, zwłaszcza że większość legend brzmienia typu BBC LS już dawno zakończyła działalność…

   Stirling Broadcast przyjechały nie tylko wygrzane i z podstawkami dystrybutora, ale także z dystrybuowanymi przez niego kablami głośnikowymi Sulek Audio, których po udanych przygodach z interkonektami i kablami zasilającymi bardzo byłem ciekaw. Okazały się pierwszorzędne, a cenę mają zaskakująco względem interkonektów niską, bowiem dokładnie tą samą. Regułą jest wszak podwojenie, boleśnie utrudniające użycie w systemie jednolitego wysokiej klasy okablowania, a tutaj miła niespodzianka, aczkolwiek sześć tysięcy nawet za przewody głośnikowe to jednak mało nie jest.

Na początek sięgnąłem po własny tor wzmacniający, to znaczy ASL Twin-Head i Crofta, spięte oczywiście Sulkiem. Dwadzieścia pięć watów przy efektywności 87 decybeli mogłoby wydać się skromne, ale Croft w sobie jedynie znany sposób mocą dogadza wszystkim i tym razem też sobie poradził.

Zacząć jak zawsze musimy od ustawienia, a tego nie byłem zmuszony rozszyfrowywać wyłącznie na własną rękę, czy ucho – o ile ktoś woli taką deszyfrację, gdyż już dystrybutor podczas budowania podstawek je badał i pośpieszył z wiadomością, iż koniecznie stać powinny daleko od ściany za sobą i na wprost, czyli bez żadnego odgięcia. Daleko znaczyć miało dokładnie na jedną trzecią długości pokoju, tak by słuchacz mógł usiąść z kolei na dwóch trzecich i jeszcze jedną trzecią mieć za sobą. Sprawdziłem to bardzo starannie, i rzeczywiście tak być powinno, wszakże z jedną modyfikacją. Siadać trzeba trochę dalej niż na dwóch trzecich, a więc nieznacznie dalej od monitorów niż one stoją od ściany, bo inaczej stereofonia nie wiąże się idealnie i środek pomiędzy głośnikami za mało jest wypełniony. Można tego nie zauważyć, ale mam specjalne nagrania i jest jak piszę. Zarazem przy takim odsuwaniu zmienia się trochę charakter brzmienia. Staje się ono pełniejsze i głębsze, choć niestety traci na tym nieco głębia sceny, która przy bliższej lokalizacji słuchacza jest nieco lepsza. W lokalizacji zalecanej przez dystrybutora wynosiła jakieś cztery metry, a przy korekcie na rzecz stereofonii spadała do trzech i pół. Ale od razu zaznaczę, że to z moimi wzmacniaczami, bo potem z Accuphase było inaczej, o czym na koniec.

Kontynuując sprawę sceny trzeba napisać, że była na szerokość dość zwięzła, bez żadnego rozlewania na boki czy ataku flankami. Skupiona wokół epicentrum zdarzeń, dobrze związana i dobrze pokazująca źródła, przy całkowitym ich oderwaniu od głośników. Dziejąca się przy tym poczynając od ich linii w głąb, bez wychodzenia na słuchacza czy wypełniania całego pokoju. To jednak tylko do momentu podkręcenia potencjometru, bo wówczas potrafiła się ku słuchaczowi przybliżyć, wychodząc na jakiś metr przed głośniki i wyraźnie się też poszerzając. A w rocku, kiedy naprawdę już zaszalałem, potrafiła nawet usiąść basem na piersi, co jest zawsze super przyjemne i dla tego gatunku muzyki kluczowe, jako że bez tego to już całkiem nie to. Ciśnienie basu nie było tu wprawdzie tak masujące jak u Zeta Zero czy wielkich Avantgardów, ale wyraźnie się zaznaczało i dawało kupę radochy. Cały pokój przed słuchaczem przy takim poziomie głośności ożywał, a przyznać muszę, że pierwszy raz takie coś dostałem od monitorów. Pulsująca ściana szalejącego dźwięku dosięgała słuchacza, a sami wykonawcy lokowali się jak należy, trochę za linią głośników i w równym ustawieniu. Na takiego rocka szczerze mówiąc tym razem nie liczyłem i byłem pozytywnie zaskoczony, słuchając w autentycznym uniesieniu.

Stirling_Broadcast_SB-88_007_HiFi Philosophy

A jak niezbyt znana manufaktura Stirling udźwignęła ciężar reprezentowania „starej” szkoły grania we współczesnym świecie?

Co do samego dźwięku, to w pierwszych minutach wydało się, że soprany są z tych uspokojonych, co to się do uszu lawiną iskier nie cisną, tylko tak sobie sopranują bardziej jako dodatek a nie główny aktor. System był oczywiście odpalony kilka godzin wcześniej, tak więc nie mogło chodzić o kondycję lamp – i faktycznie chodziło o coś innego, mianowicie o kondycję nagrań, a ściślej nie o kondycję tylko o sposób realizacji. Nie darmo Srirling Broadcast SB-88 wywodzą się wprost z monitorów studyjnych. Czytanie nagrań wychodzi im szczególnie dokładnie, a efektem ubocznym są duże wahnięcia nawet w ramach realizacji uchodzących generalnie za dobre. I wcale nie na zasadzie, że lepsi uciekają daleko do przodu, a słabsi zostają w ogonie, tylko na bazie silnej indywidualizacji. Doskonale słychać, w którym przypadku realizator wajchą bądź sama sala powodowała efekt sopranów gładszych i wykończonych krąglej, a kiedy są one niczym naelektryzowana chmura czy strzelające błyski. Te soprany u Sterling Broadcast są zawsze z polorem i świetne w odbiorze, ale naturę potrafią mieć bardzo różną, co daje słuchaczowi dodatkowy pozytyw w postaci pewności, że oto ma do czynienia z wyrobem naprawdę dużo potrafiącym i sporządzonym przez najwyższej klasy fachowców. Całe brzmienie okazuje się być na świetnym poziomie, ale jego obraz w nagraniach bardzo się różni, konkretne warunki i sposób realizacji obrazując.

Przejdźmy o stopień niżej, czyli na tak zwaną średnicę. Osobiście nie znam nagrania pokazującego ją lepiej niż Girl from Ipanema z boxu Stana Getza. Jedna fraza wyśpiewana przez Astrud Gilberto i wszystko, lub niemal wszystko, staje się jasne. A tutaj Astrud zaśpiewała świeżo i z bardzo rzadko pojawiającym się autentyzmem. Na czwartej płycie boxu utwór jest koncertowy i zaczyna się od oklasków, dzięki czemu mogłem stwierdzić, że są te oklaski plastyczne i z wyraźnym rysunkiem dłoni. Nie jak świst, nie jak szum i nie jak się to mawia – siarczyste, tylko trójwymiarowe i z brzmieniowym modelunkiem wyodrębnionych wyraźnie dłoni. Sam śpiew ujmował naturalizmem, ze szczególnie podkreślającą się chropowatością osadzoną w brzmieniu nośnym i dźwięcznym, a nie ciągniętym ku dołowi ciężarem i lepkością. Astrud potrafi śpiewać w zależności od toru bez śladu chrypki, a tu miała wyraźną chrypkę. Jej głos może bać ospały, ciężki i lepki zmysłową słodyczą, a tutaj był nośny i świeży. Poranny a nie wieczorny i autentyczny a nie przetworzony czy upiększony. Bez domykania na siłę i zaokrąglania dźwięków, bez żadnych powłok i ciśnień, także bez dociążania, docieplania i dosładzania. Całkowicie otwarty, dźwięczny, młody i przejmująco autentyczny. Aż się go czuło na skórze, a obecność artystki prawdziwsza była niż fotela, na którym siedziałem.

Bas nam jeszcze pozostał, a do jego zobrazowania też są specjalne utwory. Te pokazały, że jest u Sterling Broadcast zwięzły, mocno bijący, całkiem nisko schodzący i krótki. Podobnie jak scena nie miał rozlania i nie włóczył się po pokoju, tylko bach! – schodził nisko i wybrzmiewał od razu. Błyskawicznie narastał i zaraz się zwijał, a brzmienie miał pełne i zejście należyte. Tak więc choć głośniki są monitorowe, basu nikomu nie powinno zabraknąć, albowiem to nie przeciętne monitorki  do jakiegoś cimci-rymci, tylko kawał monitora a w nim kawał dźwięku. Dla zdeklarowanych suwooferowców jest natomiast kino domowe i nim niechaj się żywią, albo kupią sobie Zingali 3.18 za trzysta tysięcy z basem o właściwościach burzących.

Sprawdzimy to zawodnikiem wagi ciężkiej - systemem Accuphase DP 700 i E 470.

Sprawdzimy to zawodnikiem wagi ciężkiej – systemem Accuphase DP 700 i E 470.

Parę rzeczy zostało do wyjaśnienia. Odnośnie jeszcze basu, to nie jest głuchy ale dobrze łączący różne rodzaje dźwięku i potrafiący mieszać się z sopranami, co jak zawsze pokazał step u Pepe Romero.  Soprany zaś często się srebrzą i ukazują na kształt chmury, podczas gdy ludzkie głosy potrafią być szczególnie zindywidualizowane. Na podkreślenie zasługuje też wybijanie rytmu. W paru nagraniach pojawiło się pulsowanie, jakiego jeszcze nie słyszałem, co szczególnie efektowne było w rocku i jazzie. Znakomicie akcentował swe niskie pomruki kontrabas i świetnie pracowała gitara elektryczna. Nie tylko jako przenikliwe riffy, ale także rockowe basso continuo pospołu z perkusją. Do tego znakomicie wiązało się pasmo, co u głośników monitorowych jest znanym atutem, dla którego niektórzy wolą je od najbardziej nawet rozbudowanych kolumn. Z kolei fortepian raz jeszcze potwierdził dźwięczność oraz przestrzenność brzmienia, choć akustycznie nie był taki potężny jak w wielkich podłogówkach przy naturalnym poziomie głośności.  

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

  1. Jestem człowiekiem całkowicie analogowym, od świata cyfrowego wolę spotkanie gdzie widzę rozmówcę i mogę spojrzeć mu w oczy. Zbieram płyty od 30 lat i nigdy nie byłem na tyle bogaty aby móc sobie kupić sprzęt, który dałby mi dźwięk z lat 70-tych , taki właśnie jak rozmowa z kimś bez efektów, bez sztucznego napinania się.
    Pan Jacek pierwszy odpowiedział na moje poszukiwania i nabyłem u niego recenzowane STIRLINGI, chyba nawet jako pierwszy w Polsce.
    Słucham swej muzyki (rockowej, metalu, ballady) i mój mały świat płyt (18 m2)stał się właśnie bardzo muzyczny, bo tego właśnie poszukiwałem. Muzyki i jeszcze raz muzyki.
    Na nowo poznaję moje płyty, trochę to czasu zajmie.

    1. Patryk pisze:

      Pieknie napisane i rozumiem Cie.Mysle w takich chwilach takze o Harbeth lub Spendor 100r2.Chcialbym posluchac takich glosnikow. Niestety sa bardzo drogie,a z moich Electra 927 BE tez jestem bardzo zadowolony i kocham je.
      Milego wieczoru.
      Patryk.

  2. manio pisze:

    a ja ni z gruszki/pietruszki ale spodobało mi się spojrzenie recenzenta z TAS 256 [ostatni numer] – i myślę że warto to mieć na uwadze słuchając sprzętu i czytając testy …

    żeby nie było domysłów – nie piję do P.R. który rzetelne recenzje tworzy i wie o co lata w tej działce …

    rzecz jest o KODZIE recenzentów :

    detal = czytaj : za mocna góra
    transparentność = dziura w 100-300Hz
    tempo/rytm/timing = bas rozciągnięty ale osłabiony wolumenowo
    angażujący = wypchana do przodu średnica
    itd.

    The Adjustability of the Speaker
    Typically, a loudspeaker review describes first a whole lot of things that, however much they may be wrapped up in poetic language and in the code words of audio, really amount to
    reviewing the frequency response in broadband terms, the overall balance.

    You know how the code goes:
    “detail” = excess top end,
    “transparent” = hole in the 100–300Hz range,
    “PRAT” (pace, rhythm, and timing) = extended but lowered in level bass,
    “involving” = midrange forward,
    and so on.
    This code system arose when people stopped knowing or caring what the actual
    frequency response was—and of course largely stopped measuring it.
    But they were still reviewing it, just in different words and forms of description.
    [See my review of the Magico Q7 Mk II in this issue. It has an identical frequency response to that of the original Q7, but a decidedly different tonal balance as well as significantly
    greater resolution and transparency. —RH]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy