Recenzja: Shure SHR-1840 z kablem Forza AudioWorks

Odsłuch

Z Eximusem DP-1 i plikami FLAC z JPlay

Shure_1840_Forza_AudioWorks_16

No i spełnia się sen o lepszym dźwięku

Na Main Theme From Missing Vangelisa, skądinąd bardzo elegancko i klarownie zaprezentowanym przez Shure ze standardowym kablem, słychać, że kabel Forza Audio nieco wyżej idzie z sopranami, ma śladowo mocniejszy bas, a całość brzmienia bardziej dźwięczną i bezpośrednią. Muzyka płynąca poprzez niego bardziej nas otacza i głębiej dociera do naszej jaźni. A kiedy milknie, bardziej pragniemy by powróciła.

Z kolei Shot To Thrill AC-DC  jeszcze mocniej zaakcentował cieplejsze, bardziej migotliwe i bardziej wciągające w muzyczny wir brzmienie kabla Forza Audio. To już był spora różnica i dość wyraźna przewaga w mierze satysfakcji. Tak jak pomiędzy zupą gorącą a letnią, że się do kulinarnych porównań odwołam.

Jeszcze silniejsza różnica pojawiła się w przypadku sławnej i tajemniczej De Main Ganche. Głos wokalistki za sprawą Forza Audio stawał się ciepły, namiętny, zmysłowy i dramatyczny, a nie taki z chłodnawym dystansem  choć niewątpliwie elegancko wybrzmiewający, jak za sprawą kabla oryginalnego.

Z Accuphase DP-510 i ASL Twin-Head

Shure_1840_Forza_AudioWorks_14

Jeszcze tylko potwierdzenie wystawione przez lampowych czarodziei

W sumie wiele nowego do pisania nie ma, bo nic się takiego nie wydarzyło, co by warto było punktować i wymienione powyżej różnice tylko się powtórzyły. Ale dla porządku, żeby nie było, że się nie staram, wspomnę o trzech płytach.

Sarah Voughan, podobnie jak nieznana wokalistka śpiewająca De Main Ganche, przepasana kablem Forza Audio okazała się cieplejsza w muzycznym dotknięciu, bardziej kobieca i bliższa realności. Atmosfera jazzowego nagrania dużo lepiej się uwidaczniała, a dęciaki były bardziej złociste, podobnie jak liście nowojorskiej jesieni, o których była piosenka. Było słodziej, bardziej intymnie i czulej. Tak od serca.

Bardziej zdystansowany i chłodny przekaz oryginalnego kabla okazał się bardzo dobrze pasować do często używanego przeze mnie w porównaniach O Lord in Thee, Jana Garbarka i The Hilliard Ensamble, dając metafizyczny dystans uczuciowy i powiew chłodu spraw ostatecznych. Jednak bardziej złocisty, przenikliwy i namiętny saksofon sprawiony przez Forza Audio był po prostu prawdziwszy w sensie muzycznym. I niezależnie od tego, że to jego płonące niczym kandelabr brzmienie stanowiło dysonans względem powagi chorału, był bliższy prawdy muzycznej, choć niekoniecznie teologicznej czy metafizycznej.

Shure_1840_Forza_AudioWorks_15

Szczyt jest nasz!

O prostej życiowej piosence Ob-La-Di, Ob-La-Da Beatlesów cóż jest do dodania? Ciepłe, bardziej muzykalne brzmienie lepszego kabla w większym stopniu obdarowywało muzyką i atmosferą cokolwiek cierpkiej beatelsowskiej filozofii życiowej oraz muzycznych wygłupów najsławniejszej kapeli w historii. Młodość, łatwość tworzenia, radość życia i nuta refleksji tańczyły razem na muzycznej scenie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Shure SHR-1840 z kablem Forza AudioWorks

  1. Sebastian pisze:

    Zawsze fajnie poczytać ze świadomością, że jeszcze tyle mnie czeka do odkrycia i spróbowania. Nie ma nic gorszego nić koniec drogi w hobby… bo to koniec hobby dla mnie zazwyczaj.

    Na szczęście pewne hobby nie mają końca bo ich naturą jest droga.

    Pozdrawiam

  2. Piotr Ryka pisze:

    Forza musica, forza audiofilia! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy