Podsumowanie
Pamiętam – bo jakżeby inaczej – czasy własnego wstępowania do audiofilskiego zakonu. Przeglądając niemiecką prasę branżową, nieodmiennie posługującą się tabelami klasyfikacji, można było zobaczyć w rubryce „Vollverstärker” nazwy Burmester, Treshold czy Krell, opatrzone wielkimi cenami i dumną sygnaturą „Absolute Spitzenklasse”. Zwracało przy tym uwagę, że właśnie w rubryce Vollverstärker ceny się pojawiają najwyższe, daleko wyższe niż u odtwarzaczy czy gramofonów. Przedwzmacniacze jako osobne urządzenia na polskim rynku wtedy jeszcze nie istniały, a i dziś nie są specjalnie popularne, bo przeważnie także częstują drożyzną. Jednak przedwzmacniacz to serce i klucz do dobrego brzmienia, a mając taki wiem o tym najlepiej. Bez niego nie ma super systemu ani się w całość wszystko nie zbiera. Gdzieś muszą się zejść nici od źródeł i coś musi uzgodnić prądy pomiędzy nimi a sekcją wzmocnienia. Tym czymś jest przedwzmacniacz, czyli wydzielona sekcja operacyjna wzmacniacza. W przypadku Phasemation CA-1000 jeszcze sama na trzy sekcje rozbita, tak żeby operacyjność i uzgadnianie nie wchodziły sobie w paradę. Mistrz Nobuyuki Suzuki naprawdę się skoncentrował i podszedł do sprawy bez kompromisów, minimalizując do granic możliwości wszelkie zakłócenia i wpływy. Pod tym kątem zoptymalizowane zostały wszelkie połączenia i regulacje, a przedwzmacniacz, choć tak pokaźny i złociście połyskujący, tak naprawdę robi wszystko by zniknąć. Na podobieństwo kota z Cheshire pozostawić złocisty uśmiech z kropeczkami błękitu, a sam się brzmieniowo rozpłynąć, bardziej duchowo niż fizycznie łącząc systemy w całość. Czy tak jest w istocie, trudno dosyć ocenić, jako że nie jest czymś łatwym przeczytać, czy te pokazy subtelnej magii wynikają z samego znikania, czy raczej z wewnętrznych natur użytych podzespołów. Ale jakkolwiek by było, efekt pozostaje jeden. Dźwięk zyskuje niespotykaną postać, a jego modelunek zachwyca. Oczywiście potrzebna jest całość, ale to przecież banał. Poza tym Phasemation samo zadbało o strefę mocy, tak więc zostają źródła, kable oraz głośniki. Ze źródłami jest prosto, bo wystarczy jakiekolwiek porządne, a z głośnikami awantura, bo takich pasujących trzeba się mocno naszukać. Nie będę się mądrzył, które pasują najlepiej, bo tego po prostu nie wiem; natomiast mogę zaręczyć, że na podstawie przygody z AKG K1000 pozostaje czymś oczywistym, iż takie głośniki istnieją, a więc brzmieniowa baśń może się rozlewać na całe salony.
Na koniec został do rozstrzygnięcia problemem, na ile ten CA-1000 sprawdza się z innymi wzmacniaczami niż własne, ale tego nie zdążyłem przebadać. Wiem natomiast, że do swoich monobloków pasuje idealnie i razem stwarzają coś wyjątkowego; tym bardziej więc szkoda, że nie udało się dobrać równie pasujących głośników. Ale może następnym razem, bo do takich cudów audiofilskiej techniki powinno podchodzić się wielokrotnie.
W punktach:
Zalety
- Niespotykany w codziennym życiu popis subtelności.
- W następstwie tego własna poetyka o formie czysto magicznej.
- Nieziemskie światło.
- Cudowna łagodność.
- Fantastyczna plastyka obrazu.
- Mistrzowski kunszt wydobycia wszelkich niuansów i ożywiania muzycznych drobin.
- W efekcie obok głównego nurtu wspaniały teatr rzeczy pomniejszych.
- Teatr zrealizowany w sposób mistrzowski, to znaczy przyczyniający się do poprawy całości a nie jej rozbicia.
- Bajeczna indywidualizacja brzmień poszczególnych.
- Owładające poczucie piękna.
- Magia.
- Własna forma narracji, potrafiąca udanie konkurować nawet z żywą muzyką.
- Delikatność na miarę dotyku anioła.
- Własny brzmieniowy świat.
- Wyjątkowa staranność konstrukcyjna.
- W efekcie aż trzy osobne sekcje.
- Dbałość o brak zakłóceń.
- Sześć wejść.
- Obsługiwane osobnymi transformatorami wyjścia zbalansowane i niezbalansowane.
- Trzystopniowa regulacja wzmocnienia.
- Objęty patentem 46-krokowy potencjometr transformatorowy.
- Mimo tej krokowości obsługiwany także pilotem.
- Sztywna konstrukcja i perfekcyjny montaż.
- Lampy w torze, a więc ich najwyższa harmonia.
- Popisowy wygląd.
- Kandydat do światowego prymatu.
- Japońska szkoła technicznego kunsztu.
- Od sławnego producenta.
- Wielokrotnie nagradzany.
- Made in Japan.
- Polski dystrybutor.
Wady i zastrzeżenia
- To nie jest dosłowny realizm.
- Tylko dla milionerów.
- Nieco za mocno świecące diody.
Sprzęt do testu dostarczyła firma:
Strona producenta:
Dane techniczne:
- Czułość wejściowa: 500/1000 mV (RCA/XLR)
- Impedancja wejściowa: 47 kΩ.
- Czułość wejściowa: 200 μV.
- Wbudowany obwód dopasowania impedancyjnego.
- Wzmocnienie: 6, 12, 18 dB.
- Stosunek sygnał/szum: -100 dBV (10 μV)
- Separacja kanałów: > 100 dB (20 Hz – 20 kHz)
- Napięcie wyjściowe: 2 V (1 kHz)
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 70 kHz (+ 0, -3dB)
- Impedancja wyjściowa: 100 Ω.
- Terminale: WBT / NEUTRIK Co.
- Pobór mocy: 43 W.
- Wymiary: sekcja sterowania – 434 mm (szerokość) x 118 mm (wysokość) x 374 mm (głębokość); sekcje wzmacniające – 214 mm (szerokość) x 118 mm (wysokość) x 355 mm (głębokość).
- Waga: sekcja sterowania 14 kg; sekcje wzmacniające 2 x 7.5 kg.
- Wyposażenie: 2 x kabel zasilający z przekaźnikiem; 2 x kabel komunikacyjny; 1 x kabel zasilający, 1 x kabel uziemiający, pilot, 2 x baterie pilota.
- Cena: 150 000 PLN.
System:
- Źródła dźwięku: SACD Accuphase DP-700. gramofon Nottingham Dais z wkładką Ortofon Anna.
- Przedwzmacniacz gramofonowy: Audion Premier.
- Przedwzmacniacze: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation CA-1000.
- Końcówki mocy: Croft Polestar1, Phasemation MA-1000.
- Słuchawki: AKG K1000 z kablem Entreq Atlantis.
- Głośniki: DeVore Fidelity Orangutan O/96.
- Interkonekty XLR: Divaldi, Tellurium Q Black Diamond.
- Interkonekty RCA: Crystal Cable Absolute Dream, Sulek Audio.
- Kabel głośnikowy: Crystal Cable Reference.
- Listwa: Power Base HighEnd.