Budowa
Ten kształt słuchawek i te drajwery to słuchawkowa klasyka, jeden z najstarszych wzorów. Podobnego kształtu słuchawki mieli telegrafiści Titanica, na tak zamierzchłych przykładach wzorował się Joseph Grado rozpoczynając wspólnie z siostrzeńcem Johnem, późniejszym właścicielem firmy, prace nad HP1000[1], pierwszymi słuchawkami od nich. Te pojawiły się w 1989[2] i po wyczerpaniu limitu w 1996 przedzierzgnęły aluminiowe muszle w drewniane niemal identycznego, ale innego brzmieniowo i tańszego modelu RS1. Co nie znaczy, że mahoniowe Grado RS1 były tanie[3], ale nie kosztowały już tysiąc pięćset, a jedynie pięćset dolarów[4]. Do mniej zamożnych i oszczędniejszych skierowano zaś serię SR100, SR200 i SR300 – tak zaczynała się historia sławnych słuchawek z Nowego Jorku poprzedzona długą historią sławnych gramofonowych wkładek.
Co może powiedzieć o Grado GH2 były właściciel RS1? Że wyglądają prawie tak samo i też przychodzą w kartonowym pudełku, tyle że nie surowo białym, a polakierowanym na blade barwy i mniejszym.
Odnośnie tych pudełek wiele było kiedyś gadania, że są wytworne nie dość. Dla traktujących słuchawki jak skrzypce, albo jak biżuterię, była to obraza przedmiotu wystarczająco kosztownego, by go traktować jak trofeum. Z kolei dla ceniących użyteczność był to przejaw oszczędnego podejścia i nie zawracania głowy tym, co się potem nie przyda. Dla pierwszych samo Grado przygotowało drewnianą kasetę do nabywania oddzielnie, do drugich przyszła z czasem satysfakcja: czasy dzisiejsze im mówią, że mieli dużo racji – szkoda surowców na opakowania. Sam powiem, że miło dostać słuchawki w ładnym pudle albo walizce, lecz Grado RS1 nigdy nie były tak luksusowe, by aż na to się wybić.[5] Tym bardziej nie są dzisiaj; za podobne pieniądze sprzedawane Beyerdynamic T1 zaopatrywane są w brezentowe etui; tekturowe opakowanie Grado nie będzie wiele gorsze. Słuchawki luksusowe – kasetowe lub walizkowe – to niegdyś flagowe Sony, dziś trochę z tych za ponad dziesięć i więcej tysięcy. Jednakże wysokie ceny wcale nie gwarantują ekskluzywnych opakowań; zdarzają się, nie są normą. A Grado stawia na opakowania tanie, i w części przynajmniej dzięki temu ich RS1, GH2, tym bardziej flagowe PS2000e, są tańsze od większości pozostałych o zbliżonych walorach brzmieniowych. Osobiście tak wolę, a cena PS2000e jest wyjątkowo konkurencyjna.
O wzorcu samych słuchawek, wypracowanym trzydzieści trzy lata temu, można śmiało powiedzieć, iż to najlepsze słuchawki nauszne (a nie wokółuszne) jakie kiedykolwiek zrobiono. Dzięki temu szczególnie lekkie – co za ulga dla głowy po na przykład planarnych. Dzięki temu dobre też na ulicę czy wyjazd – niska waga i mała objętość równa się łatwy transport. Brzmieniową lepszość mają wg producenta zawdzięczać wentylowanym przetwornikom o mocno napinanych membranach – te przetworniki od początku pozostają bez zmiany, powie posiadacz dawnych RS1[6]. Zmieniono natomiast, dawno już temu, kabel: z cienkiego stał się gruby, z dwużyłowego wielożyłowy, a żyły są obecnie z uszlachetnianej przez samo Grado miedzi – wielokroć wyżarzanej i wolno rozciąganej. Taki kabel charakteryzuje większa pojemność, skutkiem czego obniża brzmienie, dzięki temu uspokaja soprany, wykluczając wszelkie nieprzyjemne doznania w sensie szorstkości i ostrości. Prócz tego nowszym o wiele lat GH2 zaokrąglono na krawędziach drewniane korpusy muszli i zniknął z czarnej siatki zewnętrznej osłony przetwornika drewniany guzik z wypalonym oznaczeniem modelu. Dzięki tej zmianie dźwięk propaguje swobodniej, a w ucho wpada identycznie: dropiaty wzór membrany po stronie ucha jest od początku taki sam. Identyczna też regulacja wysokości plastikowymi zaciskami na metalowych prowadnicach i identyczny sam pałąk z hartowanego płaskownika obszytego skórą. Tak samo jak u dawnych kabel jest mocowany na stałe, tak samo trzeba uważać, by się za bardzo nie skręcał, bo muszle można obracać w kółko skręcając go do woli.
Dane techniczne informują o paśmie 14 Hz – 28 kHz, impedancji 32 Ω, skuteczności 99,8 dB, dopasowaniu przetworników z dokładnością do 0,05 dB i wadze 255 g (bez kabla). Nieaktualna już cena $949 to po aktualnym kursie dolara około cztery tysiące PLN plus VAT, czyli koło pięciu. Sporo, ale jak na dzisiejsze czasy niezbyt dużo, a słuchawki są przecież „Heritage”. Brzmienie pokaże, czy jest adekwatne do nazwy, wygoda zaś jest adekwatna. Poprawiono trochę profil pałąka, lepiej dobierając siłę nacisku, w efekcie czego GH2 lżej od pierwotnych RS1 naciskają na uszy, a mimo zmiany i cięższego kabla nie spadają.
Kabel kończy się małym, niesymetrycznym jackiem, w zestawie dołączona przejściówka na duży. Sam korzystałem jednak z przejściówki AudioQuesta; już niedostępnej; podobną brzmieniowo można dostać od Furutecha, jest do kupienia w katowickim RCM.
Drewniane muszle słuchawek czynią je wyjątkowymi i rozpoznawalnymi natychmiast. Cocobolo testowanego egzemplarza okazało się ciemniejsze od mahoniu dawnych RS1 oraz niejednolite barwowo – w charakterystyczne dla siebie czarne prążki. Drewniany korpus wykończono lakierniczo na półmat, w dotyku gładki i przyjemny. Zdobienie go wypalonymi napisami należy do tradycji – całe słuchawki to cacko, klasyk i coś bardzo różnego od plastikowej codzienności.
[1] HP1000 to nazwa rodziny, na którą składały się modele HP1, HP2 i HP3.
[2] Lub około. Historii powstania słuchawek Grado nigdy nie wyłożono całkowicie klarownie.
[3] Używano do ich produkcji mahoniu dzisiaj niedostępnego, podlegającego ścisłej ochronie. Na czym cierpią też perkusiści; kiedyś wykonywano z niego także otoki bębnów.
[4] Najbardziej luksusowy z rodziny HP1000 model HP1 początkowo kosztował Ś595, ale ta cena szybko rosła w miarę zdobywania popularności, ostatecznie na rynku wtórnym krystalizując się pomiędzy $1500 a $2500.
[5] Aczkolwiek początkowo sprzedawano je w eleganckiej drewnianej kasecie przejętej po HP1.
[6] Dawnych, tzn. takich, które nie mają dołączonej do nazwowego symbolu żadnej małej literki, w rodzaju późniejszych „e”, „i”, „x”.
Jako niezwiązaną bezpośrednio z recenzją ciekawostkę dopowiem, że wg właściciela handlującego luksusowymi słuchawkami serwisu CH, oraz „wszystkich którzy słuchali”, najlepszy słuchawkowy system to DAC Meitner MA3, wzmacniacz elektrostatyczny ViVa Egoista STX i słuchawki HiFiMAN Shangri-La Sr.
Co warto byc moze dodac to ze w przypadku modelu GH2 czas 'wygrzewania’ jest bardzo krotki. U mnie pograly na starcie jakies 2 dni w systemie stacjonarnym, a pozniej (na przestrzeni kilku lat) nie wiecej niz 12godzin z przenosnych grajkow i ogolny charakter pozostal ten sam. Mozna wiec cieszyc sie ich brzmieniem praktycznie od nowosci (nie jak w przypadku GS1000). Byc moze ze po setkach godzin grania jakies niuanse dojda, tego nigdy nie wiadomo 🙂
Ciekawa recenzja. A czy Grado RS1e też są warte grzechu? Ciekawostka: google nie znajduje wyników dla hasła „ViVa STX”.
http://vivaaudio.com/en/products/egoista-stx/
https://hifiphilosophy.com/recenzja-grado-rs1i/
O odmienności nowszych RS1, tych z przydomkami „e” oraz „x”, niczego niestety nie mogę powiedzieć.
Jak jest z komfortem w Grado z ich gąbkami ,nigdy grado nie miałem na uszach
Każdy sam musi spróbować. Mnie ich sposób tkwienia na głowie odpowiada.
Nie ma z nimi żadnej filozofii, trzeba sobie znaleźć taką pozycję na uszach która odpowiada. Jak z każdymi słuchawkami. Niektórzy mogą dyskomfort na początku odczuwać. Moje pierwsze zderzenie z Grado to te małe gąbki L i był taki ucisk na małżowinę. Potem to przeszło i nie czułem już nic. Ostatecznie z serii E miałem 5 par.
To nie jest tak, że nie ma filozofii. Niektórzy mają silnie unerwione małżowiny uszne; sam w swoich RS1 musiałem maksymalnie rozgiąć pałąk, a i tak po dłuższym słuchaniu musiałem robić przerwy. GH2 mają mniej sztywne gąbki i słabszy nacisk, co pomaga.
Prosze Piotrze podaj jakiej wielkosci sa przetworniki w GH2 ???
44 mm.
Z mojego pomiaru wyszło 45 mm.
„Uzupełniająca uwaga techniczna. Słuchawki są skuteczne, ale ich naprężone membrany lubią mocne wzmocnienie; przy mocnych wzmacniaczach zagrają nie tylko żywiej, ale też dalsze będą od zniekształceń.”
A jakie mieli zrobić? Luźne i pomarszczone jak w Abyss?
Pojęcie „naprężone słabiej niż mocno” jest Panu obce?
Pośród wad GH2, nieobecnych w podsumowaniu RS1e, wymienia Pan to, że są na granicy sybilacji, potrzebują mocnego wzmacniacza, oraz słabo radzą sobie z dźwiękami delikatnymi oraz fortepianu. Czy RS1e, jako model jednak podobny do GH2 (a może nawet głównie rodzajem użytego drewna się różniący) również pod powyższe uchybienia by podchodził? Po części odpowiadając sobie na ćwierć pytania, widzę, że komplementował Pan w RS1e brzmienie fortepianu… A jak jest z resztą?
RS1e także nie produkują sybilacji, a brzmienie potrafią od GH2 dawać delikatniejsze.