Referencyjne słuchawki elektrostatyczne z imponującym, godnym planarnych basem… Któryż sfokusowany na słuchawkach audiofil o posiadaniu takich nie marzy? Któryż do takich by się nie przymierzył? Rzecz jasna pod warunkiem, że nie będą kosztować jak HiFiMAN Shangri-La Sr (€20 000), a najlepiej mniej także od Stax SR-X9000 ($6200).
Właśnie takie słuchawki, poczynając od maja, przynosi manufaktura Dana Clarka, wyceniająca swą elektrostatyczną referencję o takich ponoć basowych własnościach na 25 900 PLN ($4500), czyli bez mała o dziesięć tysięcy taniej od polskorynkowej wyceny flagowych Stax. Odnośnie których to Stax istnieją uzasadnione obawy, czy prędzej jak po roku od daty zamówienia wejdziemy w ich posiadanie, ponieważ Stax się z klientami nie pieści, dumnie bazując na swej sławie, podkopywanej w tym wypadku trudnościami z produkcją. Tym jeszcze większe wątpliwości, że nowy polski dystrybutor, podwarszawski Audio Klan, w ogóle tych X9000 nie anonsuje w staksowskiej ofercie, trzeba z ich zamawianiem udać się za granicę, w sumie nie bardzo wiadomo gdzie i do kogo. Zniecierpliwionym taką sytuacją ma na otarcie łez Audio Klan do zaoferowania elektrostatyczne Audeze CRBN, które też rozgłaszają o sobie fakt bycia referencją z własnością potężnego basu – i od Audeze te rarytasy brzmieniowe dostaniemy już za 22 500 PLN, czyli w cenie jeszcze atrakcyjniejszej.
Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przystanąć, zreflektować się i zauważyć, że sytuacja odnośnie elektrostatycznych słuchawek mocno się pokomplikowała. Dwaj producenci wiodący, HiFiMAN i Sennheiser, ze swymi flagowcami wywędrowali na cenową orbitę stratosferycznego poziomu, a klasyk gatunku, Stax, marudzi z dostępnością. Z kolei o tych Audeze także nie ma pewności, czy są normalnie dostępne, bo na ostatnim AVS nie odnalazłem ich na stoisku dystrybutora, co było dość zaskakujące. Niewątpliwie natomiast dostępne są elektrostatyczne Warwick Acoustic BRAVURA, czyli też pochodzące od producenta z nie za długim stażem, lecz te już z tańszym własnym wzmacniaczem wyjeżdżają cenowo na ponad trzydzieści tysięcy, a z droższym na ponad sto pięćdziesiąt. Czyli przy swoim też niewątpliwie mocnym basie i całościowo dobrym wypełnieniu dołączają do grona najdroższych, bezlitosne są portfelowo. Takie, gdyż w odniesieniu do nich nie ma dla firmowych wzmacniaczy żadnej alternatywy – w następstwie technicznych zawarowań nie zastąpi się ich pochodzącymi od innych producentów ani dopasowującym transformatorem w połączeniu głośnikowym wzmacniaczem. Analogiczny numer z niekompatybilnością odstawia oferta Sennheisera, obłędnie drogi zestaw HE-1 (€55 000), tak więc wchodzenie w świat elektrostatycznych słuchawek z zamiarem dosięgania szczytów nie należy do łatwych. Rozbić możemy się już o cenę samych słuchawek, wpadając na gigantyczną Shangri-La Sr, zaraz potem o ceny wzmacniaczy do nich – własnego owych Shangri-La, bądź alternatyw w rodzaju ViVa STX czy Metaxas. Na koniec też o koszty nierozerwalnych kompletów od Warwick i Sennheisera. Poobijani tymi spotkaniami jak bila we flipperze możemy powspominać rok 1960, w którym pierwsze słuchawki o elektrostatycznej konstrukcji zaoferował Stax, i razem z dedykowanym wzmacniaczem bądź dopasowującym transformatorem kosztowały paręset dolarów. Możemy także cofnąć się myślami w złote dla elektrostatów lata 70-te, kiedy za podobne pieniądze oferowane były oprócz pęczniejącej rodzinki Staksów też Pioneer SE-100/JB-100, liczna rodzina Sony, z modelami ECR-400, ECR-500 i ECR-800, niemała też grupa Audio-Techniki, z zestawami AT-705, AT-706, ATH-6 i ATH-7, a do pełni wachlarza europejskie Beyerdynamic ET1000/N1000 i AKG K340 ES-D. Gęsto było w tamtych, dawno minionych, latach od kompletów elektrostatów, i nikomu nie przychodziło do głowy oferowanie ich w cenie luksusowego auta bądź przyzwoitej kawalerki. No ale czasy się zmieniły, bowiem wszystko się zmienia – dziś rządzi nami liberalny reżim, ostentacyjne bogactwo przestało być passe.
Dobrze, zostawmy zwariowanie drogich, niech sobie lewitują w sferach wyuzdanego luksusu, a my zejdźmy na ziemię i też nietanio sobie pójdźmy. Pójdźmy do pana Dana Clarka, zwanego ongiś Mr Speakers, i załóżmy na uszy jego drugie w sporo już lat liczącej karierze producenta słuchawki elektrostatyczne, następcę efemerycznych MrSpeakers Ether E, które recenzowałem sześć lat temu.
Konstrukcja
A były to elektrostaty o tak samo jak ta CORINA okrągłych muszlach, kosztujące wg wstępnych przymiarek aż o połowę taniej. Zarazem pierwsze elektrostatyczne koty za płoty wytwórni Dana Clarka, sprzedawane finalnie pod nazwą handlową Dan Clark Audio VOCE w cenie $3300. Przeszłe raczej bez echa, czego o teraz recenzowanych powiedzieć już nie można, choćby tylko dlatego, że na tegorocznej wystawie w Monachium niektórzy okrzyknęli je najlepszymi z tam wystawianych. Rekomendacja zatem spora, nawet całkiem nielicha, zważywszy że większość audiofilskiego świata sprzętowego na tej wystawie się spotyka. (Choć Stax na przykład nie.)
Cudze opinie zachętą, ale ważne odsłuchy własne, najpierw wszelako obejrzyjmy.
Słuchawki dostajemy w aksamitnie czarnym pudełku ze złotym napisem CORINA, w którego wnętrzu nie spoczywają na wyściółce – siedzą okrakiem na stojaku. Ten prosty manewr ze stojakiem (dopasowanym rozmiarowo do szerokości pudełka dzięki poszerzonej podstawie) ruguje koszty nieprzydatnego wyścielenia, zastępując je kosztem przydatnej na co dzień rzeczy. I jakież to proste w sumie – tak proste, że nikt wcześniej nie wpadł… Stojak jest cały z tworzywa – matowego od zewnątrz, lśniącego na rewersie – a pokrój ma awangardowy, dość wyszukany w kształcie. Awangardowość samych słuchawek odnośnie formy zewnętrznej ograniczona jest natomiast do dwóch elementów dotyczących pokrycia muszli – wierzchniego i głębszego. Wierzchnia osłona to grill z dużych oczek o nieoczywistym, wymyślnym wzorze; głębsza to gładki, jednolity dekiel o srebrno-satynowej powierzchni z małym oczkiem centralnym. Które to oczko nie jest otworem, a jedynie zarysem, którego konstrukcyjna rola nie została wyszczególniona. Pozostałe składniki zewnętrznej konstrukcji to składanka znanego z planarnych Dan Clark Audio STEALTH wyjątkowo lekkiego i giętkiego, też wygodnego użytkowo nitinolowego pałąka z automatycznie dopasowującą się mikro-ażurową opaską oraz dokładnie oblegających uszy, miękkich i przyjemnych w dotyku padów z syntetycznego zamszu i skóry proteinowej. Oprócz samego (tu okrągłego, a nie podłużnego kształtu muszli), rodzaju konstrukcji przetwornika, otwartości miast zamkniętości i bijącego po oczach wyszukanego wzoru grilla, różnica to brak kardanowych zawiasów w pałąku, skutkiem czego Dan Clark Audio CORINA nie pozwalają się składać. Żaden z tego ubytek, i tak by nie były przenośne – słuchawki elektrostatyczne potrzebują dużych, ciężkich wzmacniaczy, a kable ich z reguły (o nielicznych wyjątkach) nie są odpinane. Nie inaczej w Corinach, do których standardowo używane przez Dana Clarka okablowanie ViVo przytwierdzono śrubowo. To ViVo zaś oznacza kabel lekki i elastyczny, osłonięty czarnym oplotem; kabel dobrej jakości, aczkolwiek nie najwyższej.
Obleciawszy powłokę zewnętrzną, pora zajrzeć do środka. Od strony zewnętrznej muszli nic zaglądanie to nie da, srebrny dekiel wszystko zasłania. Od strony padów też niewiele widać poprzez rzadko tkany materiał osłony – nic ponad to, że zgodnie z anonsem producenta znalazł się tam, czyli na miejscu między przetwornikiem a uchem, znany z planarnych STEALTH i EXPANSE skomplikowany układ filtrujący ATMS (Acoustic Metamaterial Tuning System), na który składa się zespół zintegrowanych funkcjonalnie falowodów, kontrolerów dyfuzji, polaryzatorów ćwierćfalowych i rezonatorów Helmholtza, mających za zadanie maksymalne wygładzać i naturalizować przekaz. Opracowanie tego filtra zajęło cztery lata i wymagało zastosowania najnowocześniejszych technik analizy komputerowej elementów skończonych (FEA) i obliczeniowej mechaniki płynów (CFD). Efekt końcowy, skierowany pierwotnie do planarów, ma być wg zapewnień producenta równie spektakularny w odniesieniu do przetworników elektrostatycznych.
Te zaś oparto konstrukcyjnie na okrągłych membranach polimerowych o grubości 2,4 μm (większej więc niż u Staksa SR-Ω z 1993) i średnicy ø88 mm, napędzanych elektrodami o typowym dla dzisiejszych elektrostatów prądzie podkładu 580 V. Membrany owe, względem pierwotnych z VOCE, zostały ulepszone materiałowo – zwiększono im zwartość substancjalną polimeru i z większą równością ciągu zostały rozpięte na ramie. Co w dwójnasób poprawiło ich pracę, zwłaszcza odnośnie precyzji obrazowania. Ale to jeszcze nie wszystkie zmiany: CORINA względem VOCE została też niżej nastrojona, tak żeby więcej radości przynosiło słuchanie perkusji, kontrabasów, wiolonczel, a odnośnie gatunków muzycznych rocka i muzyki rozrywkowej. Ogólnie dostajemy tu wg twórców podwyższony fun factor przy jeszcze wyższym niż poprzednio poziomie technicznym, przy okazji też wyższej cenie – tak więc tradycja triady audiofilskich przeróbek całościowo się dokonała.
Pozostaje jeszcze praktyka, która w przełożeniu na język techniczny oprócz normalnego, przyjaznego wzmacniaczom prądu podkładu oznacza wagę 485 gramów, pasmo przenoszenia o wyrównanej charakterystyce poczynając od 6 Hz aż do nieskończoności (inaczej kresu słyszalności) i całościową pojemność układu (włączając w to więc kabel) 135 pF.
Po stronie praktyki użytkowej dostajemy możliwość wyboru długości kabla w przedziale od dwóch do pięciu metrów i ogólnie dobrą wygodę, aczkolwiek EXPANSE i STEALTH oferują wyższą – podłużne ich pady otulają dokładniej i potrzebują do tego mniejszej siły nacisku.
Raz jeszcze wróćmy do ceny. Ta, jak na flagowe słuchawki elektrostatyczne znanego producenta, okazuje się dość przytomna, zwłaszcza w świetle rozlicznych pochwał pod adresem jakości. Co jednak tak naprawdę z tymi przyjemnościami za sprawą obniżenia stroju? Czy to rzeczywiście słuchawki do rocka i muzyki rozrywkowej, a nie tylko kwartetów smyczkowych, harf, obojów i fletów?
Odsłuch: Przy komputerze
Uparłem się na odsłuch także przy komputerze, co w przypadku elektrostatów nie należy do łatwych zadań, no chyba, że jest się kimś, kto ich używa na co dzień. Akurat kimś takim nie jestem, mimo iż przez wiele lat byłem, ale moje Stax SR-5 dawno temu ze starości umarły, a posiadane KingSound H-04 wciąż pozostają bez wzmacniacza, który nawet gdyby był elitarny, nie dałby rady wyłonić z nich dźwięku zdolnego przewyższyć takie choćby Susvary. Ale dla tych CORINA przyjechał transformator Woo Audio WEE, który nie jest obszerny, a jedynie bardzo masywny; pożyczyłem więc pasujący do niego rozmiarem, możliwy do postawienia na wzmacniacz mocy Lindemann POWER II, pracujący w klasie D. Na tym duecie stanął do kompletu przetwornik Aune, albowiem wzmacniacz wyposażono tylko w jedno wejście, i ono jest symetryczne. Phasemation w tej sytuacji się nie nadawał i PrimaLuna też nie. Za kabel głośnikowy między transformatorem a wzmacniaczem posłużyły zwykłe przewody dostarczane z Woo, czyli w sumie było siermiężnie, o mile od arystokracji. Ale o to mi właśnie chodziło, o sprawdzenie możliwości CORINA w tego rodzaju torze. Słuchawki przyjechały niby ograne, jednak na wszelki wypadek dołożyłem im kilkadziesiąt godzin, i….
Proszę szanownych, gdybym nie czytał anonsu o obniżeniu tonacji, byłbym z pewnością mniej zdumiony. Powiedziałbym, bez cienia zdziwień, że potwierdziła się w tych CORINA raz jeszcze klasyczna dla elektrostatów stylistyka, znakowana niezwykłą precyzją rysunku, stuprocentową przejrzystością oraz wybijaniem sopranów na maksymalny poziom. Co zaś się tyczy obniżania tonacji i dociążania basu, to też w całej rozciągłości elektrostatyczna norma, zupełnie nic nadzwyczajnego. Tonalność ani trochę obniżona, jak już, to prędzej lekko w górę. A bas popisowo przestrzenny i bardzo precyzyjnie rysowany odnośnie formowania bębnów czy wibracji wiolonczel, ale żeby on był pełniejszy niż w Sennheiserze Orfeuszu, tym bardziej w Audeze CRBN? – W żadnym razie.
Na co materialnego potwierdzenia dostarczyły KingSound, które – gdyby elektrostatów o obniżonej tonacji, ciepłym brzmieniu i dociążonym basie szukać – z pewnością byłyby lepszym celem. Tyle że – i tu także bez cienia złudzeń – ich poziom maestrii technicznej zostawał wyraźnie z tyłu pod każdym poza wymienionymi względem. Ani tylu szczegółów, ani tej przejrzystości, ani takiej precyzji rysunku i pietyzmu w podchodzeniu do dźwięku. Ładne, miłe dla ucha granie, nie pozbawione też czynnika czaru, ale na pewno nie ten poziom obrazowania, nie ta maestria całościowa, nie takie czucie muzyki i głębokość jej brzmienia. Z drugiej jednakże strony trudno było przed sobą nie przyznać, że z takim torem i przy takim źródle te CORINA są dosyć trudne. Słuchanie nie tylko KingSound, ale podpinanych wprost do Aune STEALTH, EXPANSE albo Susvar okazywało się łatwiejsze w sensie możliwości relaksu i zwracania się podczas słuchania ku pozamuzycznym tematom. Podobnie NightHawk, albo Quad, to była bułka z masłem, podczas kiedy CORINA bardziej jak narowisty koń. Bo może nie aż pikanteria sopranów, ale ich dojmująca obecność, w przypadku wielu nagrań za słabe też wypełnienie dźwięku, a w zamian wielka szybkość, przejrzystość, wyraźność, z upływem czasu także coraz to bardziej imponująca rozległość sceny. I właśnie „z upływem czasu”, bo na początku to za słabe wypełnienie, które dopiero po dwóch dobach od startu recenzji przeistoczyło się w wypełnienie prawidłowe i rozrosło na wielki obszar.
Nie będę próbował zgadywać, czy stał za tym nie do końca przeprowadzony proces wygrzewania, czy może tyle czasu słuchawki dogadywały się z torem i słuchaczem, ale taki to obraz przybrało. Zrazu za słaba pełność i duża, ale nie jakaś imponująca scena; trzeciego dnia odsłuchów wypełnienie już prawidłowe, a scena gigantyczna. Natomiast samo brzmienie właśnie nie w tym rodzaju, że można słuchać na pół gwizdka lub zająć się czymś innym, bo jego czystość i wyraźność, też lokowanie na takiej scenie, zbyt przyciągały uwagę.
Oprócz tych cech zdiagnozowana podwyższona wrażliwość na jakość materiału źródłowego, jako wyraźnie lepsze wypełnienie w przypadku popisowych plików bezstratnych. A jednocześnie nie była to sytuacja przypominająca zachowania przy komputerze flagowych wówczas Stax SR-009, które były jeszcze przejrzystsze (skądinąd dysponując lepszym transformatorem), natomiast mniej podkreślające przejścia pomiędzy medium a dźwiękami, czyli po prostu kontury. Te odbierałem jako męczące przez swą chudość, w żadnym razie nie stanowiące przyjemnościowej alternatywy dla najlepszych dynamików ani planarów, nie tutaj. Podczas kiedy Dan Clark Audio CORINA nawet z gorszym transformatorem stanowiły alternatywę – nie pod względem ciepłoty, melodyki i wypełnienia, ale spektakularności i elegancji na pewno. Tym bardziej, że przejawiła się w nich bardzo ważna cecha przynależna filtracji ATMS; analogicznie jak planarne STEALTH, potrafiły w sposób niecodzienny oddawać indywidualizmy brzmień i głosów.
Tak grało dnia trzeciego, a czwartego brzmienie ściemniało i tonalność rzeczywiście się obniżyła… Szlag mnie mało nie trafił, bo już powyższe spisałem, a mogłem zaczynać od początku. Ale w sumie to dobrze, że faktycznie są takie; może nie aż tak nisko brzmieniowo osadzone jak Audeze CRBN, ale teraz przejdę do odtwarzacza z kondensatorami Black Gate i lampowo-hybrydowego wzmocnienia (lampowy przedwzmacniacz, hybrydowa końcówka), gdzie podzieją się rzeczy, które wołać będą o konfrontację obu tych świeżej daty elektrostatów flagowych. Oczywiście też do kompletu o najnowsze flagowe Stax i HiFiMAN Shangri-La – cóż, wolno marzyć; nie obłożono jeszcze marzeń podatkami ani żadnym zakazem.
Odsłuch: Przy odtwarzaczu
Ścieżki audiofilizmu tak meandrują, iż nierzadko ma się ochotę rzucić to wszystko w diabły. Bo czyż nie głupio będzie teraz napisać, że kiedy wypakowałem te CORINA, podpiąłem je wpierw do głośnikowego toru i tam wydały mi się mdłe? Jak to pogodzić z typem brzmienia zaraz potem przy komputerze i jego ewolucją? Kiedyś, przy wielu innych okazjach, próbowałem się w takie godzenie bawić, próbując taki przewrót brzmieniowy tłumaczyć różnymi rzeczami. A teraz już mi się nie chce, toteż tylko napiszę, iż bardzo się tym CORINA przysłużyło kilkugodzinne rozgrzanie lamp, a jeszcze bardziej to, że się przy komputerze ograły. Bowiem teraz to były zupełnie inne słuchawki, a nie te, których na samym początku, na drugi dzień po przybyciu, słuchał ze mną znajomy i bardzo kręcił nosem. Obaj byliśmy zdania, że ci sprawozdawcy z Monachium chyba nie mieli okazji słuchać naprawdę dobrych słuchawek, albo może Bóg wie co? Może tamte wykonano inaczej, albo tor im rewelacyjnie pasował? Albo może ten Woo nie taki? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – Ani tamte, ani ten Woo. Pograły te CORINA przez kilka dni i tor lampowy dla nich się dobrze rozgrzał, a miał ten tor do końcówki mocy podpięty nie tylko transformator Woo, ale także przejściówkę z odczepów głośnikowych na 4-pin, dzięki czemu można było bezpośrednio porównywać Dan Clark Audio CORINA ze STEALTH i Susvarami. Kiedy pierwszego dnia po przybyciu właśnie w ten sposób porównałem CORINA z Susvarami, nie było czego zbierać, o tyle Susvary były lepsze. Owszem, grały te CORINA przyjemnie, całkiem inaczej niż później przy komputerze, ale daleko temu brzmieniu było do elektrostatycznych, czy jakichkolwiek innych szczytów. Nie było w nim iskier, płomieni i nie było też czaru. Było ładnie – i koniec, niczego ponad ładność. A tymczasem Susvary popisywały się głębią, elegancją i gracją na bazie pełnej przejrzystości, bezpośredniości i bezbłędnej techniki.
Zrobiłem międzywierszowy odstęp, a mógłbym nie, ale chciałem podkreślić, jak zmieniła się sytuacja. Owoż teraz, w tym porównaniu, CORINA okazała się lepsza. Lepsza, ponieważ czystsza brzmieniowo i bardziej bezpośrednia. Nie sposób tego tłumaczyć inaczej, jak wyższością elektrostatycznego podejścia do budowania przetworników. Czy to możliwe, by grać jeszcze gładziej, spójniej i prawdziwiej od Susvar? – Okazało się, że możliwe, gdyż tak grały CORINA. (Moje referencyjne AKG K1000 odkładamy tu na bok, bo one mają całkiem inną prezentację na skutek takiej otwartości, że każde ucho łapie dźwięk od obu przetworników.) Grała ta CORINA lepiej na zasadzie oczywistości kiedy robiło się przejście. Grała oświetlając wyraźniej, ociupinę smakowo mniej słodko, a dzięki tej wyraźności czyściej, jednocześnie płynniej formując frazy i płynniej je ze sobą łącząc. Jedyna przewaga Susvar to niższe zejścia basowe – lepsza predyspozycja do pomruku kiedy zamruczeć trzeba. Ale bas u CORINA w porządku, tak na poziomie STEALTH, podczas gdy wszystkie pozostałe poziomy wyższe niż u własnej firmy flagowca na bazie techniki planarnej, wyższe też niż u Susvar. Co było poza dyskusją i było uczciwie dane, gdyż użyłem tych STEALTH z kablem ViVo, takim samym jak miała CORINA. Susvary zaś miały Tonalium, który na pewno jest lepszy, ale to im nie pomogło na tyle, by przed CORINĘ wyskoczyć.
Co mogę teraz powiedzieć? Bardzo w te CORINA zwątpiłem, bardzo to się zmieniło. W sumie to jednak budzi niesmak, te aż tak głębokie zmiany. Tyle już razy przerabiane, mimo to zawsze zaskakujące. Dlaczego raz tak, a raz tak? – Co takiego się dzieje na przestrzeni kilkudziesięciu godzin, jak to w ogóle możliwe? I nie, to nie zależy od dnia, bo gdyby od dnia zależało, to by mi się te STEALTH też tego dnia podobały, a się nie podobały.
Konkluzja w każdym razie taka, że Dan Clark Audio CORINA to elektrostaty mistrzowskie, mające wszystkie atrybuty o tej konstrukcji słuchawek. Imponującą przestrzenność, wielki pietyzm dla dźwięku, umiejętność oddania każdego składu instrumentów i każdego nastroju. Przejrzystość popisową, realizm dojmujący i przewagę technologiczną znajdującą wyraz w płynności.
– A co odnośnie basu, który też miał być popisowy? Aż popisowy może nie jest, ale ogólnie dobry. Czuć go, przejawia swą obecność jako przestrzenny i rysowany wyraźnie. W całym dźwięku jest obecna energia, więc jest ona także w basie. Nie jest to bas jak u najlepszych, ale to bas po prostu, taki na dobrą notę.
Nie ma też jakiejś szczególnie obniżonej tonacji, Susvary w tym torze miały niższą. A więc nie jest to relaks oparty na czynniku basowym – i bardzo dobrze, że nie jest, bo dostajemy coś lepszego. Do głosu doszło realistyczne brzmienie, a jednocześnie upajająco piękne. Nie aż tak całościowo zadziwiające, jak w Sennheiserze Orfeuszu, ale przy trochę większej swojskości, a mniejszej baśni odrealniania pięknem, także zniewalająco czarowne. Trzeba tylko brać pod uwagę, że bardzo zależne od toru; zmieniają się te CORINA jak kameleon, bardzo je trzeba dopieszczać.
Podsumowanie
Dróżki audiofilizmu bywają kręte, czasami dojście do najlepszej rzeczy wiedzie przez wiele zwrotów. Tego rodzaju dochodzenie do ostatecznego obrazu zaprezentowały Dan Clark Audio CORINA, kolejne z dosyć już licznego grona obecnych i minionych słuchawek o elektrostatycznej proweniencji, o których trzeba przyznać, że są lub były genialne. Takimi były już pierwsze elektrostatyczne Stax SR-1, które na brzmieniowej pustyni wyłoniły się niczym oaza. Takim był ich najsławniejszy następca, kultowe Stax SR-Ω, takim też czymś jest współczesny flagowiec, Stax SR-X9000. To samo tyczy obu Orfeuszy Sennheisera, to samo HiFiMAN Shangri-La Sr, Warwick Acoustic BRAVURA, Audeze CRBN i wreszcie tych CORINA. Wszystko to są słuchawki mistrzowskie w kilkunastu łącznie wydaniach, każde trochę odmienne i każde do pokochania. Nie miałem cienia wątpliwości po ostatnim odsłuchu, że flagowe dla wytwórni Dan Clark Audio są obecnie CORINA, a nie STEALTH czy EXPANSE. Co oczywiście uzależnione będzie od napędu, ale gdy go zoptymalizować, wyższość elektrostatycznych przetworników nie podlega dyskusji. Tak działo się wprawdzie dopiero przy odtwarzaczu, ale to już specyfika mojego domu, podczas gdy wielu audiofili swoje najlepsze wzmacniacze podpina teraz do źródeł plikowych. I nie ulega wątpliwości, że dobre źródło plikowe wespół z high-endowym wzmocnieniem – czy to poprzez desygnowaną elektrostatom ViVa STX, czy głośnikowy wzmacniacz z transformatorem – także te internetowo-plikowe źródła dźwięku wystrzeli na najwyższy poziom. Są wobec tego te CORINA uniwersalne, przydatne w każdej wystarczająco dobrze zorganizowanej lokalizacji źródłowej.
Wszystko powyższe poza dyskusją, natomiast nie dam odpowiedzi na pytanie, które spośród obecnie produkowanych elektrostatycznych flagowców o w miarę przytomnych jeszcze cenach wybrać: Audeze, Stax czy te CORINA? Bas najmocniejszy mają Audeze (o ile pomijamy Warwick Acoustic BRAVURA z ich droższym od transformatora wzmacniaczem). One też dźwięk wespół z tymi BRAVURA mają najbardziej gęsty, a sposób jego wypowiadania najbardziej zwykły – podobny do zwyczajnej rozmowy, a nie nawoływania echa. Stax okazują się zaś olśniewająco bezpośrednie i doskonale nadające do intymnych kontaktów, a Dan Clark Audio CORINA niemalże równie bezpośrednie, ale operujące dźwiękiem na większej scenie, z minimalnie większego dystansu. Jedne i drugie pozostają perfekcyjnymi pod każdym względem za wyjątkiem mega zejścia na basie; może jedynie, gdy ktoś to właśnie ceni, CORINA nie są aż tak transparentne i tak ożywiające medium miriadami wibrującego planktonu, jak poprzedni flagowiec Staksa, model SR-009. Lecz generalnie miód na uszy i czysta poezja dźwięku; niełatwa wprawdzie do osiągnięcia, tor trzeba zoptymalizować, ale jak najbardziej możliwa. I jednocześnie ta poezja taka trochę w pół drogi między frazą planarną a elektrostatyczną.
Najdalsze pod tym względem od klasyki brzmieniowej elektrostatów są Warwick Acoustic BRAVURA, potem Audeze CRBN, potem te właśnie CORINA, a najbliższe elektrostatycznej tradycji brzmieniowej, tego nawoływania echa, Stax SR-X9000. Jeszcze bliższe już produkcyjnie zarzucone SR-9000 i SR-9000S, a Sennheisera HE-1 (Orpheus II) i Shangri-La Sr pomijam, bo to całkiem inne pieniądze, poza tym znam je słabiej.
Na finał jedno zdanie, wcześniej już tu rzucone: to są faktyczne flagowe słuchawki Dana Clarka, bardziej perfekcyjne brzmieniowo od obu szczytowych planarnych.
W punktach
Zalety
- Kolejne z topu elektrostatów.
- Mające naturalnie zbiór cech własnych.
- W tym wielką bezpośredniość.
- Szczególną melodyjność frazy.
- Całkowitą przejrzystość.
- Rewelacyjną indywidualizację głosów.
- Mocne, wszystko eksponujące światło.
- Więc stuprocentowa na tej bazie szczegółowość, ale podana niemęcząco.
- Wielki obszar sceniczny.
- Całkowity na tej scenie porządek.
- Naturalistyczne zawieszanie linii horyzontu dokładnie na wysokości oczu.
- Jednocześnie brak podrywania dźwięku pod wysokie sklepienie. (Jak dzieje się czasem u Susvar.)
- Dobra, choć nie mistrzowska holografia.
- W pełni rozwarte pasmo.
- W tym mocno akcentowane soprany.
- Autentyzm i bogactwo średnich tonów.
- Mocny jak na elektrostaty bas. (Chociaż bez najniższego zejścia.)
- Ich spójność, naturalna płynność i całościowy czar brzmieniowy przewyższa każde planary.
- Ale zarazem to nie czarusie – mocno trzymają się realiów i nie zwodzą pogłosem.
- Stopień, jak to się mówi wypełnienia dźwięku, nie ustępuje słuchawkom planarnym, niektóre z nich nawet przewyższa.
- Nasycenie drobinami, misterność, perfekcja w oddawaniu brzmień delikatnych – wiadomo, są mistrzowskie, skoro to topowe elektrostaty.
- Dość lekkie.
- Dość wygodne. (Choć mogłyby być wygodniejsze.)
- Z artyzmem zaprojektowane grille.
- Praktyczny nitinolowy pałąk, całkowicie odporny na uszkodzenia.
- Ekologiczne pady z proteinowej skóry.
- Bardzo zaawansowany technologicznie filtr ATMS.
- Mikronowa membrana.
- Dobrej jakości kabel od ViVo.
- Przyjazny sprzętowemu otoczeniu standardowy bias.
- Bardzo chwalone.
- Made in USA.
- Sławny producent.
- Polska dystrybucja.
- Ryka approved.
Wady i zastrzeżenia
- Wybredne odnośnie toru, który trzeba pieczołowicie dobrać.
- Inaczej będzie źle, można się mocno rozczarować.
- Audeze CRBN i Warwick Acoustics BRAVURA oferują niższe zejścia basowe.
- Stax SR-X9000 bardziej grają w klasycznym duchu elektrostatów, mocniej eksponując pietyzm brzmieniowy i mikronową precyzję.
- Wygoda mogłaby być lepsza, zwłaszcza odnośnie przylegania i miękkości padów.
- Otwartą pozostaje kwestia znalezienia lepszego okablowania.
- Ta marka nie jest jeszcze kojarzona z techniką elektrostatyczną, ale w praktyce odsłuchowej nie ma to żadnego znaczenia.
- Ta rzecz dotyczy wszystkich słuchawek elektrostatycznych za wyjątkiem takich z dedykowanym wzmacniaczem: rynek wzmacniaczy dla elektrostatów jest niemal pusty.
Dane techniczne
- Słuchawki elektrostatyczne, wokółuszne, otwarte.
- Średnica membrany: ø88 mm.
- Pojemność z kablem o długości 2 m: 135 pF.
- Bias (prąd podkładu): 580 V.
- Waga : 465 g.
- Pasmo przenoszenia: płaska charakterystyka od 6 Hz do Ω (∞)
- System strojenia: ATMS (Acoustic Metamaterial Tuning System) jako zintegrowane funkcjonalnie falowody, kontrolery dyfuzji, polaryzatory ćwierćfalowe i rezonatory Helmholtza tworzące rozbudowany filtr akustyczny pomiędzy przetwornikiem a uchem.
- Profilowane (kątowe) ustawienie przetworników.
- Pady z syntetycznego zamszu i skóry proteinowej.
- Pałąk: dwie prowadnice z nitinolu i automatycznie dopasowująca się mikro-ażurowa opaska.
Cena: 25 900 PLN ($4500)
System
- Źródło: PC, Cairn Soft Fog V2, Esoteric K-01XD.
- DAC: Aune S9c Reference.
- Przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy: ASL Twin-Head Mark III.
- Końcówki mocy: Croft Polestar 1, Lindemann POWER II.
- Transformator dopasowujący dla elektrostatów: Woo Audio WEE.
- Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Olympus), AudioQuest NightHawk (kabel FAW), Dan Clark Audio CORINA i STEALTH, HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium), King Sound H-04, Quad ERA-1.
- Interkonekty: Next Level Tech (NxLT) Flame, Sulek 6×9, Sulek Red, Tellurium Q Black Diamond XLR.
- Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
- Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
- Listwa: Sulek Edia.
- Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
- Kondycjonery masy: Entreq Minimus, Entreq Olympus, QAR-S15.
- Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokazal sie nowy kobajn (Ikan Phantom) ktory napedzi wszystkie sluchawki wlacznie z elektrostatami,moze bedziesz mial mozliwosc Piotrze przetestowac,cena jak na te mozliwosci jest super
https://ifi-audio.com/products/ican-phantom/
Tez sa w sprzedazy nowe sluchawki magnetyczne za 2400zl a grajace w przedziale sluchawek za 8000zl warto sprawdzic Fiio FT5 cena-jakosc bija wszystko co na rynku jest do tej pory…czyli nie musi byc drogo, aby super gralo…recenzje audiofili sa swietne
https://www.fiio.com/ft5
Wygląda na to, że Fiio obligatoryjne… Zapytam o nie.
Wyglada na to że ponad elektrostaty od Audeze bym ich nie wybrał ale ja nie o tym. Otóż zamówiłem sobie prezent i są to Fiio FT5. Testuję je cały czas i łapią godziny ale mogę powiedzieć że za 2400zł to są mega słuchawki. Przede wszystkim obłędny bas, dla mnie jeden z lepszych jaki słyszałem w słuchawkach, karmi moją muzykę idealnie. Jak dasz radę to przetestuj, nie wiem czy do 10 000zł są lepsze planary. Dla mnie raczej nie. Ale to subiektywna ocena. Obiektywnie… nie chce mi się wnikać w szczegóły i pisać litanii.
Jeżeli mp3store ma te Fiio na stanie, a podejrzewam, że ma, to ze zrecenzowaniem nie powinno być problemu. Ale na razie zarekomendowali mi i przysłali Ultrasone Signature PURE za całe 795,- złotych.
Mają te Fiio bo od nich kupiłem. Chyba na razie w Polsce nie ma nikt więcej. Oni w mp3 sami ich nie słyszeli bo do nich przyjechały w czwartek, we wtorek już miałem je u siebie. Ultrasone Pure? Hmmm, miałem nadzieję że dostaniesz Master Signature, to nimi się teraz najbardziej chwalą Niemcy. Podobno są cieplejsze i gładsze od Pure, lepiej wypełnione i wysublimowane. Tak zrozumiałem z opisów na HeadFi.
Chciałem tylko napisać coś o tej sławnej potędze brzmienia której poszukuję i wielu też, aczkolwiek mam teraz wzmacniacz przez który wszystko brzmi na wielkie, bliskie i potężne. Co bym nie podłączył to tak gra, więc będzie to nie miarodajne, poza tym dysponuję teraz z droższych słuchawek jedynie Pioneerami Master 1 i Finalami D8000. A obie sztuki są z natury potężnie brzmiące i porównania nic nie dają. Moim zdaniem Fiio FT5 prawie dorównują tym obu mistrzom w zakresie formowania potężnego brzmienia. Zależy od utworu a na Fiio chyba można słuchać najgłośniej więc cięzko powiedzieć. U mnie potęga idzie zawsze z siła nacisku basu i jego wielkością oraz głębokością a w Fiio basowi nie brakuje niczego. Na razie łapią godziny a potem chce zrobić bitwę między D8000, Master 1 a FT5. Myślę że będzie ciekawie.
Potęga brzmienia w słuchawkach to trudny temat, bo trudno jest rozstrzygnąć czy najważniejsze odnośnie jest ciśnienie akustyczne i miara basowego zejścia, czy rozległość teatru (która może być sztucznie powiększana echami), czy może stopień realizmu – miara poczucia „bycia tam”. Dla każdego z tych parametrów wiodące będą inne słuchawki, jeszcze inaczej ułoży się lista dla wypadkowej.
A propo Ultrasone jest takie info ze stajni Ultrasone że około lutego będzie wchodzić poprawiona wersja słuchawek Signature Master, czyli następna rewizja więc coś niby ma być w nich jeszcze lepiej. Na head fi facet który jest w stałym kontakcie z nimi wkleił screena z rozmowy z nimi. Mają już je zrobione i zaprojektowane, na razie trwają przygotowania do spedycyjne i składanie nowych sztuk.