Recenzja: Ayon Scorpio Mono

Budowa

Ayon Scorpio.

   Zwyczajem swojej szkoły lampowe monobloki są rozciągnięte do tyłu. I nie inaczej w tym wypadku; Ayon Scorpio Mono to para podłużnych urządzeń wymiaru 20 x 44 cm i wadze 15 kg każde. Klasycznie dla samego Ayona ubranych w grube pancerze z czarnego mat aluminium o mocno zaokrąglonych narożach. Wygląd to niewątpliwie mocna strona, bo mimo dołu oferty monobloki są duże i efektowne. Solidność korpusów bardzo konkretna, a wykończenie identyczne jak w najdroższych od tego producenta. Ayon – i to mu się chwali – nie dozuje bowiem jakości obudów równolegle ze wzrostem cen. Niezależnie od położenia w ofercie jego wyroby powierzchowność mają tej samej, bardzo wysokiej klasy, toteż kupuje się tę klasę nawet w przypadku najtańszych. Monobloki Scorpio mają też inny ciekawy wyróżnik: na obu frontach umieszczono duże, stylizowane, czerwono podświetlane napisy ayon, dreszczyk pewien wywołujące. Czy wstępujemy pod ich szyldem do piekła, czy do innego przybytku? Tak czy inaczej czerwień znaczy zawsze podnietę, bo jak utrzymują doświadczone hetery „faceci szaleją za czerwonym”. Ta czerwień jest przy tym efektowna także pod względem doboru odcienia i ładnie stonowana, że nawet w ciemnościach nie razi. Wyłączyć jej się nie da, no chyba że od środka, ale zupełnie nie przeszkadza – nawet mnie, który jestem na punkcie drażnienia wzroku przeczulony.

Odnośnie światła, to oczywiście także lampy. Na każdym monobloku po dwie KT88 pracujące w push-pull, a przed nimi po jednej 12AX7/ECC83 i 12AU7/ECC82. Lampy mocy są sygnowane napisem Ayon, ale to specjalnie dla niego produkowane Shuguang KT88 SX, natomiast ECC83 to zwykłe Electro Harmonix, a ECC82 zwykły Tung-Sol (to znaczy współczesny rosyjski, a nie dawny amerykański). Pole do lampowego popisu pozostaje więc spore, zwłaszcza że urządzenie wyposażono w autobias. Sam zacząłem drapać się w głowę, czy dać temu własne lepsze i ostatecznie się zlitowałem. O tym jednakże i związanych z tym zawirowaniach przy odsłuchu, a teraz reszta budowy.

Push-pull i KT88 to nieodłączny sygnał wybierania dwóch trybów. I rzeczywiście, na tylnej ściance każdego monobloku jest mały, szary przycisk opatrzony napisem „Triode”, oznaczającym, że po jego wciśnięciu pentody KT88 przejdą na pracę triodową. Moc spada wówczas z 45 do 25 W w kanale, ale powinna w nagrodę wzrosnąć muzykalność, choć nie wykluczone, że kosztem wyraźności.

I z bliska.

O tym też jednak przy odsłuchach, a tu na wszelki wypadek zaznaczę, by nie bawić się tymi guziczkami kiedy urządzenie pracuje. Pif-paf i będzie po lampach bez żadnej w zamian korzyści. Czy natomiast danego guziczka użyto, to można sprawdzić bez zaglądania do tyłu czy po omacku macania, bo odnośnie tego na przodzie, między lampkami sterującymi, jest także po napisie „Triode” i przynależna lampka świeci gdy tryb triodowy został uruchomiony. Rzucę jeszcze, że warto uważać przy pierwszej aplikacji lamp i nie pomylić małych triod, myśląc że wszystkie są jednakowe. Nie są, więc warto się skupić i ECC83 wtykać po lewej stronie.

Za lampami, jak zwykle to bywa (no, chyba że to Jadis, bo u niego odwrotnie) mamy transformatory – w przypadku monobloków Scorpio na każdej sekcji po dwa w okrągłych, czarnych baniakach, które, by obudowa mogła być dość wąska a niespecjalnie przy tym długa, nie leżą obok siebie ani jeden za drugim, tylko z lekka względem siebie ukośnie.

Na froncie nic nie ma poza napisami, które podczas miękkiego startu ostrzegawczo migają, co trwa z pół minuty, a włączniki są tradycyjnie pod spodem, na dolnych deklach z lewej strony.

Dużo większy ruch za to z tyłu, gdzie obok szarych guziczków jest także po chromowanym pstryczku „Ground”, celem przerwania ewentualnej pętli masy, po jednym złoconym gnieździe RCA i trzech przyłączach głośników WBT. W sumie przyłącze generalnie jest jedno, więc powinny być dwa, ale plusowy przewód możemy podpinać do zacisku 4 lub 8 Ω.

I tyle tego dobrego znakiem wzmacniania sprawy. Komplet kosztuje, jak mówiłem, szesnaście tysięcy dziewięćset, a monobloki prezentują się ładnie i przede wszystkim solidnie. Duże są i konkretnie ważą; czerwone napisy rodzą podnietę, a czarna reszta uspokaja. Czy zatem dźwięk nas podnieci i dzięki temu w sensie udanego zakupu się okażemy spokojni, ta kwestia staje właśnie przed nami.

Od lewej: KT-88, ECC83 i ECC82.

Dla porządku jeszcze dorzucę, że pasmo przenoszenia to 10 Hz – 50 kHz, a stosunek szum/sygnał 98 dB. I jeszcze, bo bym zapomniał – wzmacniacz pracuje w klasie A i bez sprzężenia zwrotnego. Producent gwarantuje wysoką jakość podzespołów i optymalizację obwodu, a teraz przejdźmy do sedna.

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy