Recenzja: Avatar Audio Holophony № 4

Podsumowanie

 Realizm i jeszcze raz realizm. Żadnego powiększania sceny efektami pogłosowymi rodem z komputerowych kart, żadnego zaburzania naturalności dorzutem basu czy sopranów. Ani tymi pierwszymi uzupełniania braków w wypełnieniu, ani drugimi ubytków ostrości widzenia. Naturalność dana po prostu; jako oczywistość, za którą stoi taki drobiażdżek – tysiące prób nad idealnym zestrojeniem zwrotnicy.

Klasyczna dla monitorów precyzyjnie poustawiana scena od linii głośników w tył i nie sięgająca aż sufitu ani nie staczająca się na podłogę. Poczytywana przez słuchacza za w pełni autentyczną i nadzwyczajnie (naprawdę) ogniskująca źródła oraz separująca dźwięki. Ale oczywiście z pozostawieniem między nimi naturalnych relacji – bez tego o naturalizmie byśmy nie rozmawiali. Szczegółowość, czucie przestrzeni, obecność wykonawców, dystans dzielący od zniekształceń, prawidłowość pogłosu – to wszystko dużo powyżej przeciętnej oferowanej przez głośniki za kilkanaście tysięcy.

Jedyne, o co trzeba zadbać, by ten realizmie spełnił, to odpowiednie nawilżenie przekazu, by się nie stało zbyt sucho. Żadna sztuka, wystarczy odpowiednie okablowane i tor generalnie rasowy, nie mający do tego inklinacji. Żylaste tranzystorowe wzmacniacze zatem nie, ale jakiś Baltlab, Norma, Hegel czy Accuphase – jak najbardziej. Lampowe oczywiście tym bardziej. Ustawienie banalnie proste, zaawansowany układ antywibracji w komplecie z głośnikami, kable można kupić od tego samego producenta, są bardzo dobre a niespecjalnie drogie, okazyjne. Gwarancją ich jakości pokazy na AVS, gdzie w 2017 roku był to jeden z paru najlepszych dźwięków wystawy.

 

W punktach:

Zalety

  • Naturalizm i raz jeszcze naturalizm.
  • Żadnych efektów pod publiczkę, a słucha się z fascynacją.
  • Ale tylko dlatego, że nie ma w tym żadnych brzmieniowych błędów a plusów zatrzęsienie.
  • Słucha się tak po prostu i jednocześnie nie.
  • Po prostu, bo natychmiast w ten świat wchodzisz, a on w ciebie przenika; nie – ponieważ to niecodzienne.
  • Skraje pasma tak dobre, że w tych ramach cenowych lepszych nie ma.
  • Średni zakres podobnie – jego autentyzm przytłacza.
  • Scena typowa dla głośników monitorowych z wszystkim ich zaletami.
  • Ale zarazem oderwanie dźwięku kompletne, a precyzja ogniskowania źródeł i wraz z tym separacja niemalże bezprecedensowa.
  • Samo narzucająca się wszystkiego wizualizacja poparta także holografią.
  • Idealne wyważenie bas-sopran.
  • Przy wyższych poziomach głośności wyraźnie ciśnieniowa postać dźwięku (ale one tego nie potrzebują, na poziomach przeciętnych realizm także zupełny.)
  • Akustyka bębnów wzorcowa.
  • Mimo nacisku na realizm ogromna łatwość słuchania.
  • W tym także starych i słabszych nagrań, które – nie wiadomo jakim sposobem – zyskują w porównaniu do innych, a nie tracą.
  • Po wyjęciu z bass-refleksów korków można scenę rozdmuchać.
  • Popisowa złożoność harmoniczna i architektura dźwięków.
  • Łatwe do ustawienia.
  • Łatwe do napędzenia.
  • Własny system antywibracji – bardzo skuteczny, nie kaleczący posadzki oraz dający łatwość suwania.
  • Ciekawy wygląd i profesjonalizm wykończenia.
  • Bardzo rzadko spotykane, a jakże skuteczne, tweetery o dużych membranach.
  • Zwrotnica to popis kunsztu.
  • Porządne wewnętrzne okablowanie.
  • Bardzo korzystny stosunek jakości do ceny.
  • Znany i ceniony producent.
  • Made in Poland.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Za niskie standy, ale to już podobno przeszłość.
  • Ogromna konkurencja rynkowa.
  • W tym ze strony kolumn nieco słabszych, ale wciąż bardzo dobrych, a wycenionych niżej.
  • Też takich, które przekaz – sztucznie bo sztucznie, ale efekciarsko upiększają. (Czego nie lubię, ale co rozumiem.)

 

Dane techniczne:

  • Kolumny podstawkowe, dwudrożne.
  • Głośnik wysokotonowy: ø 100 mm (4”) z membraną papierową i dookólną matą wygłuszającą. (Vintage)
  • Głośnik szerokopasmowy: ø 200 mm (8”) z membraną papierową. (Vintage)
  • Obudowa: bambus.
  • Okablowanie wewnętrzne: litz.
  • Pasmo przenoszenia: 29 Hz – 20 kHz.
  • Moc akustyczna: 20 W.
  • Impedancja: 4 Ω.
  • Skuteczność: 90 dB.
  • Osadzenie głośnika na kulkach Receptor 1.
  • Osadzenie standu: resory magnetyczne.
  • Wymiary głośnika: 380 x 330 x 330 mm.
  • Waga głośnika: 13 kg/szt.
  • Waga standu: 18 kg/szt. (Dociążenie kwarcowe.)
  • Cena głośników (para): 12 500 PLN
  • Cena standów (para): 4800 PLN

 

System:

  • Źródło: Ayon CD-T2/Ayon Stratos.
  • Przedwzmacniacze: ASL Twin-Head Mark III, Dayens Ecstasy IV sc.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Avatar Audio Holophony  № 4 Bamboo.
  • Interkonekty: Siltech Empress Crown, Sulek Audio & Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9700, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Dociski antywibracyjne: Entreq Mouse (kolumny), Avatar Audio (końcówka mocy).
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Avatar Audio Holophony № 4

  1. jafi pisze:

    Ale kociak!

    Te łożyska takie gładkie, że aż się prosi podanie stopnia gładkości np. Grade 10, Grade 5. Im gładsze tym mniejsza cyfra.

    1. Piotr Ryka pisze:

      O ile wiem, nie są to łożyska do kupienia. (Te ze stacji kosmicznej.) Idą na potrzeby badań naukowych i wojska. Stopnia kulistości kulek kosmicznych nie znam, Włosi swoich też nie podają.

  2. jafi pisze:

    Jak zamawiałem łożyska o dużej gładkości (Grade 10) na swoje potrzeby we Francji, to ustalałem z wykonawcą ten „szczegół”.
    Zasada była taka, że te gładsze były znacznie droższe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szczegółowe kwestie związane z kulistością proszę kierować wprost do Avatar Audio. Mnie tylko powiedziano, że kulki od tej (nie wiem której) włoskiej firmy są najlepsze z powszechnie dostępnych.

  3. Patryk pisze:

    Witajcie: czy tylko ja to tak widze?
    Glosniki vs. Sluchawki.

    Tylko gosniki dadza nam wielka scene, ktora mozemy porownac do sceny prawdziwej w klubie sluchajac n.p Jazzu w domu. Wszystkie sluchawki to tylko takie granie w glowie jak w pudelku.
    Oczywiscie mozemy pocluchac przy bardzo dobrej jakosci, ale zadne sluchawki na tym swiecie (nawet HE-1) nie maja szans (to moje zdanie oczywiscie) z fajnym zestawem glosnikowym w pokoju. (jezeli akustyka pomieszczenia jest dobra, sprzed dobrej klasy i wszystko jest ustawione tak jak stac powinno).

    Patryk.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odsyłam do mojego artykułu o płytach binauralnych: https://hifiphilosophy.com/plyty-binaural/

      I ponownie zwracam uwagę, że w przypadku reprodukcji głośnikowej klaszcząca widownia znajduje się za muzykami, co jest kardynalnym błędem. Słuchawki takie jak AKG K1000, Sennheiser Orpheus, Sony R10 i Stax SR-Omega budują fenomenalne sceny. Nowa Audio-Technica ATH-L5000 też.

    2. Marcin pisze:

      Zgadzam się. Miałem kilka bardzo scenicznych słuchawek, K702, GS1000, obecnie mam K1000 i niestety, pomimo wspaniałej detaliczności, nie mogę doszukać się w słuchawkach grania poza głową. Czasem jest już prawie, niektóre dźwięki dochodzą z daleka, ale wciąż główna cześć utworu gra mi w głowie. W głośnikach scena jest dużo bardziej naturalna, dzwięk odbiera się całym ciałem, nic nie gra w głowie, no i nic nie krępuje moich ruchów. Szkoda tylko, że jak żona i dzieci już śpią, nie można „dać po garach” :).

      1. Patryk pisze:

        Tez tak to wszystko widze. To zawsze tylko granie w glowie. Scena w glosnikach jest wielka i „dobrze napisane”…..odbiera sie ja calym cialem. Kontrabass czuje i widze przede mna jak na zywo. Sluchawki zawsze beda dla mnie tylko jako „zastepstwo” po godz.22:00.
        Po 22:00 pozostaja juz tylko sluchawki.

        Sprzedaje: „Final Audio X oraz Focal Clear”
        (pierwsze za 3.000 Sfr , Clear za 1.250 Sfr)

        1. Piotr Ryka pisze:

          Czuć mocno całym ciałem kontrabas można rzeczywiście tylko poprzez głośniki, choć przez niektóre słuchawki częściowo też da się. Nie mogę natomiast zgodzić się z opinią „to tylko granie w głowie”. Wiele słuchawek potrafi grać kilometry poza głową. Fantastycznie holograficzną scenę oferowała na przykład pierwsza, tzw. „złota”, wersja Stax Omega II.

  4. Sławomir S. pisze:

    Avator Audio Holophony…hmm, czy tu coś nie zalatuje 'wyszczekaną’angielszczyzną z tej nazwy? Jak widać, każda epoka ma coś co pełni funkcję Lingua franca a jakość komunikacji jest oczywistą zaletą. Była Greka, Łacina, Francuski (w dyplomacji), dziś wiadomo. Kompletnie absurdalna jest teza o rzekomej lapidarności przekazu w języku angielskim. Odwrotnie, normą w praktyce językowej jest tu używanie zdań pytających sugerujących rozważanie pewnej opcji niż twarde formułowanie tezy. Dziwna i egzaltowana dygresja w rejony bez związku z tematem recenzji. Natomiast Pan Cezariusz – znalazł niszę i ją eksploatuje (dopóki membran vintage wystarczy). Szczerze gratuluję, jako miłośnik tychże. Przykład pasji uwieńczonej finalnie świetnym produktem. Można pozazdrościć.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Chce Pan mi zasugerować, że przykładowo fraza „you are stupid, isn’t it” (umyślnie nie stawiam pytajnika, bo nie ma w tym de facto pytania) jest melodyjnie giętka i filozoficznie nośna?

      Co do związku systemu społecznego z audiofilizmem, to pozwoliłem go sobie scharakteryzować tutaj:
      https://hifiphilosophy.com/o-luksusie/ i tutaj: https://hifiphilosophy.com/o-luksusie/

      Oczywiście w wielu kwestiach możemy się głęboko nie zgadzać i temu między innymi służą tu komentarze. By the way – właśnie leci w telewizji spektakl, w którym Klara Schumann okazuje się większą kompozytorką od męża. Widziałem już też film dokumentalny o tym, że większą od J.S Bacha kompozytorinią była jego żona. Można jeszcze do tego dołożyć wkład madame Holland odnośnie poprawek przez jedną panią partytur Beethovena… Ale to ja jestem egzaltowany, a nie świat zwariował…

  5. Sławomir S. pisze:

    Widziałem też film, w którym Kopernik była kobietą. O melodyjności -sam Pan najpierw przyznał, ze to melodyjny język, wiec nie wiem jaka jest tu ostatecznie konkluzja. Nie wiem, czy fakt, że teksty obecnie śpiewane po angielsku, to zdecydowana większość nie jest tu porządną nobilitacją. Natomiast sugestia, że 'Pana teza’ jest oczywistą tautologią a teza polemiczna oczywistym wariactwem od razu anihiluje możliwość sympatycznej dyskusji. Lub używając Pana frazy – jest 'urojeniem wyższościowym’. Przepraszam za dosłowność charakterystyczną dla naszych zwyczajów językowych, bo akurat Anglosasi unikają tego jak ognia. Już nawet owe 'isn’t it’ czy np 'I wonder whether..’ to zwroty, których celem jest zmiękczenie własnej domniemanej nieomylności. Anglik unika trybu rozkazującego np zamiast 'Sit down!” użyje zawsze trybu quasi pytającego 'Why don’t you sit down” W tym sensie twierdzenie, ze to język 'wyszczekany’ przydatny w sposób naturalny do wydawania rozkazów w jakimś domniemanym latyfundium wydaje mi się tezą mocno dyskusyjną. Mam tu na myśli ogólnie formę i popularne zwroty frazeologiczne. Oczywiście każdy komunikat w dowolnym języku można sprowadzić do warkotu lub co najmniej do formy niegrzecznej 'Zalatywanie plebsem’wydaje mi się tu adekwatnym przykładem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, tylko że film o kobiecie-Kopernik był komedią, a to są spektakle całkiem serio i do tego jeszcze film dokumentalny. Nie chodzi więc o jakieś przygody Kaczora Donalda, skądinąd przez współczesną cenzurę całkiem usuniętego, tylko o wpieranie do głów kłamstwa.

      Odnośnie melodyjności i wyszczekania, to angielski jest taki i taki. W długich wypowiedziach melodyjny, w krótkich szczekliwy.

      Odnośnie tautologii i wariactwa, to nie bardzo zrozumiałem. Tautologii żadnej tu nie dostrzegam.

      Odnośnie natomiast tych rzekomo mięciutkich zachowań słownych Anglików, i w ogóle ich zachowania, to miałem możność się temu dokładnie przyjrzeć jeszcze w 1980 roku. Wobec cudzoziemców w zdecydowanej większości zachowywali się chamsko, pogardliwie i bezczelnie – ze sprzedawcami i kelnerami włącznie.

      1. Sławomir S. pisze:

        No nie… ja o cechach języka (stosowanych), a Pan o swoich wybranych obserwacjach zachowań ludzkich. Wycieczka w stronę lingwistyki staje się jałowa. Wróćmy do Audio.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Ośmielę się twierdzić, że cechy językowe i zachowania społeczne są powiązane. Behawior wyznacza styl językowy, styl językowy wyznacza behawior.

          1. Sławomir S. pisze:

            Tę koncepcję mógłbym przyjąć z zastrzeżeniami. Zachowania są bardzo zróżnicowane, społeczeństwa mocno podzielone. Ciągle jednak możliwa jest obserwacja stylu wiodącego i jego ocena niezależna od zachowań poszczególnych grup (kibiców, kelnerów itd). Why don’t we go back to Audio – wyszczekałbym po angielsku.
            In das Audio zurück! – powiedziałby Niemiec śpiewnie i melodyjnie

          2. Piotr Ryka pisze:

            Niezależnie od wesołej śpiewności takiego „Wenn Die Soldaten Durch Die Stadt Marschieren”, faktycznie mam na uszach coś ze strefy niemieckojęzycznej – słuchawki Mysphere 3.2, przybyłe prosto z Wiednia. I zaczynam recenzję.

  6. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Czy mógłby się Pan odnieść do braku jakichkolwiek ustrojów akustycznych w Pańskim pokoju odsłuchowym? Czy planuje Pan kiedyś stosowny wpis o akustyce pomieszczenia i/lub napisać recenzję jakiegoś ustroju/ów?

    Czekam na recenzję MySphere, zapewne panowie w Wiedniu również :).

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pierwszym zdjęciu, za firanką po lewej, widać duże ustroje akustyczne firmy Audioform. Recenzja Mysphere w toku. Jeszcze to chwilę potrwa. Odnośnie recenzji ustroi, to wstępnie była propozycja jednego z bardzo znanych producentów, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Sam takiej recenzji nie szukam, bo pomieszczenie specjalnie ich nie wymaga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy