Recenzja: Avatar Audio Holophony № 4

   Poniekąd w kontrze do czesko-włoskich Xavian Madre Perla, tym razem oferujące najwyższą jakość, a niezbyt drogie, polskie głośniki, w odniesieniu do których – kto by pomyślał? – Polska to teraz kraj wiodący. Nie bójmy się tego głośno powiedzieć:  tak jest, możemy się tym szczycić. Wystarczy rzucić okiem na listę zrecenzowanych tutaj kolumn, by zyskać tego świadomość. Poczynając od A jak Avatar czy A jak Audioform, po Z jak Zeta Zero – kraj między Bałtykiem a Tatrami głośnikami wysokiej jakości stoi. Nie brak w tej polskiej ofercie kolumn drogich i bardzo drogich, jak przykładowo rewelacyjne D jak Destination Audio, ale większość jest tania lub średnia – z oczywistych powodów. Recenzowane teraz Holophony № 4 należą do wyższych cenowo rejonów szeroko rozumianej przystępności, tak na samym przełomie ze stanem dostępności średniej. Same głośniki to dwanaście i pół tysiąca, dedykowane standy cztery osiemset; z elementarnej arytmetyki wyskakuje siedemnaście trzysta za komplet. Już zatem nie całkiem tanio, ale jeszcze nie całkiem średnio, jako że teraz średnio drogie kolumny kosztują ponad dwadzieścia. Powyżej rozpościera się kosmos cenowy o wymiarze może jeszcze nie trans-galaktycznym, ale już międzygwiazdowym. Pięć i sześć nawet zer za cyfrą początkową, jako następstwo faktu, po przytoczeniu którego każdy tak zwany „liberał” natychmiast bierze nogi za pas. Nie odmówię więc sobie złośliwej satysfakcji z przytoczenia tej porażającej maksymy, której niestety nie wiem kto jest autorem, ale ktoś polskojęzyczny. Brzmi: „Z konfrontacji kapitalizmu z komunizmem zwycięsko wyszedł feudalizm.”

Tego nasz, pożal się Boże, „liberał” (jak sam o sobie głosi do wtóru z pseudoliberalną propagandą) nie może ścierpieć ani chwilę, ani też nawet nie jest w stanie przyjąć tego do wiadomości choćby na polemiczną potrzebę. To go natychmiast niszczy mentalnie, przed tym ucieka na złamanie karku. Albo, jeżeli w ręku ma cenzurę, to jej natychmiast użyje. Te wielkie gmaszyska korpo, przez szklane fasady których możemy podziwiać pańszczyźnianych chłopów XXI wieku, w takiej interpretacji feudalnej natychmiast go demolują. Bo on, ich nadzorca na usługach feudała (pojedynczego lub grupowego) ma przecież siebie za demokratę i tolerancji ostoję, a że od korporacyjnego chłopa i korporacyjnej wieśniaczki zarabia wiele razy więcej, to przecież jak najbardziej słusznie – wszak jest mądrzejszy i bardziej starający. I lepiej zna angielski. (Te urojenia wyższościowe na bazie angielszczyzny… Komedia naszych czasów!)  Tak przy okazji angielszczyzna to język wyszczekany i nawet dość melodyjny, ale zalatujący plebsem. Akurat coś dla korporacji, dla dzisiejszego latyfundium. W krótkich i wyszczekanych słowach można poinstruować niewolnika i w krótkich go poniżyć. Dobrze więc, że to pomału znika, pracownik zyskuje siłę.

Porzućmy ekonomię, na której, podobnie jak na polityce i kulturze, każdy sam zna się najlepiej. Holophony № 4 są w każdym razie do łyknięcia przez coraz liczniejszych nabywców; pytaniem zatem pozostaje, czy to łykanie interesem? Na to spróbuję odpowiedzieć.

Przedtem, tylko dla przypomnienia, bo dwa razy o firmie już było – Avatar Audio to przedsięwzięcie z polskich pól i lasów, i jak przystało na lokalizację usiłujące z wszystkich sił zbliżać dźwięk do natury. Nie żeby w nim ćwierkały ptaszki i chrobotały chrabąszcze, tylko żebyś był jak na prawdziwym koncercie, i to najlepiej w pierwszych rzędach. Cezariusz Andrejczuk – spirytus movens przedsięwzięcia – zjeździł świat i zasiadał w wielu filharmoniach, a że ucho i pamięć muzyczną ma nie lada, całkiem serio próbuje odtwarzać dźwięk z tych odwiedzanych muzycznych świątyń w swych kolumnowych dziełach. Od strony kontrolnej własne uszy, zaś od technicznej korzystanie z głośników od dawna nieprodukowanych o dużych, celulozowych membranach. Kto takie głośniki słyszał wie, że są niesamowicie czułe, więc jeśli chcemy oddać najdelikatniejsze drgania powietrza, to będą idealne.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Avatar Audio Holophony № 4

  1. jafi pisze:

    Ale kociak!

    Te łożyska takie gładkie, że aż się prosi podanie stopnia gładkości np. Grade 10, Grade 5. Im gładsze tym mniejsza cyfra.

    1. Piotr Ryka pisze:

      O ile wiem, nie są to łożyska do kupienia. (Te ze stacji kosmicznej.) Idą na potrzeby badań naukowych i wojska. Stopnia kulistości kulek kosmicznych nie znam, Włosi swoich też nie podają.

  2. jafi pisze:

    Jak zamawiałem łożyska o dużej gładkości (Grade 10) na swoje potrzeby we Francji, to ustalałem z wykonawcą ten „szczegół”.
    Zasada była taka, że te gładsze były znacznie droższe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szczegółowe kwestie związane z kulistością proszę kierować wprost do Avatar Audio. Mnie tylko powiedziano, że kulki od tej (nie wiem której) włoskiej firmy są najlepsze z powszechnie dostępnych.

  3. Patryk pisze:

    Witajcie: czy tylko ja to tak widze?
    Glosniki vs. Sluchawki.

    Tylko gosniki dadza nam wielka scene, ktora mozemy porownac do sceny prawdziwej w klubie sluchajac n.p Jazzu w domu. Wszystkie sluchawki to tylko takie granie w glowie jak w pudelku.
    Oczywiscie mozemy pocluchac przy bardzo dobrej jakosci, ale zadne sluchawki na tym swiecie (nawet HE-1) nie maja szans (to moje zdanie oczywiscie) z fajnym zestawem glosnikowym w pokoju. (jezeli akustyka pomieszczenia jest dobra, sprzed dobrej klasy i wszystko jest ustawione tak jak stac powinno).

    Patryk.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odsyłam do mojego artykułu o płytach binauralnych: https://hifiphilosophy.com/plyty-binaural/

      I ponownie zwracam uwagę, że w przypadku reprodukcji głośnikowej klaszcząca widownia znajduje się za muzykami, co jest kardynalnym błędem. Słuchawki takie jak AKG K1000, Sennheiser Orpheus, Sony R10 i Stax SR-Omega budują fenomenalne sceny. Nowa Audio-Technica ATH-L5000 też.

    2. Marcin pisze:

      Zgadzam się. Miałem kilka bardzo scenicznych słuchawek, K702, GS1000, obecnie mam K1000 i niestety, pomimo wspaniałej detaliczności, nie mogę doszukać się w słuchawkach grania poza głową. Czasem jest już prawie, niektóre dźwięki dochodzą z daleka, ale wciąż główna cześć utworu gra mi w głowie. W głośnikach scena jest dużo bardziej naturalna, dzwięk odbiera się całym ciałem, nic nie gra w głowie, no i nic nie krępuje moich ruchów. Szkoda tylko, że jak żona i dzieci już śpią, nie można „dać po garach” :).

      1. Patryk pisze:

        Tez tak to wszystko widze. To zawsze tylko granie w glowie. Scena w glosnikach jest wielka i „dobrze napisane”…..odbiera sie ja calym cialem. Kontrabass czuje i widze przede mna jak na zywo. Sluchawki zawsze beda dla mnie tylko jako „zastepstwo” po godz.22:00.
        Po 22:00 pozostaja juz tylko sluchawki.

        Sprzedaje: „Final Audio X oraz Focal Clear”
        (pierwsze za 3.000 Sfr , Clear za 1.250 Sfr)

        1. Piotr Ryka pisze:

          Czuć mocno całym ciałem kontrabas można rzeczywiście tylko poprzez głośniki, choć przez niektóre słuchawki częściowo też da się. Nie mogę natomiast zgodzić się z opinią „to tylko granie w głowie”. Wiele słuchawek potrafi grać kilometry poza głową. Fantastycznie holograficzną scenę oferowała na przykład pierwsza, tzw. „złota”, wersja Stax Omega II.

  4. Sławomir S. pisze:

    Avator Audio Holophony…hmm, czy tu coś nie zalatuje 'wyszczekaną’angielszczyzną z tej nazwy? Jak widać, każda epoka ma coś co pełni funkcję Lingua franca a jakość komunikacji jest oczywistą zaletą. Była Greka, Łacina, Francuski (w dyplomacji), dziś wiadomo. Kompletnie absurdalna jest teza o rzekomej lapidarności przekazu w języku angielskim. Odwrotnie, normą w praktyce językowej jest tu używanie zdań pytających sugerujących rozważanie pewnej opcji niż twarde formułowanie tezy. Dziwna i egzaltowana dygresja w rejony bez związku z tematem recenzji. Natomiast Pan Cezariusz – znalazł niszę i ją eksploatuje (dopóki membran vintage wystarczy). Szczerze gratuluję, jako miłośnik tychże. Przykład pasji uwieńczonej finalnie świetnym produktem. Można pozazdrościć.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Chce Pan mi zasugerować, że przykładowo fraza „you are stupid, isn’t it” (umyślnie nie stawiam pytajnika, bo nie ma w tym de facto pytania) jest melodyjnie giętka i filozoficznie nośna?

      Co do związku systemu społecznego z audiofilizmem, to pozwoliłem go sobie scharakteryzować tutaj:
      https://hifiphilosophy.com/o-luksusie/ i tutaj: https://hifiphilosophy.com/o-luksusie/

      Oczywiście w wielu kwestiach możemy się głęboko nie zgadzać i temu między innymi służą tu komentarze. By the way – właśnie leci w telewizji spektakl, w którym Klara Schumann okazuje się większą kompozytorką od męża. Widziałem już też film dokumentalny o tym, że większą od J.S Bacha kompozytorinią była jego żona. Można jeszcze do tego dołożyć wkład madame Holland odnośnie poprawek przez jedną panią partytur Beethovena… Ale to ja jestem egzaltowany, a nie świat zwariował…

  5. Sławomir S. pisze:

    Widziałem też film, w którym Kopernik była kobietą. O melodyjności -sam Pan najpierw przyznał, ze to melodyjny język, wiec nie wiem jaka jest tu ostatecznie konkluzja. Nie wiem, czy fakt, że teksty obecnie śpiewane po angielsku, to zdecydowana większość nie jest tu porządną nobilitacją. Natomiast sugestia, że 'Pana teza’ jest oczywistą tautologią a teza polemiczna oczywistym wariactwem od razu anihiluje możliwość sympatycznej dyskusji. Lub używając Pana frazy – jest 'urojeniem wyższościowym’. Przepraszam za dosłowność charakterystyczną dla naszych zwyczajów językowych, bo akurat Anglosasi unikają tego jak ognia. Już nawet owe 'isn’t it’ czy np 'I wonder whether..’ to zwroty, których celem jest zmiękczenie własnej domniemanej nieomylności. Anglik unika trybu rozkazującego np zamiast 'Sit down!” użyje zawsze trybu quasi pytającego 'Why don’t you sit down” W tym sensie twierdzenie, ze to język 'wyszczekany’ przydatny w sposób naturalny do wydawania rozkazów w jakimś domniemanym latyfundium wydaje mi się tezą mocno dyskusyjną. Mam tu na myśli ogólnie formę i popularne zwroty frazeologiczne. Oczywiście każdy komunikat w dowolnym języku można sprowadzić do warkotu lub co najmniej do formy niegrzecznej 'Zalatywanie plebsem’wydaje mi się tu adekwatnym przykładem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, tylko że film o kobiecie-Kopernik był komedią, a to są spektakle całkiem serio i do tego jeszcze film dokumentalny. Nie chodzi więc o jakieś przygody Kaczora Donalda, skądinąd przez współczesną cenzurę całkiem usuniętego, tylko o wpieranie do głów kłamstwa.

      Odnośnie melodyjności i wyszczekania, to angielski jest taki i taki. W długich wypowiedziach melodyjny, w krótkich szczekliwy.

      Odnośnie tautologii i wariactwa, to nie bardzo zrozumiałem. Tautologii żadnej tu nie dostrzegam.

      Odnośnie natomiast tych rzekomo mięciutkich zachowań słownych Anglików, i w ogóle ich zachowania, to miałem możność się temu dokładnie przyjrzeć jeszcze w 1980 roku. Wobec cudzoziemców w zdecydowanej większości zachowywali się chamsko, pogardliwie i bezczelnie – ze sprzedawcami i kelnerami włącznie.

      1. Sławomir S. pisze:

        No nie… ja o cechach języka (stosowanych), a Pan o swoich wybranych obserwacjach zachowań ludzkich. Wycieczka w stronę lingwistyki staje się jałowa. Wróćmy do Audio.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Ośmielę się twierdzić, że cechy językowe i zachowania społeczne są powiązane. Behawior wyznacza styl językowy, styl językowy wyznacza behawior.

          1. Sławomir S. pisze:

            Tę koncepcję mógłbym przyjąć z zastrzeżeniami. Zachowania są bardzo zróżnicowane, społeczeństwa mocno podzielone. Ciągle jednak możliwa jest obserwacja stylu wiodącego i jego ocena niezależna od zachowań poszczególnych grup (kibiców, kelnerów itd). Why don’t we go back to Audio – wyszczekałbym po angielsku.
            In das Audio zurück! – powiedziałby Niemiec śpiewnie i melodyjnie

          2. Piotr Ryka pisze:

            Niezależnie od wesołej śpiewności takiego „Wenn Die Soldaten Durch Die Stadt Marschieren”, faktycznie mam na uszach coś ze strefy niemieckojęzycznej – słuchawki Mysphere 3.2, przybyłe prosto z Wiednia. I zaczynam recenzję.

  6. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Czy mógłby się Pan odnieść do braku jakichkolwiek ustrojów akustycznych w Pańskim pokoju odsłuchowym? Czy planuje Pan kiedyś stosowny wpis o akustyce pomieszczenia i/lub napisać recenzję jakiegoś ustroju/ów?

    Czekam na recenzję MySphere, zapewne panowie w Wiedniu również :).

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pierwszym zdjęciu, za firanką po lewej, widać duże ustroje akustyczne firmy Audioform. Recenzja Mysphere w toku. Jeszcze to chwilę potrwa. Odnośnie recenzji ustroi, to wstępnie była propozycja jednego z bardzo znanych producentów, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Sam takiej recenzji nie szukam, bo pomieszczenie specjalnie ich nie wymaga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy