Recenzja: AudioQuest NightHawk

   Sytuacja jest rzadka, ale tym bardziej przyjemna. Oto leżą przede mną czekając na opis słuchawki wielce obiecujące, w przypadku których krzyżuje się wiele obietnic. Zarówno tych producenta, obiecującego rzeczy niezwykłe, jak i relacje z Monachium, gdzie podobno wypadły rewelacyjnie. A jeszcze do tego wygląd – też wielce obiecujący – i na dodatek szczególna wygoda, a także opakowanie. A jeszcze kabel, a jeszcze cena…

Zacznijmy nietypowo, bo właśnie od kabla. Ma to sens, bowiem słuchawki pochodzą od wytwórcy okablowania. Dwaj przyjaciele z młodości założyli ćwierć wieku temu dwie firmy kablarskie – AudioQuest i Tara Labs. Obie stały się z czasem szacowne i obie zaliczyły wiele sukcesów, ale jak na razie tylko jedna wzięła się za słuchawki. Te, jak już mnóstwo razy pisałem, są teraz pępkiem audiofilskiego rynku, ponieważ ponoszą główną odpowiedzialność za jakość brzmienia aparatury przenośnej oraz tego co słychać przy komputerze. A te właśnie lokacje stały się o wiele ważniejsze od majestatycznych salonów, z tej prostej przyczyny, że są popularniejsze. Komputer, laptopa, tablet, albo przynajmniej smartfona, ma teraz prawie każdy, a specjalnych salonów odsłuchowych prawie nikt nie ma. Dlaczego? Odpowiedź jest krótka – koszty. Salon i duże audio to zabawa dla zamożnych, a poza tym ludzie młodzi wolą przykomputerowy fotel od salonowej kanapy. Rzeczywistość wirtualna powstająca przy komputerze oferuje obraz a nie tylko sam dźwięk; i to jeszcze w wymiarze aktywnym, jaki stwarzają gry. W porównaniu z tym delektowanie się samą muzyką jest czynnością całkowicie pasywną, wymagającą specjalnych potrzeb duchowych, a także puszczenia w ruch własnej fantazji, podczas gdy komputer fantazję i wyobraźnię ma za nas, kreując gotowe sztuczne światy. Znakomicie to się sprzedaje, co mogę zobaczyć choćby przez okno. Dokładnie naprzeciwko jest dom jednorodzinny, na którego piętrze w przyległych pokojach ojciec z dorastającym synem oddają się rozkoszom komputerowych rozgrywek. Przy blasku monitorów i ze słuchawkami na uszach siedzą niemal dzień w dzień do późnej nocy, tocząc boje w równoległych rzeczywistościach.  Zaraz więc mamy odpowiedź, dlaczego słuchawki są takie ważne. Gdyby używali głośników, musieliby sobie i innym przeszkadzać i zabawa byłaby gorsza. Tylko słuchawki zapewniają komfort odcięcia i dlatego robią taką furorę. I jak to często bywa, użyteczność przerodziła się w modę. Mieć słuchawki trzydzieści lat temu? Ciężko byłoby takiego znaleźć. Mieć dzisiaj? Ma prawie każdy. A skoro tylu ma, to i rynek musi być wielki, a to oznacza zarobki, możliwości, chętki i różnorodność. Moda i popularność nieuchronnie generują wyścigi, bo mieć jakieś słuchawki – to jedno, a jakie mieć – to drugie.

Ścigać można się więc, a nawet wypada, bo przecież mieć byle jakie, to tak jakby mieć lichą kartę graficzną albo przestarzały procesor. A znów ścigać da się w różny sposób, jako że jednym wystarczają jakiekolwiek markowe, albo chociaż nie jakieś najtańsze, a inni zapuszczają się głębiej, nieuchronnie wnikając w labirynt rynkowych możliwości. Tu czeka już na nich zgraja chciwych producentów, gotowych gadać, gadać i gadać – że nasze są najlepsze, najszacowniejsze, najsprytniejsze, naj…

Oferuje się słuchawki dla ambitnych, dla znawców, dla smakoszy, dla chytrych, dla oszczędnych i dla chcących się popisywać. Dla poszukiwaczy wygody albo ekscentrycznego wyglądu, dla chcących słuchać bezprzewodowo, albo miłośników firmy Ferrari. Dla takich co chcą całkowitej ciszy na zewnątrz, albo nawet by zakłócenia zewnętrzne się kasowały. Dla gotowych trzymać na uchu coś wielkości kalafiora, albo takich, co chcą, żeby właśnie nic nie było widać. Są złote i drewniane, czerwone i brązowe, srebrzyste oraz czarne, otwarte i zamknięte. I jakie tylko chcecie, a jedynie lepszych od Sennheisera Orpheusa nie ma i próżno szukać. Orpheusowi dajmy jednak na razie spokój i poczekajmy na nowego flagowca firmy, albo przynajmniej jakiś pokaz ekstremalnej drożyzny, który tak nawiasem wydaje się zbliżać.

Lecz jak mówiłem, tym razem obietnic także nie braknie i sytuacja jest rzadka, jako że obietnice te są górnolotne i smakowite, a także dużego kalibru – w dodatku nie same tylko werbalne, ale jeszcze poparte słuchaniem i technologią, do której właśnie doszliśmy.