Recenzja: Audio-gd Master-7 i Master-9

Odsłuch

 

...to na froncie DACa możemy jedynie wybrać źródło. Minimalizm, ale może zasadny.

…to na froncie DACa możemy jedynie wybrać źródło. Minimalizm, ale może zasadny.

 Do komputera podłączyłem szczytowy zestaw Audio-gd bardzo godnie, to znaczy poprzez mający własne zasilanie moduł ifi Audio USB Power z przynależnym mu podwójnym kablem ifi Audio Gemini, przesyłającym oddzielnymi żyłami sygnał i jego wzmocnienie, zbiegające się dopiero przed samym wtykiem finalnym. Pomiędzy sobą spiąłem zaś naprzemiennie oba urządzenia kablami symetrycznymi Acoustic Zen Absolute Cooper i Tellurium Q Black Diamond, przy czym ten pierwszy dawał obraz bardziej dynamiczny i szczegółowy, a drugi spokojniejszy i bardziej spójny. Następnie wgrałem w komputer najnowszą wersję sterownika (2.0), która jest ważna, bo dzięki niej robi się niezależnie od kabla szczegółowiej, i na koniec zabrałem za oceniające słuchanie.

Fostex TH-900

Kolejność słuchawek tym razem będzie przypadkowa, a konkretnie alfabetyczna a nie narracyjna czy jakościowa, jako że wszystkie reprezentowały ten sam najwyższy poziom – analogiczny do klasy samego sprzętu. A zgodnie z tym to Fostexy poszły na pierwszy ogień.

Od razu mogę napisać, że szczytowy system Audio-gd, oparty na kościach Burr-Brown, inaczej rozkłada akcenty niż ten na nowszej, pojedynczej od Sabre. Tam priorytetem pozostaje wyraźność i kontrastowość, a tu analogowość i płynność. Nikt wszakże niech nie pomyśli, że wyraźność i rzeźba dźwięku na tym cokolwiek poza ostentacyjnym rzucaniem się w oczy tracą. Brzmienie wciąż pozostaje super  szczegółowe i bardzo co do wszelkich niuansów oraz cech pierwszoplanowych czytelne, ale zarazem krąglejsze, cieplejsze i takie bardziej rozmarzone, a przy tym znakomicie spójne. Nie ma tutaj tej siły nacisku na wyrysowanie zdecydowaną kreską krawędzi, tylko wszystko bardziej jest koherentne i wtopione w całościowy muzyczny obraz – a to z kolei samym z siebie bardzo kontrastowym i akcentującym skraje pasma słuchawkom Fostexa świetnie się przysłużyło. Żadnej nie przejawiały ziarnistej czy podostrzonej lub nazbyt kontrastowej artykulacji nawet przy najzwyklejszych, internetowych plikach, tylko operowały gładką fakturą i znakomitym oddaniem ludzkich głosów, całkowicie naturalnych w odbiorze. Odnośnie tych ostatnich, nie zaznaczało się też ani sopranowe odmładzanie, ani basowe patynowanie (na co ostatnio zacząłem zwracać baczną uwagę), tylko wszystkie pojawiały się w adekwatnym do wieku ujęciu.

Wracając do słuchawkowca - tu wybór wyjść dla nauszników szczęśliwego posiadacza jest do prawdy bogaty!

Wracając do słuchawkowca – tu wybór wyjść dla nauszników szczęśliwego posiadacza jest do prawdy bogaty!

Na muzykalność i śpiewność dawno datowanych a wciąż niezrównanych przetworników Burr-Brown składa się także brak dodawania pogłosu, co zawsze sprzyja muzykalności. Nie tyko kontrastowe, ale i mające pogłosowe ciągoty Fostexy, okazały się od nich uwolnione, co znów im znakomicie służyło, mimo iż uszczuplenie pogłosów skutkuje zawsze zmniejszaniem sceny, zwłaszcza w utworach elektronicznych, co i tu dało się zauważyć. Niemniej scena wciąż pozostawała wielka i otwarta, z należytą poetyką obszaru, a jedynie mniej pogłosowa, z taką mniej niż przy pogłosach zaznaczającą się tajemniczością. Równocześnie panowanie nad właściwym tym słuchawkom potężnym basem okazało się wysoce satysfakcjonujące; z jednej strony go nie uszczuplając, z drugiej czyniąc odpowiednio złożonym i klarownym.

Słuchając takiej w mocarny bas posażnej muzyki elektronicznej, naszła mnie refleksja, że wybrzmiewa ona potężnie, a jednocześnie dzięki wszechobecnej śpiewności i koherencji płynie całkiem bez wysiłku. Bez żadnego napinania się, popędzania, prób śrubowania rekordów i wydawania się lepszą niż jest się w istocie. To granie było potężne i jednocześnie majestatycznie spokojne, niczym transatlantyk wychodzący w morze, a nie przypominające popisy nafaszerowanego sterydami kulturysty. A zatem naturalne piękno zdobne naturalną potęgą, a nie żaden ekstrawagancki, podrasowany popis.

Zwieńczeniem muzycznej świetności okazała się muzyka fortepianowa – zagrana z gracją i doposażona piękną głębią oraz dźwięcznością. Bez żadnego popadania w sopranową jaskrawość ani basowe mroki, tylko perliście, śpiewnie i w każdym wypadku nastrojowo; ze znakomitym też ukazaniem frazowania i sposobu uderzania w klawisze. A w efekcie uczta zarówno dla chcących jedynie słuchać, jak i kogoś pragnącego analizować kunszt pianistyczny; a wszystko już na bazie zwykłych plików 44,1 kHz branych prosto z YouTube. Oczywiście bez takiego w tym wypadku nasycenia i natężenia dźwięku jak to ma miejsce u wysokiej klasy nagrań, lecz i tak popisowo. A kiedy trafić na co lepsze spośród tych zwykłych plików kawałki, jak choćby na Krystiana Zimermana grającego Ballady Chopina, to nawet one stawały się potężnie brzmiące, znakomicie dynamiczne i pokazowo oddające potęgę brzmienia szalejącego królewskiego instrumentu.

Na tylnych panelach ilość złączy robi duże wrażenie w wypadku obu urządzeń.

Na tylnych panelach ilość złączy robi duże wrażenie w wypadku obu urządzeń.

Jedyne co mógłbym wskazać jako nieco słabszą stronę, to mimo tej spójności i muzykalności dominujący odbiorczo całkowicie trzeźwy, stricte realistyczny obraz, w którym zabrakło trochę tajemniczości i poetyki. Może skutkiem tego rugowania pogłosu, a może moich lampowych przyzwyczajeń – w każdym razie było to przede wszystkim realistyczne i trzeźwe obrazowanie, nie operujące przeciągłą frazą ani lepką słodkością głosów, chociaż równocześnie znakomicie spójne i melodyjne. Nie oferujące jednak tajemniczością rzeczy dalszych, chowających się z tyłu, ani magii wielkich, coś skrywających połaci, tylko w każdym detalu precyzyjne i całkowicie konkretne. Ale tak akurat Fostexy  tym razem wypadły i komuś to właśnie bardzo może odpowiadać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

18 komentarzy w “Recenzja: Audio-gd Master-7 i Master-9

  1. Sławek pisze:

    A zatem muzyczna uczta!
    Widzę, spiął pan te dwa smoki dobrymi kablami XLR.
    Czy próbował Pan firmowych tzn. od Audio-gd kabli ACSS i jak to wypadło.
    Ja od jakiegoś czasu moje znacznie skromniejsze klocki od Audio-gd spinam kablem ACSS od Forza Audio Works, i jest on lepszy od firmowego – o wiele gładszy środek, mocniejszy bas, bardziej perliste wysokie.
    Fajna recenzja

    1. hifiphilosophy pisze:

      Niestety, nie miałem kabli ACSS, czego bardzo żałuję, bo producent szeroko rozwodzi się nad wyższością tego przyłącza.

  2. kabak1991 pisze:

    Co moje uszy widzą? Dosłownie muzyka dla mych oczu! Jednak się nie myliłem – klasa. Ciekawe jak by zagrały LCD3 i UE5. Głównie ich byłem ciekaw, szkoda że się nie znalazły w recenzji.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Audeze niestety nie nadeszły, a E5 nie dysponuję.

  3. Maciej pisze:

    To co mnie ciekawi to jak te 2,5W ma się do lampowych 500mW. I jaką Ty Piotrze masz moc na wyjściach słuchawkowych w Twin Headzie?

    1. Maciej pisze:

      2,5W i 500mW przy 40 Ohm

      1. Piotr Ryka pisze:

        U lamp, z powodów których wyjaśnić nie umiem, mniejsza moc znamionowa przekłada się na większą rzeczywistą Jest to jednak dużo lepiej widoczne w przypadku głośników niż słuchawek. Mój Twin-Head nie jest mocny, ale nie wiem jaką posiada obecnie moc, bo nikt jej nie mierzył. Dane produkcyjne są tutaj

        http://www.divertech.com/asltwinhead.html

        U mnie lampy 2A3 zostały zastąpione słabszymi 45, tak więc na pewno jeszcze jest słabszy. Mogę natomiast zpowiedzieć, że mimo nominalnie o wiele słabszego wyjścia OTL, w praktyce jest ono prawie tak samo mocne. A w przypadku słuchawek wysokoohmowych mocniejsze.

        1. Maciej pisze:

          Nominalnie u mnie moc podobna ale czuję pod potencjometrem, że jest jej więcej niż mówią cyfry… Ciekawe. A czy dobrze pamiętam, że popędziłeś ASL kilku trudniejszych zawodników (AKG1000?)

          1. Piotr Ryka pisze:

            Twin-Head ma nawet gniazdo 4-pinowe specjalnie dla K1000, ale bądźmy szczerzy – ono się tak dla K1000 nadaje, jak żaba do wyścigów. Jednak każde normalne słuchawki da się spokojnie pogonić. Paru kolegów było i słyszało.

  4. Marecki pisze:

    Co w trawie piszczy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najpierw takie dziwne coś – kondycjoner masy, potem coś o audiofilizmie i szczęściu, a potem jeszcze nie wiem. Sprzętu na miejscu jest sporo; na przykład głośniki Living Voice i Eggleston, a także słuchawki EL-8 w wersji zamkniętej i dzielony odtwarzacz La Diva-La Scala Bardzo zacny gramofon, jak również kupa kabli.

      1. Marecki pisze:

        Zapowiada się ciekawie : )

  5. AAAFNRAA pisze:

    Living Voice … grubo. Ale chyba nie Vox Olympian? 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeszcze nie. Na razie takie z zewnętrznymi zwrotnicami. Jest też najnowsza, potężna integra Jeffa Rowlanda.

  6. Marecki pisze:

    Zapowiada się ciekawie 🙂

  7. Daniel1980 pisze:

    Witam.
    Jakby Pan ocenił Master 7 do Black Dragona, czy jest to podobna klasa czy jednak troszkę wyżej?
    Pozdrawiam

  8. Arkadiusz pisze:

    Przyłączam się do pytania o porównanie mastera do dragona, jestem zainteresowany powyższymi dakami ale ostateczna decyzja przede mną, można jednoznacznie stwierdzić, który gra lepiej?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Od siebie mogę powiedzieć, że sam wybrałbym Black Dragona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy