Recenzja: Accuphase E-470

Odsłuch

Jakość wykonania, jak to u Accuphase - najwyższa! Poczucie obcowania z towarem luksusowym kupujemy w pakiecie.

Jakość wykonania, jak to u Accuphase – najwyższa! Poczucie obcowania z towarem luksusowym kupujemy w pakiecie.

   Z odsłuchem dużo się działo w sensie obsługi technicznej, bo najpierw wspomniana zabawa z orientacją żyły gorącej, do której jeszcze wrócę, a potem dobór interkonektów, z którym też było trochę zabawy. A potem coś jeszcze się stało, mianowicie odciążyłem listwę, wypinając z niej podpięty naprędce telewizor, którego po poprzednich przełączeniach nie chciało mi się instalować w osobną linię zasilania, tylko skorzystałem z najbliższego gniazdka. A wówczas, czyli po jego wyrugowaniu – uwaga! – jakość dźwięku poprawiła się diametralnie, tak więc uważajcie z tym podpinaniem wszystkiego do jednej listwy albo kondycjonera. Optymalny dźwięk to minimum obciążenia i warto o tym pamiętać. Skok jakościowy po odciążeniu był naprawdę dramatyczny; porównywalny wręcz ze zmianą całego toru.

Co do samego odsłuchu, to odbył się w oparciu o odtwarzacz Accuphase DP-700 i gramofon Nottingham Dais oraz dwie pary głośników. O pierwszej już napisałem w ich własnej recenzji, czyli w relacji o monitorach Stirling Broadcast SB-88. Te odsłuchiwane były najpierw z moim torem lampowym, a potem podpięte właśnie do E-470, a wówczas napisałem, że dwa względem lampowego wzmocnienia pojawiły się  ciekawe momenty. Przede wszystkim scena trochę głębsza i bardziej starannie poukładana, a także mocniejszy akcent na „ach!”, w sensie ładności i upiększenia.

Bardziej pełne, domknięte, podgrzane i posłodzone przez wzmacniacz Accuphase dźwięki, bardziej też były krągłe, niczym lśniące choinkowe banieczki, a mniej otwarte i nośne. Stwarzały atmosferę szczególnie lubej ładności i całościowo świetnie poukładane widowisko, z mniejszym naciskiem na naturalną otwartość, promieniowanie i swobodę, a za to większym na miłe sercu słuchanie i rozkoszne brzmieniowe aromaty. A jedno przy tym miały zaskakujące i szczególnie udane, mianowicie była w tych accuphasowych dźwiękach duża zawartość tlenu, a więc brak jakiejkolwiek duszności, co wraz z miodowym światłem dawało zaskakujące i nadzwyczaj efektowne zestawienie, z jednoczesną dbałością o każdy detal.

Znakomicie się gościom od Accuphase to połączenie we wzmacniaczu E-470 udało, dzięki czemu słuchacz zostaje od razu kupiony i przekonany o nadzwyczajności, którą tworzy dźwięk salonowy, wytworny, a przy tym pozwalający głęboko oddychać i bez długu tlenowego napawać się podziwianiem. Taki ze stylizacją i własnym na wszystko pomysłem, ale na poziomie pałacowym, a więc nawet bardzo wybrednych mogącym zadowolić.

A wszystko to w nawiązaniu do tradycji firmy, jak i całej branży.

A wszystko to w nawiązaniu do tradycji firmy, jak i całej branży.

Ten przytoczony z wcześniejszej recenzji opis musimy uzupełnić uwagą, że tak grał E-470 z żyłą gorącą po lewej, co po kilku porównaniach uznałem za orientację poprawniejszą. To jednak nie znaczy, że w odwrotnej nie da się słuchać, a nawet powoduje, że mamy do czynienia jakby z dwoma różnymi wzmacniaczami, z których każdy ma co innego do zaoferowania.

By to zilustrować przejdźmy do drugich kolumn, mianowicie jubileuszowych Dynaudio Contour S3.4 Limited Edition To głośniki o innym rozkładzie brzmienia, znacznie bardziej ofensywnie traktujące partie sopranowe i ogólnie mniej miłe a bardziej drążące. Zacząłem ich słuchać z tym samym kablem głośnikowym Sulka, ale ze wzmacniaczem podpiętym nie lewostronnie orientującym żyłę gorącą kablem Harmonixa, tylko z poprawnym nominalnie Acoustic Zen Gargantua, tak żeby sprawdzić jak będzie gdy kabel użyty zostanie jakościowo optymalny, ale zorientowany odwrotnie niż wzmacniacz zdaje się chcieć. W sensie brzmieniowym naprawdę się dużo zmieniło, a zacząć muszę od jeszcze jednej uwagi technicznej. Otóż pomiędzy odsłuchami ze Stirling Broadcast a Dynaudio upłynełą dni parę, a wzmacniacz stał w tym czasie wyłączony. Po odpaleniu odczekałem wprawdzie parę godzin, ale powtórny odsłuch następnego dnia ukazał spore różnice. Przez całą noc stał E-470 pod prądem i na drugi dzień soprany okazały się zdecydowanie spokojniejsze i elegantsze. Wciąż miały wprawdzie manierę  wyrazistości, forsowania się przed cały przekaz i głębokiego drążenia własnego tematu, ale zanikła oschłość, powierzchowność aspektu przestrzennego i skłonność do sybilacji. To już były soprany z tych dających satysfakcję a nie powód do narzekań. Wszakże nie takie bezproblemowe jak u Stirling Broadcast. Wymagały siadania w sporej odległości od kolumn, dzięki czemu zarówno one same ładnie się klarowały, przybierając elegantszą postać, jak i zyskiwała stereofonie. Bo podobnie jak soprany także ona była niespokojna i przy bliższej lokalizacji słuchacza nie chciała przybierać jednoznacznej, dobrze określonej postaci. Bujała się między kanałami, a źródła nie chciały zajmować określonych pozycji. Dopiero siadając dwa i pół, trzy metry od głośników następowało uporządkowanie i można się było skupiać na muzyce. A ta brzmiała całkiem baz ocieplenia, z wyraźną i przyjemną w odbiorze chropowatością tekstur oraz pod dyktando tych mocno akcentujących się sopranów oraz solidnego, bardzo satysfakcjonującego basu.

Z tym basem jest taka historia, że chociaż nie lubię wzmacniaczowych regulacji tonalnych, to przyznać muszę, że te włożone w E-470 spisują się znakomicie. Minimalnie cofnąłem soprany i nieco bardziej podbiłem bas, a wówczas  dźwięk stał się wyraźnie lepszy w odbiorze, bo ofensywność się poskromiła, a masującego przyjemnie basu bardzo wyraźnie przybyło. I dwie odnośnie tego są istotne uwagi. Jedna, że tych sopranów ująć musiałem naprawdę malutko, bo inaczej robiło się za grzecznie i przynudzało, ale znów bez tego minimalnego cofnięcia było trochę za ofensywnie i ostro. A znowuż basu dodanie dość spore efekty dało natychmiastowe, bo zagrzmiał niczym z suba, a jednocześnie ani trochę nie był przedobrzony ani nie dostawał zniekształceń. Wszystko przeto co basu łaknie natychmiast wraz z tym podbiciem weszło na wyższą orbitę, a radość słuchania zdecydowanie narosła. Natomiast styl całościowy daleki był od prezentowanego przez Stirling Broadcast, bo ani śladu nie pojawiało się ocieplenia czy dosładzania i ani trochę domykania dźwięków. Te były zupełnie otwarte i kompletnie pozbawione czegokolwiek, co można by uznać za ich otoczkę.

Tylny panel jak zawsze zapewnia morze dostępnych złączy, ale uwaga - warto zwrócić uwagę na polaryzację - tutaj jej określenie wcale nie jest takie oczywiste!

Tylny panel jak zawsze zapewnia morze dostępnych złączy, ale uwaga – warto zwrócić uwagę na polaryzację – tutaj jej określenie wcale nie jest takie oczywiste!

Nie było zatem przyjemności czerpanej z miłego ciepła i słodyczy, a także tej pojawiającej się wraz z obcowaniem z dźwiękami „domkniętymi jak banieczki”, tylko coś jak otwartość chłodu wietrznego dnia. Ale to miało swoje zalety. Bo nic z klubowego ciepła ani słodkiej zmysłowości, ale za to rock w ten sposób podany miał drapieżny pazur i chodne spojrzenie pogardy dla cukierkowej rzeczywistości. Prawdziwie był buntowniczy i ostentacyjnie wzgardliwy, a zarazem drapieżnie natarczywy i twardy w obejściu. Takim właśnie go lubię, toteż jego właśnie słuchałem, a na resztę machnąłem ręką.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Accuphase E-470

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze – na zdjęciach widzę, że dziurka dla słuchawek jest – jak ta integra gra ze słuchawkami?
    Nie wierzę, że Pan nie spróbował.
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wspomniałem w tekście, że to rasowy wzmacniacz. Gra jak taki za jakieś trzy tysiące. Ciepłym, głębokim, trochę słodkawym i lekko przyciemnionym brzmieniem o wysokiej kulturze. Bez rozjaśnień i podostrzeń, bardzo przyjemnie.

  2. DarekzMArek pisze:

    Panie Piotrze Dynaudio Contour LE to najcieplej, najsłodziej i najgładziej grające kolumny jakie słyszałem .Biorąc pod uwagę ,że każde jedwabne a zwłaszcza Dynaudio głośniki grają jedwabiście i ciepło to opinia Pana wydaję się być wyssana z palca.Czas umówić się z kolegą Wojciechem na wizytę u dobrego laryngologa.Dobrze ,że znam te kolumny bo po tym teście bym ich nie kupił.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nic nie poradzę, że u mnie grały jak grały. Ale jeżeli ktoś wyraża o nich opinię, że są najcieplej i najsłodziej grającymi jakie słyszał, to albo bardzo mało słyszał, albo rozmawiamy o innych kolumnach. (Może tylko w sensie innego egzemplarza, o ile te mogą się bardzo różnić). Co do tego co napisałem w recenzji, to akurat sam nie słuchałem, tak więc mam świadków i prywatnie mogę ich wskazać, a są to osoby tkwiące w świecie audio nomen omen po uszy. Zwracam przy tym uwagę, że głośniki grały w różny sposób w zależności od toru, tak więc radzę się porządnie zapoznać z recenzją, a potem możemy kontynuować wymianę poglądów.

  3. drgr pisze:

    Autor to powinien wiersze pisać a nie recenzje sprzętu audio. Interesuję mnie połączenie tych kolumn z Accu ale z tej recenzji można głownie dowiedzieć się że najważniejsza jest polaryzacja pinu gorącego a nawet sam Accuphase nic o tym nie wspomina w instrukcji.A co do 2 drożnego Dynaudio też uważam że zaokrąglone cieple granie to by bylo. Sprzęt dobry ale recenzja denna.

    1. Luk pisze:

      Zgadzam sie z Tobą. Dynaudio juz takie jest… Być moze recenzent pisze swoją prawdę , ponieważ ma inny punkt odniesienia. No cóż… taka jiz jest ta pasja 🙂

  4. Adam pisze:

    Panie Piotrze jest szansa na test nowszego wzmacniacza np .Accuphase e-380 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy