Najlepsze słuchawkowe systemy elektrostatyczne – porównanie

Porównanie_25   Ten tekst powinien nosić tytuł z wizytą u pasjonata, albo z wizytą u kolekcjonera, albo też z wizytą u Wiktora, bo polscy entuzjaści tematyki słuchawkowej wiedzą kim jest Wiktor. Wiktor jest właśnie pasjonatem, miłośnikiem, znawcą i kolekcjonerem słuchawek elektrostatycznych oraz wzmacniaczy do nich, a jego rozległa kolekcja obejmuje przede wszystkim dwie rzeczy – dwa bezcenne w sensie możliwości posłuchania, a przy tym bardzo kosztowne w sensie majątkowym i w dodatku niezwykle trudne do zdobycia w stanie wzorcowym systemy: wzmacniacz i słuchawki Orpheus, czyli HEV-90 i HE-90 oraz wzmacniacz i słuchawki Omega, czyli SRM-T2 i SR-Ω. Wiktor posiada też wiele innych cennych eksponatów, ale w to porównanie wmieszamy jeszcze tylko dwa z nich. Pierwszym będzie rzecz zupełnie wyjątkowa, mianowicie prototyp HEV-90, a więc to urządzenie, za pośrednictwem którego inżynierowie Sennheisera poszukiwali najlepszego brzmienia słuchawek Orpheus. Pozyskanie go, wyrwanie z samego jądra kolekcji pamiątek firmy Sennheiser, uznać należy za wyjątkowe osiągnięcie sztuki negocjacyjnej i umiejętności walki o swoje. Aż nie chce się wierzyć, że oni to oddali i strach pytać za ile. Strach tym bardziej, że sam zestaw naprawczy przetworników do słuchawek Orpheus kosztuje obecnie 11 tysięcy €. Wyobrażacie sobie? Same dwa przetworniki tyle kosztują. Ale wcale nie są to w naszym zestawieniu przetworniki najcenniejsze, bo przetworniki słuchawek SR-Ω są jeszcze bardziej cenne, gdyż ich po prostu nie ma. Padł ci przetwornik w SR-Ω? Dziękujemy i po ptakach. Możesz albo szukać całych innych słuchawek, albo wymienić oba przetworniki na współczesną Omegę. Tertium non datur. Ewentualnie możesz jeszcze w stanie nieużywalności odłożyć je na półkę, godząc się z okrutnym losem. Wszystko to jednak blednie w obliczu faktu, że wzmacniacz Stax SRM-T2 powstał w ilości sztuk pięćdziesięciu. To niewątpliwie jedna z najkrótszych serii produkcyjnych zaproponowana przez uznanego wytwórcę i w efekcie jedno z najrzadszych audiofilskich trofeów. Wiecie jak Wiktor go zdobył? Po latach bezowocnych poszukiwań i prób nabycia normalną drogą, musiał zatrudnić negocjatora władającego językiem japońskim, specjalistę z firmy od załatwiania spraw niemożliwych. Takie to są historie.

Mamy już zatem systemy Orfeusza i Omegi oraz orfeuszowy prototyp. Ostatnim uczestnikiem zmagań będzie zespół powołany do życia współcześnie, złożony ze wzmacniacza Dubiel Accoustic Euridice i nowych flagowych słuchawek Staksa, modelu SR-009.

Euridice to niewątpliwie odważna próba stworzenia w przydomowym laboratorium wzmacniacza zdolnego konkurować z tamtymi popisowymi wyrobami sławnych firm, mającego ambicję nie tylko im dorównać, ale nawet przewyższyć, w czym nowy flagowy Stax ma mieć swój istotny udział, jako że przecież taka właśnie jest rola nowych flagowców – usuwać w cień dawne.

Jak do tego doszło

   Tekst ten jest jednocześnie częścią dalszą relacji z drugiego spotkania ze wzmacniaczem Dubiel Accoustic Euridice, którego nieco zadziwiający styl grania wyzwolił u mnie nieodpartą potrzebę porównania tego z szerszą paletą odtwarzaczy, innych wzmacniaczy i słuchawek niż to co miałem w domu.

Tak więc umówiłem, przybyłem i posłuchałem. Prawie jak Juliusz Cezar.

Warunki konfrontacji

Porównanie_18

Accuphase DP-800/DC-801

Bardzo ważną jest rzeczą, by test porównawczy, mający uzmysłowić jak układają się relacje brzmieniowe pomiędzy najznamienitszymi systemami elektrostatycznymi, odbył się w możliwie optymalnych warunkach. Oczywiście i bez tego można spokojnie wyłapywać różnice, a odmienne interkonekty czy kable zasilające nie są w stanie przyćmić ducha muzyki obecnego w każdym z nich i w każdym jemu właściwego. Niemniej dobrze jest kiedy mamy identyczne kable dla wszystkich, choć z drugiej strony ktoś mógłby zauważyć, że jeszcze lepiej by było, gdyby każdy z systemów miał okablowanie dla siebie optymalne i podobnie optymalne dla siebie źródło dźwięku. Bez wątpienia tak byłoby jeszcze lepiej, chociaż nie w mierze samych brzmieniowych odróżnień, tylko całościowego potencjału. Tak więc jedno źródło o bardzo wysokiej jakości i jednakowe najwyższej klasy kable dla wszystkich to także świetna sprawa, pozwalająca bezproblemowo wyłapywać różnice brzmieniowe. W naszym wypadku źródłem tym będzie dzielony SACD Accuphase DP-800/DC-801, wspierany przez firmowy  przedwzmacniacz Accuphase C-2800, akablami zasilającymi i interkonektami znakomite Fadel Art Coherence, w przypadku kabli zasilających pochodzące z serii I, a interkonektów z nowszej serii II. Całość uzupełniał będzie szczytowy kondycjoner Accuphase PS-1220 wspierany przez listwę Fadel Art Hotline, a porównawcze tło zmagań stanowić będą słuchawki Stax SR-007 (wersja złoto-brązowa) oraz dedykowany im wzmacniacz Stax SRM-007t.

Wygląd, technologia i wygoda

Porównanie_28

Sennheiser HEV 90 „Orpheus” Prototype

   Część obecnych w porównaniu słuchawek i wzmacniaczy była już przeze mnie opisywana, ale nie zaszkodzi raz jeszcze odnieść się do tych zagadnień w warunkach szerokiej konfrontacji, zwłaszcza, że nigdy nie słyszałem ani nie widziałem na własne oczy wzmacniacza SRM-T2, jak również prototypu Orpheusa.

Przejdźmy do konkretów. Na zdjęciach widać, a w rzeczywistości widać to jeszcze  lepiej, że systemy różnią się pod względem wyglądu, zupełnie jakby ktoś chciał aby wyglądały jak najbardziej różnie. Tym to dziwniejsze, że wszystkie są stricte lampowe, a więc wydawać by się mogło, że powinny być podobne.

Zacznijmy od Sennheisera Orpheusa. Z wieku i z urzędu mu się to należy, albowiem to on właśnie zainicjował całą sprawę. Właśnie Orpheus powstał jako pierwszy, by w 1992 roku uświetniać swym istnieniem jubileusz osiemdziesiątych urodzin założyciela firmy, profesora Fritza Sennheisera (1912-2010). To były z założenia słuchawki i wzmacniacz mające ukazać brzmienie niezrównane, osiągnięte bez liczenia się z kosztami i bez żadnych ograniczeń. I to się bez słuchania od razu rzuca w oczy, bo same słuchawki stanowią szczyt estetycznego wysmakowania i dbałości o każdy detal na usługach wygody i brzmienia. Niezrównanej jakości skórzano-welurowe wyściółki padów, wspaniale dobrany kształt muszli, złota siatka elektrodowa i mikronowej grubości polimerowa diafragma, zdolna przenosić pasmo 7 Hz – 100 kHz; wszystko to kiedy się bierze w ręce i patrzy a potem słucha, napawa radością i dumą, że udało się przedstawicielom naszego gatunku dokonać takiego wyczynu i nasza cywilizacja techniczna, zaczynająca od kamiennych tłuczków i patyków, zdołała sięgnąć takich wyżyn.

Porównanie_14

Sennheiser HEV 90

To przedsięwzięcie dokonało się bardzo niedawno, historycznie biorąc zaledwie pokolenie temu, a jednak kiedy mu się przyglądać, obok radości ogarnia jakaś nostalgia i tęsknota. Gdy się patrzy na Orpheusa człowiek uświadamia sobie, że zaprojektowali go i wykonali ludzie inaczej myślący i o innych priorytetach. Chcący zabłysnąć najwyższym kunsztem, pokazać go i udowodnić, a nie tylko wypromować się i zarobić pieniądze. To zasadnicza różnica. Różnica pomiędzy tymi którzy dążą do doskonałości, a tymi którzy chcą się tylko dorobić. Szczególnym podkreśleniem tej różnicy jest kształt wzmacniacza. Niewątpliwie projektował go jakiś artysta a nie inżynier. Wystarczy jeden rzut oka by mieć pewność. Ten sposób organizacji przestrzennej, obróbki detali i wykończenia, to wyrafinowana całościowo kompozycja. Krótko mówiąc – arcydzieło sztuki użytkowej. Bez wahania można je wstawić do muzeum sztuki współczesnej, by zaświadczało przyszłym pokoleniom jakie mieliśmy wizje i koncepcje tworzenia wokół siebie rzeczywistości materialnej.

Tytułem technicznego uzupełnienia nadmienię tylko, że garnitur lampowy wzmacniacza HEV-90 stanowiły w tym wypadku dwie triody ECC83 Siemensa oraz cztery ECL86 National Electronics, a więc lampy przewidziane przez producenta.

Główny konkurent Sennheisera na polu budowy słuchawek elektrostatacznych – Stax – nie mógł nie podjąć wyzwania. Oznaczałoby to dla niego degradację, spadek prestiżu i jednoznaczną porażkę wizerunkową. Na to znani z dumy i honorowego podejścia do życia Japończycy nie mogli sobie pozwolić. Zwłaszcza, że ich kraj był wówczas synonimem potęgi technicznej i rynkowego sukcesu, przyćmionymi dziś wprawdzie przez chińską i koreańską konkurencję, ale wtedy jeszcze będącymi w rozkwicie.

Porównanie_11

Stax SRM-T2

Stax nie sięgnął po pomoc u artystów, ale zrobił absolutnie wszystko co było w jego mocy by nie oddać pola. Natężenie myśli technicznej i surowcowego zaplecza jest w tym wyrobie absolutnie maksymalistyczne, czego najlepszym dowodem fakt, że skutkiem jego powstania firma zbankrutowała, przekraczając granice swoich możliwości. Trzeba bowiem pamiętać, iż mimo światowej sławy i wielkiej renomy Stax był i pozostaje firmą niewielką, znacznie mniejszą i słabszą od Sennheisera. Tym większy podziw budzi odwaga i chęć bycia nie gorszym. Miara technicznego zaawansowania i skomplikowania wzmacniacza, wynikająca z chęci uzyskania jak najlepszego brzmienia i uczynienia konstrukcji lampowej odporną na naturalny proces słabnięcia lamp, napawają zdumieniem i budzi szacunek. Najlepszy dowód, że próby rozrysowania schematu na podstawie wyglądu okazały się mimo wielokrotnych wysiłków daremne, a oferowany obecnie szeroko znany wzmacniacz Blue Hawaii jest tylko wersją uproszczoną.

  Wygląd, technologia i wygoda cd.

Porównanie_02

Stax SR-Omega

   Równie godne szacunku są same słuchawki, które niesłusznie opisałem kiedyś jako w porównaniu do HE-90 cokolwiek siermiężne. Okrągłe muszle ze znakomitego pod względem faktury i kolorytu magnezowego stopu, wkomponowano w całość o formie nie dającej miejsca na najmniejszą nawet krytykę pod względem wygody i przyjemności patrzenia, ujmującej prostotą i elegancją wyglądu, takiego, powiedziałbym, nieco w stylu retro i mającego poetykę estetyczną w jakiejś mierze nawiązującą do wzorca estetycznego wzmacniacza HEV-90. To echo stylu wizerunkowego dawnego science fiction, do gruntu przekonanego o tym, że ludzie sięgną kiedyś gwiazd i otoczą się pięknem. Jak dziwnie wybrzmiewa to teraz, w czasach gdy ludzkość miast gwiazd sięgnęła tępej doraźności, a przyszły kosmiczny nadczłowiek przeistoczył się z czytelnika powieści Stanisława Lema czy Arthura C. Clarka w wytatuowanego dzikusa ryczącego ze szczęścia na koncertach Lady Gagi.

Ponieważ Staksa nie stać było na artystyczny wystrój, sięgnął w swoim wzmacniaczu po tradycyjną formę prostopadłościenną, a ściślej dwie takie formy, bo wzmacniacz ma osobną sekcję zasilającą. Zasilacz ten posiada wygląd minimalistyczny ale elegancki, natomiast wzmacniacz właściwy prezentuje się wyjątkowo okazale, nawiązując kolorystyką i materiałem obudowy do muszli słuchawek. Poza tym to kawał urządzenia, w porównaniu z którym wcześniejsze i późniejsze energizery Staksa wyglądają znacznie skromniej. Najważniejszy dla całościowej oceny panel przedni zaprojektowano z wysmakowaniem, okalając jego aluminiowy fronton nawiasami z magnezowego stopu i ozdabiając wyjątkowo starannie wytoczonym wielkim pokrętłem potencjometru. Wnętrze, jak już mówiłem, nabite jest elektroniką, której serce stanowią cztery lampy sterujące, w naszym wypadku E188CC Philips SQ, oraz cztery lampy mocy EL34 Siemensa.  Podobnie jak Sennheiserowski HEV-90 umożliwia SRM-T2 podpięcie dwóch par słuchawek, ale w odróżnieniu od niego posługuje się złączami XLR a nie RCA, choć te drugie także na wszelki wypadek posiada.

Porównanie_30

Sennheiser „Orpheus” Prototype

Kilka osobnych słów należy się naturalnie prototypowi Orfeusza. Nie jest on w sensie technicznej zawartości dokładnie taki jak wersja finalna, ale bardzo jej bliski. Różnica polega na braku sekcji DAC i innym zasilaniu sekcji BIAS oraz osobnych transformatorach dla każdego z dwóch wejść słuchawkowych, które w skierowanym do produkcji rozwiązaniu zastąpiono jednym wspólnym. Natomiast w sensie wyglądu był ten prototyp w momencie nabycia zwykłą skrzynią. Właściciel nadał mu jednak powierzchowności bardzo szykownej, by należycie w muzealnym towarzystwie się prezentował, zapożyczając obudowę od przedwzmacniacza Accuphase, a chromowany i grawerowany fronton zamawiając i wykańczając w specjalistycznych firmach. Ozdobą wnętrza są dwie kosztujące majątek sławne lampy ECC803S Telefunkena oraz cztery ECL86, także od tej firmy.

Na koniec Euridice. Z uwagi na zdecydowanie niższą cenę, mającą zachęcać normalnych klientów a nie samych milionerów, prezentowała się skromniej, ale nie jakoś za skromnie, tylko całkiem, całkiem. Chromowany korpus, aluminiowa oprawa transformatora i drewniane boczki komponowały się w zgrabną całość, której splendoru przydawał kwartet lamp PL84 Telefunkena, znakomity prostownik 5X4G RCA z lat 50-tych i równie znakomite lampy sterujące EL34 Mullarda z lat 40-tych. Dodawało tego splendoru wewnętrzne okablowanie Kondo i kondensatory olejowe Jensena. W odróżnieniu od półkoliście zaprojektowanego Orfeusza i chowającego lampy w swym wnętrzu SRM-T2, ma Euridice dla wzmacniaczy lampowych budowę klasyczną, opartą na bazie prostokąta i z otwartymi lampami. Słuchane z nią nowe flagowe Staksy SR-009 są z kolei przedmiotem pewnych polemik, jednak przeważająca opinia jest taka, że są to najlepsze produkowane współcześnie słuchawki, poczytywane nawet przez niektórych za najlepsze w historii.

Konkurs śpiewu

   Do dzieła zatem. Zgromadziło się w jednym miejscu ekskluzywne grono najlepszych elektrostatów i każdy gotów jest zająć pierwsze miejsce w konkursie śpiewu. Ale pierwsze miejsce jest tylko jedno, ewentualnie dwóch pretendentów ex aequo mogłoby je zająć, bo większa ilość to już by była przesada. Nie chodzi jednak o rozdawanie nagród i przyznawanie lokat, tylko o opisowe ujęcie sprawy i zdanie relacji. Jak zatem rzeczy się miały? Miały się podobnie jak to już było kiedyś, kiedy gościłem u siebie Orfeusza i SR-Omegę, ale bez wzmacniacza SRM-T2, prototypu Orfeusza i Eurydyki. Żeby nie robić bałaganu i nie mieszać wszystkiego bez rozeznania gdzie głowa, gdzie ogon, opiszę pokrótce jak grał każdy z systemów. Pokrótce, ponieważ podczas trwającego dwie godziny odsłuchu nie sposób nałapać wystarczającej ilości spostrzeżeń, by szeroko rozwodzić się nad poszczególnymi brzmieniami. Opiszę te brzmienia w tej samej kolejności co wcześniej, bo nie widzę powodu by przestawiać szyki.

System Orpheus

Porównanie_26

Dzieło zrodzone z ambicji…

On już to kiedyś pokazał, a teraz ponownie potwierdził – gra dynamicznie, super szczegółowo i bez chowania za plecy technicznych aspektów nagrań. Stanowi wyjątkowe połączenie piękna, o jedynej w swoim rodzaju subtelności i delikatności brzmieniowej najwyższej klasy elektrostatów, z brutalną rzeczywistością, narzucającą się siłą i drapieżną mocą.

Gdyby opisywać to brzmienie komuś kto go nigdy nie słyszał, albo objaśniać temu co słyszał ale nie potrafi się w tym brzmieniu dokładnie rozeznać, należałoby przede wszystkim zwrócić uwagę na powyższe połączenie delikatności z potęgą, dokonujące się na jakościowych szczytach, ale również na to, że pierwszy plan nie jest tutaj szczególnie odległy, tylko taki średnio oddalony i że nie dopieszcza się i nie łagodzi dźwięków w sposób nadmierny, tylko gra w manierze całkowicie realistycznej. Trzeba mieć też na uwadze i to, że nie chowa ten Orfeusz niczego w mroku, tylko doświetla wszelkie niuanse, a zarazem wolny jest od jakichkolwiek niedociągnięć, perfekcyjnie wszystko wychwytując i przekazując.

Ale jest w tym wszystkim jedna rzecz szczególnie istotna, która w szerokim porównaniu bardzo wyraźnie się ukazała. Chodzi o perspektywę. Tę perspektywę, której użycie przez Giotta di Bondone zmieniło sztukę europejską w stopniu największym od czasów złotego wieku Aten. To okazuje się mieć zasadnicze znaczenie i decydować o całokształcie. Jest clou. Tylko tak perspektywicznie opisana i rozpostarta scena daje wrażenie perfekcji i uczestnictwa, o ile nie konfrontujemy tego ze słuchawkami wtryskującymi muzykę prosto do duszy i serca, ale w tym porównaniu takich nie było. Były jedynie te budujące zewnętrzną scenę i w związku z tym jakość tej sceny miała znaczenie decydujące, bo pozostałe aspekty u wszystkich były zbliżone, aczkolwiek bynajmniej nie identyczne.

Porównanie_05

…a nie chęci łatwego zarobku.

Tę sztukę budowania perspektywicznej sceny posiadł Orfeusz w stopniu tak doskonałym, że nie sposób mieć zastrzeżeń, a w połączeniu z pozostałymi aspektami jego mistrzostwa, zwłaszcza niesamowitą klasą ogólną, potężnym basem, realistycznym stylem i dynamiką, czyni go ona nie tylko dziełem sztuki wizualnej, ale także brzmieniowej. To nie jest tylko słuchawkowa legenda i potworna drożyzna dla pasjonatów, ale także mistrzowski popis sztuki użytkowej na usługach kompozycji muzycznych, którego posiadanie i możliwość użytkowania jest audiofilskim świętem. To żywa legenda, której brak kontynuacji i niemożność powtórzenia na przystępniejszych cenowych poziomach stanowi rodzaj skandalu i jest zaprzeczeniem idei postępu, ten bowiem brak oznacza odcinanie nas od piękna, a piękno obok dobra i prawdy jest najwyższą kategorią, w związku z czym nie ma niczego cenniejszego.

  Konkurs śpiewu cd.

System SR-Ω

Porównanie_13

Namacalny dowód, że nowe nie znaczy lepsze…

   Jak już mówiłem, Stax nie chciał oddać pola. To w końcu on był najbardziej uznanym producentem słuchawek elektrostatycznych, oferującym najszerszy ich asortyment. I ta niezwykle trudna sztuka mu się udała. Oczywiście o tyle miał łatwiej, że z pewnością jego inżynierowie dysponowali egzemplarzem Orpheusa, mogąc się do jego brzmienia odnosić; wiedząc z czym się mierzą i czemu należy sprostać. Ale jak słusznie mógłby ktoś zauważyć, Orfeusze są do posłuchania od lat z górą dwudziestu, a firma je niegdyś produkująca istnieje nadal, jednak mimo to jakoś nie doczekaliśmy się godnego następcy, o pogromcy nie wspominając. Jedynym naprawdę godnym konkurentem jest właśnie system SR-Ω, także liczący dwadzieścia z górą wiosen. O czymś to świadczy, nieprawdaż?

Różnicę między tymi leciwymi współzawodnikami scharakteryzować łatwo. System Omega jest nieco, a może trochę bardziej niż nieco, delikatny i jednocześnie obszarowo wydatniejszy, z dalej posadowionym pierwszym planem i rozleglejszą połacią sceny. Ma, a w każdym razie miewa, takie leciutkie kremowo złote podświetlenie i tak ujmujący sposób muzycznego bycia, że trudno sobie wyobrazić jakikolwiek pod tym względem postęp. A jednocześnie na tyle jest dynamiczny i perfekcyjny w oddawaniu brzmień wszelakich, że nawet garażowy rock brzmi w jego wykonaniu znakomicie, wcale nie za łagodnie czy mało drapieżnie. Na Orfeuszu jest wprawdzie bardziej agresywny i z bliska atakujący, ale mimo to nie umiem powiedzieć, którego z tych dwóch głównych konkurentów dla siebie bym wybrał. Orpheus jest niewątpliwie atrakcyjniejszy wizualnie, bardziej estetycznie wyszukany i bardziej realistyczny; nie uciekający od szorstkości i techniczności o ile w nagraniu faktycznie występują, ale łagodny ogrom obszaru Omegi i jej jeszcze lepsza niż u Orfeusza umiejętność ukazywania wszystkiego w perspektywie, robiły na mnie nie mniejsze wrażenie niż jego dojmujący a przy tym wciąż elektrostatyczny, a więc na swój subtelny sposób szczególny realizm. To są dwie perfekcje i dwa jakościowe wyznaczniki, z całą pewnością nie pobite od dwóch dekad, pomimo licznych prób i całościowego postępu w sferze audio.

Prototyp Orpheusa

Porównanie_32

Jedyny taki na świecie

W jego przypadku trudno mówić o odmienności wynikających z innych założeń konstrukcyjnych. To przecież to samo urządzenie i choć zagrało od swojej wersji finalnej nieco inaczej, możemy domniemywać, iż stały za tym w dużej mierze inne lampy, a nie nieliczne różnice w budowie ścieżki sygnału. Cokolwiek na te różnice się złożyło, trzeba napisać, że prototyp grał nieco ciemniejszym, głębszym i gładszym dźwiękiem. W pierwszej chwili można by dojść do wniosku, iż w takim razie grał lepiej, ale mylny to wniosek. Grał bowiem mniej realistycznie od swego skierowanego do dystrybucji wcielenia, a zarazem nie w tak ujmującej manierze łagodnego piękna jak system SR-Omega. Różnica względem ostatecznego Orfeusza była niewielka, ale natychmiast wyczuwalna i do przejścia w ślepym teście. Zachodzi graniczące z pewnością domniemanie, że za tą większą gęstością, przyciemnieniem i pogłębieniem stały przede wszystkim lampy ECC803S, ale nie było dość czasu żeby to sprawdzić. Mnie w każdym razie bardziej przenikliwe i niczego nie upiększające brzmienie Orfeusza właściwego podobało się bardziej od pogłębionego, cienistego i upiększającego brzmienia prototypu. Być może to tylko w wyłącznie kwestia innych lamp, ale w to z przyczyn od siebie niezależnych nie wnikam. Pomimo przewagi wersji finalnej nie można nazwać brzmienia prototypu inaczej niż zachwycającym, aczkolwiek przyrządzonym w sposób akurat mnie (a także Wiktora) nieco mniej satysfakcjonujący.

    Konkurs śpiewu cd.

Euridice i Stax SR-009

Porównanie_19

Rywal niby ten sam, a jednak inny…

   Z tym systemem sytuacja jest bardzo zagmatwana. Z jednej strony obaj z Wiktorem nie mieliśmy wątpliwości, że od Orfeusza i Staksa zagrał słabiej, z drugiej jego właściciel właśnie rozważa sprzedaż swojego Orfeusza jako gorszego brzmieniowo. Wymogłem już zaproszenie na odsłuchową konfrontację w jego systemie, o którym wiem, że opiera się o gramofon i kable Siltecha. Jak tam to wygląda niczego rzecz jasna powiedzieć na razie nie umiem, ale sama sprawa wydaje się niezwykle intrygująca. Intrygująca tym bardziej, że Euridice obecna i ta z poprzedniego spotkania zagrały odmiennie i nie ukrywam, że ta poprzednia, sprzed modyfikacji, zrobiła na mnie większe wrażenie. To jednak ma swój bardzo istotny niuans, polegający na tym, że tamtej mogłem słuchać z odtwarzaczem Accuphase DP-900, a tej „tylko” z DP-800. A to urządzenia grające sporo inaczej. DP-800 jest odtwarzaczem cieplejszym i z lekka słodkawym, a DP-900 bardziej obiektywnym, a jednocześnie bardziej rozdzielczym i bardziej analogowym. W efekcie tamta Euridice grała z SR-009 i DP-900 tak, że chwilami dostawało się gęsiej skórki, i to nie skutkiem samych muzycznych przeżyć, które mogą wywołać gęsią skórkę niezależnie od aparatury, choćby i z tranzystorowego radyjka, tylko wyłącznie za sprawą jakości przekazu. Nie dość wprawdzie doskonałego całościowo, ale w aspektach rozdzielczości i rozwibrowania przestrzeni wręcz niesamowitego. Nic takiego nie miało miejsca tym razem. Lepiej zogniskowany (patrz recenzja pierwszej wersji Euridice) i gładszy muzyczny przekaz był jednocześnie bardziej zwyczajny i nie dość dobry by sprostać warunkom narzuconym przez Omegę i Orfeusza. Ale i to też nie do końca jest prawdą, wymagając szerszego omówienia. Chodzi o styl. Jak już pisałem, Omega i Orfeusz (jako systemy) grają wybitnie perspektywicznym zobrazowaniem sceny, nie tyle już nawet podzielonej na plany, co z całą subtelnością prawdziwej perspektywy rozpostartej i odczuwalnej w swej głębi niczym rzeczywisty pejzaż.

Porównanie_04

Mimo to zasługuje na swoje miejsce na piedestale

Tymczasem Euridice pospołu z SR-009 atakowały ścianą. Na upartego dwiema ścianami – bliższą i dalszą – ale zupełnie bez tego wszystko ogarniającego perspektywicznego ujęcia, do mnie na pewno bardziej przemawiającego. Jednocześnie ten zwarty atak dźwiękową ścianą miewał chwilami przewagę w tym sensie, że bardziej w duszę słuchacza się wdzierał, bezpardonowo serwując duże, mocno napierające i oczywiście pięknie, jak to zawsze u szczytowych elektrostatów, wyartykułowane dźwięki. Brak było w tym jednak subtelności i czaru. Tego się nie da dobrze zawrzeć w słowach, ale każdy z nas wie jak to jest kiedy mając do czynienia z dwiema pięknymi kobietami jedną postrzega jako zdecydowanie piękniejszą. Lepsze jest wrogiem dobrego, mówiąc banalnie. Znakomite brzmienie SR-009 i Euridice było natychmiast przyćmiewane pięknością Omegi i Orfeusza, z ich bezkresną dalą i subtelnością wyższego jeszcze poziomu. Jednocześnie trzeba zauważyć, że w konfrontacji z Euridice – tą Euridice, tą obecną, ulepszoną – firmowy wzmacniacz Stax SRM-007t zaopatrzony w firmowe lampy nie miał nawet czego szukać, grając dźwiękiem boleśnie technicznym na tle całej konkurencji. Trzeba zarazem podkreślić, że Euridice napędzana Accuphase DP-800 grała z SR-009  lepszą przestrzenią, cieplej i żywiej, a także w sposób bardziej nasycony niż wcześniej u mnie z Cairnem czy Accuphase DP-510. Szczególna poprawa dotyczyła całościowej otwartości i rozdzielczości basu. Mimo to system Orfeusza pokazywał dźwięk bardziej szczegółowy i bardziej realistyczny, posługując się przy tym nieco jaśniejszą tonacją, a system Omega górował baśniową gracją i elegancją.

Wypróbowane przy okazji przywiezione wraz z Eurydyką słuchawki Omega II grały z nią teraz bardziej miękko i zmysłowo, a z Orfeuszem na perspektywicznym planie i bardziej obiektywnie.

Ogólnie biorąc trzeba podkreślić, że z każdymi testowanymi słuchawkami – SR-Omegą, Omegą II, HE-90 i SR-009 – to Orfeusz miał najlepszą dynamikę i realizm.

Dubiel_Eurydice_04

Eurydyka walczy o swój udział w legendzie

Wrócę jeszcze na chwilę do konfrontacja Euridice z SRM-T2. Udowodniła ona bezapelacyjnie większą delikatność, subtelność i scenę dawnego flagowego systemu Staksa. Dawał się przy tym wyraźnie odczuć większy pietyzm w traktowaniu przez niego brzmień, mający postać dokładniejszego wypowiadania fraz i jednocześnie lepszej rozdzielczość partii basowych, które Euridice zbytnio zlewała. Miał też system Omega coś co trochę trudno jest nazwać, ale od biedy możemy przystać na stwierdzenie, że było to aksamitne tło. Kreowane przez niego dźwięki wydobywały się z łagodnej miękkości, wspaniałe kształtowały, złociście podświetlały i rozpływały na bezkresnym obszarze. Nie można tego nazwać czym innym niż fantastycznym spektaklem.

O słuchawkach Stax SR-009

Porównanie_0

Ile jeszcze przyjdzie czekać na godnego następcę?

   Na koniec kilka uwag na temat nowych flagowych Staksów, będących do pewnego stopnia moją idée fixe, jako że parę osób za ich krytykowanie zdążyło się już na mnie śmiertelnie obrazić, a sam z kolei zawziąłem się wyszukać im system, z którym nareszcie zagrają tak dobrze, jak podejrzewam, że mogą. Mając u siebie drugi raz Eurydykę i słysząc jak gra z Omegą II, żałowałem, że nie mam też „dziewiątek”, ponieważ zdawało mi się, iż to powinno być „to” albo „tego” być bliskie. Przyjechawszy do Wiktora szybko zabrałem się za weryfikację, pozostającą głównym celem wizyty, i „tego” niestety nie znalazłem, głównie – jak już wyjaśniałem – za sprawą nieodpowiedniej sceny. Przy okazji wypróbowałem też słuchawki SR-009 z pozostałymi wzmacniaczami i ze wszystkimi grały bardzo dobrze, ale niewątpliwie najlepiej z SRM-T2. Z tym dawnym swojej firmy wzmacniaczem flagowym, a prawdę mówiąc, to flagowym do dzisiaj, bo niczego podobnego w mierze budowy wzmacniaczy Stax później nie przedsięwziął, zagrały te SR-009  tak dobrze – tak całkowicie bez tej ich techniczności, pogłosu, złego ogniskowania i chłodu – iż gotów byłem wykrzyknąć:

– Eureka! – i nareszcie spocząć na laurach.

Porównanie_24

Zgrany i doświadczony duet rodem z Japonii

Właściwie to krzyknąłem i spocząłem, i siedział bym tak do dzisiaj, gdybym jednocześnie nie miał pod ręką SR-Omegi.

Tak sobie wcześniej myślałem, że jak się kiedyś dorobię (co się nie stanie, ale myśleć zawsze wolno), to te SR-009 nabędę, bo na HE-90 czy SR-Ω nie ma raczej co liczyć. A jednak nie, nie ma sensu. To znaczy, tak całkiem, to nie. Słuchawki są niewątpliwie wybitne i smakowite, ale względem SR-Omegi jednak słabsze.

Nawiasem mówiąc ta dawna Omega stanowiła z pewnością ich pierwowzór i tak naprawdę SR-009 to najprawdopodobniej zubożona surowcowo wersja SR-Omegi, pozbawiona złoconej siatki, z innym materiałem membrany i innym kablem, ale konstrukcyjnie niemal identyczna. Te właśnie surowcowe ustępstwa decydują o tym, że brzmienie dawnego flagowca jest lepsze od brzmienia obecnego – bardziej subtelne, eleganckie, dokładniej wypowiedziane i scenicznie lepiej ukształtowane. Można oczywiście się spierać argumentując, że chłodniejszy i bardziej dynamiczny obraz muzyczny „dziewiątek” jest bliższy realizmu. Może i jest, nie chcę się kłócić. Mnie się tak nie wydaje, ale kopii nie będę kruszył. Lecz nawet gdyby tak przyjąć, to w tych właśnie aspektach słuchawki HE-90, czyli popularnie mówiąc Orfeusz, i tak są lepsze. Dwaj dawni mocarze nie zeszli z ringu pokonani. Królują nadal. Taką mam opinię.

Podsumowanie

Porównanie_06Nie ma za bardzo co sumować, bo wszystko wyłapane już przekazałem. Uczucia towarzyszyły temu ambiwalentne. Z jednej strony wielce rad jestem i wdzięczny, że miałem możność dokonać takiej konfrontacji, z drugiej smutno trochę, że tak szybko czas minął i trzeba było wracać do domu, mimo iż wiele jeszcze pozostawało do sprawdzenia i wyjaśnienia. Ale smutno przede wszystkim dlatego, że Euridice nie spełniła pokładanych oczekiwań i nie zdetronizowała dawnych liderów. Pozostaje nadzieja, że udowodni swą wyższość w kolejnej konfrontacji, która ma nastąpić niebawem.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

3 komentarzy w “Najlepsze słuchawkowe systemy elektrostatyczne – porównanie

  1. Przemek pisze:

    Witam.
    Piszesz Piotrze ,ze odsluch u Wiktora trwal 2 godziny.
    Powiem szczerze ,ze dokonales nielada wyczynu przetestowac tyle kombinacji w dwie godzininy.
    Czy nie za krotki to byl czas aby obiektywnie ocenic wszystkie kombinacje ?
    Pozdrawiam serdecznie
    Przemek

  2. Piotr Ryka pisze:

    To zależy jakie mamy od odsłuchu oczekiwania. W tym wypadku ograniczyłem się głównie do porównań. Wiktor trzymał pilota i na mój sygnał włączał lub zatrzymywał muzykę, a sam przekładałem i przepinałem słuchawki. Cała wizyta trwała poza tym o wiele dłużej. Dwie godziny to czas samego czystego słuchania. Oczywiście dla ukazania pełnego obrazu trzeba by znacznie więcej czasu i dłuższego osłuchania, ale kilkusekundowe próbki porównawcze z dobrze wyselekcjonowanych utworów potrafią powiedzieć bardzo wiele, zwłaszcza w połączeniu z całościowym słuchaniem dłuższych fragmentów.

  3. Marcin pisze:

    Panie Piotrze, już czas jakiś od tej wizyty minął.
    Czy ten zestaw Orfeusza do sprzedania, o czym Pan wspomina w tekście, już się dokonał?
    Poszukuję całego zestawu.
    Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy