Grado, Grado – raz, dwa, trzy….cztery

Odsłuch cd.

Drewno drewnu także nierówne.

   Kolejne Grado – GS2000e, co to je właśnie trochę krytykowałem – są diametralnie odmienne. Do realizmu dążą uparcie, chociaż do niego nie docierają. Tym niemniej (zwłaszcza bez porównań) stwarzają takie wrażenie; można łatwo się nabrać. Bo przede wszystkim są szczegółowe i niezwykle otwarte. Ta ich otwartość jest zjawiskowa i opisana została w recenzji w otoczce samych pochwał. Natomiast jak chodzi postać dźwięku, to mają niestety mankament każący im oddać palnę pierwszeństwa profesjonalnemu modelowi flagowemu – mniej swój dźwięk wypełniają. Ten przez nie podawany lżejszy jest niż ten prawdziwy, choć trzeba przyznać nieznacznie i przy dobrych nagraniach to się niemal zatraca. Niemniej zdecydowanie bardziej bazujący na propagacji niż wypełnieniu, a za to ta propagacja u nich to jest prawdziwy rarytas. Źródła względem GS1000 i GS1000i okazują się w wydaniu GS2000e dużo większe i bardziej „promieniste”. Nie tak dobrze umiejscowione i nie tak artystycznie skoligacone z przestrzenią, ale za to oddziałujące szerzej – dużo bardziej propagujące. I to jest niewątpliwie prawdziwe – żywa muzyka słuchana z bliska ma właśnie taką postać. Więc gdyby się to komponowało jak u tamtych równie udanie z przestrzenią i przekładało na perspektywę, to one byłyby dużo lepsze. Jednak tak się nie dzieje, ujęcie całościowe się okazuje skromniejsze. Punktami ta muzyka jest lepsza – znacznie nawet – ale całościowo się tak dobrze nie zbiera. Ani kompozycyjnie, ani też obszarowo. Nie daje tak jednolitego wyrazu brzmieniowego, ani tym bardziej poczucia romantycznego ogromu. Jest świetna: transparentna, całkowicie otwarta, do bólu aż szczegółowa, piekielnie szybka, na miarę autentyzmu dynamiczna i kapitalnie wybuchowa, a także na kształt żywej promieniująca. Z tłem na dodatek ciemnym, na którym sopranowe rozbłyski prezentują się zjawiskowo, i z mocnym czuciem medium, które dosłownie oddycha. Więc natychmiastowa fascynacja, zwłaszcza przy dobrych nagraniach. Kwintet Dave Brubecka porażał wręcz autentyzmem – muzyka sypała iskry, saksofon rozrywał powietrze. Czuło się tę muzykę na sobie i całym się w niej było. Więc bezpośredniość całkowita, pomimo pewnego niedostatku definicji i całościowej finezji. Nie do końca obrobionych powierzchni i za nimi uszczuplonego wypełnienia oraz nie takiej przestrzeni. Lecz mimo to pałki perkusji na membranach porażająco żywe i odgłos całych bębnów zjawiskowy. Więc jazz że się zakochałem, ale już muzyka filmowa nie taka, bo również pewne ubytki melodyjności, no a przestrzeń w kontekście tych dawniejszych, to już w ogóle nie ta, choć jak to u Grado duża i jak najbardziej zaznaczona. Nie tak jednak dobrze zorganizowana i nie tak przemawiająca do wyobraźni. Pozbawiona upiększającej addycji w postaci niedostrzegalnego niemalże pogłosu, przez którą i za którą można umrzeć z tęsknoty. A jednocześnie sam pogłos nagraniowy w razie czego obecny, ale już jako zaburzenie, jawna denaturalizacja. Więc do słabszych nagrań nie bardzo, a GS1000i jak najbardziej; u nich pogłos właściwie tylko upiększający. Bez takiej bezpośredniości, do muzyki pewien dystans, ale poetycki całokształt bez wątpienia artystycznego formatu. Nie jako kolaż zdjęciowy (skądinąd imponujący), lecz jako rodzaj wizji – wizji super upojnej.

I na sam koniec flaga flag – flagowe PS2000e. Porównawczo się przysłuchując trudno było nie odnieść wrażenia, że stanowią swoistą syntezę. Tyle że operującą wyraźnie niższym od pozostałych dźwiękiem i bardziej wypełnionym. Nie tak eksplozyjnym w efekcie przy niższych poziomach głośności, nabierającym cech wystrzałowych dopiero w wyższym natężeniu. Ich trochę cofnięte, złagodzone soprany nie aż tak były promieniujące, co trochę na ich polu temperowało realizm, jednakże z drugiej strony wypełnienie i modelunek bliższy dużo był w kreacji tych PS2000e muzycznym realiom, a więc klasyczne coś za coś. Przy czym jeszcze wspomagała tę autentyczność nie sama większa głośność, ale też jakość źródła i wzmacniacza.

I to też ma znaczenie.

W torze z referencyjnym odtwarzaczem ich soprany wyraźnie ożyły, zyskując mocno na prawdziwości, podczas gdy autentyczniejsze przy komputerze z GS2000e się okazały przejaskrawione. Te z PS2000e tu i tam o wiele bardziej melodyjne, głęboko brzmiące i ze wszystkich najbardziej trójwymiarowe, a na dodatek w lepszym torze także prawdziwsze w sensie czynnika „crisp”. I jeszcze jedno się narzucało w bardzo wyraźny sposób – te mianowicie z profesjonalnego flagowca pracowały na rzecz zdecydowanie lepszej holografii. Albowiem owe iskrzące i przy komputerze niewątpliwie bardziej brzmieniowo autentyczne wysokie z GS2000e pod jednym, ale istotnym, względem były upośledzone – nie propagowały na głębię. Świetnie promieniste i realistycznie ostre, promieniowanie swe emanowały wyłącznie w płaszczyźnie pierwszego planu i cośkolwiek także ku słuchaczowi, podczas gdy cały dźwięk z PS2000e był zdecydowanie bardziej sferyczny i mocniej penetrujący na głębię. To, obok tej świetnie chwytanej tonacji i potęgi ogólnej, stanowiło jego wyjątkową zaletę, choć gdyby w zakresie sopranowym było nieco bardziej pikantnie i z towarzyszeniem większej otwartości, stałby się jeszcze realniejszy. Takie coś musiałoby jednak odbić się na łatwości słuchania, a tego pewnie twórcy nie chcieli. Wrócić mogłyby w tej sytuacji zarzuty o przesadną ostrość ze strony tych, którzy prawdziwej muzyki nie słuchają i nie wiedzą, jaka może być ostra. I w ogóle trzeba pamiętać, że słuchawki to pewien produkt rynkowy; pewna oferta dla klienta, przede wszystkim mająca się sprzedać. Od tej sprzedaży byt producenta zależy, to zatem nie bagatelka. I cóż by mu z tego przyszło, że zrobiłby realistycznie ostre słuchawki, gdyby nabywcy nie miały znaleźć? Tu bowiem tkwi problem zasadniczy, którego rozwiązanie jest chyba w całym audio zadaniem najtrudniejszym – jak zrobić realistycznie ostre soprany, które całą tę ostrość potrafiłyby oddać w postaci autentycznej, to znaczy odpowiednio sferycznej, całej rozniesionej na przestrzeń. Śmiem twierdzić, że Grado nie jest od spełnienia tego odległe, gdyż połączenie sferyczności PS2000e z naturalną ostrością i promieniowaniem u GS2000e byłoby właśnie czymś takim; nie jestem tylko pewien, czy oni takiego połączenia chcą. Lecz mam nadzieję że tak, bo to byłoby osiągnięcie i sam czegoś takiego oczekuję. Ale na razie mamy o połowę tańsze słuchawki naturalnie „crisp” – przy tym niesamowicie otwarte – oraz dwa razy droższe brzmieniowo potężniejsze i o wiele bardziej holograficzne. Bardziej także muzyczne i przede wszystkim lepiej modelujące oraz lepiej wypełniające dźwięki. Wykazujące też znacznie większe podobieństwo do dawnych GS1000 i ich następcy z małym „i”. Podobna kompozycja sceny, podobna (chociaż nie tak wyraźna) nuta poetyki i malarstwa, podobnie całościowy ogląd. Wyraźnie jednak bardziej dążący do realizmu niż poetyckich uniesień, bo nie ma u PS2000e tego artystycznie przyrządzonego pogłosu, dźwięk jest przede wszystkim dobrze formowany i kontrolowany. Pięknie sferyczny w gładkiej obróbce oraz mający należytą masę, bardziej twardo stąpa po ziemi, nie pozwalając sobie na tak artystyczne zrywy. W mierze rzucania czaru najwięcej daje mu holografia, zdecydowanie spośród wszystkich dotychczasowych Grado najmocniej się zaznaczająca, a także druga rzecz u nich dająca czar a najlepsza – bogactwo harmoniczne. Dźwięk mają bardziej skupiony, a chociaż długo podtrzymywany, to nie taki bezgranicznie wtapiający się w przestrzeń.

Flagowiec z wierzchu ma muszle metalowe, ale od środka drewnem uzupełniane.

Niemniej w tym określonym co do miejsca i czasu trwania dźwięku skupia się większe bogactwo harmoniczne, wewnętrznie najbardziej się okazuje złożony. To oczywiście przeradza się w piękno, zwłaszcza że ta wewnętrzna harmonia pozostaje też melodyjna i nie tylko od strony zewnętrznej precyzyjnie uformowana. Pozbawiona ocieplenia i dosłodzenia, jakie do swojej dodają Focal Utopia, jest naturalnie czysta i można powiedzieć naga. Bardziej w efekcie posągowa, niczym się nie mizdrząca. Jedynie muzyczna gładkość obróbki i to lekkie cofnięcie sopranów (wymagające do pełnego realizmu akceleracji po stronie sprzętowej), stanowią ukłon w stronę łatwości słuchania, chroniąc odbiorcę przed bezpardonowym atakiem blisko granej prawdziwej muzyki. (Oczywiście słuchana z bliska gitara klasyczna jest bardzo łatwa, ale już nie trąbka i nie saksofon, nie wspominając o bitej z całej siły perkusji.)

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Grado, Grado – raz, dwa, trzy….cztery

  1. Alucard pisze:

    Będę miał okazję słuchać GS1000e za tydzień. Które z trójki (z serii E) PS2000, GS2000, GS1000 byś wybrał do rocka? A może PS1000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z całą pewnością PS2000e.

  2. Alucard pisze:

    Dużo lepsze są PS2000e od GS1000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dużo.

  3. Alucard pisze:

    Powiedz Piotr jak to w końcu z tym komfortem w PS2000e jest. Słyszę opinie że ciągle spadają z głowy przy najmniejszym ruchu, że ciężkie piekielnie itd. Naprawdę tak głowy się nie chcą trzymać? Niestety na odsłuchu na który jestem umówiony za tydzień, nie będzie ich, chociaż pisałem w tej sprawie. Więc nie sprawdzę ich prędko 🙁

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dla mnie komfort OK. Jasne, że o połowę lżejsze GS-y są wygodniejsze, ale u nich komfort jest naprawdę na ekstra poziomie, a w PS taki przeciętny – ani dobry, ani zły. Są dosyć ciężkie, ale umiarkowanie. Od Audeze o wiele lżejsze, więc o co tyle krzyku? Ale jak ktoś stawia przede wszystkim na wygodę, to niech sobie Omegi II od Staksa kupi.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Szkoda ze nie miales Piotrze do porownania PS1000 bo cena-jakosc ciekawe jakby wypadla w porownaniu ze wszystkimi tymi modelami tej firmy? Pamietam ze miales problemy z PS1000 kiedys z ta para, ktora odsluchiwales ,ale jest wielu audiofili co sluchaja ich do dzisiaj i nie ulegly uszkodzeniu i bardzo je sobie chwala.
    Sluchalem PS1000 i byly swietne,cena tez do zaakceptowania,czasami mozna trafic uzywane za dobra cene.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Należy przypuszczać, że obecne PS1000e nieco odbiegają od dawnych i że są (powinny być) słabsze od PS2000e. Na ile i w jaki sposób, tego nie wiem.

  5. fallow pisze:

    Trzeba bedzie zrobić dogrywkę ponieważ właśnie pojawiły się GS3000e.

  6. Jan Laron pisze:

    Czy kabel przedluzajacy tez zostal zmieniony na lepszy ? Mam grado gs1000 kupione w 2008. Uzywam ich kabla do innych sluchawek. Czy nowy kabel sprzedawany osobno jest lepszy ? A wogole jaki kabel wysokiej jakosci moglbys polecic.mam cd naim ,headpone amplifier naim , sluchawki audeze lcd3 lub crosszone.pozdrowienia

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, wszysstkie kable sprzedawane teraz ze słuchawkami Grado są wyższej jakości. Co zaś do systemu Naima, to prawda audiofilska głosi, że elektronika tej firmy lubi własne kable. Dużych doświadczeń z tym nie mam, więc sam się nie odniosę. Może inni są bardziej zorientowani, np. p. Ludwik Igielski.

  7. Marcin pisze:

    Witam,

    Mam okazję kupić Grado GS1000i z drugiej ręki. Pytanie tylko jak odróżnić je od starszych GS1000? Czy są jakieś wizualne cechy odróżniające jedne od drugich?

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najstarsze, pierwotne GS1000, mają cieńszy kabel i żadnej małej literki po tysiącu.

      1. Marcin pisze:

        Żadnej małej literki po tysiącu nie mają też GS1000i (grawer na muszlach), a kabel ciężko zweryfikować, czy jest tak cieńki jak w starych GS-ach, czy już na tyle gruby, że to na pewno GS1000i; brak możliwości porównania. Oryginalnego pudełka też brak, ktoś przywiózł te słuchawki ze Stanów „na sobie”, żeby nie płacić cła. Pudełko wyrzucił.

        Czy są jakieś inne metody identyfikacji słuchawek?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Najstarsze mają ciemniejsze muszle, bo są z lepszego mahoniu. Nowsze też mogą takie mieć, ale to niezbyt prawdopodobne. U nich są raczej nie brązowe, a ciemnomiodowe. Odnośnie grubości kabla, to w najstarszych jest prawie tak cienki jak słomka, a w nowszych już jest co wziąć do ręki, czuć także pewną wagę.

          1. Marcin pisze:

            I to jest konkretną informacją, bardzo Panu dziękuję 🙂

          2. Marcin pisze:

            Panie Piotrze,

            Pozwoli Pan że jeszcze dopytam o te Grado. Mam je u siebie na odsłuchu i dobrą propozycję – 1700 zł. Wprawdzie o pieniądzach się nie dyskutuje, ale chciałbym przedstawić cały obraz sytuacji. Słuchawki były bardzo zaniedbane – nausznice były całe we włosach, zupełnie jakby korzystał z nich jakiś futrzak. Dodatkowo są one lekko spłaszczone, więc do wymiany (oryginały 200 zł).
            Pierwszego dnia w jednym kanale był przydźwięk na niskim basie, ledwie słyszalny, ale np przy stopie perkusji było to słychać. Dźwięk był piekny, ale mnie nie powalił, trochę zamulony. Wzmacniacz to EarStream Black Pearl 2.

            Drugiego dnia przedmuchałem słuchawki (ustnie) i przydźwięk zniknął. Oprócz tego dźwięk coraz bardziej zaczął się układać i coraz bardziej zacząłem się w niego wtapiać, aż do stanów emocjonalnych – bardzo mi się to podobało i chciałbym je mieć, ale…

            Pytanie: czy fakt, że przydźwięk na basie był, a potem znikł, to raczej na pewno wina jakiegoś włosa, czy też może to być zwiastunem jakiejś poważniejszej awarii drivera?

            Z góry dziękuję za odpowiedź i serdecznie pozdrawiam.

          3. Piotr Ryka pisze:

            Skoro zniknął, to najprawdopodobniej wina włosa, ale nie da się za to ręczyć. Za to stany emocjonalne z Grado GS1000, to z całą pewnością norma. W razie problemów technicznych, proponuję kontaktować się z Panem Darkiem z warszawskiego Audio Systemu. Telefon na ich stronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy