Grado, Grado – raz, dwa, trzy….cztery

Odsłuch

   Nasłuchiwanie wykonałem w kąciku przy komputerze (przetwornik Ayon Signa i wzmacniacz słuchawkowy Ayon HA-3) oraz w torze klasycznym (odtwarzacz Ayon CD-35 HF Edition i wzmacniacz słuchawkowy ASL Twin-Head). Tory więc identyczne jak w poprzednim porównaniu słuchawek referencyjnych.

Rozpocznę od napomknienia o najdawniejszych GS1000. Znajomy kupił je za tak nikczemnie niską kwotę, że aż jej nie będę przytaczał, by samego siebie nie denerwować. I ubił podwójnie dobry interes, bowiem różnica jakościowa pomiędzy nimi a GS1000i i GS2000e okazała się sprowadzać do stylistyki a nie jakości. Przy czym z trzech drewnianych to właśnie tym najdawniejszym można przypisywać najlepsze połączenie naturalności z czarem, podczas gdy GS1000i na czar cisnęły bardziej, a GS2000e na wyżyłowaną realność. Taką uporczywie drążącą, że z punktu artystycznego spojrzenia na muzykę cokolwiek chyba za mocno i w efekcie zbyt prozaicznie. Doskonałe wyciąganie szczegółów i czynnik analityczny skoncentrowany na podkreślaniu indywidualizmu głosów, ale bez równoczesnej wystarczającej dbałości o całościowy wyraz i powiązanie tego wszystkiego z muzyką, co nie pozwalało na pełnię satysfakcji, zwłaszcza w porównawczych przymiarkach, aczkolwiek nie bez istotnych wyjątków w postaci utworów jazzowych. Pozostaje faktem, że GS1000 przejawiały w wyższych partiach lekką tendencję do podostrzeń, ustępując pod tym względem zwłaszcza gęstszym i ciemniejszym GS1000i, niemniej pomimo tandetnego chińskiego kabla grały w intuicyjnym odczuciu najbardziej chwytliwie, mimo że mniej upiększająco od GS1000i i słabiej pod niejednym względem technicznie od GS2000e, a tym bardziej od PS2000e. Znajomy rozważa wymianę kabla na Tonalium i sam ciekaw jestem rezultatów, bo ich przewidzieć nie sposób.

O GS1000 nie chcę się jednak rozpisywać, ponieważ słuchałem ich króciutko. Parę minut zaledwie i nie tak całkiem wnikliwie, bez stuprocentowego skupienia. Co innego w przypadku GS1000i – i teraz o nich, z użyciem padów od GS2000e, które od tych nietypowych z dystansem odpowiadały mi bardziej.

GS1000i są niewątpliwe ciemniejsze i mniej analityczne, w sensie przydanej im wnikliwości, od serii GS pierwowzoru, operując nieco grubszym i bardziej zlewającym się dźwiękiem – oczywiście w porównaniu do tamtych, a nie jakichś przeciętnych słuchawek. Względem zwykłych niezwykle były szczegółowe i wyraźnie artykułujące, niemniej starające się przy pomocy ściemnienia i pogrubiania rugować te lekkie podostrzenia pojawiające się w reprodukcjach starszych, co w sumie dobrze im wychodziło. To jednak pewnym kosztem, a nie po lepszej całości. Lecz i tak podobały mi się bardziej niż GS2000e, o czym za moment, bo teraz chciałem podkreślić, że ukazały to wszystko, za co je tak w recenzji chwaliłem. Bo może i ta intuicja bardziej po stronie stylu pierwotnych GS1000, dokładniej mieszającym czynniki techniczne z artystycznymi, niemniej ten artyzm u GS1000i to niebagatelna sprawa, swoisty ewenement. Prawdą jest, że da się o nich powiedzieć, iż względem recenzowanych dopiero co referencyjnych PS2000e nie oferują takiego wypełnienia, ani też równie precyzyjnego sferycznego modelowania dźwięków; że nie są tak różnorodne brzmieniowo jak Final Audio D8000 i Abyss 1266, ani tak wypełniające i kształtujące jak te PS2000e i Focal Utopie.

Trzy razy Grado.

Pod tymi względami spory dystans i to poza dyskusją; pod względem wypełniania, modelowania i różnorodności nie dorównują żadnym z tamtych. Ale w zamian mają to coś, co sprawie, że i tak słucha się z fascynacją. Dokładnie to zanalizowałem i rzecz opiera się na szczególnej umiejętności operowania pogłosem. Na takim jego użyciu, że się ten pogłos ujawnia wyłącznie jako oprawa dźwięku podstawowego, w przypadku muzyki oddziałującej z bliska (jazz, wokal, rock itp.) skutkując ciekawszą, mniej banalną jej formą wyrazową, a w przypadku muzyki wielkoobszarowej (poważna, elektroniczna, filmowa) skutkując niesamowitym ogromem, a czasem też szybowaniem. Można to także opisać mówiąc, że coś dodają do dźwięku. Nie zabiegają o jak najwierniejszy naturalizm – jak największą dosłowność w cytatach. To bardziej rodzaj malarstwa czy fotografii artystycznej, a nie bezdusznie pstrykniętego zdjęcia. Dodają ten czynnik własny w taki sposób, że zmieniają odbiór wizualny i emocjonalny w dużym stopniu na lepszy, a już na pewno ciekawszy. I idę o gruby zakład, że to zostało uzyskane drogą przypadku – tego nie dało się w pełni zaplanować. Rzecz jasna to rezultat pewnych brzmieniowych poszukiwań – wytężonej pracy konceptualnej – ale to wyszło gdzieś po drodze, nie było z góry założonym celem. Niemniej wyszło genialnie.

Nie powiem, że to jedyne takie słuchawki, jedyne tej miary artystyczne. W dalece innym stylu podobnie niezwykłymi były Stax SR-Ω, a teraz są Final Sonorous X. Ale to jest wartość dodana, na mnie przynajmniej oddziałująca niezwykle pozytywnie. Od razu się angażuję, z miejsca mi się podoba. I, co więcej – im dłużej słucham, im lepiej mózg to podchwytuje, tym to się staje piękniejsze, bardziej fascynujące. Zarazem mogę zrozumieć tych, którym się nie podoba. Nie ma dwóch zdań: to nie jest czysty realizm, jakiś kamień milowy na drodze do idealnej reprodukcji dźwięku. Pod tym względem każde z czterech referencyjnych ostatnio opisanych – i pewnie każde inne z klasy referencyjnych – stoją od Grado GS1000i wyżej. Modelowanie dźwięków oraz poprawność tonacyjna u PS2000e stoją niewątpliwie na wyższym poziomie. Ale w to miesza się czynnik inny, czynnik poziomu satysfakcji. Po pierwsze, nawet wyższa wierność, zbliżenie do muzycznej prawdy, nie jest samą tą prawdą. Muzyka żywa, koncertowa nie da się odwzorować w słuchawkach. Ale ważniejsze jest chyba co innego – ta żywa, po secundo, nie musi być wcale najlepsza. Męczyć może głośnością i nieznośnym zalewem bitowym, w mózg przeraźliwie się wpierającym. Więc się pojawia pytanie: czy zawsze najlepsze słuchawki to te, które są jej najbliższe? I na to nie ma prostej odpowiedzi; dla jednych tak, dla innych nie. A Grado GS1000i są takim wynalazkiem, który tym drugim daje szansę na własną, lepiej do potrzeb dostosowaną muzykę. Nie całkowicie osadzoną w realiach żywej dynamiki i ze stuprocentową dawką substancji oraz postaci brzmienia, tylko tak bardziej powściągliwie, a za to poetycko.

W zadumie, refleksji, z dodaną klimatyczną aurą i dzięki temu w pewnej optyce własnej na bezkresnych połaciach. Lirycznie, a nie realistycznie: malarsko, a nie dosłownie. Choć oczywiście realizm oferują wybitny i kontakt z wykonawcami bezpośredni. Niemniej to jest muzyki wizja, a nie muzyki zdjęcie. Mnie akurat wizja bardzo odpowiadająca, dokładnie trafiająca w gust. Może dlatego że metafizyczna, może dlatego że nostalgiczna; nie czuję chęci zagłębiania się w to pytanie, bo może odpowiedź coś by zepsuła. Jedno wszakże mogę powiedzieć – muzyka w tych starych Grado płynie swobodniej i szerzej. Po przejściu na nowe robi się obrazowo ciaśniej i mniej w sposób natchniony.

Każde z innymi padami, a te ingerują w brzmienie.

Sam dźwięk u GS2000e okazuje się bardziej otwarty, ale scena się zmniejsza, przybliża i traci rozplanowanie. Te starsze źródła dźwięku mają świetnie porozstawiane i lepiej skomponowane z przestrzenią, przez co widzenie perspektywy o wiele wyraźniejsze i cały dźwięk lepiej zorganizowany. Nie aż tak dobry jednostkowo, ale jako całość niejednokrotnie silniej przemawiający do wyobraźni, taki bardziej uduchowiony.

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Grado, Grado – raz, dwa, trzy….cztery

  1. Alucard pisze:

    Będę miał okazję słuchać GS1000e za tydzień. Które z trójki (z serii E) PS2000, GS2000, GS1000 byś wybrał do rocka? A może PS1000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z całą pewnością PS2000e.

  2. Alucard pisze:

    Dużo lepsze są PS2000e od GS1000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dużo.

  3. Alucard pisze:

    Powiedz Piotr jak to w końcu z tym komfortem w PS2000e jest. Słyszę opinie że ciągle spadają z głowy przy najmniejszym ruchu, że ciężkie piekielnie itd. Naprawdę tak głowy się nie chcą trzymać? Niestety na odsłuchu na który jestem umówiony za tydzień, nie będzie ich, chociaż pisałem w tej sprawie. Więc nie sprawdzę ich prędko 🙁

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dla mnie komfort OK. Jasne, że o połowę lżejsze GS-y są wygodniejsze, ale u nich komfort jest naprawdę na ekstra poziomie, a w PS taki przeciętny – ani dobry, ani zły. Są dosyć ciężkie, ale umiarkowanie. Od Audeze o wiele lżejsze, więc o co tyle krzyku? Ale jak ktoś stawia przede wszystkim na wygodę, to niech sobie Omegi II od Staksa kupi.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Szkoda ze nie miales Piotrze do porownania PS1000 bo cena-jakosc ciekawe jakby wypadla w porownaniu ze wszystkimi tymi modelami tej firmy? Pamietam ze miales problemy z PS1000 kiedys z ta para, ktora odsluchiwales ,ale jest wielu audiofili co sluchaja ich do dzisiaj i nie ulegly uszkodzeniu i bardzo je sobie chwala.
    Sluchalem PS1000 i byly swietne,cena tez do zaakceptowania,czasami mozna trafic uzywane za dobra cene.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Należy przypuszczać, że obecne PS1000e nieco odbiegają od dawnych i że są (powinny być) słabsze od PS2000e. Na ile i w jaki sposób, tego nie wiem.

  5. fallow pisze:

    Trzeba bedzie zrobić dogrywkę ponieważ właśnie pojawiły się GS3000e.

  6. Jan Laron pisze:

    Czy kabel przedluzajacy tez zostal zmieniony na lepszy ? Mam grado gs1000 kupione w 2008. Uzywam ich kabla do innych sluchawek. Czy nowy kabel sprzedawany osobno jest lepszy ? A wogole jaki kabel wysokiej jakosci moglbys polecic.mam cd naim ,headpone amplifier naim , sluchawki audeze lcd3 lub crosszone.pozdrowienia

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, wszysstkie kable sprzedawane teraz ze słuchawkami Grado są wyższej jakości. Co zaś do systemu Naima, to prawda audiofilska głosi, że elektronika tej firmy lubi własne kable. Dużych doświadczeń z tym nie mam, więc sam się nie odniosę. Może inni są bardziej zorientowani, np. p. Ludwik Igielski.

  7. Marcin pisze:

    Witam,

    Mam okazję kupić Grado GS1000i z drugiej ręki. Pytanie tylko jak odróżnić je od starszych GS1000? Czy są jakieś wizualne cechy odróżniające jedne od drugich?

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najstarsze, pierwotne GS1000, mają cieńszy kabel i żadnej małej literki po tysiącu.

      1. Marcin pisze:

        Żadnej małej literki po tysiącu nie mają też GS1000i (grawer na muszlach), a kabel ciężko zweryfikować, czy jest tak cieńki jak w starych GS-ach, czy już na tyle gruby, że to na pewno GS1000i; brak możliwości porównania. Oryginalnego pudełka też brak, ktoś przywiózł te słuchawki ze Stanów „na sobie”, żeby nie płacić cła. Pudełko wyrzucił.

        Czy są jakieś inne metody identyfikacji słuchawek?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Najstarsze mają ciemniejsze muszle, bo są z lepszego mahoniu. Nowsze też mogą takie mieć, ale to niezbyt prawdopodobne. U nich są raczej nie brązowe, a ciemnomiodowe. Odnośnie grubości kabla, to w najstarszych jest prawie tak cienki jak słomka, a w nowszych już jest co wziąć do ręki, czuć także pewną wagę.

          1. Marcin pisze:

            I to jest konkretną informacją, bardzo Panu dziękuję 🙂

          2. Marcin pisze:

            Panie Piotrze,

            Pozwoli Pan że jeszcze dopytam o te Grado. Mam je u siebie na odsłuchu i dobrą propozycję – 1700 zł. Wprawdzie o pieniądzach się nie dyskutuje, ale chciałbym przedstawić cały obraz sytuacji. Słuchawki były bardzo zaniedbane – nausznice były całe we włosach, zupełnie jakby korzystał z nich jakiś futrzak. Dodatkowo są one lekko spłaszczone, więc do wymiany (oryginały 200 zł).
            Pierwszego dnia w jednym kanale był przydźwięk na niskim basie, ledwie słyszalny, ale np przy stopie perkusji było to słychać. Dźwięk był piekny, ale mnie nie powalił, trochę zamulony. Wzmacniacz to EarStream Black Pearl 2.

            Drugiego dnia przedmuchałem słuchawki (ustnie) i przydźwięk zniknął. Oprócz tego dźwięk coraz bardziej zaczął się układać i coraz bardziej zacząłem się w niego wtapiać, aż do stanów emocjonalnych – bardzo mi się to podobało i chciałbym je mieć, ale…

            Pytanie: czy fakt, że przydźwięk na basie był, a potem znikł, to raczej na pewno wina jakiegoś włosa, czy też może to być zwiastunem jakiejś poważniejszej awarii drivera?

            Z góry dziękuję za odpowiedź i serdecznie pozdrawiam.

          3. Piotr Ryka pisze:

            Skoro zniknął, to najprawdopodobniej wina włosa, ale nie da się za to ręczyć. Za to stany emocjonalne z Grado GS1000, to z całą pewnością norma. W razie problemów technicznych, proponuję kontaktować się z Panem Darkiem z warszawskiego Audio Systemu. Telefon na ich stronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy