Recenzja: Accuphase DP-700 SACD

 Odsłuch cd.

DP-700-9CarinNiechże w takim razie zawita wreszcie na te łamy clou programu, czyli odpowiedź na pytanie, jak też ten DP-700 gra?
Popatrzcie na załączone zdjęcie: odmienność wyglądu Cairna i Accuphase zdumiewająco dobrze oddaje odmienności w ich brzmieniu. Lecz że każde porównanie i każda przenośnia są z natury ułomne, musimy ten widok ubrać także w słowa.
Cairn w porównaniu to taki trochę wielkopostny śledź – bez oleju i śmietany. Nie, nie myślcie sobie, że gra źle i jakoś szczególnie ubogo, ale nie ma też zwyczaju rozbudowywać smaków i wydobywać z zapisu płytowego aż takiej złożoności dźwiękowej jak jego zwalisty, złocisty sąsiad. W porównaniu z nim Accuphase to pachnący migdałami i zdobny karmelowym kremem czekoladowy tort, częstujący słuchacza rozpasaną obfitością. Podkreśleniem tego stanu rzeczy była całkowita niemożność współpracy DP-700 z lampami E188CC Mullarda, które zmuszony byłem zastąpić dużo bardziej naturalnie brzmiącymi CCa. Mullardy cechuje bowiem tego samego rodzaju co Accuphase magiczna obfitość, podwojenie której okazało się czymś nie do przyjęcia.
Nie znaczy to wcale, że chętny do współpracy z Mullardami Cairn ustępuje Accuphase pod względem ilości szczegółów. Ilość ta jest dokładnie taka sama i nie udało mi się wyłapać na bardzo różnorodnym, specjalnie wybieranym muzycznym materiale żadnego dźwięku, który Accuphase by oddawał, a Cairn nie. Nie ma zatem między nimi żadnego dystansu pod względem rozdzielczości w sensie ilościowym. Ale ilość to jedno, a jakość to drugie. Moim konikiem jest wsłuchiwanie się w ostatnie sekundy na płycie „The Dark Side of the Moon” (w wydaniu jubileuszowym SACD hybrid), kiedy to pojawia się dźwiękowy wtręt w postaci resztek utworu egzystującego wcześniej na użytej do zapisu nagrania taśmie matce. Jest to jakaś dynamiczna muzyka taneczna w wersji orkiestrowej. Słychać ją przez kilkanaście sekund. Na Cairnie jest to zaledwie przykry pasożyt, aczkolwiek rozpoznawalny brzmieniowo co do treści i charakteru, tymczasem na Accuphase ów niepotrzebny wtręt to autentyczna muzyka. Z żałosnej tej resztki, ledwie śladu i cienia, odtwarzacz ten był w stanie wydobyć muzyczny utwór, a nie jedynie zlepek muzycznych zakłóceń. Taki z niego magik.
Oddaje to jego cechę ogólną – muzykalność. Wynika ona głównie z doskonałej plastyczności samego dźwięku, który okazuje się w bezpośrednim porównaniu znacznie bardziej trójwymiarowy i akustycznie złożony. W niemałym zapewne stopniu przyczynia się też do tego inna jego cecha – wydobywanie muzyki z całkowicie czarnego tła. Ta odmienność względem Cairna jest szczególnie dobitna, operuje on bowiem raczej skalą szarości, docierającą wprawdzie do czerni, ale nie aż tak smolistej. Tymczasem w odniesieniu do Accuphase odnosi się chwilami wrażenie, że ta jego czerń tła utrudnia mu nawet nieco rysowanie dalszych scenicznych planów, w większym niż u Cairna stopniu eksponując zjawiska dziejące się bliżej. Zarazem należy z całą mocą podkreślić, iż Accuphase w znacznie większym stopniu niż Cairn wypycha dźwięk ze słuchawek na zewnątrz, poza głowę słuchacza, i stara się to czynić prawidłowo, czyli do przodu, a nie na boki oraz na wysokości oczu, a nie gdzieś tam do góry. Nie zawsze mu się to do końca udaje, ale ma w tym niewątpliwie spore osiągnięcia. Za przykład niech posłuży inna moja chętnie wykorzystywana do badań płyta – Jose Marin „Tonos Humanos” (Alia Vox), na której głos Montserrat Figueras miewa fatalną tendencję do uciekania w słuchawkowym słuchaniu za plecy słuchającego, w czym Accuphase w znacznej mierze go powściągał.
Tak więc budowanie naturalnej sceny przed słuchaczem to jedna z jego licznych – dodajmy – zalet. Kolejną jest niezwykła gęstość i barwność dźwięku. To w ogóle cecha wyróżniająca szkoły Accuphase, zwykłej malować na doskonałej czerni wyjątkowo gęstymi i nasyconymi barwami. W połączeniu z nutą słodyczy jest to ich znak firmowy.
W odróżnieniu od swego niższego o klasę w zestawieniu cenowym i starszego o pokolenie krewniaka – DP-67 – nie ma przy tym DP-700 najmniejszych nawet problemów z panowaniem nad górnymi rejestrami. Odznaczają się one wyjątkową kulturą i elegancją, co jest znakomicie słyszalne za pośrednictwem używanych przeze mnie AKG K1000, posiadających niebywałą jak na słuchawki magię górnych rejestrów; sięgających niespotykanie wysoko a jednocześnie zjawiskowo wręcz pięknych. Ową stratosferyczną górę DP-700 kontrolował z absolutną pewnością siebie i właściwą swemu sposobowi bycia najwyższą kulturą. Dawało to znakomity efekt na przykład na wspominanej już płycie Pink Floyd, na której zegary w utworze „Time” biły arcyszlachetnym dźwiękiem; bez jazgotu, przestrzennie i z wdziękiem sędziwych chronometrów. Być może, wzorem Stax’a, Accuphase poszedł tu na pewne ustępstwo i nieznacznie te wysokie tony powściągnął, uczynił to jednak przydając im zjawiskowej elegancji, a nade wszystko nieosiągalnej zupełnie dla mego odtwarzacza plastyczności i przestrzennego rozpostarcia. To nie były piki, tylko kształty, wyzwolone z martwej punktowości.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DP-700 SACD

  1. Włodek pisze:

    Witaj Piotrze ponownie 🙂
    Zastanawiam się dlaczego zostawiłeś sobie ten odtwarzacz Accupase 700 jako osobistą referencję mimo niezbyt entuzjastycznej opinii o nim którą zamieściłeś powyżej. Co Cię skłoniło do zakupu tego a nie innego odtwarzacza CD ?
    Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia w sobotę 🙂
    Włodek Łuczyński

  2. PIotr Ryka pisze:

    Odtwarzacz sprawdza się bardzo dobrze. DP-800 i DP-900 są wprawdzie lepsze, no ale ceny… Poważną alternatywą jest Audio Research CD9, lecz nie miałem na niego atrakcyjnej oferty. Podobnie na dzielonego Metronome czy któregoś dCS. To wszystko jest ekstra liga i bardzo wysoki poziom cyfrowej analogowości, a różnice zawsze są na zasadzie: jedno lepsze a drugie gorsze. W rezerwie pozostaje podrasowany Cairn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy