Recenzja: Accuphase DP-700 SACD

Odsłuch cd.

Część druga – po quasi wygrzaniu

DP-700-03Tekst zamieszczony powyżej miał pierwotnie stanowić całość opisu brzmienia Accuphase DP-700. Pisałem go w przeddzień zwrotu odtwarzacza, wiedząc, że za chwilę będę się musiał z nim rozstać. Wcale nie była to jednak świadomość jakoś szczególnie bolesna, ponieważ podczas pisania towarzyszyło mi nieustające przeświadczenie, iż coś z tym opisywanym dźwiękiem jest nie tak, że nie mogę do niego przywyknąć, a on nie chce wniknąć we mnie. Biłem się przeto z myślami nie wiedząc czy walnąć kawę na ławę i powiedzieć, że owszem, gra świetnie, ale poza moją sferą emocjonalną, a przecież to o emocje głównie w audiofilizmie chodzi więc w sumie jest beznadziejnie, czy też darować sobie ten wyskok, zwalić wszystko na karb niewygrzania i skupić się na zaletach.
Rzeczywistość uwolniła mnie od tego dylematu, lecz w jakże przewrotny sposób.
Skończyłem pisać, pozostawiając dopracowanie szczegółów oraz podsumowanie całości na następny dzień i korzystając z najlepszych dla audiofila godzin wieczornych jąłem delektować się niewątpliwie spektakularnym brzmieniem topowego Accuphase. Słuchałem jedynie fragmentów płyt, bo na słuchanie całych nie było już czasu, a audiofilski diabeł towarzyszył mi w tym cały czas, siedząc na ramieniu i szepcząc do ucha: „Za ciemno. Czemu tak ciemno? Nieprzejrzyście. Jakim prawem? Dlaczego scena jest taka płytka? Te wysokie tony, dlaczego podcięto im skrzydła? To tak ma wyglądać brzmienie najlepszego odtwarzacza na świecie?”
Sio, diable, nie wiesz, że on niewygrzany, że się jeszcze rozprostuje, poprawi? A jaki przy tym jest ładny, jakie oferuje bogactwo brzmienia.
Tak sobie gawędziliśmy, ale racja przy diable była, toteż ochoczo chwostem wywijał i przy kolejnych utworach ze złośliwą satysfakcją powtarzał: „A nie mówiłem, popatrz jak ciemno, znowu za ciemno! Znowu nieprzejrzyście! Znowu bez góry!”
Parę godzin to trwało, aż wreszcie puściłem „Atlantis” z „Shadows – The Gold Collection”. I wówczas coś mnie tknęło. W sumie bardzo niewiele się zmieniło, ale przestrzenność lepiej niż kiedykolwiek poprzednio wypadła. Aha, pomyślałem sobie, ten Accuphase selekcjonuje płyty pod kątem przestrzenności i ta, chociaż stare i kiepskie jakościowo nagrania zawiera, akurat mu wyjątkowo podeszła, bo tutaj przestrzeń jest przecież całkiem, całkiem, a nawet jeszcze lepsza. Wysłuchałem kilku kolejnych przebojów sławnego zespołu, korzystając z faktu, że tak pięknie brzmiały i załadowałem w szufladę „Impromptus” Schuberta, z łutem nadziei, iż może coś się nareszcie zacznie całościowo na lepsze odmieniać. Ale fortepian Zimermana znów miał sztucznie złagodzoną górę, tak samo jak wszystkie poprzednie fortepiany, co diabła wielce uradowało.

DP-700-04– Ale może tak właśnie powinien brzmieć fortepian? – pomyślałem. – Może masz mylne wyobrażenie, bo kiedyś ty ostatnio koncertowego fortepianu na żywo słuchał? – Fakt, dawno dość, ale nie, nie dajmy się zwariować, prawdziwy fortepian tak nie brzmi, to bardziej pod względem wydolności górnych rejestrów jakieś dziecinne cymbały. Ta powściągliwa góra, pomimo finezji, przecież aż śmieszna jest.
Zimerman skończył. Nie przepadam za nim; tempa ma, jakby powiedział Furtwängler, zbyt poprawne i jakiś taki cały jest poza emocjami, akurat jak ten Accuphase. Włożyłem kolejną płytę – „19 Valses” Chopina (EMI) w interpretacji Cziffry (o, ten to gra!) i puściłem Walca b-moll… I wówczas nastąpił audiofilski Wielki Wybuch.
Jakby ktoś zatkany sadzą komin w jednej chwili odetkał. Buchnął snop iskier nad wysokimi tonami i momentalnie cały dym z ciemnego, zadymionego pomieszczenia wywiało, a diabła wraz z nim. Zagrzmiało przy tym, świsnęło, rozbłysło! Spojrzałem na zegarek, była druga dwadzieścia osiem w nocy. Jezus, Maria – ależ to zaczęło grać! Poraziło mnie, skamieniałem. Wcześniej bym powiedział, że pod względem kultury i pełności brzmienia DP-700 jest od mojego Cairna lepszy o klasę, no, może o półtorej, ale Cairn wyraźnie góruje w mierze przekazywania emocji – jakiś bliższy duchowo jest, naturalniejszy, bardziej otwarty. A teraz? To był nokaut! Kolejne płyty tylko to potwierdziły. Skrzypce Accardo w „Rondzie z dzwonkami”, najbardziej znane utwory wokalne: Demarczyk, Cohen, Kline, Piaf. To samo rock, to samo jazz. Na koniec, a było już koło czwartej, puściłem V Symfonię Beethovena z Chicago pod Reinerem (XRCD2). –  Porażające, po prostu porażające. Ta ilość powietrza, dynamika, przestrzeń, energia, bezpośredniość! A wszystko zjawiskowe, nadzmysłowe niemal. Kosmos. Transcendencja.

Chciałem wcześniej w podsumowaniu napisać, że lampy 45 Emission Labs „mesh”, dla których, w odróżnieniu od ECC88, nie mam odpowiedniej kasy zamiennika o bardziej naturalnym brzmieniu (czarują one tak samo jak Accuphase – głównie cienistością tła i barwą), to były wraz z DP-700 dwa grzyby do jednego systemowego barszczu i dlatego wyszła z tego zupa grzybowa, a nie to co powinno. Miało to być głównym wytłumaczeniem niedostatecznego zachwytu, wynikłego z nadmiaru ciemności, przedobrzonego kolorytu, braku naturalności i zbyt poskromionej góry. A teraz? – Bzdura! Zwyczajna bzdura! Mroczność przepadła, soprany otwarły się po niebo, bas spotężniał, przestrzeń uwidoczniła na przestrzał, i to powietrze, cóż za rozedrgana napowietrzna magia!

Nie będę więcej mu schlebiał. Bydlę jest. Ani jednego dnia takim pięknym dla mnie być nie zechciał. Na pożegnanie puściłem „Non, Je ne regrette rien” Edith Piaf. Niech sobie nie myśli, że będę za nim płakał.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DP-700 SACD

  1. Włodek pisze:

    Witaj Piotrze ponownie 🙂
    Zastanawiam się dlaczego zostawiłeś sobie ten odtwarzacz Accupase 700 jako osobistą referencję mimo niezbyt entuzjastycznej opinii o nim którą zamieściłeś powyżej. Co Cię skłoniło do zakupu tego a nie innego odtwarzacza CD ?
    Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia w sobotę 🙂
    Włodek Łuczyński

  2. PIotr Ryka pisze:

    Odtwarzacz sprawdza się bardzo dobrze. DP-800 i DP-900 są wprawdzie lepsze, no ale ceny… Poważną alternatywą jest Audio Research CD9, lecz nie miałem na niego atrakcyjnej oferty. Podobnie na dzielonego Metronome czy któregoś dCS. To wszystko jest ekstra liga i bardzo wysoki poziom cyfrowej analogowości, a różnice zawsze są na zasadzie: jedno lepsze a drugie gorsze. W rezerwie pozostaje podrasowany Cairn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy