Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

Odsłuch

Burmester_082_22

Do wyboru, do koloru.

   Nim jeszcze tego Burmestera uruchomiłem, już mi się spodobał, bo podłączając kable głośnikowe mogłem zasmakować o ile ma lepsze zaciski od innych wzmacniaczy. Nie pojmuję co komu szkodzi też zrobić takie motylkowe, dużo łatwiejsze do zakręcania. Chyba nie jest to chronione patentem, bo śruby z mutrami motylkowymi można kupić w każdym hipermarkecie budowlanym na kilogramy. Tymczasem producenci innych wzmacniaczy i samych głośników zajadle testują siłę uchwytu i moc skrętu użytkowników kolumn głośnikowych, najwyraźniej dbając o ich wygimnastykowanie i dobrą formę mięśni przedramion. Ciekawe, że w dawnych czasach mogły być stosowane przyłącza samozaciskowe, no ale mamy postęp i teraz o samoczynne odłączenie się kabla głośnikowego jest dużo łatwiej. Można dzięki temu zakosztować ciekawego przeżycia jakim jest lot kabla przez pokój, bo kable głośnikowe potrafią być bardzo sprężyste i wystrzeliwać z zacisków.

Zaciski zaciskami, a naszą sprawą jest przebadać brzmienie. Zacznę od sceny, żeby było gdzie wszystko poustawiać. Scena ma kilka zasadniczych własności. Przede wszystkim jest duża. Ogarnia obszar wychodzący daleko poza okolice głośników, szczególnie na szerokość. Ale nie tylko. Wysuwa się też znacznie poza linię głośników ku słuchaczowi, a to na ile przesuwa się też poza nią ku tyłowi zależy od konkretnej płyty. Czasami cała scena lokuje się z tyłu, a czasami jej wyjście ku tyłowi jest płytkie. Zależy od płyty, a w przypadku płyt-składanek nawet od konkretnego utworu. Ale ogólnie scena zawsze jest duża i promieniująca, to znaczy dźwięk nie ogranicza się do pewnego zamkniętego obszaru, tylko jak w przypadku głośników tubowych ma tendencję do wypełniania całego pomieszczenia. Nie należy tego mylić z rozmyciem źródeł. Źródła dźwięku są dokładnie zlokalizowane i dokładnie wiadomo gdzie stoi wykonawca, ale wyrzucane przez niego dźwięki niosą się daleko, swobodnie wypełniając całe pomieszczenie. Dzięki temu stereofonia nie ogranicza się jedynie do wąskiego pasa równej odległości od głośników i można słuchać całkiem przyjemnie z lekkim w którąś ze stron wychyleniem, mimo iż wychylenie to kiedy się skupić będzie wyczuwalne.

Burmester_082_10

No i jak to ma nie grać?

Na taki a nie inny obraz sceny wpływ mają dwie sprawy. Jedna przynależy do samego scenicznego ukształtowania, druga do samego dźwięku. Ta odnośnie dźwięku polega na tym, że dźwięk ten jest tutaj nasycony powietrzem. Nie ma ciężkiego, zwalistego konkretu, tylko jak u Heraklita, wszystko płynie. Dźwięki rozchodzą się niesione muzycznym wiatrem i same stają się tym muzycznym powiewem. A ponieważ wszystkie dźwięki okazują się mieć taką postać, cały przekaz przybiera formę nie tylko nośną i nasyconą powiewem, ale także spójną. Nie ma żadnego podziału pasma, wszystko pozostaje jednością. Basy i soprany nie są osobnymi narracjami, tylko skrajami średnicy. Brak jakichkolwiek dziur i przełomów – wszystko się z sobą scala i zazębia. W tym sensie zatem stanowi to nawiązanie antagonisty Heraklita, Parmenidesa. Darujmy sobie jednak te filozoficzne odniesienia, zauważając na koniec, iż mamy w takim razie do czynienia z tak cenioną przez wielu syntezą jedności ze zmiennością, w tym wypadku pod postacią jednorodności pasma i jego płynnego przestrzennego oddziaływania. Drugim czynnikiem, o którym wspomniałem, jest oddziaływanie dźwięku w pionie. W recenzji Focusów 340 napisałem, że lubią ścielić dźwięk dosyć nisko, przy cichym graniu czasem w całości poniżej linii oczu. Jednak Burmester 082 nie zgodził się tutaj ze mną, ponieważ jak mówiłem nasyca dźwięk powietrzem i go rozprasza. A czyni to także w pionie, dzięki czemu niskorosłe gdzie indziej Focusy wystrzeliły do góry nieraz na dwa, a czasem i trzy metry. Zwłaszcza w muzyce elektronicznej, co przy ogólnie bardzo dużej scenie i nasyceniu dźwięku powietrzem dawało bardzo ciekawe efekty i bardzo było przyjemne, a wręcz intrygujące. Doskonale znane płyty zabrzmiały inaczej, w nieznany dotąd sposób. Dźwięki inaczej się rozchodziły i miały inną formę. Wypełniły pokój wszechobecną wibracją i widać było jak rozchodzą się na wszystkie strony i jak strzelają wysoko ku górze. Bardzo to grało inaczej pod tym względem niż własny wzmacniacz.

Powyższe właściwości składały się też na to, że dźwięk był całkowicie oderwany od głośników, które zupełnie ze sceny zniknęły. Stereofonia była więc naprawdę wysokiej klasy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

  1. Sebastian pisze:

    Wygląda jak bardzo ciekawe i kompletne urządzenie. Coś w moim stylu zarówno pod względem stylu grania jak i funkcjonalności.

    Na szczęście wzmacniacza nie szukam bo plan jest aby tor uprościć do maksimum.

    Zastanawiam się jak by on zagrał z Avantgrargami, które są jak by rozwinięciem jego stylu.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Konfrontacja z Avantgardami byłaby niewątpliwie bardzo interesująca, ale niestety do skutku nie dojdzie. W każdym razie nie tym razem.

  2. burmester lover pisze:

    fajny tekst: „Sam potencjometr oparto o drabinkę rezystancji, a cyferki na wyświetlaczu są koloru złamanej żółci, jak twierdzą psycholodzy bardzo korzystnie oddziałującego na psychikę.” :))))

    Konieczność zakupu pilota osobno gdy wzmak kosztuje 36k uważam za skandal.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najwyraźniej polski dystrybutor podziela pogląd odnośnie pilota, bo sam daje go gratis.

  3. Andrzej pisze:

    Potwierdzam ten opis. Oczywiście słuchałem go w innym zestawieniu, bo źródłem była Wadia 302 a sygnał elektryczny na dźwięk przerabiają SF Cremona M z membranami magnezowymi. Okablowanie w całości Van den Hula, od sieciówek po głośnikówki. Wszystko stoi na dedykowanym stoliku Sroka, który jest niedościgłym pierwowzorem tego przedstawionego w recenzji. Ale do rzeczy… każdy rodzaj muzyki w tym zestawieniu brzmi znakomicie i daje pełnię frajdy. Jest smakowity (takie kulinarne określenie tu pasuje). Przyjemność słuchania na satysfakcjonującym poziomie. Muzyka jazzowa w każdym rozdaniu, czy kilkuosobowym i czy też bigbendowym jest wciągająca. Klasyka na najwyższym poziomie, nawet mocno nieaudiofilskie „wypusty” da się przesłuchać. Rock nie pozostawia niedomówień. Szybkość, jakość w oddaniu szczegółów i detali, barw instrumentów jest na poziomie nie spotykanym na wystawach audio nawet pieczołowicie i drogo zestawianych. Wokale we wszystkich rodzajach muzyki „porażają” swym pięknem. Dokładnie słychać wybrzmienia, pełnię barwy głosów. Kiedy „zapoda się” osłuchanego na wszelkie możliwe sposoby i kombinacje artystę… za pośrednictwem 082-jki odkrywa się tą najprawdziwszą prawdę i i nieuświadomione wcześniej emocje w głosie. Po prostu rzeczywistość. Nie musze wspominać, że z muzyka elektroniczną Burmester nie ma najmniejszego problemu. Plany wszerz w głąb właściwie bez ograniczeń. Ciekawostką jest płyta Amused too Death Rogera Watersa… w 3 utworze po kilkunastu sekundach słychać burzę, która szaleje pod sufitem, tak że odsłuchujący bezwiednie kierują wzrok ponad kolumny, na sufit.
    Oczywiście taki klasyk jak Kinde of blue Milesa brzmi wzorcowo. Aksamitność trąbki mistrza jest najwyższej próby… Chóry benedyktyńskie wprawiają w osłupienie i ciary po plecach idą, że aż miło… tak,tak ten Burmester ten jest wzmacniaczem wszechstronnym i niedocenionym. Rzeczywiście odsłuch na słuchawkach Grado 1000 jest wyborne i może być przebasowione na wyższych poziomach ale przy normalnym odsłuchu jest to uczta. Burmester gra spójnym przekazem muzycznym anie dźwiękami. Obraz dźwiękowy jaki się materializuje przed słuchaczem jest realistyczny, lekki nie pozbawiony masy na basie i też nie przebasowany taka zupa basowa albo jak to określa mój znajomy gulasz basowy, że nie wiadomo skąd się biorą dźwięki. Tu jest jak w pruskiej armii, porządek, dynamika i pewna świadomie ukształtowana wysoka kultura w dźwięku, która wynika z wieloletnich doświadczeń Pana Dietera Burmestera. Tak, że kombinacja amerykańskiego źródła, niemieckiego wzmaka, włoskich kolumn, holenderskich kabli i mistrzowskiego polskiego stolika jest synergią, która daje system do audiofilskiej emerytury i pozwala już nie myśleć o kolejnych sprzętowych wymianach.
    Pozdrawiam wszystkich czytających ten artykuł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy