Odsłuch
Zacznę tradycyjnie od uwarunkowań. By było sprawiedliwie, także Headtrip zasilony został szczególnie udaną przy konkurencie od Fostexa Acoustic Zen Gargantuą II (tak nawiasem też z Kalifornii), ale w jego wypadku poszukiwanie lepszej orientacji żyły gorącej dało wynik odmienny. Nie było zdecydowanie lepszej konfiguracji, a tylko dwie różne. Z gorącą po prawej grało spokojniej i niższym nieco dźwiękiem, a po lewej żywiej, bardziej nerwowo, bardziej sopranowo, a więc i z mocniejszą ekspozycją szczegółów. Wybrałem prawą.
Słowo należy się też interkonektom. Zgodnie z architekturą wzmacniacza zastosowałem wyłącznie symetryczne, porównując przywieziony wraz z Headtripem interkonekt z krystalicznego srebra od polskiego Albedo z własnymi Tellurium Q Black Diamond. Tu sytuacja okazała się analogiczna jak z żyłą, to znaczy też nie było lepszego wariantu a jedynie dwa różne, i to w oparciu o podobne różnice. Srebrny Albedo grał wyższym i bardziej euforycznym dźwiękiem, a Tellurium niższym, gładszym i spokojniejszym. Pierwszy pasował do słuchawek samych z siebie łagodnych, jak Audeze LCD-3, drugi do bardziej podekscytowanych, jak Beyerdynamic T1. Używałem więc obu.
Przejdźmy nareszcie do brzmienia. W odniesieniu doń mam istotną uwagę – wzmacniacz potrafi grać bardzo różnie. Silnie różnicuje interkonekty i nie skąpi różnorodności słuchawkom ani źródłom. To by jednak nie było nic szczególnego, gdyż każde wysokiej klasy urządzenie powinno się tak zachowywać. Jednakże Headtrip ma na dokładkę te przełączniki polaryzacji, a one potrafią od siebie naprawdę dużo dołożyć. Nie przy każdej płytowej okazji różnica jest jednakowo duża, ale zawsze słyszalna i zawsze tego samego charakteru. Niższy, pełniejszy i zdecydowanie mniej narażony na sybilację dźwięk przy polaryzacji lewej, a wyższy, cieńszy i bardziej sykliwy przy prawej. Przy prawej o wiele też bardziej pogłosowy, a więc mogący generować odpogłosową holografię, dającą wrażenie większej niezwykłości. Jednakże w teście normalnej mowy – bardzo moim zdaniem reprezentatywnym – lewostronna polaryzacja sprawdzała się przeważnie lepiej, brzmiąc normalniej i bardziej namacalnie. Przynajmniej tak było na użytych płytach. Warto przy tym zaznaczyć, że różnice pomiędzy polaryzacjami zależały nie tylko od płyt ale i słuchawek, znacznie mocniej oddziałując w przypadku tych o wysokiej impedancji. Tak więc sięgając po niektóre płyty z założonymi Fostex TH-900, można było trafić na różnice słabo słyszalne, podczas gdy w przypadku innych i przy użyciu Beyerdynamic T1 potrafiły być zasadnicze. Wsłuchiwałem się naturalnie w oba rodzaje brzmienia, dążąc finalnie do stanu, w którym wzmacniacz grał gęstym, analogowym i nasyconym dźwiękiem; a więc do brzmienia niższego, masywniejszego i głębszego. Czasami jednak przede wszystkim do najciekawszego, bez zwracania uwagi na poszczególne aspekty. Rzecz ważna – w przypadku każdych słuchawek to się udało.
AudioQuest NightHawk
Tych słuchawek nie trzeba prosić o gęste granie. Same z siebie takie mają i bez proszenia częstują. Niemniej od pierwszego usłyszanego dźwięku poczułem zdumienie. Muszę w tym miejscu wrócić do recenzji Fostexa, w której napisane zostało, że te spośród wielu porównywanych podobały mi się w jego wersji sprzedażowej, bez lepszych lamp, najbardziej. Muszę, ponieważ tamten wybór nosił znamiona kaprysu, niejakiego nawet zmanierowania – wydziwiania przez najedzonego po same uszy muzyką i sprzętem recenzenta. Nie napisałem nieprawdy i rzeczywiście te słuchawki grały wówczas jak dla mnie najciekawiej, niemniej sam siebie oskarżam o lekkie zblazowanie i wynikającą z niego tendencję do szukania udziwnień. Krótko mówiąc, podobały mi się te AudioQuest najbardziej także dzięki pewnej niezwykłości, a nie poprzez samo zsumowanie zalet i czysto realistyczne kryteria. Albo jeszcze inaczej: takich naprawdę mocno w realizmie osadzonych i dojmująco pięknie grających słuchawek ze wzmacniaczem Fostexa przy jego sprzedażowym (nawet podrasowanym lepszymi sterownikami) garniturze lamp nie było. Tak grały z nim dopiero wszystkie co do jednego słuchawki przy lampach 300B Takatsuki, które są dlań niezbywalnym paliwem piękna i które (czy też inne analogicznej jakości) po prostu mieć musi. Natomiast AudioQuest NightHawk wspomagane kablem Tonalium Audio z Wells Audio Headtrip zagrały pięknie bez udziału grymasów zmanierowanego recenzenta. Zagrały po prostu pięknie. Blisko, przekonująco, autentycznie – dużymi, głębokimi i wypukłymi dźwiękami. A jeszcze bardziej uderzająco tym, że całkowicie przejrzyście i w pełnym rozwinięciu sopranów. Z uwagi na przydaną im gęstość ta ich przejrzystość do wykazania jest bowiem zwykle trudna, a podobnie soprany zostają w większości systemów skrócone, podwinięte na górze.
Tu natomiast nie było tego ani tego. Pełna przejrzystość i pełna sopranowa skala, a na dodatek te soprany pięknie rozdmuchiwane na przestrzeń, niczym jakaś mgła wodna wokół wodospadu. I jeszcze jedna cecha się okazała niezwykła, nadzwyczaj na wyobraźnię działająca – oddychanie przestrzeni. Dźwięk całościowo dobrze był natleniony (ale bez śladu w tej mierze przesady), a to mu pozwalało dodatkowo pobudzać przestrzeń. Nie tylko ożywać miriadą drobin – tego popularnie określanego muzycznego planktonu – ale także pokazywać wyraźne różnice ciśnień w samej przestrzeni nie tylko poprzez artykulację muzycznych dźwięków. Również poprzez poruszanie się wykonawców i udział w koncertach widowni, poprzez jakieś strugi powietrza, przeciągi, dodatkowe wibracje, oddechy. Krótko mówiąc, cała przestrzeń żyła tu wyjątkowo bogatym własnym życiem i to jej życiowe bogactwo działało na wyobraźnię słuchacza jak generator wspaniałych doznań, momentalnie wrzucając go w atmosferę magicznego spektaklu i przemożnej chęci w nim uczestnictwa.
Pomimo wysokiej skuteczności te słuchawki najwyraźniej chcą być akcelerowane wzmacniaczem mogącym generować szczególnie dużo mocy i dopiero taki jest w stanie dużymi amplitudami chwilowych skoków energii odpowiednio rozruszać ich membrany. Jedyna przejawiona skaza na tym brzmieniu to nieznacznie za duża pogłosowość, a poza tym samo święto. Zresztą, ta pogłosowość skądinąd była efektowna i można ją było równie dobrze mieć za atut a nie wadę. Mnie na przykład bardzo się podobała, podobnie jak całe to granie. Podobało ogromnie.
Sennheiser HD 800S
Na drugi ogień poszły flagowce (te dynamiczne) od Sennheisera. Ich dźwięk także okazał się duży, bliski, masywny i nader efektowny. Lekko naprężony (śladowo), na czarne tło kładziony i z też pięknie żywą przestrzenią, chociaż nie aż tak „oddychającą”. Niezwykle przy tym głęboki (co u tych słuchawek niełatwo osiągnąć) i znów przy pełnym rozwinięciem sopranów, o co dla odmiany nie jest u nich specjalnie trudno. Bez najmniejszego tych sopranów cofnięcia, a jednocześnie bez najmniejszego nimi draśnięcia. Pełna zatem skala i całkowita przyjemność. Scena zwarta przed słuchaczem a nie rozlana na boki, ze znakomicie ukazanym drugim planem, żywo uczestniczącym w akcji a nie zepchniętym do roli tła. Trójwymiarowe na tej scenie dźwięki o naturalnej gęstości i całkowita ich bezpośredniość. Piękna też dźwięczność i piękna całościowa atmosfera autentyzmu doprawianego magią. Szczególną przy tym uwagę zwracała dbałość o ukazanie całości muzycznego zdarzenia i o staranne wymodelowanie każdego kształtu. Nic nie pozostawione zostało w domyśle, żaden dźwięk ani postać. Wszystko starannie obrobione, dopieszczone, doszlifowane. Idealny porządek brzmienia i kształtu, żadnego rozwichrzenia.
Ponownie pojawiło się też wrażenie, że duża moc za tym stoi i dba by niczego nie brakowało, a więc by była (jak powiadają recenzenci uczeni w mowie i piśmie) makro i mikro dynamika. By wszystko było naładowane energią i żywo reagujące. A tym to było efektowniejsze, że działo się pośród tak uporządkowanej formy; pośród ogólnego spokoju płynięcia, przy zupełnym braku zniekształceń i pod dyktando pięknej melodyjności. Minimalnie może zdystansowanej, każącej się podziwiać bardziej w całościowym niźli w pierwszoplanowo nacierającym ujęciu, ale te słuchawki tak mają i to jest ich specyfika. Nie gwałtu-rety, bij-zabij, tylko w całościowo ukazywanym spektaklu. Ale jednocześnie z pełną bezpośredniością i obecnością żywych wykonawców. A tutaj to wszystko pięknie doładowane było energią, podrasowane wyraźnością rysunku i misternością brzmienia. Pycha!
Swietna recenzja ostatnich wzm gigantow sluchawkowych,widac ze jednak wzm lampiwe lepsze.
Sluchawki Abyss sluchalem parokrotnie ,juz z roznymi wzm i graly znosnie,nie bylo rewelacji,ciezkie i nie wygodne ani na glowie ani na uszach tak ze nie ma za czym tesknic i nie kupilbym ich nigdy….chyba ze dostane w prezencie.
Moze z tym wzm akurat beda graly najlepiej, ale tego zestawienia nie slyszalem w przyszlym roku w UK beda mysle na wystawie.
Bardzo ciekawe porównanie tranzystorów do lamp, zazdroszczę posłuchania takiego topu,
w sumie szkoda że Utopie nie doczekały bo mogłoby być ciekawie.
A jak odbierasz Piotrze tryb tranzystorowy w iFi PRO, czy bliżej mu do Headtrip niż do lampy?
ifi w trybie tranzystorowym gra bliżej Headtripa niż lamp. Miło byłoby mieć Utopie i w ogóle wszystkie najlepsze słuchawki, ale to nierealne. Co do Utopii, to polski dystrybutor dysponuje jedynie takimi z niesymetryczną końcówką i nie chcę go stresować przeróbkami.
Czyli te wyjścia 6,3 w Headtripie są mono ?
Nie, to jest inny sposób podłączania jacków, taki sam jak Phasemation.
Czy jest szansa na test „Burson Conductor Virtuoso”?
Pozdrawiam.
Patryk.
Dzwoniłem niedawno kilka razy do dystrybutora i nie podnosi słuchawki. No to chyba nie ma.
Piotr, a odsłuchy Passa planujesz?
Planuję każdego wybitnego wzmacniacza, ale nic konkretnego w tej sprawie jeszcze nie ma i nie wiadomo czy będzie.
Czy ktos testowal ten wzmacniacz z Final D8000, podobno genialne zestawienie.
Dzień dobry,
natknąłem się swego czasu na niniejszą recenzję. Mam u siebie obecnie model headtrip II z osobnym zasilaczem linowym (kupiony wprost od producenta Jeffa Wellsa dosłownie kilka dni temu). Gdyby miał Pan czas i ochotę to mogę przy okazji użyczyć go na testy do Pana. Swego czasu jak mieszkałem jeszcze w Krakowie pożyczyłem na test wzmacniacz alo audio continental v3.
pozdrawiam,
Marcin
Bardzo chętnie go przetestuję. Chyba pamiętasz mój adres?
może i bym jako trafił, ale dla pewności później poproszę o dokładny adres. Wzmacniacz włączyłem po raz pierwszy wczoraj wieczór, więc jest w zasadzie surowy.
To trzeba go najpierw ograć, surowego nie można testować. Napisz na mail: ryka1p@gmail.com
ok., będziemy w kontakcie.