Słuchawkowe referencje A.D. 2018

   Oczywiście nie wszystkie. Słuchawki produkuje teraz tyle firm i tyle z nich chce mieć referencyjne, że zgromadzenie wszystkich takich i poddanie wszechstronnym testom byłoby dokonaniem heroicznym. Mówię o pojedynczym recenzencie, bo na światowych Can Jam coś takiego z grubsza ma miejsce, to znaczy niemal każdych referencyjnych da się posłuchać, choć niekoniecznie już konfrontować jedne z drugimi bezpośrednio w tym samym torze. Lecz zauważmy, że tor taki musi się ograniczać do źródła i okablowania, albowiem już wzmacniacze muszą być różne, w sytuacji gdy na przykład referencyjne Sennheiser HE-1 grać mogą wyłącznie z własnym, jedynie do nich pasującym. Analogiczna niemalże sytuacja odnosi się do referencyjnych Shangri La – flagowych elektrostatów HiFIMAN-a – i analogiczna do trzecich elektrostatycznych Sonoma Acoustic z USA. I w ogóle nie ma się co rozpisywać – każdy cośkolwiek zorientowany w słuchawkowych realiach wie, że słuchawek są różne rodzaje o różnych wymaganiach, a jakby tego mało, to dane, konkretne nauszniki, nawet w ramach tego samego typu preferują jedne wzmacniacze, a się nie lubią z innymi. Więc podpinanie wszystkich do jednego nie tylko technicznie nie jest możliwe, ale też mijałoby się z celem. To zaś oznacza konieczność zgromadzenia także wszystkich wzmacniaczy najlepiej pasujących, czego już nawet największe Can Jam ani światowe Audio Show nie mogą zagwarantować. Tak więc zawężenia w odniesieniu do grona testowanych i uproszczenia odnośnie aparatury im towarzyszącej są siłą rzeczy nieuniknione. Aczkolwiek trzeba przyznać, że zestaw wzmacniaczowy iFi PRO iCan+iESL jest wysoce uniwersalny i każde niemal słuchawki zdolny zadowolić, co odnosi się również do uniwersalnego wzmacniacza Audiovalve Luminare, także zdolnego brać na siebie wszystkie rodzaje słuchawek i dla wszystkich stanowić dobre partnerstwo (z wyłączeniem tych grać mogących wyłącznie ze wzmacniaczem sobie dedykowanym).

Wszystko to razem czyni sprawę wyszukania prawdziwie referencyjnych słuchawek niejednoznaczną i zagmatwaną, ale na szczęście nie żyjemy w ZSRR, gdzie tego typu klasyfikacje w odniesieniu do wszystkiego były obowiązkowe. Cierpka to wszakże pociecha, bo przecież chciałoby się wiedzieć, które są tak naprawdę najlepsze – i temu, jakby nie było, tekst ten jest poświęcony. Rzecz jasna na pewnym odcinku, jako częściowe rynku odpytanie, ale i tak dumny jestem – udało się bowiem zgromadzić kwartet doprawdy popisowy. A przy tym ilość czterech par do gruntownego porównania wydaje się optymalna; w sam raz, by jeszcze to ogarniać i móc dokładniej analizować, choć pięciu, a nawet sześciu zawodników, też by się pewnie dało. No ale nie mam, nie mam – zaproszeń nie przyjęli. A ściślej absencja głównie przez to, że brak ich dystrybutorom. Tu jedni są za ciency i na trzymanie pokazowej pary referencyjnych ich najwyraźniej nie stać (więc biorą jedną sztukę, wysyłają do zaprzyjaźnionej redakcji, a potem tylko patrzą, by jak najprędzej sprzedać), a innym zwyczajnie się nie chce – normalna indolencja. I są też niestety tacy, którzy porównań się boją. I ci, to dopiero problem. A przy okazji też sobie powiedzmy – nie w referencji tkwią kokosy. Pieniądze w branży audio zarabia się na masówce, a referencja to głównie sztafaż. Można się nią pochwalić i należy się za nią chować, pchając ją na pierwszą linię i krzycząc: – Patrzcie! Ale umiemy! Natomiast zarabia się na żołnierzach a nie na generałach. Co drugi młody człowiek paraduje teraz w słuchawkach i są to niemal wyłącznie takie za sto, dwieście, trzysta złotych. Te się sprzedają w setkach tysięcy, tam bije serce biznesu. I wcale nie jest tak, że takie są do niczego. Wielokroć tu chwaliłem Koss Porta Pro czy Grado SR60, lecz teraz lądujemy na drugim skraju rynku, pośród tych prestiżowych.

Referencyjny kwartet

Słuchawkowa kwadryga.

   Każde z porównywanych już mają po recenzji, tak więc na dobrą sprawę można zapytać: po co? Po co to wszystko znowu, na kiego te konfrontacje, gdy już dokładny opis? Ale opisy opisami, a konfrontacje co innego. Bo je odbywszy mogę stwierdzić, że bez bezpośredniego porównania na pewno byłbym głupszy. O wielu sprawach bez pojęcia i w wielu gorzej zorientowany. Trzeba by mieć pamięć Mozarta i jego słuch absolutny, by móc porównywać niebezpośrednio, a do tego nie aspiruję. Poza tym tylko bezpośrednie porównania umożliwiają wyzwolenie od tego, co nazywam adaptacją mózgową. Każde przypadłe do gustu słuchawki, nawet takie przypadłe mniej, w szybkim tempie mózg adaptuje, nadrabiając ich braki. I potem zaczyna się wydawać, że one kapitalne. Więc dopiero po przejściu na inne ta kapitalność gaśnie. Poza tym jest coś jeszcze, co z całą mocą się ujawniło. Tak samo jak wzmacniacze, tak też i muzyczne utwory (nawet w ramach tego samego gatunku) do jednych słuchawek pasują lepiej, do innych wyraźnie mniej. Trochę jest w tym analogii do różnych orkiestracji. Wiadomo, daną symfonię można zorkiestrowywać w różny sposób i w zależności od tego może wypaść lepiej lub gorzej. Więc od wyobraźni kompozytora zależy, na ile rzecz się uda.

Hector Berlioz, weźmy na przykład, uważał siebie za większego kompozytora i większego mistrza instrumentacji od samego Ludwika van Beethovena, a choć łatwo się z tym nie zgodzić, przyznać trzeba, że jego Symphonie fantastique to wielkie dokonanie kompozycyjne i instrumentacyjne zarazem. Więc nikt zachowujący jaki taki rozsądek za poprawianie go się nie bierze, podczas gdy wiele innych znanych utworów było przez interpretatorów zmienianych, niejednokrotnie w znacznym stopniu. (Na przykład opery Rossiniego.) I per analogiam słuchawki. Właśnie z uwagi na specyfikę przydanej (umownie) instrumentacji – własnego zestawu głosów – jeden utwór potrafią odwzorowywać lepiej, przy innym wypadają słabiej. I oczywiście chciałoby się mieć takie, które z każdym wypadną naj, lecz to się okazuje nieproste. Bo jedne na przykład bardziej kameralne i z nimi kameralistyka albo intymny wokal, a inne wielkoobszarowe, więc znowuż co innego. Jedne potęgę fortepianu potrafią bardziej skondensować, ale to im gdzie indziej nie pozwala na reprodukowanie dźwięku w taki sposób, by się rozwiewał w przestrzeni. Co ma dla wokalistyki i kompozycji elektronicznych niebagatelne znaczenie, bo tam odchodzenie na przestrzeń może być istotniejsze od potęgi. W efekcie zaczynamy się miotać – te z tym, tamte z tamtym. Raz te nas przekonują, za chwilę wolimy inne. Tak podczas konfrontacji się działo, nie wyłoniła zwycięscy. Niemniej do opowiedzenia jest dużo i są też pewne konkluzje.

Abyss oznacza otchłań.

Słówko jeszcze o stronie technicznej. Dwie pary z porównywanych (Focal Utopia i Grado PS2000e) to konstrukcje typu dynamicznego, a dwie (JPS Labs Abyss AB1266 i Final D8000) to słuchawki planarne. Jednak to w obrębie planarnych pojawiła się największa różnica, bo Abyss są planarami starego typu, wymagającymi wzmacniaczy dużej mocy, podczas gdy trzy pary pozostałych to konstrukcje nowszego rodzaju, bez różnicy planarne/dynamiczne potrzebujące mocy skromnej, czyli do napędzenia łatwe. W efekcie jedne tylko Abyss czerpały sygnał z końcówki Crofta, pozostali prosto z Twin-Head. I jeszcze troszenieczkę o połączeniowych kablach. Znów jako jedyne Abyss posiłkowały się Tonalium, natomiast w odniesieniu do Final Audio mam następującą uwagę: przyjechały ze starym, miedzianem kablem, ale też z nowym srebrnym. Tyle że nowy był surowy i nie zdążyłem go wygrzać, a tak w ogóle, to wolę miedziane, i jedyne od tego odstępstwa to srebrne Siltech Triple Crown i srebrne Kondo Audio Note oraz pół srebrne, pół miedziane Entreq Atlantis. No a teraz jak było i po kolei – alfabetycznie.

 

Final Audio D8000

Final D8000 nazwy nie mają tak patetycznej.

   Przyjechały, porywam ten lepszy kabel, zakładam, słucham i rzednie mina. Na szczęście zwykły, miedziany przywrócił w nie wiarę, zwłaszcza gdy sobie godzinkę pograły, bo chyba wcześniej miały dłuższą przerwę. Przejdźmy do rzeczy – oto słuchawki najspokojniejsze. O najłagodniejszych (wraz z flagowymi Grado, ale i Focal Utopia też) sopranach i dużym, spokojnym dźwięku. Zarazem niezwykle uwodzicielskim, bo długo podtrzymywanym, nadzwyczaj melodyjnym, i rozpostartym przestrzennie, a także wzbogacanym o dużą dawkę powietrza. Do tego dobre, choć nie narzucające się zbytnio z ciężkością wypełnienie oraz upiększająca przekaz brzmieniowa głębia. I też żadnego – najmniejszego nawet – podostrzania, choćbyśmy wrzucili stare, złe nagranie. A te nagrania, ogólnie biorąc, nie ujednolicane, nie sprowadzane do jakiejś przeciętnej, tylko z uwydatnianiem ich jakości, ale bez odrzucania słabych. Mało tego, przy kablu miedzianym te archiwalne, kiepskie jakościowo, wyjątkowo atrakcyjnie się okazały podane, że jak ktoś takich często słucha, to znakomity wybór.

Odnośnie źródeł dźwięku, to bardzo dobrze ich ogniskowane i w zależności od nagrania silnie różnicowane pod względem wielkości (zależnie od ustawienia mikrofonów), a z kolei oklaski żywe, pełne, przestrzenne, dające mocne poczucie wśród nich przebywania. Nie aż tak silne jak u bezkonkurencyjnych pod tym względem dawnych Sony R10, ale na pewno jakość godna odnotowania. Natomiast obejmująca to wszystko scena ze średnio dalekim pierwszym planem, dość sporym rozsunięciem na boki i z dobrą ale nie jakąś popisową holografią.

Przy kablu srebrnym (nie wygrzanym) słabsza, a z miedzianym wygrzanym całkowita niemalże bezpośredniość, dająca całkowite wejście w muzykę. Łagodne, opalizujące światło, nastrój lekkiego przyciemnienia, a dźwięk szczególnie aromatyczny, nie pozwalający na bycie obojętnym. Sączący się upojnie w partiach wolniejszych, a moc, szybkość i potęgę mający w razie potrzeby.

Test mowy potocznej pokazał dużą naturalność w oparciu o całkowity brak podpierania się sopranowym podostrzeniem, całkowitą też gładkość i lekkie wspomaganie przez pogłębianie dźwięku. Ogólny nacisk w każdym repertuarze na elegancję a nie podnietę, niemniej elegancję realizowaną w ten sposób, że niejednokrotnie pozostali okazywali się mniej bezpośredni. Jeżeli tylko nagranie pasowało, a tak działo się często, namacalność zjawiała się popisowa i byłem pod wrażeniem. Do tego ich danie specjalne – całkowita otwartość swobodnie propagującego dźwięku. Najmniejszego efektu odbicia, czegokolwiek powstrzymywania, ograniczania ekstensji. Gładkie, pełne, głębokie brzmienie było zarazem swobodne, płynąc bez żadnych ograniczeń. Zupełnie jakby nie było słuchawkowych komór, tylko przetworniki pracowały w środowisku otwartym.

A Focal Utopia mają.

Jak chodzi o ocieplanie i dosładzanie, to nic prawie z tych rzeczy; najwyżej tylko tyle, by nie zrobiło się zimno i obco. Rzecz zaskakująca, chętnie brany przeze mnie do porównań, obfitujący w różnorodny materiał Czarodziejski Flet Mozarta (John Eliot Gardiner – Archiv) okazał się w ich reprodukcji lepszy niż z Focal Utopii. Bardziej otwarty, z lepszą holografią i większą głębią sceny. Do tego pięknie nośne soprany, bez śladu najmniejszego cienkości czy szorstkości i duże głosy; przy czym sama przestrzeń stosunkowo mało aktywna – spokojna i wygaszona. Nacisk prawie wyłącznie na dźwięki podstawowe, a nie na ożywianie i odciskanie się poprzez medium, co stawiało je pod tym względem w najsilniejszej opozycji do Abyss. (Ciekawe, też planarnych.) Zarazem od konkurencyjnych planarów z niżej schodzącym basem, jednakże mniej przestrzennym a bardziej skondensowanym.

Fortepian zaś mniej potężny niż u przydających mu największą potęgę Focali; też wprawdzie niebagatelny, jednak w porównaniu lżejszym brzmieniem operujący. Grający w sposób bardziej otwarty, ale i bardziej przeciętny w sensie audiofilskich produkcji. Tą otwartością może nawet uczciwszy, nie tak wszakże niesamowity, nie robiący takiego wrażenia.

Focal Utopia

Grado zaś mają własną, od dawna używaną.

   O wilku mowa. Znajomy wpadł, słucha ich i powiada: „ależ są wciągające”. No, owszem, mają coś w sobie. Właściwie same dobre rzeczy, suma których składa się na słuchawki niewątpliwie referencyjne. Ale referencję to kichał Michał, one przede wszystkim są zajmujące. Nie tak spokojne jak Finale, ze szczyptą podniety większą, a mniejszą otwartością.

Grają w zamkniętej przestrzeni, na co można nie zwrócić uwagi. Ta sfera jest bowiem duża, czasami wręcz ogromna, nie działa więc klaustrofobicznie. Jednakże to zawsze sala a nie otwarty przestwór. Przy jednych nagraniach rzecz niemal bez znaczenia, ale przy innych ważna. Bo nie ma zewu nieskończoności, w zamian jest dostojeństwo dźwięku. Bardziej domkniętego, wsobnego, pełnego; także cięższego, słodszego i cieplejszego.

Ta słodycz i to ciepło nie są jakieś wyraźne, niemniej dające styl pokrewny do odtwarzaczy Accuphase i też pokrewny gramofonom. Brzmienie staje się miłe, ale w żadnym razie przymilne. Potężne jest i dostojne, jak również pięknie skrojone, a ciepło i ta słodycz to tylko mały ukłon w stronę sympatii słuchacza, tak żeby nie czuł się przytłoczony tą potęgą i jej majestatyczną maestrią. By nie odniósł wrażenia zbytniej posągowości i by mu się ów posąg nie wydał zbyt spiżowy. Dlatego ciepły powiew i smak lekko słodkawy, natomiast sama postura wspaniała i obezwładniająca. Precyzja trójwymiarowych form i gęstości ich wypełnienia na miarę autentycznego wzorca, tyle że wszystko to w teatrze a nie plenerze. Po przejściu na Finale momentalnie znikają ściany, dźwięk niesie się bez ograniczeń i miesza z nieskończonym. Soprany planarnych japończyków – pomimo ogólnej ich łagodności – okazują się bardziej przenikliwe i docierające dalej, a mniej trójwymiarowe i nie tak określone, zamknięte w jakimś obrysie. Przeciwnie – obrysu wcale nie mające, całe promieniujące w przestrzeń, by się z nią ostatecznie stopić a nie się uciąć granicą. I mimo tak jawnej różnicy nie umiałem sam sobie odpowiedzieć, które do stałej obecności jako słuchacz bym wolał. Te i te były imponujące, te i  te miały zalety. Jednych i drugich słuchało się z przejęciem i bez najmniejszych zgrzytów.  Więc trudno było zdecydować, czy lepsze to mistrzowskie poczucie bliskości wewnątrz zamkniętej sfery, czy pełne rozpostarcie bez żadnych tam dla dźwięku. Na korzyść Finali przemawiał nieco większy autentyzm; na korzyść Focali nieznacznie większa łatwość przyswajania wraz z bardziej krągłym, ciepłym brzmieniem. I ten fortepian potężniejszy, o bardziej zjawiskowej postaci.

Przy teście zwykłej mowy też dało się zauważyć to lekkie poczucie zamknięcia, powodowanego (zupełnie się nie narzucającymi i jakby podświadomymi) odbiciami, a sam głos mówiącego był w sensie odczucia słuchacza zwykły, pozbawiony upiększeń. Nadzwyczajnie wszakże przekonujący, bezdyskusyjnie autentyczny. Podany stylem reportażowym, wolnym od prób upiększania pogłębianiem czy akceleracją wyraźności sopranowym podszyciem. Jedynie wszechobecne poczucie lekkiego ocieplenia i nadzwyczajna dosadność, skutkiem precyzji artykulacji. Każde słowo dźwiękowym dłutem wyryte, a sam mówiący pełen życia, operujący głosem krzepkim, donośnym i doskonale komunikatywnym. Ani sopranowo nie zniekształconym, ani basowo nie zaburzonym, tylko naturalnie wypośrodkowanym i zamkniętym w jakimś pokoju.

Trzy pary z czwórki łatwe do napędzenia.

Z kolei głosy śpiewaków nasycone i z największą dawką słodyczy w ujmującym pięknością trylu. Koloratury mieniące się, prawidłowo rozwibrowane, z tym że znów z sopranami domykającymi się co do formy, a nie wiatrem roznoszonymi.

Utwory fortepianowe to niewątpliwie najbardziej popisowy numer z repertuaru francuskiej referencji. Prawdopodobnie dlatego, że pogłos sali jest w ich przypadku ważny i same mają pudło rezonansowe, które nawet całkiem otwarte przejawia swą specyfikę. Na co nakłada się niezwykła precyzja u tych Focali artykulacji, doskonałe operowanie niższymi rejestrami (brak zatracania nawet w najniższych partiach rozdzielczości), a także brak cienkości sopranów – u Final  zwykle spokojnych, ale czasem i cienkich, a u Focali nigdy. Do czego dochodzi to lekkie ocieplenie, powodujące dźwięk przyjemny, oswojony. A jako kwintesencja te dźwięki krągłe, niespotykanie wręcz perliste, przy tym potężne, gęste. Fantastyczny to daje efekt, chociaż do równie spektakularnego Abyss dochodziły zupełnie inną drogą.

Suma tego wszystkiego okazała się specyficzna i natychmiast rozpoznawalna. Wrażenie ogromu, lecz nigdy poprzez bycie na otwartym terenie. Nieznaczne ocieplenie i niewielki dodatek słodyczy, jedynie dla nich właściwy. Dźwięk głęboki, gładki, super rozdzielczy i mocny, ale nie sztucznie pogłębiony. I także zwartość brzmienia. W teście dzwoneczków bardzo wyraźna różnica względem referencji Finala. Te z Focali cieplejsze, bardziej złociste, bardziej zgęszczone i niżej wybrzmiewające, a także bardziej wsobne (ograniczone do miejsca powstania), a te z Finali srebrzyste, dużo cieńsze i bardziej przenikliwe; bardziej też brzmieniowo złożone i bez ograniczeń promieniujące. Lecz przy tym też nie jaskrawe i bez sztucznej podniety. Inne, ale też autentyczne. Po prostu inne prawdziwe dzwonki. Więc gdyby mieć te z nagrania, bylibyśmy mądrzejsi, a tak zostajemy głupi, dwa razy oszukani. A może tylko raz?

Grado PS2000e

Nawet srożące się przydomkiem „Proffesional” Grado.

   Dopiero co sporządzałem ich recenzję i wyrażałem w niej obawę, że może nie nadążą z jakością względem referencyjnej bez wątpliwości ceny. Obawy się okazały zbędne, a stosunek jakości do ceny wyjątkowo nawet korzystny, jako że są z porównywanych najtańsze a ani trochę nie gorsze. W dodatku efektownie się przedstawiające i mimo sprej wagi całkiem, całkiem wygodne. Poza tym to są Grado – marka z historią i charyzmą. Ale co komuś z tej charyzmy, gdyby one nie grały. Gdyby się okazały najsłabsze. Ale się nie okazały. W recenzji bardzo chwaliłem uchwycenie tonacji i popisową muzykalność, które wprawdzie nie dały im przewagi, ale też pozwoliły bój toczyć wyrównany. I w żadnym razie nie o przetrwanie, a o palmę pierwszeństwa. Ale przejdźmy do rzeczy.

Test mowy potocznej przeszły chyba najlepiej, prezentując brzmienie głębokie, ale nie sztucznie pogłębione, i lepszą niż u D8000 ekspozycję (czytaj też kompozycję) sopranów. Przy jednoczesnym braku wrażenia, że rzecz dzieje się w pomieszczeniu, tylko neutralnie w tym względzie, że całkiem bez zwracania uwagi. U Final był lekki nacisk na otwartość; u Focali wyraźny na zamknięcie; a u PS2000e neutralność, pozwalająca o tym zapominać. Ale żeby też ktoś nie myślał, że one przez to z przestrzenią mniejszą, albo ubytkiem holografii. Nic kompletnie z tych rzeczy – przestrzeń duża i spójna, a holografia wespół z Abyss najlepsza. Doskonale pozwalająca widzieć źródła w układzie bliższe-dalsze i z dobrym tych źródeł z przestrzeni wyosobnianiem, dającym obraz figuratywny. Z tą jednak dodatkową uwagą, że związek źródeł z przestrzenią – pozostawanie w gęstym medium – najbardziej zachowany.

Plan pierwszy dalej niż u Finali i mniejsze niż u nich źródła, a sopranowe partie delikatniejsze – bardziej koronkowe, a mniej promieniujące. Przy ariach operowych ich w żadnym stopniu nie mieszające się ze średnicą soprany okazały się wydatniejsze zarówno względem  Finali jak Focali, przy brzmieniu dzwonków też bardziej dźwięcznym i bardziej trójwymiarowym. No i ta holografia, dająca pełną satysfakcję. Do tego całkowita otwartość, żadnego ocieplenia, a przestrzeń bardziej niż u słuchanych wcześniej aktywna, jednakże mniej niż u Abyss. Względem Utopii nie tylko bez dodanego ciepła, ale też z mniejszą dawką słodyczy. Cały nacisk na muzykalność i realizm, z dojmującym poczuciem tego ostatniego w intuicyjnym odbiorze. Z muzycznym dzianiem się na wielkiej, otwartej scenie, ale z dźwiękami w kontrolowany sposób wygaszanymi, a nie jak u Finali rozpraszającymi się bez ograniczeń w bezkresie. Bas bardzo nisko schodzący i w całym spektrum przestrzenny, ale w najniższych partiach nie tak rozdzielczy i nie tak dobrze kontrolowany jak u Focali. Gdy zaś chodzi o reprodukcję fortepianu – czynnik niewątpliwie jeden z kluczowych – to lepsza, bo mocniejsza i potężniejsza, niż u Finali, ale nie tak zjawiskowa jak w przypadku Utopi.

Kabelki, jak wiadomo, bywają też potrzebne i prezentują różną jakość.

I jako największy atut obok perfekcyjnego uchwycenia tonacji, piękna otwartość brzmienia. Brak wrażenia, że słuchamy poprzez słuchawki, aczkolwiek ten atrybut realizowany nieznacznie lepiej przez Final D8000 i Abyss 1266. Tym niemniej rzecz godna wyróżnienia, poprawiająca jakość odbioru. I też powiedzmy sobie, bo ktoś może czuć niepokój, że o większości normalnie branych pod uwagę atrybutów (jak wypełnienie czy szczegółowość) nie ma w ogóle co wspominać, bo rozmawiamy o słuchawkach klasy Reference, mających te atrybuty na medal. Natomiast wspomnę o tym, że światło u flagowych Grado jest bardziej pastelowe niż u flagowych Finali, a brzmienie jako całość bardziej spójne i zwarte. Dające bardziej jednolitą formę wyrazową, a mniej różnicujące brzmieniowo i pozycyjnie źródła, o ile w grę nie zaczyna wchodzić ta ich znakomita holografia. Sam więc plan pierwszy bardziej skomasowany, a plany dalsze lepiej widoczne i względem siebie rozsunięte, podczas gdy u D8000 plan pierwszy bardziej starannie rozstawiony i lepiej rozpisany na źródła, a dalsze nie tak dobrze uszeregowane i słabiej zobrazowane.

I jeszcze jeden atut godny upamiętnienia; może ze wszystkich największy? Dla mnie przynajmniej właśnie one najlepiej sprawdzały się w rocku. W dużej mierze poprzez tę jednolitość wyrazową, niczym pięść wielka bijącą, ale też dzięki najniższym, najpotężniejszym i najbardziej posępnym głosom wokalistów, oraz w tym samym stylu ukazywanym riffom gitar. Zero piskliwej cienkości, żadnego ocieplenia. Wielka dźwiękowa bryła przytłaczająca słuchacza. The Unforgiven Metalliki, Boom, Boom, Boom ZZ Top & John Lee Hookera, czy Fear of The Dark Iron Maiden – jak dla mnie bezkonkurencyjne. Rytm, groza, jazda, potęga – wszystko oddane najlepiej. Różnorodność pierwszego planu w Divertimentach Mozarta ciekawsza u Finali, a fortepian wspanialszy w Utopiach, ale rockowy szał u Grado. I nic to w sumie nowego – wiadomo, Grado do rocka. Pozostaje natomiast zagadką, jak jest możliwe, że fortepian jest potężniejszy u Utopii, a rock w prezentacji Grado?

JPS Labs Abyss AB-1266

Zapasy?

   Na koniec te najdroższe, najtrudniejsze do napędzenia oraz najmniej wygodne. Ale niemało dające w zamian. A przy tym brak wygody wraz ze słuchaniem znika, o mocny wzmacniacz audiofilowi nie sztuka się postarać, a pieniądz się nie liczy w pogoni za referencją. Zresztą, gdzie im tam z ceną do referencji Sennheisera albo elektrostatów HiFiMAN-a.

Więc cóż to takiego w zamian, czego inni nie mają? A proszę bardzo – żywość przestrzeni. Pod względem tym nie było dla nich konkurencji, po AKG K1000 musiałbym dopiero sięgnąć, albo flagowe Staksy. Miriady dźwiękowych pyłów, rozedrganie całego medium, poczucie u słuchacza, że dźwięk rodzi się w wirtualnym szale, w jakiejś kwantowej akustyce. Po podłączeniu do Crofta (20 Watt na kanał) zanikło wprawdzie całkiem to łopotanie membran, nie do końca kontrolowanych przez zbyt słabego Twin-Head (patrz recenzja flagowych Grado), ale i tak dźwięk był swoiście nadaktywny, wspaniale pobudzony. I z cechą u wszystkich porównywanych w wysokim stopniu obecną – że jak zacząłeś słuchać, toś przepadł, bracie, przepadł. Wzajemne zestrojenie dźwięków (owa „instrumentacja”) wraz z tych dźwięków jakością wywołujące z miejsca efekt: – Oooo! – audiofolskiego Pana Boga za nogi ja żem złapał!

Bo też i one czarusie – niezwykła czystość i przejrzystość. Pospołu z tą reaktywnością pięknie też zaznaczający się pogłos i zjawiskowe dźwięki za sprawą nadzwyczajnej dźwięczności, spajającej się z głębią i wypełnieniem. Największa żywość i aktywność w połączeniu z największym bogactwem harmonik, a szczegółowość eksponowana, tak samo jak rozdzielczość. Nie jednolitość wyrazowa zaraz na pierwsze danie, tylko dopiero gdzieś na finał, a w pierwszym rzucie wyodrębnianie i przytłaczanie kaskadą szczegółów. Potoczna mowa najbardziej bezpośrednia, otwarta i długo wybrzmiewająca; zawieszona w najbardziej aktywnej i nieograniczonej przestrzeni. I jednocześnie melodyjność poza wszelką krytyką, a nie żadne tam w detal zbroje jęki.

Efektem dźwięk całościowo najbardziej niepowszedni, w zdumienie wprawiający. Ale też najmniej tolerujący słabe czy stare nagrania. Bardzo wyraźnie zyskujący wraz z jakością źródłową, niechętny wszelkim brakom. Pod tym względem Utopie były na pierwszym miejscu, a Final oraz Grado bardzo blisko nich z tyłu, zaś Abyss czerwoną latarnią. Wrażliwe na ostrości, cienkości i sybilacje, choć ani śladu tego przy każdym dobrym nagraniu. I w zamian za tą wrażliwość dźwięk fortepianu równie wspaniały, chociaż mniej przez potęgę i kondensację, a bardziej poprzez zjawiskowo bogatą harmonię. Złożoność pod każdym klawiszem i całościowa brzmieniowa aura dające z miejsca: – Ach! I z miejsca jesteś kupiony.

Plażowanie na luksusowej plaży.

Największa także przestrzeń i największa misterność. Koronki, detale, plankton, rozwibrowanie medium… Ale wyłącznie jako ozdoba dla podstawowej melodyki, która też zjawiskowa. W sumie niemałe podobieństwo do tak samo planarnych Finali, poprzez w ten sam sposób ukazywanie dźwięków, jako mocno zróżnicowanych i rozpływających w przestrzeni. Jednak jeszcze dłużej podtrzymywanych i w tej szalejącej otoczce. A przy tym więcej słodyczy: tu bliżej im do Focali. Wszakże bez dodanego ciepła i oczywiście bez wrażenia tkwienia w ograniczanej czymś przestrzeni.

Najbardziej koloraturowe koloratury i najlepsze różnicowanie wielkości źródeł na osi bliżej-dalej. I najmocniejsze soprany, aż po granice krzykliwości, a także najsilniejsze wyodrębnianie dźwięków z tła w każdych okolicznościach. Więc do pewnego stopnie przeciwieństwo dla Grado (poza tym brakiem ocieplenia) i wraz z tym mniejsza przydatność do rocka w sensie jedności wyrazowej (aczkolwiek rock z nimi jak najbardziej). Ale najlepsze w muzyce poważnej, jako najbardziej dźwięki pieszczące i w najbogatszej ich oprawie. Pieszczące także za sprawą tego, że bas bardziej rozsmarowywany na przestrzeń aniżeli jak najniżej schodzący. Taki bez subwoofera, chociaż niski i mocny. Za to szybkość imponująca i wyraźność artykulacji, a przede wszystkim misterność zawsze w parze z melodią. Żadnego przy tym rozjaśnienia, a raczej lekkie przyciemnienie, obecne zresztą u wszystkich.

Reasumując

   Tak wielu nieobecnych – samej Audio-Techniki i HiFiMAN-a po dwóch przedstawicieli. Sennheisery, Audeze i Kennertony, także Pioneery i Sony oraz efemeryczne Onkyo. Elektrostaty od MrSpeakers i nowy flagowiec Staksa. I można by jeszcze wyliczać – chętnych na bycie referencją nie brak. I pewnie by się to wszystko jeszcze bardziej spiętrzyło, skotłowało, splątało. Ale nic – co się udało zebrać, to zostało skonfrontowane. Jasność oślepiająca, blask niewiedzy zdolna przeganiać, wraz z tym nie rozbłysła, ale czegoś żeśmy się dowiedzieli – czas całkiem nie został stracony. Że Grado najpierwsze do rocka, a jedne i drugie planary świetne do muzyki poważnej i elektronicznej. Że Focale najłatwiejsze w odbiorze, trochę podobne do słuchawek zamkniętych; najcieplejsze też i najbardziej uniwersalne. I może przez to także z najbardziej specyficznym, zawsze pojawiającym się własnym smakiem. Że wszystkie jak jeden rewelacyjne, a każde w inny sposób. Abyss najbardziej niezwykłe i wyosobniające dźwięki, a Grado najbardziej spójne i z najlepiej dostrojoną tonacją. Focale wyjątkowe w muzyce fortepianowej i ogólnie uniwersalne, a Final Audio niby odstresowane i uspokojone, ale też dojmująco różnorodne i otwarte, przez co niejednokrotnie najbardziej realistyczne. Co wybrać – nie doradzę. Bo nawet chcąc bym nie mógł. Żadnych z opisanych nie uważam za lepsze od pozostałych, co mówię bez wahania. Każde z zaletami pozwalającymi czymś górować i każde mające strony słabsze, pozwalające innym na prześcignięcie. Przy czym jedne i drugie dynamiczne – brzmieniowo bardziej jednorodne i zwykle bardziej skupiające sopran – zyskiwały przewagę tam, gdzie jednolita siła wyrazu więcej znaczyła niż rozmaitość. I vice versa: gdzie bardziej różnorodny charakter składowych zbierał się w lepszą całość, tam planary zyskiwały przewagę.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

44 komentarzy w “Słuchawkowe referencje A.D. 2018

  1. Miltoniusz pisze:

    Panie Piotrze, czy wymienione słuchawki mocno odlatują Sony MDR-Z1R?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie sądzę, by im w ogóle odlatywały. Według mnie to jedna liga, wnioskując na podstawie konfrontacji z AVS 2016 i tego co pamiętam z ich recenzji. Ale to oczywiście wypowiedź nieoficjalna, bo nie na podstawie dokładnego porównania.

      1. Miltoniusz pisze:

        Szkoda, że w tym Sony Polska tacy ludzie siedzą. Koszty dystrybucji i reklamy praktycznie żadne, pieniądze same pchają się do portfela, a oni śpią.
        Czy sądzi Pan, że są do zdobycia wiarygodne informacje, jak duży jest w Polsce rynek słuchawek w segmentach np. 3-5 tys, 5-10 tys itd? Może da się to jakoś oszacować? Porsche, Ferrari, Lamborghini, Bentley jakoś sobie w Polsce radzą. Jakoś, czyli świetnie. Ostatnio otwarto salon McLarena. A geniusze marketingu z Sony Polska myślą, że ich wypierdkowatych słuchawek za 10 tys. nikt nie kupi. Skandal, Panie.

        1. n pisze:

          To nie o to chodzi, że nikt nie kupi tylko ich nie interesuje sprzedaż 5 sztuk w naszym kraju :). Sony podobnie jak inni skupia się na Azji (głównie Chiny, Japonia) i potem USA. Słuchawki nawet zestrojone są pod jpop.

        2. Piotr Ryka pisze:

          Oszacować pewnie by się dało pytając Audiomagic, Q21 i MP3Store. Oczywiście z grubsza. Ale dużo mówi już samo to, że 80% całego wolumenu sprzedawanych słuchawek to bezprzewodowe. I może jeszcze uwaga – Final X sprzedało się w Polsce kilka sztuk, a we Francji ponad pięćdziesiąt…

          1. Piotr Ryka pisze:

            Ale Focal Utopii sprzedało się podobno dużo i większość bez odsłuchu. Magia nazwy działa.

  2. Patryk pisze:

    Panie Piotrze: Ja dodalbym jeszcze Final Audio X do najlepszej czolowki i wlasnie te sluchawki KUPIE ktoregos dnia, bo one czaruja. Zadne inne nie mialy dla mnie tego CZARU, tej muzykalnosci i zlota w sobie. Gdybym dodal te „X” do tych 4 tutaj: ktore wybralby pan dla siebie na zawsze??

    Trudne pytanie, prawda?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, pytanie praktycznie niejadalne. Wszystkie wymienione reprezentują ten sam poziom i nie umiałbym wybrać. Każde by mnie zadowoliły i nie zadowoliły zarazem. Mam swoje K1000 i chciałbym mieć Orfeusza oraz R10, a także Stax SR-Omega. Ale posiadanie zbyt wielu rzeczy jest szkodliwe, więc dobrze jest jak jest.

      1. Patryk pisze:

        Tak tez myslalem, ze nie ma odpowiedzi na moje pytanie. A tak przy okazji to jaka rzecz maja dla pana Final X , ktorej nie znajdziemy w zadnych innych sluchawkach?
        Chcialbym porownac pana zdanie i ocene z moim zdaniem zwiazanym z odpowiedzia na moje zadane pytanie. Jestem bardzo ciekawy odpowiedzi.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wyróżnikiem dla Final X jest moim zdaniem specyficzna, im tylko właściwa atmosfera muzycznego natężenia. W recenzji nazwałem to bodaj „pianą” – i jest to podobne do tego jak grają kolumny Raidho czy Avatar Audio. To coś więcej niż samo ożywanie przestrzeni; to mieszanie się przestrzeni i dźwięków. Piękna sprawa, charakterystyczna dla najwyższego mistrzostwa.

  3. Patryk pisze:

    Panie Piotrze; pieknie opisane i wlasnie z tego powodu czytam pana recenzje juz od wielu lat. Nie znam osoby, ktora potrafi opisac dzwiek takimi slowami jak pan.

    Final X opisane moimi slowami to (pozwolilem sobie na przetlumaczenie moich slow z jezyka niemieckiego na polski):

    Percepcja siły barwy i bogactwa poszczególnych tonów. Szalona dynamika w połączeniu z muzykalnością, która przytłacza, ponieważ jest tak bogata w informacje i eksplozje naturalnej i autentycznej muzyki, bliskiego kontaktu. Odbieram głos tak, jakby muzycy byli bardzo blisko przede mna, jakby śpiewali dla mnie patrzac prosto w twarz. Final X i ich dzwiek to jak prywatny koncert dla sluchacza. Cos tak pieknego to magja dzwieku.

    Nadejdzie TEN dzien na te sluchawki…..

    ….a do tej pory czaruja mnie nadal Final VI oraz Nighthawk 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Życzę więc jak najszybszego nadejścia tego dnia 🙂

  4. Alucard pisze:

    Umówiłem sie na odsłuch w którym będą brały udział Ultrasony 7, D8000, Utopie i nowe GS1000e. Prawdziwa uczta. Chciałem aby pojawiły się też PS2000e ale nie ma na to chyba szans. A więc arcyważne pytania do Ciebie Piotrze. Jako że 90% słuchanej przeze mnie muzyki to rock, jak myślisz czy te PS2000e to absolutny mus przed ostatecznym wyborem? Celuję że jeśli chodzi o rock ostateczna walka w tym porównaniu będzie między Utopiami a Ultrasone 7. No i pytanie drugie czy te dwie słuchawki Twoim zdaniem przegrywają w rocku z PS2000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Według dyktatu mojego gustu i w połączeniu z moimi torami Utopie przegrywają. Ultrasonów Edition 7 słuchałem tylko na ostatnim AVS i tu się nie umiem wypowiedzieć. Mając je do rocka (i nie tylko) – były genialne, ale to było dekadę temu. Do napędzenia na pewno są od PS2000e trudniejsze w sensie doboru pozostałych składników brzmienia.

  5. Patryk pisze:

    Jak mozna zmienic sobie zdjecie? (zamiast tego z glowa i sluchawkami)

    1. Piotr Ryka pisze:

      To chyba przy logowaniu jest gdzieś zakładka na fotkę avatara. Nigdy mnie to nie interesowało, szczerze mówiąc. W razie trudności z samodzielnym działaniem mogę zapytać informatyków.

  6. miroslaw frackowiak pisze:

    Super recenzja,akurat kolega chce kupic sluchawki, wlasnie takie jak tu przedstawione,czyli referencyjne,ta recenzja akurat mu pomoze.Bedziemy mieli mozlwosc tez ich posluchac, pod koniec miesiaca w Londynie, gdzie na wystawie audio sluchawki profesjonalne sa bardzo licznie reprezentowane z roznymi wzmakami.
    Tak dla ciekawosci ,ktore z tych czterech sluchawek sa najlepsze do wokalu,saksofonu,trabka,malych skladow..

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przy dobrej jakości nagrań Final D8000 albo Abyss (te będą mniej intymne). Chyba że preferujemy brzmienie łatwiejsze a troszkę mniej realistyczne – upiększone, to Focal Utopia. Ale to także kwestia preferencji słuchacza, całego toru itd. One wszystkie do wszystkiego się nadają. Bardzo się nadają. Bo to już taki poziom, właśnie referencyjny. Więc może ktoś właśnie będzie wolał Grado, z ich pozbawionym całkowicie piskliwości i też realistycznym, tyle że mniej nieco zróżnicowanym, bardziej jednolitym brzmieniem?

  7. Grzesiek pisze:

    Może trochę nie w temacie, ale może ktoś wie co jest wart wzmacniacz słuchawkowy w Naim Uniti 2 ?
    Dziękuję

    1. Piotr Ryka pisze:

      Naimy zwykle z Naimami, więc pewnie Headline będzie odpowiedni. Ale to tak tylko zgaduję.

      1. Grzesiek pisze:

        Pytam, bo nie mogę się doszukać różnicy między dziurką w Naimie,a dziurką w telefonie. Słuchawki Nighthawk.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie znam Uniti2, natomiast Headline to bardzo dobry słuchawkowy wzmacniacz. Tym lepszy, im lepszy zasilacz Naima z nim pracuje.

  8. Patryk pisze:

    Posiadam wzmacniacz Headline + zasilacz Teddy Headline: „Dream Team”

  9. miroslaw frackowiak pisze:

    Piotrze wczoraj sluchalem pare swietnych sluchawek na wystawie w Londynie poszly dla przypomnienia STAX OO9 z ich firmy wznacniaczem,nastepnie najnowsze Focale,Meze,Sony MDR-Z1R itd. z roznymi wzmacniaczami.
    Najwieksza niespodzianka sluchawkowa to fantastyczne i najlepsze sluchawki firmy AUDEZE LCD -4Z szok bija wszystkie tu grajace i wszystkie jakie sluchalem w swoim zyciu…to jest takie przeskoczenie o 100% a nie 10% czy 30% nie bylo tylko GRADO PS2000e aby porownac, ale trzeba powiedziec ze w koncu uslyszalem prawdziwe sluchawki grajace a nie udajace granie.
    Podobne oczarowanie mialem tylko raz jak uslyszalem pierwszy raz K-1000.Tak ze musisz LCD-4Z przetestowac koniecznie,przed nimi przesluchslem tez wszystkie modele tej samej firmy i stare 2,3 i normalne 4 Audeze graly przy LCD-4Z jak gramofon „bambino” przy dzisiejszych gramofonach.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Po takiej rekomendacji będę próbował. Dużo jeszcze, tak nawiasem, tych referencji do przetestowania zostało – Onkyo, dwie Audio-Techniki, Meze, nowe flagowce Denona i Kennertona – i pewnie jeszcze inne.

      1. Przemysław S. pisze:

        Panie Piotrze, czy będzie się można wkrótce spodziewać recenzji LCD-4z? Jeśli rzeczywiście brzmią tak fenomenalnie i być może porównywalnie/lepiej niż Sony MDR-R10, to chyba będzie trzeba wysupłać trochę grosza póki jeszcze są. Tym bardziej, że są łatwe w napędzeniu i mój Copland 215 powinien im podołać. Miłej niedzieli życzę!!!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tak zaraz to tej recenzji na pewno nie będzie, ale chciałbym ją urzeczywistnić jak najszybciej. Też jestem ciekaw ich brzmienia, zwłaszcza wobec absencji na AVS. Ale to nie tylko ode mnie zależy, a wcześniej inne zobowiązania trzeba wypełnić.

  10. Andrzej Pieskorski pisze:

    Miałem okazje posłuchać d8000 wpięte do chorda dave, jak dla mnie to niesamowite słuchawki, przyznam ze zbieralem szczękę z podłogi…

  11. Alucard pisze:

    Tak z innej beczki… Ciężka elektronika plus takie różne nowoczesne basowe hardkory + oczywiście ten mój rock i hard rock… Jak to widzisz Piotrze? D8000 czy PS2000e? Co do D8000 jestem pewny że dają radę. A PS2000e?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Takę muzykę wolałbym na PS2000e albo Ultrasone Tribute 7 z Tonalium. Bas potężniejszy, atmosfera bardziej poważna. Ale jak D8000 dają radę, to można wybrać je, bo dźwięk na pewno mają najbardziej otwarty.

  12. Alucard pisze:

    Bas potężniejszy na PS2000 niż na D8000? O cholera, grubo… co ten John? 😉 Najpierw bezbasie w słuchawkach a teraz takie wyskoki? 225e to były lekkie słuchawki na basie tak jak GS1000e. Nowe PS500e są tylko takie akuratne jak na mój gust. Z grubej rury mi tu wyjechałeś 😀

    Ech te Tribute 7, fajne fajne ale coś mi mówiło „nie” jak słuchałem ich.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mnie też Tribute ze zwykłym kablem by nie podeszły. Słuchałem ich wczoraj porównawczo oryginalny vs Tonalium i zasadnicza jednak różnica. PS2000e to kapitalny all-rounder. Przynajmniej moim zdaniem. Wygoda mocno średnia, ale brzmienie w punkt, że tak powiem.

  13. Alucard pisze:

    Z tą wygodą to zawsze jest kwestia przyzwyczajenia, przerabiałem to przy każdych słuchawkach, prędzej czy później (no może z głowy „nie znikną”) się przyzwyczajamy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niby tak, ale przejście z PS2000e na przykładowo Focal Utopia daje mocny obraz różnicy. Rozumiem rozterki przed zakupem. Sam miałbym o wiele łatwiej, mogąc bezpośrednio porównywać różne z własnym torem.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ale i tak bym sobie te PS2000e sprawił, bo dźwięk jednak najważniejszy.

  14. Alucard pisze:

    Czy na PS2000e da się słuchać głośno? Lubię czasem przygrzać ostro, a na PS500e i GS1000e trochę ciężko o to. To słuchawki do cichego ewentualnie średnio głośnego słuchania, ze względu na skalę dynamiki, detal i sferę sopranową. Na tych planarach od Meze i Final powinno się słuchać głośno bez problemu.

    1. Przemysław pisze:

      Na D8000 słucham muzyki często dosyć głośno i nie ma problemu z jakością brzmienia przy podkręceniu kurka nawet na „pierwszą” lub „drugą”. Grają w torze Nottingham Horizon, preamp Taga (planuję zmienić potem na Rega Aria lub Musical Fidelity), oraz DAC215.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Słuchawki na których nie da się głośno u mnie odpadają.

  15. Alucard pisze:

    Chodzi tylko o to żeby sopran mnie nie zabijał przy głośnym słuchaniu i bas nie słabł, bo często doświadczam zmęczenia przeciążonymi, źle podanymi, źle zrobionymi, nadto wyostrzonymi sopranami. Ideałem byłyby takie płaskie, neutralne, niemęczące soprany bez podbicia, wtopione w przekaz i potężny dół ale bez pokrywania średnicy swoją masą. Chyba że to z moimi uszami jest coś nie tak, ale na moje uchu 95% słuchawek na rynku ma niepoprawny sopran. Po prostu męczą i słuchać nie mogę wtedy jak lubię, czyli głośno. Wiadomo, nie zawsze jest ochota na te głośne słuchanie, ale jak nachodzi, to potężny dół i gładki, spiłowany, liniowy sopran jest w cenie 😉

    Swoją drogą, D8000 chyba kozacko łączą się z gramofonem jako źródłem co Przmeysław? Przy komputerze też dobrze grały.

    Apropo, komputer z konwerterem HiFace Two to nie będzie za słaby transport dla PS2000e?

    1. Andrzej pisze:

      Moze Audeze lcd-3? Pasuja wedlug mnie do opisu.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Męczące soprany w samych słuchawkach spośród tych elitarnych, drogich. to są w Ultrasone Edition 10. Nie ma wzmacniacza, który mógłby je całkowicie wyprostować – zawsze będą zbyt spiczaste i płaskie. U pozostałych są do wyregulowania torem i słuchawkowym kablem, chociaż w samych słuchawkach są oczywiście różne. Odpowiednie będą stosunkowo sopranowo umiarkowane i same z siebie trójwymiarowe Focal Utopia, Final D8000, Pioneer SE Master1, Audeze LCD-4 i 3, Beyerdynamic T1, czy Sennheiser HD 800S. Ale Grado PS2000e też, przy czym mnie akurat wydawały się najbardziej poważne, czyniące muzykę najbardziej dostojną. Tu jednak mnożenie liter na internetowym papierze nie pomoże – samemu trzeba posłuchać. I druga rzecz – zadbać o cały tor, bo on tak samo jest ważny.

    3. Przemysław pisze:

      Przy komputerze też grały bez zarzutu i przy głośnym graniu basu jest odpowiednio dużo, a soprany nie kłują w uszy nawet przy utworach typowo skrzypcowych, czy wiolonczelowych (podobnych chociażby do tego: https://www.youtube.com/watch?v=rq67EyZ9t-A).

      Brzmienie z gramofonem jest bardzo klasowe, co stwierdziła również osoba, od której kupowałem ten sprzęt. Stwierdziła, że nie przypuszczała, iż Nottingham może brzmieć aż tak dobrze (sama używała chyba LUXMANA L-550AX lub jakiegoś droższego modelu). Jej Fostexy TH-900 brzmiały przy D8000 w moim torze strasznie jasno, wręcz odczuwałem kłucie w uszach w jazzie, Focale Eleary były pozbawione życia… a jeszcze w miarę dobrze słuchało się ciemnych Nighthawków z oryginalnym kablem.

      W pewnej chwili omawialiśmy ich świetne brzmienie nawet wtedy, gdy grały położone na kanapie, a ich dźwięk nawet wówczas był bardzo klasowy. Jednak tak jak wspomina Pan Piotr, najlepiej jest dokonać przed dokonaniem zakupu odsłuchu wybranych modeli słuchawek. Życzę udanego weekendu majowego!

  16. Alucard pisze:

    Tor jest PC/HiFace Two, kable analogi i cyfrowe od majkela, wzmacniacz Headonic i DAC Qutest,(GS1000e, PS500e, DT150) na razie innego nie będzie.

    LCD3 to chyba nie będą słuchawki klasy D8000, słyszałem kiedyś dwójki, nie ta półka totalnie. Nie wiem ile lepsze są trójki od dwójek.

    Te słuchanie będzie musiało poczekać na razie, jeżdżenie teraz po Polsce nie wchodzi w grę, już na pewno nie do Warszawy. Może za jakiś miesiąc.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Co nagle, to po diable.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy