Recenzja: Denon AH-D7000

Opublikowano czerwiec 2010

Denon_AH-D7000_6  A już myślałem, że ich nie dopadnę. Polski dystrybutor, firma Horn, nie udostępnia bowiem swego najcenniejszego słuchawkowego podopiecznego recenzentom internetowym mojego pokroju, tylko zawodowcom przelewającym spostrzeżenia na papier, nabycie którego kosztuje jakieś dwanaście złotych za comiesięczny plik ze zdjęciami, recenzjami i reklamami. Od czego jednak koleżeńska pomoc ze strony posiadaczy. Okazało się, że i tym razem można na nich liczyć i przedmiot niniejszej recenzji dotarł do mnie, w dodatku na koszt nadawcy, za co tym większe dzięki.
Frajda z ich otrzymania była tym pokaźniejsza, że to już przedostatnie spośród produkowanych obecnie najwyższej klasy słuchawek dynamicznych jakie pozostały mi do zrecenzowania. Te jedyne wciąż nieuchwytne to JVC HP-DX1000, ale może kiedyś i one się przytrafią.

Denon jest firmą bez żadnej tradycji w produkowaniu słuchawek, chociaż o wielkich tradycjach sprzętowo-muzycznych, bo powstałą już w 1910 roku jako wydawnictwo płytowe. Firmą znaną dotąd przede wszystkim z wysokiej klasy oprzyrządowania kina domowego, aczkolwiek stanowiącą obecnie jeden holding z Marantzem, będącym jednym z klasyków aparatury audio. Kierownictwo musiało jednak pozazdrościć konkurencyjnemu koncernowi JVC jego wyjętych w 2005 roku niczym królik z kapelusza flagowych DX1000 (tych właśnie co to mi się wciąż wymykają) i po pewnych wstępnych perypetiach wdrożyło koncepcję produkcji własnego słuchawkowego flagowca z prawdziwego zdarzenia, czyli takiego kosztującego tysiąc dolarów, że bezwstydnie od strony ekonomicznej rzecz ujmę.
Ma się rozumieć, tym lepiej miłośników słuchawek. A lepiej przede wszystkim dlatego, że D7000 to słuchawki naprawdę przykuwające uwagę i ze wszech miar godne pochwał. Dlaczego tak jest, będę miał przyjemność wyłuszczyć za chwilę, a teraz rzućmy okiem na ich powierzchowność i aspekt techniczny. Nim do tego przejdziemy przypomnę jedynie, że zanim szczytowy model D7000 pojawił się w 2008 roku, drogę torowały mu wcześniejsze D2000, a przede wszystkim bezdusznie nazwany przeze mnie perypetiami poprzedni flagowiec – D5000, który jako pierwszy jeszcze w 2006 roku skutecznie stanął w szranki z podstępnie wrzuconym na rynek flagowcem JVC. Zawojował on wiele serc i otrzymał masę pochwał, czym niewątpliwie zachęcił swego wytwórcę do kontynuacji serii w postaci modelu jeszcze wyższego.

Budowa

Denon_AH-D7000_1  Wiele poświęcono tym słuchawkom recenzji i audiofilskich pogawędek, a wszystkie one nieodmiennie chwalą wygląd. Ale czyż może być inaczej, kiedy one są takie ładne?
Drewniane pokrywy przetworników to w przypadku modeli zamkniętych już tradycja, zapoczątkowana przez najwybitniejszych przedstawicieli gatunku z Sony R-10 i Audio-Techniką L3000 na czele, choć u tej ostatniej drewno dodatkowo powleczone było skórą. Nowicjusz Denon poszedł tą wypróbowaną i naśladowaną także przez JVC drogą, przy czym użył drewna mahoniowego, znanego z najwyższych konstrukcji słuchawkowego weterana produkcji słuchawek otwartych – firmy Grado. Te drewniane okrywy wykończono na wysoki połysk i opatrzono złotymi napisami DENON, ale tak naprawdę ważne jest, że nie są to takie całkiem zwykłe drewniane osłony, bo z zewnątrz widać, że zostały z lekka wyprofilowane. Nie tak zmyślnie jak u wzorcowych pod tym względem Sony R-10, ale jednak coś niecoś. Dobre i tyle. Denon zapewnia wszakże, że nie mamy tu do czynienia z jakimś zabiegiem pozornym czy chwytem marketingowym, tylko we wnętrzu muszel D7000 czuwa coś naprawdę wartościowego, mianowicie tak zwany Acoustic Optimiser – rozwiązanie dbające o tłumienie fali pogłosowej odbitej od muszli za przetwornikiem, dzięki czemu dźwięk mimo konstrukcji zamkniętej pozostaje naturalny i wolny od zbędnej pogłosowości.

I faktycznie tak się dzieje – dźwięk Denonów jest naturalny i wolny od pogłosu. Pozostaje jedynie pytanie, na czym ten Acoustic Optimiser tak naprawdę się opiera, ale tego się już z materiałów reklamowych nie dowiemy i zmuszeni jesteśmy zadowolić się ogólnikowymi sloganami w rodzaju „dbałości o brak nadmiernego wychylania membrany”.
Od strony ucha znajdujemy bardzo porządne skórzane pady, kształtem nawiązujące do tych ze Staksa Omegi i Sony R-10. Dobrze przylegają do głowy, a ich ruchomość na obwodzie umożliwia ułożenie małżowiny usznej dokładnie na wprost przetwornika, bez uciążliwego uczucia gniecenia czy uwierania. Całość zawieszono na magnezowej konstrukcji zwieńczonej pokrytym skórą pałąkiem. Jest bardzo lekka i ma świetne właściwości tłumienia wibracji, a wypróbowana została przez Sony w ich legendarnym flagowcu, który niewątpliwie stanowił dla konstruktorów Denona punkt odniesienia. Denon nie oferuje wprawdzie pałąka dopasowującego się samorzutnie do głowy, ale zatrzaskowa regulacja wysokości zawieszenia umożliwia i bez tego łatwe dopasowanie, choć według mnie punkty regulacyjne powinny być usytuowane gęściej.
Wszystko to łączy się ze wzmacniaczem przy pomocy kabla z miedzi beztlenowej klasy 7N, czyli wyjątkowo szlachetnego gatunkowo. Całość pakują w eleganckie pudło, którego wierzch jest skórzany, a wnętrze wyłożono sztucznym atłasem jasnej barwy.
Ze spraw konstrukcyjnych nadmienić wypada, że impedancja opiewa na zaledwie 25 Ohm, a przetworniki mają średnicę 50 mm i napędzane są przez magnesy neodymowe. Wykonano je z mikrofibry, czyli sztucznych włókien sto razy cieńszych od ludzkiego włosa. W porównaniu z 53 milimetrowymi przetwornikami Audio-Techniki W5000, a zwłaszcza 56 milimetrowymi Sennheiserów HD 800 ich średnica nie wydaje się duża, ale miałem już się okazję przekonać, że wielkość nie odgrywa tu roli zasadniczej, bo też 50 milimetrowe przetworniki Sony R-10 spokojnie zdeklasowały tamte większe.
Słuchawki mogą przyjąć sygnał o mocy 1,8 Wata, a więc prawie dwa razy silniejszy niż R-10 i niemal tak samo pokaźny jak W5000 (2 Waty), przenoszą pasmo 5 Hz –  45 kHz i ważą bez kabla 375 g. Sporo, ale na głowie nie czuć.

Odbębniwszy kwestie techniczne, ergonomiczne i estetyczne możemy przejść do meritum, czyli brzmienia. Znów przy tej okazji wchodzą nam w paradę Sony R-10, bo już na okoliczność modelu D5000 pojawiły się głosy o pokrewieństwie brzmieniowym Denonów z tym arcydziełem słuchawkowej sztuki, a niejaki Markl założył nawet firmę Lawton Audio, zajmującą się przeróbkami Denonów tak by brzmiały do Sony jeszcze podobniej, o czym w recenzji R-10 już wspominałem. Dodam od razu, że tenże Markl utrzymywał i wciąż utrzymuje, że model D7000 nie wniósł do kwestii brzmieniowej żadnej istotnej nowości, gdyż gra niewiele lepiej od poprzednika, a po przeróbce różnica jest jeszcze mniejsza. Moje zdanie jest jednak odmienne.

Brzmienie

  Dobrze się stało, że flagowy Denon zawitał do mnie na dłuższy czas, bo jego audiofilski rozbiór nie jest prosty. Oczywiście już od pierwszej chwili nie może być wątpliwości, że mamy do czynienia ze słuchawkami najwyższej klasy. Ale klasa klasą, a specyfika specyfiką. Gdyby recenzje mogły się ograniczać do jakiejś punktowej klasyfikacji, sprawa byłaby dziecinnie prosta, ale użytek z tego czytelnik miałby niewielki. A już zwłaszcza czytelnik obeznany z tematem, znający swoje preferencje oraz możliwości własnego systemu.

Cóż to w takim razie za specyfika w tych Denonach zamieszkuje?

Denon_AH-D7000_2No właśnie, ciężka sprawa. Widać to jak na dłoni gdy sięgniemy do cudzych opisów. Bardzo wiele z nich przywołuje obraz brzmienia gęstego, jedwabiście gładkiego, barwnego i owiniętego potężnym basem. Przyznam, że właśnie na takie opisy musiałem zwrócić uwagę i takiego brzmienia się spodziewałem. Ale kiedy sięgniemy na przykład po recenzję porównawczą D7000, HD 800 i PS-1000 z TONEAudio (no.26 2009), napotykamy zaskakujące w tym kontekście stwierdzenie, opisujące brzmienie D7000 jako „raw sound” (surowy, nieogładzony, nagi), co zupełnie do tamtego nie pasuje. Uświadamiamy też sobie, że skoro D7000 mają być następcą R-10, nie mogą być gęstym muzycznym koncentratem o gładkiej konsystencji, bo przecież nie taki dźwięk ten ich sławny wzorzec prezentował.
Z tego rozjechanego na sprzeczne opinie punktu widzenia także bardzo dobrze się stało, że testując D7000 dysponowałem pożyczonym odtwarzaczem Accuphase DP-78 SACD oraz wzmacniaczem Leben CS300X. Zwłaszcza ten pierwszy mógł okazać się użyteczny, bo skoro mamy rozstrzygać pomiędzy zawiesistą prezentacją upiększającą a żywą tkanką autentycznej muzyki, mój cokolwiek ascetyczny Cairn, nie mający inklinacji ku szkole zgęszczająco-wygładzającej, mógł wprowadzać w błąd o tyle, że takie opisy nie mogły liczyć na wsparcie z jego strony, podczas gdy szkoła dźwięku spod godła Accuphase powinna przyjść im w sukurs i uzasadnić ewentualną trafność. A niezależnie od tego Accuphase to bardziej nobilitowana półka audiofilizmu, w dodatku zdolna reprodukować materiał SACD, którego techniczna wyższość zaprezentowana mi została w sposób nie podlegający dyskusji. Oczywiście kontrola własnego ASL Twin-Head ze strony bardzo przez użytkowników cenionego a recenzentów chwalonego Lebena, także była nie od parady, pozwalając ujmować Denony w szerszej perspektywie sprzętowej.

Przejdźmy do sedna i spróbujmy się brzmieniu modelu D7000 dobrać do skóry.

Denon_AH-D7000_3Który opis jest trafniejszy?
Według mnie ten odwołujący się do analogii z R-10, a więc podkreślający trafność tonacyjną i realizm. Ale to jeszcze nie znaczy, że ci określający ich brzmienie jako ocieplone, gładkie i gęste w ogóle racji nie mają. Rzecz zasadza się na systemie. Od razu można było to podejrzewać, lecz kiedy samemu się sprawdzi, sprawa nabiera innego, mniej zagadkowego wymiaru.
Poszukiwane sedno sprawy wcale przy tym nie spoczywa mym zadaniem na obszarze dylematu realizm – upiększanie, a w każdym razie nie do niego się w głównej mierze sprowadza. W jednych ustawieniach lampowych Twin-Heada flagowe Denony grały bardzo realistycznie, w innych skłaniały się bardziej ku gładkiej miodopłynności, lecz by opisać co w tym wszystkim jest najważniejsze, muszę odwołać się do konkretnego przykładu.
Oto mamy Twin-Heada jak zawsze z wyjściowymi lampami mocy 45 Emission Labs „mesh”, bo innych 45 nie posiadam, a w sekcji zasilania tkwią prostowniki GZ-33 Amperexa, lampy mocy KT-66 Valve Art i sterujące M8137 Mullarda. Mamy zatem zestaw gęsty, dość mroczny i ogólnie raczej upiększający, czyli taki pod gust tych opisów podkreślających gładkość i słodycz. Do kompletu brakuje nam jeszcze lamp sterujących w stopniu mocy, czyli partnerów dla 45-tek. Kładziemy więc przed sobą parę CCa Simens & Halske oraz parę E188CC Mullarda. W sensie brzmieniowym do pewnego stopnia antagonistów a zarazem w obu przypadkach przedstawicieli najwyższej klasy brzmienia. Zacznijmy od CCa. Nie ma zaskoczenia. Te lampy mają piękną przestrzeń, świetny bas, gładkość w całym paśmie, leciutkie echo i leciutkie ocieplenie. Wszystko to Dennon ukazuje bez zająknienia i teraz już mamy całościowe brzmienie skłonione z lekka w stronę szkoły cienistej piękności. Spróbujmy teraz Mullardów. Właściwie wiele nie powinno się zmienić, bo przecież wszystkie pozostałe lampy mają w mniejszym czy większym stopniu ten sam charakter co CCa i spokojnie powinny narzucić swój styl, zagłuszając realistyczne brzmienie Mullardów. Dodam jeszcze, że w odtwarzaczu Accuphase kręci się płyta z muzyką symfoniczną. Wszystko jedno jaką, może być na przykład V symfonia Beethovena pod batutą Fritza Reinera, żeby pięknie od strony artystycznej i nagraniowej było. Ważne w każdym razie, by była to muzyka symfoniczna, bo ona najlepiej ukaże nam wielką prawdę o Denonach. Nie tylko ona, ale ona najlepiej, a kiedy to już ujrzymy, będziemy zawsze pamiętać o co w tych słuchawkach głównie chodzi.
To do roboty, wyjmujemy CCa, wkładamy Mullardy i czekamy kilka minut by się rozgrzały. Raz jeszcze od początku puszczamy tratata-tam, tratata-tam – najsławniejszy początek utworu muzycznego w historii – i natychmiast zostajemy porażeni jednym faktem. Nie, nie muzyką Beethovena, bo tą już znamy, tylko tym jak zmieniła się dynamika. W zestawieniu lampowym z Mullardem (a ogólnie w każdym byle z nim), dynamika przechodzi zasadnicze przeistoczenie. Skądinąd jest pewne, że tego rodzaju dynamiczny obraz będzie się pojawiał w wielu systemach, co Leben na swój nieco odmienny sposób natychmiast nam udowadnia, ale w moim wzmacniaczu wymaga akurat tych lamp, albo jakichś innych triod sterujących, których nie mam. No, może nie tak do końca, bo z Teslą też jest znakomicie.

  Brzmienie cd.

Denon_AH-D7000_8Ale o co chodzi? – pytasz zniecierpliwiony czytelniku.
Chodzi o to, że z CCa nie było pomiędzy Denonami a Audio-Techniką W5000 jakiejś zasadniczej różnicy dynamicznej. Inna była tonacja – bo Denon jest dużo jaśniejszy; inna scena – bo Audio-Technica ma sporo większą; zupełnie inna pogłosowość – bo u Audio-Techniki stanowi ona dominantę, a Denon jest jej pozbawiony – ale dynamiki były zbliżone. Lecz podczas gdy lampy E188CC Mullarda u Audio-Techniki niewiele w sensie dynamicznym zmieniają, Denon przechodzi zasadnicze przeistoczenie i zaczyna fascynować skalą dynamiczną, którą znałem dotąd tylko z AKG K1000. Niestety, nim to zjawisko odkryłem pozbyłem się już goszczonych wcześniej Grado PS-1000. A choć przez czas jakiś byłem nawet ich posiadaczem, nie zauważyłem by coś takiego miało u nich miejsce. Nie wiem jednak czy nie ma, czy też to przeoczyłem. W każdym razie kiedy taka dynamika dochodzi w Denonach do głosu, na większości muzycznego materiału podobają mi się bardziej od W5000 i nieporównanie bardziej od samych siebie kiedy tej dynamicznej składowej są pozbawione. Różnica jest naprawdę potężna i zasadnicza. A wierzcie mi, przestrzeń, szczegółowość czy głębia barw, to elementy ważne i bardzo pożądane, ale kiedy do głosu dochodzi dynamika o rozwartości sięgającej mega skali, kiedy każdy dźwięk, nawet bardzo cichy, zaczyna przypominać kota czającego się do skoku, bo nawet gdy płynie wolno i spokojnie, czuć w nim skondensowaną energię, wówczas mamy do czynienia z zupełnie innym muzycznym obrazem – znamienicie prawdziwszym i bardziej frapującym.
Takim właśnie dźwiękiem dysponują Denony kiedy je właściwie napędzać, a cała reszta – doskonała szczegółowość, świetnie uchwycona, bardzo realistyczna tonacja, czy prowadzona na krótkiej smyczy sprężystość wybrzmień, to wszystko są tylko dodatki do tamtej rzeczy najważniejszej. Może gdyby ich przestrzeń była tak zjawiskowa jak u Sony R-10, mogłaby konkurować z tą dynamiczną magią na polu efektowności. Ale przestrzeń Denonów jakaś zjawiskowa nie jest. Ładnie koncentrują obraz muzyczny przed słuchaczem i udanie powstrzymują dźwięki przed przenikaniem do głowy, zatrzymując je na samym jej obrysie, ale już Audio-Technica lokuje muzykę na dużo rozleglejszej scenie, że o potentatach na miarę GS-1000 czy Orfeusza nie wspomnę. Poza tym o ile zjawiska sceniczne po bokach są dobrze uporządkowane, na środku sceny jak dla mnie panuje trochę zbyt duży ścisk, co widać od razu po przejściu na Audio-Technicę. Ta ostatnia ma jeszcze jedną przewagę i to w świetle tego co już napisałem przewagę dość zaskakującą. Trzyma mianowicie lepiej rytm. Frazę ma wprawdzie dłuższą, lecz mimo to nieco rytmiczniej taktuje, co w przypadku niektórych utworów okazuje się mieć nie byle jakie znaczenie. Poza tym Audio-Technica gra melodyjniej. Wszystko to jednak jest Denon w stanie nadgonić swą dynamiką. Gdy spływa ona na słuchacza, kiedy ta niepowstrzymana fala energii w nas uderza, inne rzeczy przestają się liczyć. Dla mnie nie jest to nowość. AKG K1000 właśnie między innymi tym zachwycają. Nad Denonem mają one te jeszcze przewagi, że ich dźwięk jest głębszy, a przestrzeń lepsza o klasę. Ponadto kiedy Denon gra na tą energetyczną modłę, jego dźwięk przestaje być całkiem gładki i nosi ślady czegoś co może nie jest aż technicznym nalotem, ale na pewno nie jest też znamieniem płynnej melodyjności. Mnie osobiście ta leciutka chrypka całkiem jednak odpowiada i wydaje się naturalna, a już na pewno odpowiada dużo bardziej niż cieniste obłości podkreślone basową nutą, ale oczywiście różne są preferencje i ktoś może woleć tamto gładsze wcielenie.

Denon_AH-D7000_4Można by już na tym zakończyć i przejść do podsumowań. Ale wiecie co, skomplikujmy to jeszcze bardziej i ukażmy jak złożona bywa sprawa z opisem brzmienia jednych tylko słuchawek z jednym tylko wzmacniaczem. Włóżmy na tą okoliczność w miejsce E188CC Mullarda popularne „złote” Tesle i w zasilaczu podmieńmy KT-66 na 350B a GZ-33 zastąpmy GZ-34 RCA „Big Bottle”. To oczywiście zestawienie nieprzypadkowe. Piszę o nim, bo ukazuje diametralnie odmienny obraz konfrontacji D7000 z W5000.
Najpierw słów kilka o samych Teslach. Jedni na nich psy wieszają i twierdzą, że to lampy co najwyżej przeciętne, ale takie JAC-MUSIC lansowało je swego czasu jako najlepsze lampy klasy ECC88 w historii. Jakie więc są? Według mnie bardzo specyficzne. Na tle CCa i Mullarda ich przekaz jest bardziej swojski. Bardzo trudno powiedzieć na czym to dokładnie polega. Chwilami wydaje się, że tak zwyczajnie brak im głębokiej toni, że grają prosto z mostu i tracą część informacji. Ale czy na pewno? Kiedy weźmiemy się do tego porządnie i zaczniemy badać na przykład ilość szczegółów, okazuje się, że niczego nie tracą. Brzmienie mają inne, inaczej określone i inaczej w przestrzennie poukładane – nawet zupełnie inaczej, ale powiedzieć, że są słabsze, to by nie było uczciwe. Osobiście odbieram je przede wszystkim jako sympatyczne. Wysterowują 45 Emission Labs w taki sposób, że brzmienie staje się jasne, ale nie za jasne czy zbyt jaskrawe, tylko łagodne, jasnokremowe, bardzo przyjemne i z uwypukloną średnicą. Wysokie tony zostają złagodzone, pozbawione pików, a bas jest bardzo potężny, potężniejszy niż kiedykolwiek. Dynamika jest przy tym pierwsza klasa. Całość prezentacji można porównać do potrawy o właściwie dobranych przyprawach, bez zbytecznego dziwaczenia i szukania kulinarnych duchów po zakamarkach kubków smakowych. Takie granie prosto z serca i nie raniące uszu.
Na czuj można wyczaić, że to powinno bardziej odpowiadać Audio-Technice. I nie pomyliliście się –  bardziej jej odpowiada. Teraz następuje zamiana ról i to one zaczynają górować. Nawet w symfonice dotrzymują pola, a wokalizę mają znamiennie lepszą. Także muzyka rozrywkowa staje się ciekawsza w ich aranżacji.
Nie ma to jak uogólnienia, no nie? Można być pewnym, że się pobłądzi.

Na zakończenie tej lampowo-słuchawkowej dygresji komplikującej dokomplikuję sprawę do końca. Wystarczą mi do tego dwie płyty.
Audio-Technica ma większą scenę a pierwszy plan ulokowany dalej, nieprawdaż? Ma, sprawdzałem wielokrotnie, i potwierdzam. To włóżmy płytę „The Shadows”. No i masz, pierwszy plan na Audio-Technice okazuje się dużo bliższy. Scena pozostaje większa, ale pierwszy plan dzięki Teslom bardzo się przybliża. Aha! Więc to ich sprawka. No to włóżmy ponownie V Beethovena. I bęc, leżymy. Tą płytę Audio-Technica nie tylko ukazuje z bardzo dalekim pierwszym planem, ale jeszcze na dokładkę w wyjątkowo silnej atmosferze pogłosów, a przede wszystkim z podkreśleniem archaizmu nagrania, faktycznie pochodzącego z końca la 50-tych, ale w innych zestawieniach lampowych nie wykazującego żadnego archaizmu. A wszystko to na tych „prostodusznych” i sympatycznie grających Teslach…
Dość, wystarczy. Recenzent jest już wystarczająco ogłupiony. Rzuca w kąt notatki i kontemplując własną niemoc wychodzi.

Podsumowanie

Denon_AH-D7000_9  Całościowo mnie ten Denon D7000 w niemałym stopniu zaskoczył, ale zaskoczenie to chyba niesłuszne, bo gdybym serio brał słowa o jego sukcesji względem Sony MDR-R10, powinienem się przecież takiego właśnie brzmienia spodziewać. Nie chcę przez to powiedzieć, że D7000 to faktycznie nowe wcielenie R-10 i pełnoprawny sukcesor. Do tego spory kawał. Ani membrana z mikrofibry nie jest tak wrażliwa jak ta z biocelulozy, ani leciutko wyprofilowane mahoniowe okrywy muszel wspierane technologią Acoustic Optimiser, nie generują takiej sceny jak te wyrzeźbione przez komputer z drzewa zelkova. Ale kiedy odrzucimy aspekt przestrzenny i odłożymy na wyższą półkę niezrównaną czułość Sony, ogólny kształt prezentacji w wymiarze balansu tonalnego oraz podwyższonej wrażliwości na najdrobniejsze akustyczne sygnały, a także leciuteńki meszek na samej dźwiękowej powierzchni, który skutkiem tego niezwykłego uwrażliwienia się pojawia – to wszystko niewątpliwie przywołuje obraz muzyczny znany z Sony R-10. Nie od rzeczy będzie przy tym napomknąć, że bas i dynamikę flagowiec Denona ma lepsze, co powinno niezmiernie ucieszyć każdego miłośnika dźwięku zdolnego nie tylko pieścić ale i uderzać.
Trzeba jeszcze do tego dorzucić, że podobnie promieniujące energią i z analogicznie podkreśloną wrażliwością brzmienie słyszałem już w wykonaniu nowego flagowca Beyerdynamica, przy czym analogii jest więcej, bo i on lokuje obraz muzyczny głównie przed słuchaczem, i to na scenie, której też niepodobna nazwać ogromną. Ma jednak w zanadrzu fantastyczną sceniczną holografię, której u Denona w żadnym stopniu się nie dopatrzyłem.
Czy zatem T1 są lepsze? Mowy nie ma bym bez bezpośredniego porównania choć słowo o tym wybąkał. Może są, może nie są, a może są słabsze. Kto sobie porówna, będzie wiedział. (Oczywiście w ramach systemu, którego użyje.)
I jeszcze o jednej ważnej rzeczy zapomniałem. O sopranach. Kiedy porównywałem te denonowe z tymi od Audio-Techniki, czyniąc to za pomocą często do tego celu używanej płyty Verdi „Choruses”, od razu stanął mi przed uszami obraz dźwiękowy ze Staksa Omegi. Nie, to nie jest ścisła analogia. Stax bardziej upiększa i wygładza. Nie ma przyobleczonej meszkiem powłoki realizmu, a za to ma holografię. Ale wspólne jest dla obu poskramianie obecnych na tej płycie sopranowych szaleństw. Kiedy fanfary trąbią na cześć zwycięskiego Radamesa, a wtórują im potężne chóry wiwatujących, Audio-Technica nie zna umiaru w piętrzeniu sopranowych piramid, natomiast Stax i Denon prezentują elegancką powściągliwość, dużo łatwiejszą do przyswojenia, choć przekaz ten może nie do końca jest poprawny w sensie realizmu. Najzgrabniej z opresji wychodzą K1000, ale tylko gdy pracują w torze o najwyższej jakości. Inaczej też jest za ostro. No a tory najwyższej jakości, to sami wiecie, tanie nie są. I dlatego bardzo dobrze, że jest Stax, a jeszcze lepiej, że Denon, bo on tańszy jest dwa razy od samych słuchawek Omega, a systemu tak wykwintnego jak K1000 nie potrzebuje. (Orfeusz także świetnie sobie z tym radzi, ale o nim lepiej zapomnieć tyle kosztuje.)

Porównanie z Audio-Techniką ATH-W5000

Audio-Technica ATH-W50001   Sporo już na ten temat samo się musiało napisać, bo jako posiadacz Audio-Techniki muszę jej używać do porównań i na bieżąco jedne z drugimi zestawiać, ale zaniedbaniem i niegrzecznością wobec czytelnika by było, gdybym nie poświęcił paru osobnych zdań na temat współzawodnictwa tych dwóch japońskich flagowców o konstrukcji zamkniętej, drewnianych muszlach i identycznych cenach.
Zestawianie jest w pewnym sensie łatwe, bo bardzo odmiennie grają i nie ma problemu ze wskazaniem różnic. Jednocześnie bardzo trudno ustalić ich współzawodnictwa zwycięzcę, a tak naprawdę jest to niemożliwe, no chyba że jako główne kryterium przyjmiemy coś innego niż przyjemność słuchania.
Gdyby takim kryterium ustanowić naturalność brzmienia, należałoby raczej wskazać Denony, grają bowiem bezpośredniej i tonacyjnie poprawniej. Ich system optymalizacji bez wątpienia skutecznie gasi przy tym pogłosy, co może wydać się naturalnym sposobem prezentacji. Ale czy musi? Kiedy rozmawiamy na wolnym powietrzu albo w niewielkim pomieszczeniu, pogłosy rzeczywiście nie występują. Ale w sali koncertowej albo w auli będą przecież czymś naturalnym. Porównując Audio-Technikę z Sony R-10 napisałem, że jej pogłosowy typ reprodukcji jawi się w konfrontacji z tym wzorcowym brzmieniem jako bezsensowny. Problem jednak w tym, że pozbawione pogłosów Sony dysponowały jednocześnie zjawiskową sceną, przydającą ich reprodukcji dodatkowej naturalności. A Denony tego nie mają. Grają bliskim dźwiękiem, bez holograficznej separacji planów i ich szerokiego rozpostarcia. Skutkiem tego dźwięk sam w sobie naturalny niekoniecznie przekłada się na naturalną prezentację. Kiedy nagranie zawiera dużo informacji przestrzennych i jest bardzo dobrej jakości, właściwy im pewien niedostatek inscenizacyjny w dużym stopniu traci na znaczeniu, ale kiedy nagranie jest słabsze, daje znać o sobie. Nie chcę na ten temat pisać elaboratu (a dałoby się bez trudności), dlatego będę się streszczał i ograniczę do stwierdzenia, że jednych płyt dużo przyjemniej słucha się na Audio-Technice a innych na Denonach. Te ostatnie sprawiały mi zazwyczaj większą przyjemność w muzyce symfonicznej, gdzie scena z natury jest duża a dynamika ma walor podstawowy. Podobnie bardziej podobały mi się w wykonaniu Denonów płyty rockowe; i znów głównie za sprawą dynamiki, ale też i powściągniętych wysokich tonów oraz potężniejszego basu. W przypadku kameralistyki i jazzu można w zasadzie postawić na remis, a poezja śpiewana i pojedyncze instrumenty – gitara solo, fortepian, skrzypce – raczej były domeną Audio-Techniki. Także muzyka elektroniczna, w przypadku której większa scena z reguły wskazywała jako zwycięzcę tego kto ją posiadał.

Nawet po dwóch tygodniach porównań nie potrafię jednak powiedzieć, które z tych słuchawek są lepsze. Jednocześnie pewny jestem, że wielu słuchaczy miałoby swojego zdecydowanego faworyta. Sam sobie wmawiam, że gdy napotykamy podobny dylemat, należy odwołać się do brzmienia ludzkiego głosu, jako najbardziej charakterystycznego i najlepiej rozpoznawanego przez mózg. No tak, tylko że nie umiem powiedzieć, na których z tych słuchawek ludzkie głosy podobają mi się bardziej. Czy te wyrwane z otoczenia u Denona, czy te usadowione na pogłosowym planie u Audio-Techniki. Nie będę się silił ani rzucał monetą. Technicznie słuchawki mają możliwości identyczne, a prezentacyjnie są zupełnie odmienne. Mnie podobają się jedne i drugie. Ale jak rock albo jakaś symfonia, to raczej Denon, a jak lepkie od naturalnej słodyczy kobiece głosy, albo samotny instrument, to Audio-Technica. Gdyby Denony miały brzmienie bardziej soczyste i głębsze oraz na większej scenie ulokowane, byłyby zapewne lepsze we wszystkim, ale konfrontacja z AKG K1000 i Grado PS-1000 ukazuje te ich braki dosyć dobitnie. Dźwięk jest trochę za płytki i za suchy. Zapewne Lawton Audio robi z tym porządek, jak czyni to z modelem D5000. A scena jest jaka jest i inna chyba nie będzie. Do przeraźliwych lampowych komplikacji tego wszystkiego już wracał nie będę.

Reasumując

Denon-logo  Na pewno bardzo dobrze będzie mi się wspominało wizytę flagowych Denonów. Palić też będzie ciekawość jak grają po modyfikacjach Lawton Audio i czy faktycznie tak samo jak dla modelu D5000 bardzo dużo dobrego one przynoszą.
Nowy flagowiec to na pewno klasyczny, jak to mówią Anglicy, all-rounder. Znakomicie reprodukujący każdą muzykę, a do ostrego rocka i wielkiej symfoniki nadający się szczególnie. Także ludzkie głosy wspaniale się prezentują, w aurze niezwykłej wyrazistości i wspaniałego oddania indywidualnej charakterystyki, nawet jeżeli inni mistrzowie słuchawkowego grania potrafią tchnąć w nie więcej czaru i esencji. Jeżeli kogoś stać na Staksa Omegę, zapewnie powinien poszukując słuchawek uniwersalnych zwrócić się ku tym wykwintnym elektrostatom jako całościowo najbardziej łagodnym. Nie jestem tylko pewien czy w ostrym rocku Denon nie byłby lepszy. Trudno bez bezpośredniej konfrontacji to stwierdzić. Zapewne z przeciętnej jakości źródłem by był. Dynamiczną alternatywą są Grado PS-1000, Beyerdynamic T1 i Ultrasone E8. Ale Ultrasony są niezbyt wygodne. Może ciut precyzyjniejsze, ale jakieś takie jak dla mnie trochę bez duszy i z wyraźnymi ciągotami do tranzystorowego napędu. Z kolei PS-1000 są o wiele droższe. Brzmienie mają głębsze a scenę większą, ale tonację mniej naturalną; trochę zbyt ciemną. Ich całościowa prezentacja jest bardziej wygładzona i osadzona w pięknej perspektywie. Często wypada to lepiej, ale dla analogicznej Denonom miary realizmu wymagają sprzętowych poszukiwań, bo nie dostaniecie go od nich za friko. Natomiast T1 są bardzo groźne. Które wybrać, zależy od systemu i własnych preferencji. PS-1000, W5000, D7000, T1, HD 800 i E8 – wszystko to są słuchawki z tego samego poziomu jakościowego. Na bezludną wyspę zabrałbym chyba T1. Ale to ja i mój wzmacniacz. Wy i wasze systemy musicie wybierać sami.

Dane techniczne:
– Słuchawki zamknięte o muszlach z mahoniu zawieszonych na ramie magnezowej.
– System optymalizacji dźwięku by Denon.
– Diafragma o średnicy 50 mm z mikrofibry.
– Neodymowe magnesy przetworników.
– Trzymetrowy kabel z beztlenowej miedzi klasy 7  N.
– Maksymalna moc sygnału wejściowego: 1,8 W.
– Pasmo przenoszenia: 5 Hz –  45 kHz.
– Impedancja: 25 Ohm.
– Efektywność: 108 dB.
– Waga bez kabla: 370 g.
– Zapakowane w piękne pudło o skórzanym wykończeniu.
– Cena: 4 600 zł.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

8 komentarzy w “Recenzja: Denon AH-D7000

  1. Maciej pisze:

    Dziś trochę bardziej wnikliwie słuchałem ich w jednym z salonów. Z całą pewnością ich góra jest bardziej przyjazna i mniej jaskrawa niż ta w AH-D71000. Całościowo też oceniam je jako lepiej brzmiące od tych nowszych. Co więcej brzmią dla mnie lepiej niż TH-900. Ponieważ średnica AH-D7000 jest bardziej wypełniona i całościowy przekaz ostatecznie bardziej mnie ujął. Ujął mnie na tyle że jak dorwałem się do nich to ciężko było mi się z nimi pożegnać. A takiego silnego uczucia z TH-900 nie było. Wykończenie prawie identyczne u AH-D7000 i TH-900. Źródło dla TH-900 i AH-D7000 takie same.

    1. asmagus pisze:

      Bardzo ciekawa opinia. Spotkałem się już ze zdaniami, iż D7000 i TH-600 to niemal takie samo brzmienie, jednak preferencja D7000 nad TH-900 to intrygująca rzecz.

      Może ktoś mi wyjaśni jeszcze pewną sprawę. TH-600 to magnes Tesla 1 (1000 gaus), TH-900 to Tesla 1,5 (1500 gauss), D7000 magnes neodymowy, nie wiadomo ile gauss, ale… z wszystkich trzech przy impedancji 25 om to D7000 mają najwyższą efektywność 108 dB, podczas gdy, TH-600 mają 94dB, a TH-900 100dB?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Najprawdopodobniej chodzi o to, że różne są naprężenia i elastyczność membran.

        1. asmagus pisze:

          Ciekawe. Jaka byłaby (w teori) konsekwencja (dla brzmienia) mniejszego naprężenia? Oraz czy wyższa efektywność sugeruje większą sztywność?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Nie wydaje mi się byśmy na tej zasadzie mogli dojść do wielu ustaleń ogólnych. Z jednej strony prawdopodobnie silnie naprężone membrany T1 dają efekt pewnej twardości i właśnie swoistego brzmieniowego naprężenia, ale z drugiej Grado – jedyna firma otwarcie przyznająca się do membran o dużym naprężeniu – nie ma w swoich słuchawkach takiego efektu. Za to zarówno T1 jak i Grado mają dźwięk bardzo szybki. Jeszcze szybszy mają jednak AKG K812, o których można podejrzewać, że membranę mają silnie naprężoną ale bardzo cienką i dość elastyczną, dającą efekty podobne co u elektrostatów (u których membrana jest wyjątkowo cienka ale słabo naprężona, jednak poruszana na zupełnie innej zasadzie). A AKG K1000 membranę mają całkowicie nienaprężoną, a są podobnie szybkie co K812 i elektrostaty.
            Natomiast łatwość napędzania łączy się bardziej nie ze sztywnością tylko niską impedancją. Ale też nie do końca. Grado GS-1000 i K812 napędza się raczej trudno, pomimo niskiej impedancji. Ale wysokoimpedancyjne T1 jeszcze znacznie trudniej. To wszystko zależy także od masy uzwojenia, i dlatego mające lżejsze uzwojenie słuchawki Audio-Techniki napędza się wyjątkowo łatwo.

  2. Piotr Ryka pisze:

    D7000 to słuchawki bardzo zależne od toru. Bardziej niż TH-900.

  3. Maciej pisze:

    A jak według Pana mogły by wypaść z Lebenem? Teoretycznie niska impedancja powinna nie generować brumu. Ale pytanie jak reszta aspektów tego połączenia?

  4. Piotr Ryka pisze:

    Takich rzeczy nie można przewidzieć. Ale można zakładać, że brzmienie to byłoby znakomite.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy