Relacja: Harbeth Super HL5+ na Audio Video Show 2019

   Właściwie powinienem w tytule napisać numer sali, czy raczej loży Stadionu Narodowego; najlepiej wraz z nazwą dystrybutora, którym był Audio System. Ale chciałem uchylić kapelusza przed legendą, jaką bez wątpienia są duże, bo aż trójdrożne (lecz i tak nie największe w ofercie) monitory brytyjskiego Harbetha. Monitory, czyli coś na podstawkach, chociaż te są w tym wypadku cokolwiek symboliczne, bowiem skrzynia na nich dużo większa niż średnio biorąc, a one same niskie. Formalnie są to jednak monitory – bass-refleks nie przechodzi u Harbeth HL5+ w komorę sięgającą podłogi; to średniej wielkości fifka ulokowana dość nietypowo, bo z boku i tylko trochę poniżej głośnika basowego. Przedmuch jest zatem krótki i nie skierowany do tyłu, zapewne z uwagi na to, by można było stawiać pod ścianą. To, prawdę mówiąc, nigdy dobre nie jest, ale że czasami inaczej się nie da, to przynajmniej fukać nie będzie z paru centymetrów w barierę, co już by było okropne.

Skoro już o tych Harbeth, to znów mamy do czynienia z firmą, która jako jedyna potrafiła dochować wielkiej tradycji monitorów BBC – gdzie takich jedynych mamy co najmniej kilkanaście, ale akurat w przypadku Harbetha kpina o tyle jest mniej cierpka, że twórca firmy – Dudley Harwood – faktycznie pracował dla sławnej brytyjskiej stacji radiowej i rzeczywiście był wynalazcą. Ponieważ nie jest to recenzja, nie będę przytaczał całej historii, tylko skupiwszy się na stanie bieżącym zauważę, że wspomniana trójdrożność dochodzi do skutku dzięki tytanowemu supertweeterowi Audaksa (ø19 mm), tweeterowi Seasa (ø25 mm) i własnej koncepcji oraz realizacji wooferowi (ø200 mm) z membraną w technologii RADIAL2™. O tej ostatniej warto nadmienić, że kompozytowy materiał RADIAL2™ jest wynalazkiem samego Harbetha i tylko ta firma posiada prawo do jego stosowania.

Wszystko trzy biegi dźwięku swój dom znajdują w obudowie o nazwie Super Tuned Structure, co sprowadza się do konstrukcji cienkościennej, mającej za zadanie odpowiednio zestrajać a nie tłumić rezonanse.  Obudowa ma rozmiar 635 x 322 x 300 mm, całość waży 15,8 kg i przy impedancji 8Ω osiąga czułość 86 dB. Para głośników to wydatek 16 600 PLN, para odnośnych podstawek doda do tego 3300 PLN.

Wersja udoskonalona, czyli jak ta tu z plusem, debiutowała w 2014 roku, odnosząc wielki sukces zarówno w sensie fachowych ocen, jak i odpowiedzi rynkowej. W przypadku kolumn grających na AVS była to już siódma generacja modelu HL5, z niedawno udoskonaloną dzięki analizie komputerowej zwrotnicą.

Moc rekomendowana dla Harbeth Super HL5+ to 150W/8Ω, czemu nie do końca na papierze mógł sprostać napędzający je wzmacniacz hybrydowy Vincent SV-700 (15 100 PLN), mogący oddać przy tej impedancji po sto watów w kanale. Jak jednak często bywa z hybrydami radził sobie wbrew papierowym mądrościom znakomicie, nie dając żadnych ograniczeń. Sygnał brał przy tym od własnej firmy odtwarzacza Vincent CD-S7 (8300 PLN), jak zwykle u Vincenta też posiłkującego się lampami (2 x 12AX7B, 1 x 6Z4.) A jeszcze wcześniej w torze zjawiał się kondycjoner PS Audio P12 (22 000 PLN) i prowadzący do niego przewód zasilający Cammino M 15.3 Reference (12 420 PLN); pozostałe okablowanie pochodziło od van den Hula, a na stelażu nad Vincentami stały gotowe do alternatywnej akcji odtwarzacz i wzmacniacz MBL, których alternatywy nie słyszałem. Wystrój uzupełniało kilka paneli akustycznych za głośnikami, które tym razem nie musiały stać pod ścianą, tylko jakieś półtora metra przed, co im na pewno dobrze robiło, ale najpewniej i bez tego dałyby sobie radę, jako że  średnie monitory Harbetha rokrocznie dają popis. Może to nie jest prawda, może tylko przypadek, ale podobały mi się zazwyczaj bardziej od największych w ofercie – modelu 40.2. Te tylko trochę są większe (750 x 432 x 400 mm), ale trzy razy droższe i brzmienie jakie za ich pośrednictwem parę razy słyszałem wydało mi się mniej intymne. Źle jednak wówczas stały – pod samą ścianą, i to boczną, więc tylko luźno o tym wspominam, to nie opinia wiążąca. Wiążąca natomiast (oczywiście dla mnie) ta wyrażona poniżej, bo w brzmienie sali ze średnimi Harbethami wsłuchałem się uważnie.

 

 

 

 

Zacznę może nie od nich samych a Vincentów, dla których mam ciepłe słowa. Od czasu gdy wiele lat temu krytykowałem tej firmy wzmacniacz słuchawkowy za brzmienie nazbyt ostre, brzmienie to przeszło ewolucję i dzisiaj mówić o nim „chińskie”, to znaczy je pochwalić. Niczym się bowiem nie odróżnia od europejskiego, amerykańskiego czy japońskiego w wymiarze klasy i kultury. Ostrości brak w nim śladu, było za to jej przeciwieństwo. Nie potrafię oczywiście ocenić, jaka część tego przeciwieństwa była zasługą Harbethów, a jaka elektroniki i kabli oraz kondycjonera, niemniej wszystko musiało wnosić znaczny wkład, bo sumarycznie grało tak, że wiele sal z gramofonami mogłoby się analogowości uczyć. Super analogowo i całkowicie płynnie, a że soprany pozostawały pod pełną kontrolą, tego dowodził brak pogłosu. Można powiedzieć, że ambience był gramofonowy, tworzony promienną melodyką, ciepłem i słonecznością przekazu.

Nie gorsza była scena, niosąca wieloplanowość aż po zupełnie jawną holografię, dokładne plasowanie źródeł dźwięku i naturalność głosów. Ogólnie trzeba zaś powiedzieć, że grało tam na emocjach nie tylko w sensie nieobojętnego stosunku do muzyki, ale też poprzez relację emocjonalną słuchacza do systemu, w którego brzmieniu można się było zakochać, bardzo tych Harbeth zapragnąć. Zupełnie przeto nie dziwię się tym, którzy monitory Harbeth kochają, jako że one właśnie są do kochania, do skakania z radości, że mam. A już zwłaszcza te średnie. Przy czym to nie jest granie kameralne – żeby nikt tak nie myślał. Jest pełnowymiarowe, tworzące duży spektakl, w najmniejszym stopniu nie generujące potrzeby „godzenia się” z jakimiś ograniczeniami: „bo to nie wielkie podłogówki”. Dynamika i skala dźwięku działają w pełnym wymiarze, choć oczywiście nie mamy do czynienia z brzmieniem niemalże przemysłowym (że tak ten uciąg nazwę), jak w wielkim systemie Gryphona.

Głęboka i holograficzna scena to często sam w sobie powód do pełnej satysfakcji, a tu nie tylko zjawiały się na niej naturalne, w pełni obecne głosy, ale na dodatek z pełnym brzmieniowym przepychem – wzorcowo zróżnicowane indywidualnie, mieniące się w koloraturach, niosące poezję i słodycz. Aż po przemożne wrażenie znalezienia się w prawdziwej operze, co na odpowiednim kawałku sprawdziłem. Czego oczywiście nie dałoby się zasmakować bez takiej sceny, natężenia i gęstości dźwięku oraz całościowej potęgi. Wielki wolumen dynamiczny z w końcu nie jakichś ogromnych przecież głośników, i na dodatek przeciętnie kosztującej elektroniki o chińskim pochodzeniu, to było duże zaskoczenie, pomimo że podobnego zestawu już kiedyś wcześniej słuchałem i grał prawie równie dobrze, niemniej nie tak jak tutaj. Miałem także ze sobą płytę z bębnami taiko i dzięki temu udało się zdiagnozować fenomenalną (nie przesadzam) ich akustyczną objętość wewnętrzną oraz zewnętrzną ekstensję. Zupełnie (znowu nie przesadzam) jak z kolumn za dwieście a nie kilkanaście tysięcy.

Im dłużej tego słuchałem, tym bardziej mnie zaskakiwało tak dobre połączenie brzmienia ciepłego i gładkiego w klasycznym stylu „upiększamy” z poczuciem całkowitego realizmu. Aż chciałem nawet wbić klin między te style i jeden od drugiego odspoić; tak żeby poczuć na intuicyjne wyczucie, że to gra jednak za ciepło i za miło, za mało naturalnie. Ale intuicja nie chciała. Realizm identyfikował się z tym ciepłem, gładkością, dynamiką i holografią, a towarzyszące im tej miary zróżnicowanie indywidualne głosów oczywiście w tym mu pomagało. Dzwoneczki, stepowanie, potoczna mowa, saksofon, fortepian, oklaski, inne akustyczne sprawy węzłowe – to wszystko zdawało swe egzaminy świetnie, aż żal było stamtąd wychodzić.

3 komentarzy w “Relacja: Harbeth Super HL5+ na Audio Video Show 2019

  1. Marcin pisze:

    A to niespodzianka, w końcu coś zagrało na poziomie za stosunkowo niewielkie pieniądze. Będzie próbował Pan zdobyć te Harbethy do recenzji?

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zapewne dałoby się zrobić, ale kalendarz na najbliższe dwa miesiące zapełniony. Chociaż… Zobaczymy.

  2. Sławek pisze:

    Też słyszałem te Harbethy na AVS 2019, naprawdę zacnie grały!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy