Relacja: Grobel Audio i Destination Audio na AVS 2018

   Każdy może mieć własne zdanie (chociaż rządzący wszystkich czasów i szczebli pragną, abyście go nie mieli). Toteż i ja pozwolę sobie wyrazić swoje i powiem arbitralnie, że na AVS 2018 najlepszy dźwięk dano do posłuchania w sali Magnolia hotelu Golden Tulip. Rządziło tam tradycyjnie warszawskie Grobel Audio i jego francuskie lampy pospołu ze studyjnym, 24-ścieżkowym (tu w wersji dwuścieżkowej) magnetofonem Studer A80, nietypowo natomiast zdecydowano się zastąpić wystawiane wraz z nimi rokrocznie kolumny włoskiego Franco Serblin tubami polskiego Destination Audio. Tubami w dodatku debiutującymi, nowymi swego producenta. Zwą się te nowe NiKA pisane w sposób przewrotny, znanym chwytem marketingowym mieszającym wielkości liter dla przyciągnięcia uwagi. Kolumny są nowiutkie i mniejsze od jedynych dotychczas w ofercie trójdrożnych i całkowicie tubowych Vista, o czym świadczy już sama różnica ciężaru, zredukowanego z 245 kg (na sztukę) do 115 kg. Redukcja ta to następstwo zmniejszenia całościowych rozmiarów, w tym przede wszystkim górnego, szerokopasmowego głośnika tubowego, który z wielkiego stał się nieduży. Przy czym się proszę nie dziwić, że o aż tego rzędu ciężary chodzi, albowiem tuby w głośnikach Destination Audio to o najwyższej precyzji wykonania wieloboczne profile gięte ze szlachetnego drzewa, a nie plastikowe odlewy. (To samo dotyczy głośnika wysokotonowego, który jest w obu konstrukcjach tubowy.)

I jeszcze jedna gruntowna zmiana – tubowy głośnik basowy Visty zastąpiony został u NiKA przez dynamiczny, w tym wypadku o imponujących rozmiarach 16 cali i dodatkowo wykonywany na indywidualne zamówienie na bazie bardzo rzadko teraz spotykanych najwyższej klasy magnesów alnico (Al-Ni-Co), stanowiących pozornie przyczynek do nazwy; jednakże prawda jest taka, że Nika wzięła się od Weroniki, córki głównego projektanta. Przy czym ta młoda dama – nie myślcie sobie – kazała najpierw puścić kolumny w ruch i sprawdziła, czy dosyć dobrze grają, zanim zgodziła się użyczyć im imienia.

Mimo to miałem wątpliwości, czy o tyle aż mniejsza górna tuba zdoła nawiązać klasą do gigantycznej z modelu teraz nie jedynego a flagowego. Akurat kiedy tam wchodziłem trwała przerwa, dźwięk żaden się nie dobywał; popatrzyłem więc na te ciche zredukowane górne tuby i myślę sobie: „E, tam – panie – z czego pan chcesz mnie zaskoczyć?” Głupio pomyślałem, bo przecież prawdziwa trąbka czy prawdziwy saksofon nie są wielkości słoniowego ucha; ale ma się takie impresje automatycznie i mniejsze zaraz poczytujesz za gorsze. Przezornie siadłem w drugim rzędzie, a po zwolnieniu miejsca przesiadłem się do pierwszego, pamiętając z lat zeszłych (o czym już kiedyś wspominałem), że w tej sali trzeba siadać jak najbliżej systemu. Z tyłu to już nie to, więc kiedy ktoś tam tylko siedział, z pewnością nie dostał wszystkiego. Mógł za to dostać alkohol, którym gości we wszystkich rzędach częstowano (i same ekstra gatunki), ale wówczas by jeszcze mniej dźwięku dostał, bo nawet po lampce wina słuch ulega awarii, choć wielu chciałoby wierzyć w co innego.

Dokończmy o tych nowych NiKA. Użyto najpewniej ich, ponieważ mogą łykać sygnał o mocy 20W, podczas kiedy flagowe Visty, jako mające same tuby, życzą sobie niewiele ponad 1W, co by kolidowało ze specyfiką końcówek mocy Jadis, więc tak a nie inaczej. Te nowe są tak samo trójdrożne i według producenta też będą pięknie grać na skromnych dwudziestu ledwie metrach –  i faktycznie, mogę zaświadczyć, że tubom od Destination dużego metrażu nie potrzeba, choć jednocześnie mogą wypełniać zachwycającym dźwiękiem ogromne pomieszczenia. Pasmo przenoszenia u tych nowych obejmuje 25 Hz – 20 kHz, a cena w Stanach Zjednoczonych (gdzie ma siedzibę ich amerykański dystrybutor) to $29 000. Na pocieszenie u nas, prosto od producenta (pod Warszawą), dla polskich audiofili są ponoć duże zniżki do indywidualnego uzgodnienia via polski dystrybutor, którym jest Grobel Audio, co komunikuję nie bez satysfakcji i sam bym chętnie ponegocjował.

Kablami głośnikowymi samego Jadis, model PGSJ1, podpięte były te nowe do końcówek mocy Jadis SE845 na lampach uwiadomionych w nazwie, przy czym, na co niektórzy kładą szczególny nacisk, lampach pojedynczych w każdym monobloku, a więc i pojedynczych kanale. Dźwięk dzięki czemu lepiej się ma ogniskować w zamian za spadek mocy, co stanowi kolejny ważki argument na rzecz nieporównanie od innych bardziej skutecznych głośników o konstrukcji tubowej. Tych monobloków uzupełnianych poprzez interkonekty Jadis PGIJ1 dzielonym przedwzmacniaczem Jadis JP 80MC, który jest dwuczęściowy (osobna sekcja zasilania) i niebotycznej jakości. Skądinąd monobloki też – było więc mocno jadisowo i super jakościowo – natomiast kable zasilające nie pochodziły już od Jadis, tylko użyto polskich Illuminati Power Reference One, których sam też pośród innych używam. Zadbano przy tym tradycyjnie o wystrój akustyczny, rozstawiając opracowane przez Franco Serblina panele Flexum i zaciągając kotary, jak również o odpowiednie ustawienie na antyrezonansowych platformach Copulare Tonbasenbau, podobnie jak o punktowe oświetlenie poprawiające klimat.

I jeszcze tylko uwaga – abyśmy mieli jasność także i w tym istotnym punkcie – dźwięk z taśm analogowych nie był tak naprawdę analogowy, a pozyskany z cyfrowych genetycznie płyt CD, jednakże za pośrednictwem genialnego przetwornika Jadis JS1 Mk III, kto wie czy nie najlepszego na świecie. Zapewne przy czystym analogu, na przykład z taśm Analogy Records, byłoby jeszcze płynniej, ale i tak trudno było mieć jakiekolwiek odnośnie percepcyjnej analogowości uwagi, nie mówiąc o jakichkolwiek zastrzeżeniach.

I przechodząc do dźwięku: nie epatował przede wszystkim jakąś ze stratosferycznych wyżyn czerpaną dynamiką, choć ta musiała być znakomita, bo inaczej gdzieżby nagroda. Poczucie niezwykłości i najlepszego dźwięku wystawy brało się jednak przede wszystkim z całkowitej spójności brzmienia, anielskiej zgoła analogowości (jak na cyfrowy materiał wyjściowy zupełnie niepojętej), a także naturalnej ekspresji, wspieranej dosłowną obecnością artystów w sali. I w nie mniejszym stopniu od sceny, o której jakość nie mogło być żadnych pytań. Albowiem całkowite ogarnięcie muzyką, słuchacz dosłownie w niej utopiony –  zanurzony kompletne i głęboko. To zresztą specyfika tub Destination; słyszałem takie coś już przy paru innych okazjach; zarówno z elektroniką własną ich producenta (możesz dostać od Destination Audio kompletny tor lampowy najwyższej klasy na lampach 45′), jak i wcześniej z lampami Lampizatora i teraz znów tu z Jadis. Za każdym razem zanurzenie na audiofilską głębokość bojową i zarazem jedyne w swoim rodzaju, bo żadne inne ze znanych mi głośniki, nie wyłączając innych tubowych, nie zanurzają słuchacza tak głęboko w brzmienie. Zwykle jest jakiś dystans – muzyka tam, słuchacz tu – a z Destination całkowita jedność i pełne utożsamienie.

Nie wiem jak takie coś działa w przypadku innych, ale mnie tego rodzaju utożsamienie z muzycznym światem się najbardziej podoba, najżywsze budząc emocje. Czuć scenę – wyraźnie zjawiają się odległości – jednak nie ma bariery, żadnego poczucia dystansu. To, tak nawiasem, powaliło na prezentacji w Chicago obecnego ich dystrybutora, którym jest amerykański bogacz, współwłaściciel kurierskiego giganta FedEx. Jemu też takie utożsamienie do tego stopnia się spodobało, że tylko dla Destination Audio założył własną firmę dystrybucyjną w branży audio.

A sama na tej scenie muzyka? – Ta, jako dosłowne niemal misterium realizmu, z całkowitym przywołaniem i idealną lokalizacją naturalnie dużych i naturalnie grających instrumentów. Ksylofon nie do odróżnienia od prawdziwego, perkusja bez mała też prawdziwa. A nie wmawiajcie sobie, że kiedykolwiek z aparatury audio prawdziwą słyszeliście, bo mam od lat perkusję w domu i ręczę wam, że nie. Do tego wyjątkowo piękne (co tylko tuby potrafią) rozwijanie w przestrzeni dźwięków i tylko im właściwa umiejętność perfekcyjnego udoskonalania brzmieniowego piękna pogłosem. Jako rezultat zjawiskowa uroda brzmienia; jedyna w swoim rodzaju i dla nie-tub nieosiągalna. Żadnej przy tym agresji czy jakiejś niedokładności; nic ponad sam autentyzm i niemalże pełne utożsamienie z muzyką w żywej postaci.

Wraz z tą żywością instrumentów także jak żywe wokale – najbardziej spójne spośród wszystkich na tegorocznym AVS i z najbardziej też spośród wszystkich rozwiniętą sferą emocji. Pełna ekspresja, ale tylko i wyłącznie muzyczna – żadnych technicznych przybudówek. Żadnego sztucznie wzmagającego emocje podbarwiania – dociskania dla dodatkowego efektu sopranami czy basem – ani też żadnej analizy ponad naturalną potrzebę. Tym bardziej żadnej kompresji, jakiegokolwiek stłumienia, które tak dało się we znaki tubom od Avantgarda w „przeklętej” sali Wilanów II na parterze Hotelu Sobieski. Tu magia najwyższego lotu i bez najmniejszego wahania ten właśnie dźwięk spośród wszystkich zabrałbym z sobą do domu. Przy czym dodać należy, że nie wspomagano się tam także głośnością, której poziom pozostawał umiarkowany. Tym większe wobec tego brawa, jako że wie każdy audiofil, iż gdy nie dostaje jakości, to głośność może pomóc.

W wielu miejscach korzystano z jej wsparcia, także za ścianą u Sveda Audio, natomiast Jadis z Destination pogardziły taką protezą, co było oczywiste w sytuacji, gdy była całkiem zbędna. Sama jedynie kultura i naturalna siła brzmienia wraz z całościową naturalnością i szlachetnością dźwięku, ażeby nikt nie mógł zarzucić, że jakaś dyskoteka i maskowanie faktów. Faktem było jedynie – raz jeszcze to wyrażę – najlepsze brzmienie wystawy. A jako smak specjalny i audiofilskie danie główne muzyczny materiał z polskim chórem a capella, dający niezwykły doprawdy autentyzm i niepokojąco wręcz realną maestrię nakładania się głosów. Z towarzyszeniem poczucia, że oto, że tak właśnie – bez najmniejszego niepotrzebnego wtrętu, samym realizmu spokojem.

– To ile się należy za ten najlepszy dźwięk wystawy? Tak jak pan tu napisał?

Ostatnim słowem zapisanym w kajecie było stwierdzenie: „Doskonałość” I nie znajduję w tym przesady nawet patrząc z dystansu. Dla samej obecności w sali Magnolia hotelu Golden Tulip warto było tłuc się z Krakowa rozkopanymi drogami.

7 komentarzy w “Relacja: Grobel Audio i Destination Audio na AVS 2018

  1. Paweł D pisze:

    Długo czekałem aż ktoś potwierdzi moje spostrzeżenia i ocenę końcową tej prezentacji… No i masz zgadzam się z Pańskim opisem w całej rozciągłości. Dla mnie to również dżwięk wystawy.
    Pozdrawiam Paweł D.

  2. Paweł pisze:

    Też uważam stoisko Grobel audio za jedno z lepszych. Tak było i w zeszłym roku. Przy okazji w moim systemie zaprezentowane kable sieciowe też używam w ilości szt. jeden do Ayona 35 i szczęśliwie zastąpił on acrolink pc 9500 (w mojej ocenie nieudany, tylko do specyficznych systemów lub uszu)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Acrolinki zamykają brzmienie w swoistych banieczkach. Dobrze wypełniają, ale muzyka traci rozwichrzenie. Niemniej czasami wpasowują się znakomicie.

  3. Włodek pisze:

    Dla mnie również dźwięk wystawy. Niektórzy koledzy narzekali na jakieś braki, ale nie udało mi się ich usłyszeć. Po prostu – magia !

  4. Jerry Analog pisze:

    Miałem to szczęście, że dokładnie te NiKI zagrały z moim Kondo M77 i Souga 2A3 PSE z winyli, CD i plików. Zwyczajnie nie mogłem uwierzyć co ten zestaw zaprezentował w moim pomieszczeniu nad garażem pełnym skosów i przeklętych karton-gipsów. Dodam tylko, że na AS byłem w sobotę i szczerze mówiąc wtedy (kolumny miały dopiero ok 8h grania od ich zmontowania) muzyka nie powaliła mnie z nóg. Kilka dni później zostałem znokautowany i w takim stanie pozostaję.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Fakt, kolumny były kończone na kila godzin przed otwarciem AVS 🙂

  5. Rafaell pisze:

    Bardzo mnie cieszy Twój zachwyt Piotrze, już rok wcześniej cały system DA robił bardzo dobre wrażenie z tylko tą różnicą że w tym roku był mniej efekciarski i udawał kopciuszka i to właśnie powodowało że szanowni zwiedzający jakoś tak nie zauważali tego brzmienia które nie tyle zmuszało do skupienia co było podane w bardzo dyskretny nienachalny sposób i nie chodzi tu o jakieś plumpkanie w tle bo wszystko było sute podane i można było czerpać garściami. Z racji demonstrowanego materiału nie mogę za to powiedzieć czy te kolumny-system są uniwersalne, mogę podejrzewać z własnego doświadczenia że w innym repertuarze może być różnie ale na szczęście to nie mój dylemat, cena high endowa a nawet na moich ok 40m2 metrach to dalej ciut za duże skrzynie mimo że człowiekowi gdzieś po drodze w głowie chodzą 700 litrowe skrzynki.

    Trochę prywaty, pozdrowienia dla kolegi Laska wspierającego z boku DA.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy